20.2 C
Chicago
środa, 4 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 2108

Jacek Jaśkowiak broni aktorów, którzy zaszczepili się poza kolejnością. „Artyści są naszym dobrem narodowym” – mówi prezydent Poznania

0

Głos w sprawie afery dotyczącej zaszczepienia się przeciwko koronawirusowi poza kolejnością przez m.in. Krystynę Jandę, Wiktora Zborowskiego i Andrzeja Seweryna, zabrał Jacek Jaśkowiak. W poście zamieszczonym na Facebooku prezydent Poznania podkreślił, że naród powinien dbać o swoje elity i zaznaczył, że sam zaszczepiłby w pierwszej kolejności m.in. Agnieszkę Duczmal i Andrzeja Wituskiego. Słowa Jacka Jaśkowiaka wywołały wśród komentujących sprzeczne emocje.

 

– Uważam, że artyści są naszym dobrem narodowym. Dajemy im ordery, robimy sobie z nimi zdjęcia, dokonujemy wpisów na facebooku. A może warto o nich zadbać bardziej konkretnie, póki żyją? – pyta Jacek Jaśkowiak, na oficjalnym profilu na Facebooku. Dodał też, że gdyby to od niego zależało, w pierwszej kolejności zaszczepiłby honorowych obywateli Miasta Poznania, w tym Agnieszkę Duczmal, czy Andrzeja Wituskiego.

 

– Naród powinien dbać o swoje elity. W Polsce, gdzie władza, mentalnie tkwiąca w socjalizmie, systemowo je niszczy, wciąż mamy z tym problem – podsumował prezydent Poznania. Jacek Jaśkowiak odniósł się w tych zdaniach do kontrowersji jakie wywołało zaszczepienie poza obowiązującą kolejnością m.in. aktorów Krystyny Jandy, Wiktora Zborowskiego, Andrzeja Seweryna i polityka Leszka Millera. Post opublikowany w niedzielę rano szybko wywołał reakcję komentujących. Znalazły się osoby, które poparły słowa prezydenta Poznania, ale też sporo osób się z nim nie zgodziło.

 

– Nikt nie twierdzi że artyści są nieważni, ale jednak bez zdrowych pracowników ochrony zdrowia nie poradzimy sobie z pandemią i ludzie będą masowo umierać na inne choroby, bo zwyczajnie nie będzie osób od udzielenia pomocy. Pani Janda może nadal się izolować i czekać na swoją kolej, lekarze pielęgniarki i ratownicy medyczni nie mogą siedzieć w domu i czekać, bo codziennie chodzą do pracy – zauważyła pani Katarzyna.

 

– Z całym szacunkiem dla Pana Prezydenta – ale się z nim nie zgadzam. W tych jakże trudnych czasach powinna nas obowiązywać prosta obywatelska odpowiedzialność i solidarność . Myślę że takie rozumowanie już pozwoliło na zaszczepienie np. „słońca narodu” jako naszego największego dobra – dodał pan Mirek.

 

aip

„Bestia ze wschodu” nadciąga. Syberyjskie mrozy przyniosą nawet do – 30 st. C!

0

Od 15 stycznia czeka nas wielkie ochłodzenie, opady śniegu i siarczyste mrozy dochodzące do – 30 st. C – tak przewidują synoptycy.

Wyż syberyjski sprowadzi do Europy – w tym do Polski – bardzo zimne powietrze.

 

