16.3 C
Chicago
sobota, 27 kwietnia, 2024

Cameron przeszarżował z Brexitem i wystraszył świat

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Historia lubi się powtarzać, ale tym razem  czerwcowe referendum może mieć katastrofalne skutki nie tylko dla Wielkiej Brytanii, ale także dla całej Europy, która przeżywa trudny czas.

Okazuje się, że pierwszy plebiscyt w sprawie obecności Wielkiej Brytanii w jednoczącej się Europie odbył się czerwcu 1975 r.  Na Wyspach u władzy była eurosceptyczna Partia Pracy, kierowana przez Harolda Wilsona. Partia  jako jedną z kluczowych obietnic złożonych w kampanii wyborczej zapowiadała renegocjację stosunków Wysp z instytucjami europejskimi i referendum w sprawie pozostania Londynu we Wspólnocie Europejskiej. Wilson zgodził się na ten ruch, bo chciał w ten sposób raz na zawsze zamknąć  sprawę europejską  i spacyfikować eurosceptyków w szeregach własnej partii.
Pozwolił swoim ministrom agitować przeciw własnemu stanowisku( podobnie postąpił Cameron}. Na tym kończą się podobieństwa między historią Wilsona w 1975 i Camerona w 2016. Tamto referendum zakończyło się zdecydowanym zwycięstwem zwolenników pozostania we Wspólnotach Europejskich. Pojawiły się wtedy opinie, że sprawa miejsca Wielkiej Brytanii w jednoczącej się Europie została definitywnie zamknięta. Kiedy jedni świętowali, a inni pomstowali na wynik głosowania,  bodaj jako jedyny  konserwatywny poseł Enoch Powell uznał wynik referendum za tymczasowy. Niestety miał rację.
Do – wydawać by się mogło – pogrzebanego problemu powrócił Cameron, który okazał się  miękkim politykiem, zaryzykował z referendum, bo naciskali na niego koledzy z partii. Teraz wynik  głosowania w sprawie Brexitu może zatrząść całą Europą. Nie wiadomo, czy z tej batalii Cameron wyjdzie jako zwycięzca, czy wielki przegrany, pogrobowiec zjednoczonej Europy. Prawdą jest, że już nie raz  spadał na cztery łapy – nie pogrążyła go afera Panama Papers ani fakt, że wiedział iż lord Ashcroft nie płacił podatków na Wyspach, a jednocześnie wspierał konserwatystów datkami. Tym razem może być inaczej.
Pewne  jest, że podobnie jak  wielcy konserwatywni poprzednicy Camerona – Margaret Thatcher i Winston Churchill przyszło mu rządzić w trudnych czasach.  Na pewno jednak poprzednicy obecnego premiera nie zdecydowaliby się na referendum. – Przecież co cztery lata mamy referendum- mówiła wielokrotnie Margaret Thatcher, przypominając że to w wyborach politycy dostają mandat do podejmowania najważniejszych decyzji w sprawach kraju. Może zapomniał Cameron słowa Churchilla: „Sukces nigdy nie jest ostateczny, porażka nigdy nie jest całkowita – liczy się tylko odwaga”.
Tej odwagi mu zabrakło, choć jako konserwatywny polityk powinien brać przykład ze swoich „mistrzów”- Churchilla i  Thatcher. Nie powinien uginać się pod naciskiem partyjnych kolegów i nie ogłaszać referendum. Ale zdecydował się na tak ryzykowny krok i do ostatniej chwili przekonywał obywateli, by głosowali za pozostaniem w Unii Europejskiej.
Straszył, że w przypadku Brexitu, Wielka Brytania już nigdy nie powróci do Unii Europejskiej. W wywiadzie dla „Sunday Times” przyznał, że taka decyzja miałaby fatalne skutki dla brytyjskiej gospodarki. Cameron stwierdził nawet, że wyjście jego kraju z UE zwiększy ryzyko wybuchu wojny światowej.  Pytał retorycznie, czy ewentualny Brexit jest wart takiego ryzyka.
Posunął się nawet do wskazania, że Winston Churchill, gdyby żył, byłby przeciwnikiem Brexitu. Wielu jego rodaków uznało jednak przywoływanie Churchilla w kontekście Brexitu za niesmaczne. Bo choć Cameron ma ogromne ambicje, ale to Churchilla uznaje się za najwybitniejszego Brytyjczyka wszechczasów. To w końcu Churchill przez ponad rok prowadził naród w wojnie z Adolfem Hitlerem,  dla rodaków był niczym ojciec.
