Arabski fotograf Kim Badawi twierdzi, że na lotnisku Miami International złamano wszystkie jego prawa, kiedy funkcjonariusze go złapali i przetrzymywali przez 10 godzin, poddając „psychologicznym torturom”.
Urodzony we Francji, ale mający amerykańskie obywatelstwo Badawi został zatrzymany w niedzielę, podczas przesiadki do samolotu lecącego do Teksasu, gdzie miał odwiedzić bliskich z okazji Święta Dziękczynienia. Swoje doświadczenia opisał później na Twitterze.
– Zatrzymany przez służby bezpieczeństwa, przesłuchiwany, pozbawiony wszelkich praw na dziesięć godzin tylko dlatego, że jestem dziennikarzem, Arabem, Francuzem. Rzeczy osobiste, w tym telefon, zabrane. Nie mogłem się z nikim skontaktować – napisał.
Fotograf, którego prace publikowały m.in. Wall Street Journal i Newsweek, twierdzi, że pytano go też o jego zdanie na temat syryjskiego kryzysu imigracyjnego oraz o ewentualną znajomość zamachowców z Paryża.
Urząd Celny i Ochrony Granic odmówił komentarza w tej konkretnej sprawie, ale podkreślił, że funkcjonariusze mają prawo zatrzymać każdego. Zaznaczył, że nie oznacza to, że dana osoba zrobiła coś złego, bo „bardzo niewielu podróżnych rzeczywiście łamie prawo”.
(łd)