Śmigłowiec Black Hawk podczas pikniku w Sarnowej Górze miał tylko stać i odlecieć po wydarzeniu. Do incydentu doszło w czasie startu, nie pokazu – podkreślił w poniedziałek wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Paweł Szefernaker.
Szefernaker był pytany w RMF FM, czy wiceszef MSWiA Maciej Wąsik powinien ponieść konsekwencje w związku z incydentem z udziałem policyjnego Black Hawka w Sarnowej Górze, gdzie odbywał się piknik militarny. Wąsik przyznał, że pomógł wójtowi w sprowadzeniu śmigłowca na to wydarzenie. Gdy maszyna startowała, zerwała linię energetyczną w pobliżu osób obserwujących przelot.
Wiceminister Szefernaker podkreślił, że moment incydentu to nie był pokaz, tylko start śmigłowca. Wskazał, że helikopter, który przyleciał na piknik, miał tylko stać i odlecieć po wydarzeniu. „Tak to miało wyglądać. W czasie, kiedy odchodził stamtąd, wystartował, doszło do incydentu, który jest badany w tej chwili przez służby, które zajmują się tym na co dzień, przez ekspertów” – powiedział.
Szefernaker zaznaczył, że na tym pikniku był też inny sprzęt, np. czołgi Leopard. „W Polsce w te wakacje odbyły się setki różnego rodzaju pikników militarnych, gdzie ten sprzęt się pojawia” – powiedział.
Na uwagę, że policyjny śmigłowiec mógłby się przydać w innym celu, wiceminister odparł, że „gdyby ten śmigłowiec był potrzebny gdzie indziej, to na pewno by nie był na pikniku”.
„Start tego helikoptera i to, że doszło do incydentu podczas startu, nie ma żadnego związku przyczynowo-skutkowego z tym, kto uczestniczył, czy kto wspierał (sprowadzenie śmigłowca – PAP)” – ocenił Szefernaker.(PAP)
Autorka: Agnieszka Ziemska
agzi/ mark/