Churchill był też jednym z pierwszych, który poparł ideę zjednoczenia Europy. Wymyślił „Stany Zjednoczone Europy” i wspierał  sojusz z Francją, by osłabiać pozycję imperium radzieckiego. Wymyślił też termin „żelazna kurtyna”, na określenie linii podziału Europy na dwa bloki.
Orędownicy kampanii Vote Leave argumentowali z kolei, że Churchill nigdy nie zaakceptował członkostwa Wielkiej Brytanii w unii politycznej. Przypomnieli jego wystąpienie w Izbie Gmin z maja 1953 roku, gdzie stwierdził – Nie jesteśmy członkiem europejskiej wspólnoty obronnej. Nie chcemy też włączać się do federalnego systemu europejskiego.
Wydaje się, że Cameron chciał „wsłuchać” się w nastroje Brytyjczyków, a tych  coraz bardziej zniechęcała obecna władza i  coraz głośniej domagali się radykalnych zmian. To dla nich, a tak naprawdę dla siebie, by utrzymać się u władzy zorganizował referendum, w którym postawiono dramatyczne pytanie: „ Czy chcesz, aby Wielka Brytania pozostała w Unii Europejskiej?” „Tak” lub „ Nie.”
Sam Cameron początkowo opowiadał się za Brexitem. Mówiąc dość zasiłkom dla imigrantów, chciał reformy Unii Europejskiej. Kiedy wynegocjował wiele korzystnych zmian dla kraju, w tym zapewnienia, że Wielka Brytania nigdy nie przystąpi do strefy euro, a jej interesy gospodarcze będą zabezpieczone, zaczął… namawiać obywateli do pozostania w UE.
Robił to do ostatniej chwili, bo słupki poparcia dla zwolenników Brexitu poszybowały od lutego do góry, w pewnym momencie była już dziesięcioprocentowa przewaga „brexitowców”. Wtedy niektórzy członkowie ekipy rządowej Camerona( nie wszyscy, bo kilku ministrów zdecydowanie poparło pomysł wyjścia z Unii Europejskiej) wytaczali najcięższe działa, by pokazać ogrom strat, jakie  może przynieść Brexit.
Mówiono na przykład o dramatycznym załamaniu  funta, o możliwości runięcia opieki zdrowotnej na Wyspach, skoro 50 tysięcy lekarzy w tym kraju pochodzi z państw Unii, a po Brexicie straciliby tyle praw, że wielu  opuściłoby Wyspy. Sam Cameron w końcu przyznał, że imigranci, ten najbardziej gorący dla Brytyjczyków temat nie są tak groźni, jak ich malowano w kampanii. Premier oznajmił, że korzyści z pracy tych ludzi są o wiele większe niż wartość przyznawanych im zasiłków.
Ze wsparciem pospieszyli też szefowie największych korporacji, nie tylko brytyjskich, także tych, które na Wyspach produkują i kooperują z miejscowymi firmami. Oni zdecydowanie opowiedzieli się za pozostaniem Wysp w Unii Europejskiej.
I kiedy wydawało się, że zwolennicy Brexitu nie oddadzą pałeczki do dnia wyborów, nastąpił przełom. Zaczęły rosnąć sondaże tym, którzy chcą pozostania Londynu przy Brukseli. Niektórzy sądzą, iż miało to związek z zabójstwem Jo Cox, posłanki, która całym sercem była przeciwko Brexitowi. Inni natomiast uznali, że wyborcy przejrzeli na oczy, zaczęli analizować niekorzystne skutki Brexitu.
Brytyjski funt zyskał niedawno na wartości najwięcej od siedmiu lat, akcjonariusze i inwestorzy mogli być zadowoleni ze zwyżek na londyńskiej giełdzie. To reakcja na sondaże wskazujące niewielką przewagę tych, którzy są za pozostaniem Wielkiej Brytanii w strukturach UE.
Nic jednak nie było przesądzone, wszystko mogło się zdarzyć w czwartkowym referendum. Najnowszy sondaż  YouGov dla „The Times” pokazywał, że za pozostaniem w UE jest 51 proc., 49 proc, opowiada się za Brexitem. Margines niezdecydowanych zawęził się w ostatniej, dlatego trudno było przesądzać o wynikach głosowania.
