6.7 C
Chicago
piątek, 26 kwietnia, 2024

Legia zabawiła się z Cracovią i zmierza ku mistrzostwu

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

 W drugim z piątkowych meczów Ekstraklasy kibice nie mogli narzekać na nudę. Już do przerwy Legia Warszawa prowadziła z Cracovią 3:0. Odblokowali się Aleksandar Prijović i Nemanja Nikolić, piękną bramkę dołożył też Michał Kucharczyk. Po przerwie drużyna Stanisława Czerczesowa wciąż atakowała, czego wynikiem był gol Kaspra Hamalainena na 4:0.
Lider z trzecim zespołem tabeli, dwie drużyny potrafiące grać najbardziej efektowną piłkę w Ekstraklasie – piątkowy mecz przy Łazienkowskiej zapowiadał się smakowicie. – Cracovia w poprzedniej rundzie pokazała, że jest bardzo mocna. Legia z Ruchem zagrała słabiej, ale musi zacząć wygrywać jeśli chce zdobyć tytuł. Poza tym pozycja lidera zobowiązuje. To będzie bardzo ciekawe widowisko – zapowiadał przed meczem Stefan Majewski, były piłkarz Legii i trener Cracovii. Wielu kibiców warszawskiego klubu martwiło się jednak o dyspozycję strzelecką napastników. Nemanja Nikolić w lidze ostatnią bramkę (a nawet dwie) zdobył 19 marca z Lechem. Najświeższą ofiarą Aleksandara Prijovicia również był golkiper Kolejorza, ale już w spotkaniu grupy mistrzowskiej, 15 kwietnia. Szwajcar zaimponował wówczas jednak nadludzką wręcz zdolnością do marnowania stuprocentowych sytuacji. A w poprzedniej kolejce, z Ruchem, pokonać bramkarza rywali nie zdołał żaden z legionistów. – Tak naprawdę bardziej przejmują się tym dziennikarze niż ja. Najważniejsze, że dochodzimy do sytuacji strzeleckich. A Prijović potrzebuje wsparcia od trenera i drużyny. Pozostałe rzeczy nie są dla mnie istotne – ucinał trener Wojskowych Stanisław Czerczesow. I miał rację. Już w szóstej minucie szwajcarski sobowtór Zlatana Ibrahimovicia pokazał, że od czasu do czasu potrafi błysnąć prawie tak jasno jak Szwed z PSG. Po podaniu Nikolicia nalazł się w polu karnym, ale wydawało się że kąt był zbyt ostry by pokonać Grzegorza Sandomierskiego. Szwajcar nic sobie jednak z tego nie zrobił i chyba tylko sobie znanym sposobem zmieścił piłkę między słupkiem a bramkarzem Pasów. Nie minęło 20 minut, a trybuny znów wybuchły szaloną radością. Ulubieniec kibiców Michał Kucharczyk od pierwszego gwizdka był aktywny jakby przed meczem nałykał się meldonium, ale to co zrobił w 25. minucie przeszło oczekiwania wszystkich śledzących ostatnie boiskowe popisy „Kuchego”. Skrzydłowy dostał podanie od Ondreja Dudy, ściął z piłkę do środka i huknął z około 25 metrów, posyłając kapitalnego „spadającego liścia” za kołnierz Sandomierskiego. Dwubramkowe prowadzenie nie zadowoliło jednak legionistów, którzy mieli ochotę na kolejne gole. Pragnienie to zaspokoili zresztą bardzo szybko. W 32. minucie rzut rożny wykonywał Guilherme. Starszym kibicom mógł przypomnieć się gol Kazimierza Deyny z Portugalią, bo z perspektywy trybun wydawało się, że Brazylijczyk trafił do siatki bezpośrednio z kornera. Powtórki pokazały jednak, że po drodze piłkę musnął jeszcze Nikolić, który przełamał tym samym passę meczów bez gola. Dla Węgra to 26. bramka w tym sezonie Ekstraklasy. Po przerwie ataki gospodarzy nie ustawały. Na gola ze stałego fragmentu znów zapolował Guilherme, który tym razem ładnie przymierzył z rzutu wolnego. Sandomierski z trudem odbił piłkę, którą do pustej bramki mógł jeszcze skierować Adam Hlousek, lecz strzał głową Czecha zablokowali obrońcy Cracovii. Doskonałą okazję zmarnował też Nikolić, który samotnie przebiegł z piłką prawie pół boiska tylko po to, by w ostatniej chwili zbyt mocno ją sobie wypuścić. Jak mawia ludowa mądrość, „co się odwlecze, to nie uciecze”. 13. minut przed końcem spotkania Igor Lewczuk zagrał długą piłkę pod pole karne Cracovii, tam strącił ją Prijović, a wprowadzony pięć minut wcześniej za Nikolicia Kasper Hamalainen bez zastanowienia uderzył z woleja. Sandomierski nawet się nie ruszył, a fiński pomocnik mógł świętować swoją pierwszą bramkę po przeprowadzce z Poznania do Warszawy. W końcówce dwie wiadomości kibicom dostarczył kontuzjowany ostatnio Tomasz Jodłowiec, bez którego środek pola Legii w poprzednich meczach wyglądał przeciętnie. Dobra – wrócił do normalnych treningów i meczowej „18”, zagrał nawet ostatnie dziesięć minut spotkania. Zła – tuż po wejściu na boisko dostał żółtą kartkę, czwartą w tym sezonie. W następnej kolejce znów sobie odpocznie, tym razem przymusowo. Przed decydującą fazą walki o mistrzostwo kibice Legii mogą jednak spoglądać w przyszłość z optymizmem. Ich drużyna ma sześć punktów przewagi nad Piastem, który w niedzielę zagra z będącą w dobrej formie Lechią. Do zdrowia wrócili nieobecni w meczu z Ruchem Duda i Lewczuk. Do kadry na Cracovię nie załapał się tylko Michał Pazdan, wciąż nie wiadomo jak poważny jest jego uraz. Kolejny mecz legioniści zagrają w czwartek, czeka ich wyjazd do Lubina.

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520