W połowie stycznia czeka nas wielkie ochłodzenie, opady śniegu i siarczyste mrozy dochodzące do – 30 st. C? Tak przewidują synoptycy. Ma to związek z tzw. bestią ze wschodu, czyli wyżem syberyjskim, który sprowadzi do Europy – w tym do Polski – bardzo zimne powietrze. [b]Czego możemy się spodziewać? Sprawdźcie szczegóły.[/b]
 – Od kilku dni słyszymy o „bestii ze wschodu”, która ma przynieść do Europy falę siarczystych mrozów nawet do – 50 st. C, a w Polsce do – 30 st. C. „Bestia” to nic innego jak wyż syberyjski, który przyniesie falę zimnego powietrza i opady śniegu. Podobne zjawisko miało miejscu również w 2018 roku. Przed ekstremalnymi mrozami ostrzega dr Marek Kučera, meteorolog i fizyk atmosfery z Uniwersytetu Karola w Pradze. „Blok syberyjski jest tak silny, że ekstremalnie zimne powietrze bardzo szybko przemieści się nad USA, Kanadą i Europą, z jednym z najsilniejszych podmuchów mrozów na półkuli północnej po 2000 r., Z możliwością regionalnych historycznych rekordów niskich temperatur” – napisał na swojej stronie mkwheater.com [b]Kiedy atak zimy? Sprawdźcie na następnej stronie.[/b]
 – „Tylko około 10 dni dzieli nas od bezprecedensowego szczytu syberyjskiego podmuchu w Europie i absolutnego szczytu zimy 2020/2021!” – napisał w niedzielę, 3 stycznia czeski naukowiec. Synoptycy przewidują, że ataku zimy można się spodziewać ok. 15-16 stycznia. Ochłodzenie może potrwać nawet ok. 10 dni. [b]Jakie mrozy nas czekają? Sprawdźcie na następnej stronie.[/b]
 – Według tzw. modelu Global Forecast System możemy spodziewać się ekstremalnych mrozów w Europie: -40/-50 st. C w Rosji i Skandynawii, -30 st. C w Polsce i Karpatach, -20 st. C w Europie Zachodniej i na Bałkanach -15 st. C na Wyspach Brytyjskich oraz Hiszpanii [b]Jaki mróz we Wrocławiu? Sprawdźcie na następnej stronie.[/b]
 – – 30 st. C w Polsce to oczywiście ekstremum, którego ewentualnie można spodziewać się w wysokich górach. Jak będzie we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku? Według map zamieszczonych na stronie mkweather.com, największego mrozu możemy spodziewać się u nas 18 stycznia. Temperatura ma spaść wtedy w regionie do -13/-16 st. C, w samym Wrocławiu do ok. – 15 st. C. [b]Ile spadnie śniegu? Sprawdźcie na następnej stronie.[/b]
 – Według czeskiego synoptyka, który powołuje się na narzędzie prognostyczne tropicaltidbits.com, do 20 stycznia możemy spodziewać się również sporych opadów śniegu. Na Dolnym Śląsku ma spaść do 40 cm śniegu, a w Karkonoszach ponad 50 cm.

aip

Białka Tatrzańska: Stoki są zamknięte, ale to wcale nie oznacza, że nikt ich nie odwiedza!

Mylili się ci, którzy myśleli, że po tym jak rząd zamknął stoki narciarskie, na tych ostatnich będzie hulał tylko wiatr… Zaśnieżone górki, które dotychczas obsługiwały narciarzy, teraz stały się wielką atrakcją dla rodzin z dziećmi, które zjeżdżają tu na sankach i „jabłuszkach”. W sobotę, 2 stycznia na Kotelnicy Białczańskiej przyjemnie spędzało w ten sposób czas kilkadziesiąt osób. 

– Przyjechaliśmy tu z pobliskiego Nowego Targu, bo mamy wolny dzień i chcemy zorganizować dzieciom jakąś rozrywkę. Nie mogą ciągle siedzieć przez komputerem, tak jak próbuje się ich do tego zmusić – tłumaczyło „Krakowskiej” małżeństwo spotkane na stoku. – Dlaczego przyjechaliśmy właśnie tu? Białej zimy nie ma i śnieg jest tylko na sztucznie zaśnieżonych stokach. Jako że te nie wiedzieć czemu zamknął rząd, postanowiliśmy to wykorzystać. Jak widać po frekwencji zresztą nie tylko my – dodał mężczyzna, który doglądał swoich dzieci bawiących się na śniegu.

