Niestety, wydaje się, że przyciągnięcie młodych do zawodu nauczyciela nie jest priorytetem MEN – powiedziała PAP Katarzyna Nabrdalik, prezeska fundacji Teach for Poland. Dodała, że aby zachęcić młodych, podniesienie uposażeń o 30 proc. nie wystarczy.
PAP: Nawołują państwo do tego, żeby zmienić sposób myślenia na temat strategii rekrutacyjnej młodych nauczycieli. Bo jeżeli tak się nie stanie, to niedługo w szkołach będą uczyli sami staruszkowie.
Katarzyna Nabrdalik: Rzeczywiście obserwujemy lukę pokoleniową. Kluczowe jest zmienienie podejścia do rekrutacji młodych osób. Naszym celem jest nie tylko zachęcenie ich do pracy w systemie edukacyjnym, lecz także w całym sektorze publicznym, ponieważ problem niedoboru kadr będzie się pogłębiał. Jednak wyzwanie to nie sprowadza się wyłącznie do liczby nauczycieli – młodzi specjaliści wnoszą do szkół nowe kompetencje, świeże spojrzenie i wartości, które są kluczowe dla przyszłości edukacji. To oni będą przez kolejne dekady kształtować system, dlatego inwestowanie w ich rozwój i zatrudnianie ich już teraz jest nie tylko konieczne, ale wręcz fundamentalne dla jakości i trwałości systemu edukacji.
PAP: Mowa jest o mitycznej już nieco generacji Z, która jest inna niż poprzednie pokolenia i ma inne oczekiwania, jeśli chodzi o środowisko pracy.
K.N.: Zwracamy uwagę nie tylko na generację Z, ale także na pokolenie Alfa. W naszym badaniu Nauczyciel_ka2040 uwzględniliśmy również perspektywę licealistów i licealistek. Każde pokolenie wnosi nowe wartości, oczekiwania i podejście do pracy, a rynek pracy powinien tego głosu słuchać. Niestety, mam obawy, że sektor prywatny jest znacznie bardziej elastyczny i otwarty na te zmiany niż sektor publiczny, który wymaga głębszej reformy, aby skutecznie przyciągać i zatrzymywać młode kadry.
PAP: Czego oczekują ci młodzi?
K.N.: Młode pokolenie kładzie duży nacisk na równowagę między życiem zawodowym a prywatnym – nie chcą, aby te sfery się przenikały. Jednocześnie pragną pracować w zgodzie ze swoimi wartościami, dlatego zwracają szczególną uwagę na kwestie klimatyczne, globalne konflikty i wyzwania społeczne. Jednak badania pokazują, że sama świadomość tych problemów nie oznacza, że są gotowi poświęcić się ich rozwiązywaniu – szukają raczej takich miejsc pracy, które pozwolą im działać zgodnie z ich przekonaniami, ale nie kosztem własnego dobrostanu.
To również pokolenie, które skraca dystans – są bezpośredni, otwarcie komunikują swoje potrzeby i jasno określają granice. Oczekują dynamicznego środowiska pracy, możliwości rozwoju i mentoringu ze strony doświadczonych osób, które mogą pełnić rolę przewodników zawodowych. Nie odnajdują się natomiast w sztywnych, biurokratycznych strukturach, takich jakie obecnie zakłada Karta Nauczyciela, która w ich ocenie ogranicza zarówno rozwój zawodowy, jak i możliwości awansu, także finansowego.
PAP: Z tego co pani powiedziała wyłania się obraz egoistów, skoncentrowanych na sobie ludzi, którzy nie za bardzo chcą się angażować nawet w te sprawy, na których niby im zależy. W jaki sposób tego typu osoby mogą wnieść coś dobrego do systemu edukacji?
K.N.: Myślę, że to duża generalizacja. Młodzi ludzie chcą i mogą angażować się na rzecz innych i społeczeństwa, ale nie kosztem własnego dobrostanu. Jak już wspomniałam, kładą duży nacisk na równowagę między życiem zawodowym a prywatnym – i to jest postawa, z której wszyscy moglibyśmy się czegoś nauczyć.
