– Ze względu na dobro sprawy, nie możemy jej szerzej komentować. Trwa postępowanie wyjaśniające, sprawą zajmuje się już rzecznik dyscyplinarny uczelni – mówi. – Zaczęło się od tego, że pani profesor przekonywała, że stosowanie antykoncepcji jest zachowaniem aspołecznym. Mówiła, że tabletki antykoncepcyjne mają działanie wczesnoporonne, a stosowanie wkładki domacicznej to aborcja. Oniemieliśmy. W XXI wieku na uczelni wykładowca przekazywała fałszywe informacje. W dodatku najwyraźniej dała się ponieść emocjom, bo aborcję, bez względu na przyczynę, nazwała morderstwem. W sytuacji, gdy w Polsce przeprowadzenie aborcji w pewnych okolicznościach jest dopuszczalne, uznaliśmy to za nadużycie – relacjonują studenci w rozmowie z Gazetą Wyborczą. To jednak nie wszystko. Na ćwiczeniach i wykładach profesorka UŚ miała wielokrotnie podkreślać, że normalna rodzina zawsze składa się z mężczyzny i kobiety.
– Wyraźnie dawała do zrozumienia, że osoby homoseksualne to coś gorszego. Nie przyszło jej do głowy, że wśród studentów mogą być osoby homoseksualne i to je obraża. A co z tolerancją i akceptacją? Wydaje się, że uczelnia wyższa powinna być miejscem, które to gwarantuje – czytamy na portalu Gazety Wyborczej. Inne kontrowersyjne poglądy profesorki dotyczyły też m.in. ideologii gender, którą ta porównała do komunizmu, czy eutanazji i posyłania dziecka do żłobka, które – jak miała mówić – jest skrzywdzeniem dziecka. Profesorka UŚ nie chce komentować sprawy.