Pod Kotelnicą, w Białce, w sobotę bawiło się kilkadziesiąt osób. Wszyscy przybyli tu prywatnie i weszli na zamknięty stok za darmo. Część jeździła na sankach, inni bawili się śnieżkami. Z kolei kilkunastoosobowa grupa młodzieży jeździła na… nartach i snowboardzie. Próbowali oni bowiem swoich sił w skateparku ustawionym na zboczu. Po ukończonych ewolucjach podchodzili w górę o własnych siłach.

Większość pytanych przez nas osób twierdziła, że „zamknięcie stoków przez rząd było krokiem bez sensu, bo przecież na wolnym powietrzu wirus i tak nie jest groźny”. Dlatego też wśród zebranych mniej więcej połowa nie miała maseczek. Nikomu to jednak nie przeszkadzało i nikt nie wzywał z tego powodu policji.

Jak można było sprawdzić po rejestracjach samochodów zaparkowanych pod stokiem, większość z bawiących się w Białce stanowili lokalni mieszkańcy z powiatów nowotarskiego czy tatrzańskiego.

 

 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu
 – brak opisu

AIP

Rekordowa liczba zgonów z powodu przedawkowania opioidów

0

W powiecie Cook odnotowano w 2020 roku rekordową liczbę śmiertelnych przedawkowań środków opioidalnych. Z tego powodu zmarło 1599 osób.

 

W ciągu ostatnich pięciu lat o tysiąc wzrosła liczba zgonów do których przyczyniło się nadużycie opioidów. W 2015 roku tego typu przypadków potwierdzono 647. W ubiegłym roku w powiecie Cook zmarło w sumie 16 049. Do największej ilości zgonów przyczyniła się pandemia koronawirusa. Właśnie ten powód wpisano w przypadku 8 192 osób.

Na drugim miejscu przyczyn zgonów było przedawkowanie środków opioidalnych a na trzecim morderstwa. W 2020 roku w powiecie Cook zamordowanych zostało 970 osób. Z tego 875 zostało zastrzelonych. Dodajmy, że tak wysokiej ogólnej liczby zgonów nie notowano w powiecie Cook od ponad 40 lat. W 1977 roku zmarło ponad 10 650 osób. Średnio rocznie notuje się tu 6200 zgonów.

 

BK

Zakopane. Na Krupówkach nieco więcej ludzi. Handel na straganach wraca do życia

Na zakopiańskim deptaku znów sporo ludzi. Nie jest to, co prawda, szczyt sezonu z okresu sylwestrowego, jak przed rokiem, ale i tak niemal wszystkie stragany z pamiątkami otworzyły się. Ludzie liczą, że uda im się zarobić cokolwiek w tym trudnym sezonie zimowym.

Na spacer po Krupówkach w drugi dzień roku wybrało się wiele osób. Wiele z nich odwiedza sklepy na deptaku. Otworzyły się także wszystkie stragany z pamiątkami czy stoiska z oscypkami. Sporo miejsc parkingowych przy Krupówkach jest zajętych. Nie ma jednak dramatu – wolne miejsce na postój zawsze się znajdzie.

– Dobrze, że coś się rusza. Może w końcu coś zarobimy. Wiele osób widzę przyjechało do Zakopanego na jeden dzień. Mają wolną sobotę, więc wykorzystali to na wypad w góry – mówi pan Andrzej, sprzedawca pamiątek z Zakopanego.

Oficjalnie nadal obowiązuje zakaz wynajmu pokoi dla turystów. Nie działają także stoki narciarskie. Tak będzie co najmniej do 17 stycznia. Co dalej – na razie nie wiadomo. Górale liczą, że w końcu rząd da im szansę zarobić jakieś pieniądze w zimie.

 

AIP

Pięć osób jest zatrzymanych w związku z kradzieżą skarbów Czartoryskich z kościoła w Puławach. Grozi im do 10 lat więzienia

0

Funkcjonariusze Wydziału Kryminalnego puławskiej komendy odzyskali zaginiony pierścień oraz medalion należące do Teresy Czartoryskiej – tragicznie zmarłej córki Księżnej Izabeli Czartoryskiej. Historyczne przedmioty zaginęły w grudniu, tuż po ich odnalezieniu w skrytce kościoła w Puławach. Zarzuty w sprawie przywłaszczenia dóbr o szczególnym znaczeniu dla kultury usłyszało pięć osób. Grozi im do 10 lat.