Ja, moja mama czy babcia byłyśmy wychowywane w duchu poświęcenia – dla pracy, rodziny, otoczenia. Dziś młodsze pokolenia myślą inaczej, co może powodować napięcia międzypokoleniowe, nie tylko w szkołach, ale w wielu innych obszarach życia. Jednak zamiast mówić o egoizmie, wolę to nazywać umiejętnością stawiania granic – i uważam, że to bardzo wartościowa postawa. Jeśli chodzi o to, co pokolenia Z i Alfa mogą wnieść do systemu edukacji – przede wszystkim swoją młodość i głębsze zrozumienie wyzwań, z jakimi mierzą się współczesne nastolatki.
To również generacje, które cenią komunikację opartą na dialogu, empatii i wzajemnym szacunku. Kładą duży nacisk na relacje międzyludzkie i sprzeciwiają się jakimkolwiek formom przemocy – zarówno werbalnej, jak i fizycznej. Takie podejście może znacząco wzbogacić środowisko edukacyjne i budować bardziej wspierającą, otwartą kulturę w szkołach.
PAP: To wszystko bardzo dobrze brzmi, ale ci młodzi nie chcą być nauczycielami, choć znakomita większość ankietowanych przez was osób miała już jakieś doświadczenia w tym względzie.
K.N.: Ponad 80 proc. młodych uczestników naszego badania zadeklarowało, że miało już doświadczenia związane z nauczaniem – choć nie zawsze w szkole. To szeroki wachlarz aktywności, obejmujący pracę jako wychowawca, animator, korepetytor czy prowadzenie zajęć edukacyjnych w formatach pozaszkolnych. Co istotne, 38 proc. z nich w przeszłości rozważało zawód nauczyciela, a 23 proc. nadal o nim myśli. Niestety, jedynie 4 proc. wskazuje go jako wymarzoną ścieżkę kariery.
Powody tej sytuacji są dobrze znane. Przede wszystkim problemem są wynagrodzenia – niekonkurencyjne i niewspółmierne do zaangażowania, które nie rosną adekwatnie do stażu, doświadczenia i rozwijanych kompetencji. Młody pracownik w korpo już po roku widzi, czy jego wysiłki zostały docenione finansowo i zawodowo. Młody nauczyciel – nie. Ścieżka awansu w tym zawodzie jest długa, zbiurokratyzowana i nie gwarantuje znaczącej poprawy sytuacji finansowej. Dochodzi do tego kwestia warunków pracy.
Młodzi oczekują podstaw, jak chociażby własne miejsce do pracy poza salą lekcyjną. Tymczasem w wielu szkołach nauczyciele nie mają nawet biurka, przy którym mogliby spokojnie przygotować się do zajęć, a materiały edukacyjne często muszą drukować na własnym sprzęcie, w domu. Nie możemy oczekiwać, że nauczyciele będą pracować wyłącznie z poczucia misji. Jeśli chcemy zatrzymać i przyciągnąć młodych do zawodu, musimy stworzyć im realnie konkurencyjne warunki pracy i wynagrodzeń.
PAP: Wróćmy do początku naszej rozmowy: w jaki sposób zmienić myślenie o rekrutacji młodych do zawodu nauczyciela w obecnych realiach?
K.N.: Nie możemy liczyć na to, że młodzi ludzie, mający liczne uprzedzenia wobec systemu edukacji, sami zdecydują się na pracę w szkołach. Musimy ich aktywnie przyciągać, a jednym z rozwiązań mogłaby być regionalizacja rekrutacji – model stosowany m.in. w Stanach Zjednoczonych w ramach inicjatywy “Grow your Own”.
Kluczowe jest, aby samorządy, uczelnie i szkoły współpracowały na poziomie lokalnym, identyfikując i wspierając najlepszych kandydatów do zawodu nauczyciela już na jak najwcześniejszym etapie edukacji. Strategie przyciągania młodych do zawodu powinny być ściśle powiązane z lokalnymi potrzebami. W metropoliach, gdzie braki kadrowe są największe, konieczne są działania zachęcające do wejścia do zawodu, podczas gdy w małych miastach i na wsiach problemem jest starzejąca się kadra i niewielka rotacja pracowników. Różnice te wymagają dostosowanych rozwiązań, które uwzględniają specyfikę danego regionu.
