Kolejny świadek – Krzysztof Wyszkowski – zeznawał dziś podczas procesu trzech byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, oskarżonych o próbę otrucia działaczki opozycji – Anny Walentynowicz. Żaden z nich nie przyznaje się do winy.
„Anna Walentynowicz była jedną z osób najbardziej znienawidzonych przez komunistyczną władzę” – powiedział Wyszkowski. Jego zdaniem, podawanie zatrzymanym środków farmakologicznych, które miały nakłonić ich do współpracy bądź zaprzestania działalności, było często stosowaną praktyką. Przed sądem opowiadał o tym, czego sam doświadczył.
Po latach od jednego z funkcjonariuszy SB dowiedział się, że przed przesłuchaniami podawano mu małe dawki pavulonu, leku, który wpływa paraliżująco na mięśnie układu oddechowego i można go stosować jedynie w szpitalu. Krzysztof Wyszkowski przekonywał, że SB szczególnie zależało na wyeliminowaniu Anny Walentynowicz z życia publicznego. Dlatego doświadczała wielu szykan. Była bita, poniżana i straszona. W jego przekonaniu, być może nie chciano jej zabić, ale z całą pewnością wpłynąć na pogorszenie stanu zdrowia.Nie pamiętał kiedy dokładnie i od kogo dowiedział się o próbie otrucia opozycjonistki – czy przed laty od niej samej, czy rok temu z mediów, gdy ruszał proces.
Mężczyźni, którzy zasiedli na ławie oskarżonych, odpowiadają za to, że przeszło 30 lat temu podjęli działania zmierzające do podania opozycjonistce środka farmakologicznego Furosemid. Zadanie zlecono jej przyjaciółce i współpracownicy, która podczas procesu występuje w charakterze świadka. Trudno to zrozumieć synowi Anny Walentynowicz. Jego zdaniem, jeśli brała w tym udział, powinna stanąć przed sądem i ponieść odpowiedzialność.
Instytut Pamięci Narodowej uznał czyn byłym funkcjonariuszy SB za zbrodnię przeciwko ludzkości. Grozi im do pięciu lat więzienia.
IAR/ Anna Orzeł/moc