Do historycznego odkrycia w Kościele Świętego Józefa w Puławach, związanego z rodziną Czartoryskich doszło w grudniu bieżącego roku. Podczas trwającego w kościele remontu, pracownicy natrafili na skrytkę ukrytą w jednym z filarów. Gdy rozkuli wnękę, okazało się, że w skrytce znajduje się kilkanaście przedmiotów, których wygląd jednoznacznie wskazywał na ich historyczną wartość. Wśród przedmiotów znajdowała się szkatułka, a w niej pukle włosów, medaliony, złoty krzyżyk i pierścień ze szklanym oczkiem. We wnęce schowane były również tkaniny z wyhaftowanymi inicjałami „TC”, szylkretowe grzebienie, szkaplerz z wizerunkiem Matki Boskiej i inne, osobiste przedmioty. Już wstępne oględziny pozwoliły przypuszczać, że odnalezione przedmioty stanowią niezwykłą wartość dla kultury.

 

O sprawie został poinformowany Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków. Z opinii konserwatora wynika, że odnalezione w skrytce kościoła przedmioty, z dużym prawdopodobieństwem stanowiły własność Teresy Czartoryskiej – tragicznie zmarłej, pierworodnej córki Księżnej Izabeli Czartoryskiej i Księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Jak podają źródła, 13 stycznia 1780 roku Księżniczka Teresa, zmarła w wyniku poparzeń – od ognia w kominku zapaliła się na niej muślinowa sukienka. Miała wówczas 15 lat. Historia jej tragicznej śmierci, w Pałacu Błękitnym w Warszawie wstrząsnęła ówczesną Europą. Najbardziej przeżyła to jej matka – Księżna Izabela, która czwartek ogłosiła dniem żałoby po córce. Zapewne chcąc uchronić wota po Teresie, Księżna Izabela zamurowała je w filarze kościoła na Włostowicach w Puławach, które miały dla niej tak ogromne znaczenie.

 

Po odnalezieniu pamiątek po Teresie Czartoryskiej, szczegółowe oględziny kościoła przeprowadzili pracownicy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Usystematyzowano i spisano jakie przedmioty zostały odnalezione i zabezpieczono te, które znajdowały się w kościele. W trakcie tych prac, wyszło na jaw, że część precjozów zniknęła. Brakowało między innymi złotego krzyżyka, medalionów oraz pierścienia. Część tych przedmiotów, została odzyskana od pracowników firmy remontującej kościół. Niestety, nadal brakowało pierścienia. Konserwator zabytków powiadomił o przywłaszczeniu puławską policję.

 

– Mając do czynienia z tak wyjątkową i zarazem historyczną sprawą, policjanci z Puław natychmiast podjęli szereg działań, mających doprowadzić do odzyskania zaginionego pierścienia. Oględzinom poddano miejsce wydobycia historycznych przedmiotów. Rozpoczęły się zatrzymania i przeszukania. Funkcjonariusze Wydziału Kryminalnego ustalili łącznie pięć osób podejrzanych o przywłaszczenie cennych przedmiotów. W trakcie dalszych czynności, kryminalni odzyskali nie tylko zaginiony pierścień, ale także medalion. Zarzuty w tej sprawie usłyszało pięciu mężczyzn w wieku od 27 do 55-lat, z gminy Bełżyce, z Lublina i Świdnika. Od podejrzanych policjanci zabezpieczyli także środki finansowe, stanowiące zabezpieczenie na poczet przyszłych kar i grzywien – podkomisarz Ewa Rejn-Kozak z puławskiej policji.

 

Wszystkie osoby usłyszały zarzut przywłaszczenia przedmiotów stanowiących dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury. Zgodnie z obowiązującymi przepisami grozi za to kara pozbawienia wolności do lat 10.