Potrzebne jest wdrożenie mechanizmów zachęcających młodych do wyboru tej ścieżki, np. stypendiów dla najlepszych studentów, programów stażowych w szkołach czy inicjatyw, w których przyszli nauczyciele mogliby „cieniować” doświadczonych pedagogów. Wczesne angażowanie młodych w pracę z uczniami i pokazanie im realiów zawodu w kontrolowanych, wspierających warunkach mogłoby znacząco zwiększyć zainteresowanie pracą w edukacji.
Równie ważna jest szeroko zakrojona, ogólnopolska kampania wspierająca wizerunek zawodu nauczyciela. Praca w edukacji często obciążona jest krzywdzącymi stereotypami, które zniechęcają młodych do wyboru tej ścieżki. Potrzebujemy działań, które pokażą nauczycielstwo jako nowoczesny, rozwijający i społecznie ważny zawód, a także zwrócą uwagę na jego kluczową rolę w kształtowaniu przyszłych pokoleń.
PAP: Przepraszam, nie rozumiem, o co chodzi z tym „cieniowaniem”.
K.N.: „Cieniowanie” to metoda, w której młodzi adepci zawodu uczestniczą w lekcjach prowadzonych przez doświadczonych nauczycieli, obserwują ich pracę, poznają różne techniki dydaktyczne i zdobywają praktyczne doświadczenie jeszcze przed samodzielnym wejściem do klasy.
Obecnie często wygląda to inaczej – absolwent pedagogiki, tuż po studiach, pierwszego września staje przed klasą, w której wpatruje się w niego 25 par oczu. Bez wcześniejszego przygotowania praktycznego i realnego wsparcia mentorsko-stażowego presja bywa ogromna. W efekcie wielu młodych nauczycieli szybko rezygnuje z zawodu, bo rzeczywistość szkolna okazuje się znacznie trudniejsza, niż wynikałoby to z samego programu studiów. Niestety, mentoring, który formalnie powinien ich wspierać, często istnieje tylko na papierze.
Dlatego tak ważne jest, aby wprowadzić efektywne programy stażowe i mentoringowe, które pozwolą młodym nauczycielom stopniowo wdrażać się do zawodu i zwiększą ich szanse na pozostanie w systemie edukacji.
PAP: Wszyscy wiedzą, jak trudny i niewdzięczny jest dziś zawód nauczyciela. Sami belfrzy przestrzegają przed wybraniem takiej ścieżki zawodowej młodych mówiąc: nie rób sobie tego. Co, pani zdaniem, ma przyciągnąć Zetki i Alfy do tego zawodu?
K.N.: Młodzi ludzie nie odrzucają zawodu nauczyciela z zasady – wielu z nich ma naturalną chęć pracy w edukacji, ale musimy stworzyć im ku temu odpowiednie warunki. Niestety, samorządy i instytucje publiczne nie podejmują wystarczających działań, by ich do tego zachęcić.
Od początku roku jeździmy po kampusach w całej Polsce w ramach kampanii rekrutacyjnej do naszego Programu Rozwoju EduLiderstwa. Widzimy wyraźnie, jak wielką przewagę mają korporacje, które aktywnie zabiegają o młodych – ich ogłoszenia dominują na uczelniach, a studenci są otoczeni ofertami pracy w sektorze prywatnym.
Tymczasem brakuje nawet najprostszych form promocji zatrudnienia w szkołach czy sektorze publicznym. Nie ma plakatów, spotkań informacyjnych ani nawet niewielkich ogłoszeń, które pokazywałyby edukację jako atrakcyjną ścieżkę zawodową. To musi się zmienić. Potrzebujemy aktywnej, skoordynowanej kampanii na poziomie krajowym i lokalnym, która nie tylko poinformuje młodych o możliwościach pracy w szkołach, ale też pokaże realne korzyści płynące z tej profesji – rozwój zawodowy, stabilność zatrudnienia, możliwość wpływu na przyszłe pokolenia. Bez tego trudno oczekiwać, że Zetki i Alfy wybiorą zawód nauczyciela w świecie, w którym konkurencja o ich talent jest tak duża.
