Władimir Putin może wygrać nadchodzące wybory prezydenckie bez konieczności ich fałszowania; cieszy się on dużą popularnością, a najbardziej niepokojące jest to, że poparcie dla niego znacząco wzrosło wśród osób z wyższym wykształceniem – powiedziała w poniedziałek telewizji ERR ekspertka Kadri Liik.
„Putin potrzebuje legitymizacji. Odwołanie wyborów byłoby równoznaczne z ogłoszeniem się dyktatorem. Myślę też, że może oczekiwać wygrania (wyborów przez Putina – PAP) bez konieczności manipulowania wynikami. (Putin) raczej nie ma powodów do obaw” – oceniła analityczka think tanku European Council on Foreign Relations (ECFR), komentując zaplanowane na 15-17 marca wybory prezydenckie w Rosji.
Dodała, że Kreml ma „przykre doświadczenia z fałszowaniem wyborów, dlatego może nie chcieć tego robić”.
„Masowe zmanipulowanie wyników wyborów parlamentarnych w 2011 r. zapoczątkowało niepokoje w latach 2011–2012. Od tego czasu Kreml stara się +zarządzać+ wyborami poprzez wywieranie presji na kandydatów i wpływanie na wyborców, aby zmniejszyć potrzebę bezpośredniego manipulowania (wynikami – PAP). Myślę, że nie ma powodu wątpić, że Putin uzyska poparcie zdecydowanej większości i frekwencja będzie imponująca” – zauważyła Liik.
„Socjolodzy, z którymi ostatnio rozmawiałam lub których prace czytałam, wydają się zgadzać, że około 85 proc. Rosjan szczerze popiera Putina. Ciekawą i niepokojącą nowością jest to, że osoby z wyższym wykształceniem również wspierają Putina bardziej niż zwykle” – podkreśliła rozmówczyni ERR.
„Na scenie politycznej Putin nie ma już rywali. Było dwóch w miarę interesujących kandydatów – Jekatierina Duncowa i Borys Nadieżdin – których jednak wykluczono. Żadne z nich nie jest szczególnie znane, choć oboje mieli poglądy antywojenne, a część elektoratu, która sprzeciwia się wojnie, zaczęła się z nimi sprzymierzać i ich wspierać. Nigdy jednak nie była to liczba znacząca. Mówimy o najwyżej 5 procentach (wyborców)” – przypomniała ekspertka ECFR.
„Nie sądzę, że możemy już porównać (obecną) sytuację ze stalinizmem. Ale czasy Breżniewa, nie mówiąc już o Gorbaczowie, były o wiele łagodniejsze niż dzisiejsza rzeczywistość Rosji. Osoby, które wyrażają sprzeciw wobec wojny (na Ukrainie), są traktowane wyjątkowo surowo” – zauważyła Liik. Z Tallina Jakub Bawołek (PAP)
jbw/ akl/