 

 

 

aip

Robert Lewandowski zatrudniony przez przedsiębiorcę z Kielc. Piłkarz twarzą marki 4F

0

„Z dumą dołączam do #4Fteam” napisał w swoich mediach społecznoościowych w sobotę, 2 stycznia Robert Lewandowski, najsłynniejszy polski sportowiec, najlepszy piłkarz świata roku 2020, gracz Bayernu Monachium i reprezentacji Polski. Gwiazda o światowym zasięgu stanie się twarzą marki 4F, której właścicielem jest przedsiębiorca pochodzący z Kielc, Igora Klaja. Nie ujawniono wartości kontraktu, ale mając na uwagę ogromną siłę reklamową Lewandowskiego na świecie, 4F za zatrudnienie „Lewego” do promowania marki musiała zapłacić fortunę.

O nawiązaniu współpracy z marką 4F Robert Lewandowski poinformował w sobotę 2 stycznia na swoich mediach społecznościowych. „Z dumą dołączam do #4Fteam” – napisał „Lewy”. Już w marcu kibice będą mogli nabyć stroje sportowe ze specjalnej linii RL9 x 4F. O podpisanej umowie poinformowała też firma 4F. „To jest ten moment. Witamy legendarnego sportowca w drużynie 4F. Dołącz do nas i przygotuj się na coś zupełnie nowego. Wchodzimy do gry z RL9”. Taki kontrakt oznacza też z pewnością światową ekspansję strojów sportowych spod znaku 4F, które w najbliższym czasie powinny się pojawić niemal w każdym zakątku świata. Kontrakt 4F z Lewandowskim obejmuje wszystkie stroje sportowe z wyjątkiem butów – tu Lewandowski pozostanie związany z marką Puma.

 

– Cieszę się, że nawiązaliśmy współpracę z najlepszym piłkarzem na świecie. Już w marcu 2021 roku przedstawimy specjalną multifunkcyjną kolekcję sygnowaną znakiem RL9 – mówi Igor Klaja, prezes Zarządu OTCF Spółka Akcyjna i założyciel marki 4F dla portalu nowymarketing.pl. Niebawem na rynku pojawi się kolekcja zawodnika Bayernu Monachium. Wcześniej do zespołu 4F dołączyła żona Roberta – Anna Lewandowska, od lat promująca zdrowy styl życia. Lewandowska we współpracy z 4F wypuściła na rynek między innymi legginsy, bluzy, spodenki sportowe i inną odzież.

 

Kim jest Igor Klaja

 

Igor Klaja w tym roku skończy 45 lat, pochodzi z Kielc. Jego ojciec Józef był dziennikarzem i sekretarzem redakcji „Słowa Ludu”. Mama – Izabela była kierowniczką ogromnego jak na owe czasy firmowego salonu obuwniczego Radoskór, przy ulicy Paderewskiego, wówczas Mariana Buczka. Igor Klaja, z natury spokojny, wzorowo poukładany człowiek, miał zacięcie do przedsiębiorczości. Kochał również sport, a szczególnie tenis ziemny, narty, rower górski, później nurkowanie i jazdę na longboardzie. Skończył I Liceum Ogólnokształcące imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach.

 

Po maturze wyjechał na studia do Krakowa, gdzie uczył się w Wyższej Szkole Handlowej. W Krakowie pozostał i tam na stałe zamieszkał. Szybko wyczuł rynek i zajął się dystrybucją śpiworów i ubrań z polaru do sklepów w Polsce. Początkowo pod szyldem krakowskiego sklepu, później zrodził się z tego pomysł na własny biznes i zaczął sprzedawać odzież pod swoją własną najstarszą marką Outhorn do dużych sieciówek, jak Tesco, Carrefour, Geant. Potem przyszła pora na założenie specjalistycznych sklepów. W 2007 roku powstał pierwszy sklep 4F, mieścił się w Kielcach przy ulicy Zagórskiej. Teraz 4F to znana marka na świecie, ubiory sprzedawane są w setkach sklepów firmowych.