PAP: Kto, pani zdaniem, powinien być odpowiedzialny za rekrutację młodych do zawodu nauczyciela?
K.N.: Jako prezeska fundacji Teach for Poland jestem odpowiedzialna za to, aby do mojego zespołu trafiali odpowiedni ludzie. Zatrudniam także osoby odpowiedzialne za rekrutację, ponieważ zależy nam na tym, aby nasza organizacja była miejscem, do którego będą chcieli przyjść młodzi ludzie z różnorodnymi talentami.
W mojej opinii, odpowiedzialność za rekrutację młodych do zawodu nauczyciela powinna spoczywać przede wszystkim na samorządach i dyrektorach szkół. To oni najlepiej znają potrzeby swoich społeczności i powinni być aktywnie zaangażowani w przyciąganie młodych ludzi do edukacji. Jednak brak jasno podzielonych odpowiedzialności w tym zakresie prowadzi do sytuacji, w której nikt świadomie i realnie nie angażuje się w ten proces. Wiele osób tłumaczy się brakiem czasu lub zasobów, a często pojawia się oczekiwanie, że całą odpowiedzialność przejmie ministerstwo.
Z drugiej strony, choć samorządy i dyrektorzy szkół byliby najwłaściwsi do realizacji tego zadania, dyrektorzy, mając na głowie ogrom obowiązków, często po prostu nie mają czasu, aby się tym zająć. Idealnym rozwiązaniem byłby model współpracy na poziomie gmin czy regionów, gdzie odpowiedzialność byłaby rozdzielona, a proces rekrutacji wsparłby zespół odpowiednich osób, co pozwoliłoby na skuteczne przyciąganie nowych talentów do sektora edukacji. Mam także wrażenie, że w ramach obecnych reform edukacyjnych nie widać dostatecznego nacisku na rozwiązywanie tego problemu.
PAP: Wasza organizacja działa od pięciu lat. Czy myśli pani, że ktoś was słucha?
K.N.: Niestety, wydaje się, że przyciągnięcie młodych do zawodu nauczyciela nie jest priorytetem obecnego Ministerstwa Edukacji. Istnieje przekonanie, że jeśli zwiększy się wynagrodzenie o 30 proc., zmniejszy podstawy programowe czy przyzna większą autonomię szkołom, to młodzi ludzie zaczną masowo wybierać zawód nauczyciela. Moim zdaniem, to się nie stanie.
Mieliśmy dwa spotkania w MEN w tej sprawie, ale trudno mi powiedzieć, na co się one przełożą w praktyce. Choć wiem, że prowadzone są prace techniczne związane z kształceniem nauczycieli, które mają na celu lepsze przygotowanie ich do pracy z młodzieżą, nie znam jeszcze szczegółów tych działań.
Naszą rekomendacją byłoby powołanie interdyscyplinarnego, najlepiej międzysektorowego zespołu ds. przyciągnięcia talentu do edukacji publicznej. Idealnie byłoby, gdyby w skład tego zespołu weszły osoby z Ministerstwa Nauki, MEN, uniwersytetów, samorządów, praktycy, przedstawiciele strony społecznej, a także organizacje zrzeszające studentów. Tylko w taki sposób będziemy w stanie wypracować skuteczne i kompleksowe rozwiązania.
PAP: Co mogłoby przekonać rząd czy samorządy do tego, co proponujecie?
K.N.: 80 proc. osób, z którymi zaczęliśmy współpracę, zadeklarowało, że gdyby nie wsparcie Teach for Poland, odeszliby z zawodu. Natomiast 92 proc. z tych, którzy ukończyli nasz program Rozwoju EduLiderstwa, wciąż pracuje w edukacji, z czego 75 proc. jako nauczyciele. To dla nas ogromne osiągnięcie, ponieważ mamy już „swoich ludzi” – dyrektorów szkół, wicedyrektorów, którzy wiedzą i wierzą, że system edukacji może wyglądać inaczej.
Nasz model funkcjonuje w 60 krajach na całym świecie, co daje nam nieoceniony dostęp do doświadczeń praktyków z różnych kultur i systemów edukacyjnych. To również oni wzbogacają nasze działania, metody oraz badania, które realizujemy.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
mir/ bar/