Protest głodowy lekarzy trwa już 25 dni. Rezydenci przyznają, że są już zmęczeni i sfrustrowani brakiem odzewu ze strony rządu.
– Nie akceptujemy takiego stawiania sprawy, że pieniędzy nie ma i nie będzie. Pieniądze muszą się znaleźć – przekonywał po raz kolejny lek. Łukasz Jankowski przypominając przy tym o najważniejszym postulacie protestujących – przeznaczeniu na zdrowie 6,8 proc. PKB w ciągu najbliższych trzech lat.
– Martwi nas to, że historia pokazuje, że jedynymi protestami, które dały wymierny efekt, były strajki generalne – odejście od łóżek pacjentów. My tego nie chcemy – zaznaczył wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL.
Niewykluczone, że protest przybierze inną formę. – Protest przedłuża się, osoby głodujące są zmęczone, wszyscy jesteśmy już sfrustrowani tym, że nie ma żadnego odzewu ze strony rządzącej – przyznał Jankowski. – Czekamy na zaproszenie do dialogu – dodał.
Protest trwa w kilku miastach. Łącznie głodują 82 osoby. Do protestujących w Krakowie dołączyła również jedna pacjentka.
W ciągu dwóch dni młodym lekarzom udało się zebrać 15 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o zwiększeniu finansowania ochrony zdrowia.
W tym tygodniu rząd podjął decyzję o stopniowym zwiększeniu wydatków na służbę zdrowia do 6 proc. PKB w 2025 roku. Zwiększenie nakładów rozpocznie się od przyszłego roku.
Jak podano w rządowym komunikacie, „jest to konieczne, ponieważ z raportu OECD z 2016 r. wynika, że kraje rozwinięte przeznaczają na ochronę zdrowia średnio 6,7 proc. PKB”.
W Polsce w 2015 r. było to 4,5 proc. Z takim wskaźnikiem zajmowaliśmy jedno z ostatnich miejsc. Mniej pieniędzy publicznych niż Polska, wśród państw OECD, na ochronę zdrowia przeznaczały tylko takie państwa jak: Litwa (4,4 proc.) Korea Południowa i Turcja (4 proc.), Łotwa (3,4 proc.) oraz Meksyk (3 proc.).
Jakub Oworuszko AIP