 

Teraz przyszedł czas na światowy skok – na rynek światowy. Zatrudnienie Roberta Lewandowskiego jako globalnego ambasadora marki to gigantyczne pieniądze i po to je się wydaje, żeby osiągnąć określone cele. – Od lat zachęcam dzieci, młodzież i dorosłych do aktywności fizycznej – i nie mam na myśli tylko piłki nożnej, ale regularny ruch i zdrowy styl życia. To jest to, co łączy mnie z 4F – zachęcamy wszystkich do uprawiania sportu w taki sposób, w jaki mogą i lubią. Łączą nas nie tylko wspólne cele, ale i wartości, i to właśnie one budują silną drużynę. Wierzę w siłę, wzajemną motywację płynącą ze spójnej i zwartej drużyny – jako zawodnik i kapitan. Bez względu na to, gdzie gram, wiem, że zawsze reprezentuję Polskę. Cieszę się, że mogę pracować z polską marką i wierzę, że razem możemy osiągnąć jeszcze więcej – mówi Robert Lewandowski dla nowymarketing.pl.

 

4F to kolejna marka, którą reklamuje „Lewy”

 

Współpracuje on między innymi z marką Huawei, Head&Shoulders; i Gillette. Ma swoją własną markę kawy. Firma 4F współpracuje również między innymi z tenisistą Łukaszem Kubotem, siatkarzem Wilfredo Leonem, biatlonistkami Paulina Fialkovą i Kamilą Żuk, lekkoatletkami Martyną Kotwiłą i Adrianną Sułek, była jednym z głównych sponsorów poprzedniego Turnieju Czterech Skoczni. 4F prowadzi już prawie 200 sklepów, sprzedaje odzież sportową w 40 krajach Europy i Azji.

 

W 2008 roku firma podjęła współpracę z Polskim Komitetem Olimpijskim, dzięki której ubierała polskie reprezentacje podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Vancouver w 2010, Soczi w 2014, PyeongChang w 2018 oraz letnich igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 i Rio de Janeiro w 2016. W strojach 4F polscy sportowcy wystąpią również na igrzyskach w Tokio. Marka współpracuje również z komitetami olimpijskimi Łotwy, Serbii, Grecji, Chorwacji, Macedonii, Słowacji i Litwy. W latach 2017-2020 w sprzęt 4F wyposażane były wszystkie reprezentacje Polski w piłce ręcznej. Firma współpracuje również z Polskim Związkiem Narciarskim (ubiera m.in. naszych skoczków narciarskich), Polskim Związkiem Biathlonu, Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki i Polskim Związkiem Łyżwiarstwa Szybkiego.

 

 

Paweł Kotwica aip

Małopolska: Były proboszcz z Szalowej oskarżony o molestowanie seksualne zwolniony z aresztu

0

Sąd nie miał wątpliwości i skazał zakonnika na dwa lata i sześć miesięcy kary bezwzględnego więzienia. To o rok mniej niż dla oskarżonego żądała prokuratura. Przed gorlickim sądem zapadł wyrok w bulwersującej sprawie wykorzystywania seksualnego młodocianych na terenie parafii w Szalowej. Przed obliczem temidy stanął Jarosław O. zakonnik i ksiądz Kościoła Rzymskokatolickiego.

Gdy w lutym 2020 roku przed nowotarskim sądem ruszył proces księdza Mariana W., byłego proboszcza z Szalowej, wydawało się, że to początek końca traumatycznych przeżyć dla mieszkańców tej wsi. Niestety okazało się, że w trakcie prokuratorskiego postępowania przeciwko Marianowi W. na światło dzienne wyszły kolejne dramatyczne okoliczności. W marcu prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu skierowała do Sądu Rejonowego w Gorlicach akt oskarżenia przeciwko Jarosławowi O., kapłanowi Kościoła Rzymskokatolickiego, członkowi jednego z zakonów.

