Po prawie dwóch miesiącach od ataku Eric Merda postanowił podzielić się z mediami swoją dramatyczną historią z lipca tego roku. 43-letni mieszkaniec Sarasoty padł ofiarą aligatora. Zwierzę niemal odgryzło mu rękę. Jak podaje Newsweek – przez kolejne trzy dni mężczyzna błąkał się po lesie, zanim znalazł pomoc.
17 lipca Merda postanowił popływać w Lake Manatee Fish Camp w Myakka City. „Okazało się, że nie była to najmądrzejsza decyzja, jaką mógł podjąć chłopak z Florydy” – powiedział Merda w stacji informacyjnej 10 Tampa Bay, 5 września.
Nagle w ramię mężczyzny wgryzł się aligator. Merda desperacko próbował uwolnić się z mocnego uścisku szczęk gada, w efekcie aligator zaczął nim miotać. Mężczyzna trzykrotnie znalazł się pod wodą, zanim zwierzę wykonało „death roll”, odgryzając mu fragment ręki na wysokości ramienia. „Death roll” to taktyka krokodyli i aligatorów, polegająca na obracaniu się gada wokół własnej osi, aby ujarzmić ofiarę.
W końcu Merdzie udało się wydostać na brzeg. Opisując stan swojej kończyny górnej stwierdził, że widział odsłonięte mięśnie, a nawet kości. Następne trzy dni 43-latek spędził w lesie, próbując wydostać się z bagna. Czuł, jakby chodził w kółko, więc podjął decyzję o podążaniu za słońcem i liniami energetycznymi.
W końcu dotarł do płotu, napotykając innego mężczyznę. „Nie wiedziałem, czy był żywy, czy martwy, kiedy po raz pierwszy się na niego natknąłem się. I nie ma nic, żadne słowa nie mogą tego opisać, wiesz. Bardzo cierpiał. Krzyczał ‘pomocy, pomocy, pomocy’. Rozmawiał z nami i tak dalej. Przecięli płot, pomogli mu wstać, a on rzeczywiście poszedł do karetki” – mówił Fox13 Tampa Bay człowiek, który uratował Merdę.
Mężczyźnie udało się przeżyć, ale doznał bardzo dotkliwego uszczerbku na zdrowiu. Prawdopodobnie nie będzie mógł wrócić do pracy, którą wcześniej wykonywał.
Red. JŁ