Między innymi dlatego premier wykorzystał ostatnie godziny na przekonywanie obywateli, że Brexit oznaczałby większe rachunki za zakupy w supermarketach i wyższe opłaty za transport publiczny. W wypowiedzi dla BBC  Cameron przypomniał: głosy oddane 27 czerwca nie będą decyzjami podejmowanymi na pięć czy dziesięć lat, ale na całe pokolenia.
Na ostatniej prostej w kampanii pojawili się kolejni znani ludzie, między innymi David Beckham. Były piłkarz, dziś celebryta ogłosił, że odda głos za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, bo „razem ludzie są silniejsi”.
W oświadczeniu zamieszczonym na Facebooku Beckham napisał, że miał „przywilej” grać i mieszkać w wielu europejskich miastach, w których on i jego rodzina byli serdecznie witani.
Beckham dodał też, że kiedy Manchester United był zespołem wielkich młodych Brytyjczyków był bardzo udaną ekipą, bo byli w nim miedzy innymi tacy gracze jak duński bramkarz Peter Schmeichel, Irlandczyk Roy Keane czy Francuz Eric Cantona.
Wśród wspierających pozostania Wysp w UE znalazł się też inwestor legendarny George Soros, który ostrzega przed poważnymi konsekwencjami w przypadku wyjścia Wielkiej Brytanii ze wspólnoty europejskiej.
Soros na łamach Guardiana ostrzegał przede wszystkim przed załamaniem się brytyjskiej waluty, co momentalnie odczują wszyscy mieszkańcy kraju. Do tego głosu dołączyli się najwięksi krajowi kredytodawcy, którzy stwierdzili, że Brexit spowodowałby spadek cen domów, spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego i wzrost kosztów kredytów. Takie oświadczenie wzmocniło pozycję rządu.
Cameron chce być postrzegany przez obywateli jak najdłużej urzędująca brytyjska premier w XX wieku Margaret Thatcher. Ona jednak była silna, twarda i zdecydowana. Zasłynęła jako ta, która z powodzeniem rozgromiła serię strajków wywołaną przez liderów górniczych związków zawodowych. Do dziś Brytyjczycy cenią ją za zaangażowanie w walce o  Falklandy w 1982 roku, a także za współpracę z amerykańskim prezydentem Ronaldem Reaganem przy rozmieszczeniu w Europie rakiet Pershing II, co według wielu było początkiem kruszenia, a potem rozpadu Związku Radzieckiego.
Idąc do władzy, Cameron obiecywał utworzenie rządu działającego  spokojnie i skutecznie. Ale szybko pojawiły się głosy, że miał zawsze silne parcie na władzę, że „wsłuchiwał się” w trendy, które pomogą mu trwać u władzy ( w tej materii porównywany jest z Tony Blairem). Padały głosy, że arogancja Camerona zapiera dech w piersiach. Na pewno nie można mu odmówić pracowitości – podczas ostatniej kampanii przejechał pociągami cały kraj. Bez odpoczynków. Przekonywał, że zna potrzeby obywateli. -Znam Brytyjczyków. Nie chcą oni odgrywać roli pasażera, lecz kierowcy. Widziałem odwagę naszych żołnierzy, duch działania naszych przedsiębiorców, zaangażowanie brytyjskich lekarzy, współczucie naszych pracowników opieki społecznej, mądrość naszych ojców, miłość rodziców i nadzieje naszych dzieci. Zbierzmy więc siły. Pójdźmy razem i pracujmy dla naszego kraju”- mówił.
Historia Camerona nie jest jeszcze napisana, premier ani myśli o dymisji bez względu na wynik referendum. Groźniejsze jest to, że jego nierozważne zachowania mogą sprawić, że historię Europy trzeba będzie pisać na nowo.
Być może nie trzeba będzie tego robić, bo pewną nadzieję zwolennikom pozostania Wysp w Unii Europejskiej dają … Szkoci. W odróżnieniu od Brytyjczyków, nie odwracają się oni tak tłumnie od UE. I to oni mogą zdecydować o wyniku referendum.

 

Kazimierz Sikorski(aip)

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520