 

Pierwszy wyrok w sprawie molestowania seksualnego ministrantów i lektorów z Szalowej

 

Prokuratorzy zarzucali mu popełnienie, na terenie Szalowej, trzech przestępstw przeciwko wolności seksualnej w stosunku do trzech różnych osób. Dzisiaj zapadł wyrok. W chwili ogłaszania sentencji jeszcze nieprawomocnego wyroku, na sali rozpraw w gorlickim sądzie nie było Jarosława O., przed sądem odpowiadał on z wolnej stopy. Nie było również jego obrońcy. O ile sędzia Bogusław Gawlik zgodził się, by w czasie odczytywania wyroku na sali obecne były media, to jednak, gdy przeszedł do uzasadnienia wyroku, jawność została wyłączona.

 

Jarosław O. poza karą wiezienia dostał również zakaz zajmowania wszelkich stanowisk i wykonywania jakiejkolwiek pracy związanej z wychowaniem lub opieką nad małoletnimi. Zakaz ten w stosunku do zakonnika jest na zawsze. Zgodnie z sentencją wyroku zakonnik ma również pokryć koszty procesu, jakie ponieśli skrzywdzeni przez niego młodzi ludzie. Według śledczych zakonnik miał swoją pierwszą ofiarę przemocą doprowadzić do poddania się tzw. innym czynnościom seksualnym, jak również wykonaniu takich czynności. W stosunku do drugiej miał wykorzystać zależność, jaka występuje między kapłanem i lektorem i doprowadzić do obcowania płciowego.

 

– Oba przestępstwa zostały popełnione w październiku 2009 roku – stwierdza prokurator Leszek Karp, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu. – Trzecie przestępstwo, popełnione w 2012 roku, polegało na wykorzystaniu bezradności pokrzywdzonego, wynikającej z jego upojenia alkoholowego i doprowadzeniu go do poddania się innej czynności seksualnej – dodaje.

 

Szokującym dodatkiem do tych zbrodni jest to, że w czasie, gdy popełniane były dwa pierwsze przestępstwa, w Szalowej trwał czas misji świętych. W 2012 roku ten sam zakonnik prowadził misje w jednej z parafii w sąsiedniej gminie. Zbrodnie, jakich dokonał zakonnik zagrożone były karą do 8 lat więzienia. Wszystkie wymienione sprawy wyszły na jaw przy okazji śledztwa w sprawie czynów pedofilskich, o które został oskarżony, Marian W., były proboszcz w Szalowej, który pełnił również posługę w Kiczni (powiat nowosądecki) oraz parafii w Grywałdzie (powiat nowotarski). Jak się okazało, niektórzy chłopcy skrzywdzeni przez księdza Mariana W. byli później wykorzystywani przez zakonnika Jarosława O.

 

Proces księdza, byłego proboszcza z Szalowej trwa w Nowym Targu

 

Akt oskarżenia przeciwko księdzu Marianowi W. trafił do nowotarskiego sądu w grudniu, a jego proces ruszył 19 lutego. Prokuratura zarzuca mu, że od 2003 r. do 2012 roku dopuścił się 12 przestępstw polegających na wykorzystywaniu seksualnym osób poniżej 15. roku życia, wykorzystywaniu osób małoletnich, wobec których duchowny miał stosunek zależności, a także spowodowanie u części pokrzywdzonych średniego uszczerbku na zdrowiu – czyli tzw. zespołu stresu pourazowego. Chodzi o 11 małoletnich, w tym siedem osób poniżej 15 lat, mieszkających na terenie parafii, w których oskarżony był proboszczem. Wszyscy oni byli lektorami lub ministrantami służącymi do mszy.

 

18 listopada na wniosek obrońcy sąd w Nowym Tagu uchylił areszt tymczasowy wobec Mariana W. i zastosował środki wolnościowe, czyli dozór policyjny i poręczenie majątkowe w wysokości 20 tysięcy złotych. Ma on też zakaz opuszczania kraju. Prokuratora w Nowym Sączu zażaliła się na decyzje nowotarskiego sądu i sprawa została skierowana do ponownego rozpatrzenia. 28 grudnia sąd w Nowym Targu podtrzymał swoją pierwotną decyzję i Marian W. pozostał na wolności. Nie udało nam się ustalić, gdzie obecnie przebywa.

 

W toku śledztwa odkryto, że Marian W. zmuszał do innych czynności seksualnych także 11 innych ministrantów. Ich historie „nie weszły” jednak do aktu oskarżenia, ponieważ czyny te uległy przedawnieniu. W polskim prawie dzieje się tak w momencie, gdy osoba pokrzywdzona przez pedofila nie zgłosi sprawy policji przed ukończeniem przez siebie 30. roku życia.

 

 

Lech Klimek aip

Zapłakał w momencie, gdy za oknem strzelały pierwsze sztuczne ognie. Pierwsze dziecko 2021 urodzone w Polsce to Hubert z Bytomia

Zapłakał w momencie, gdy za oknem strzelały pierwsze sztuczne ognie. Hubert z Bytomia to pierwsze dziecko urodzone w 2021 roku w województwie śląskim i prawdopodobnie też w Polsce. Chłopczyk urodził się w szpitalu w Rudzie Śląskiej.

 

Hubert Mikos, syn Katarzyny i Krzysztofa, urodził się w Szpitalu Miejskim w Rudzie Śląskiej 1 stycznia 2021 r. o godz. 0:03. To pierwsze dziecko w woj. Śląskim, jakie przyszło na świat w Nowym Roku 2021.

 

– Popatrzyłam za okno, gdy strzeliły pierwsze fajerwerki, wtedy zaczęłam wołać położne, bo zobaczyłam główkę syna. Poszło bardzo szybko. Za chwilę już odbierałam gratulacje od lekarki i położnych – wspomina pani Kasia, szczęśliwa mama pierwszego dziecka urodzonego w 2021 roku. A myślała, że jej syn urodzi się jeszcze w starym roku. – Przyjechałam do szpitala już 29 grudnia. Myślałam – „chyba jeszcze w grudniu Hubert się urodzisz” – wspomina pani Kasia. Synek był jednak cierpliwy i postanowił zaczekać na Nowy Rok. – Pięknie się wstrzelił, ale najważniejsze jest to, że jest zdrowy. Dostał 10 punktów – cieszy się dumna mama. Dodając, że to duży dżentelmen.

 

Rzeczywiście, chłopczyk waży 4130 g i mierzy 58 cm. Na Huberta w domu czeka rodzeństwo. Kinga, która w styczniu skończy 14 lat oraz Igor, który w marcu będzie świętował 16 urodziny. – Szkoda, że nie mogą przyjść na odwiedziny do szpitala. Takie czasy, ale wysyłam rodzinie zdjęcia dziecka – dodaje pani Katarzyna. Hubert to pierwsze dziecko urodzone w 2021 roku w Polsce. Nieco później, w Szpitalu Śląskim w Cieszynie, o godz. 0:40 przyszła na świat dziewczynka – ważyła 3530 g i mierzyła 53 cm.

 

Według UNICEF, w Polsce przyjdzie na świat około 989 dzieci, w tym w Warszawie 46 dzieci, podobnie jak w Auckland w Nowej Zelandii, gdzie według organizacji urodzi się 47 dzieci – informuje RMF FM. UNICEF szacuje też, że po raz pierwszy większość dzieci urodzonych w Polsce w 2021 roku ma szansę dożyć ponad stu lat. Najdłużej będą żyły dzieci urodzone dziś w Andorze (119 lat), Szwajcarii (116) i Hiszpanii (114), a najkrócej dzieci z Czadu i Republiki Środkowoafrykańskiej (61 lat). Globalnie ponad połowa porodów 1 stycznia odbędzie się w zaledwie 10 krajach:

 

    • Indiach (59 995 dzieci),

 

    • Chinach (35 615),

 

    • Nigerii (21 439),

 

    • Pakistanie (14 161),

 

    • Indonezji (12 336),

 

    • Etiopii (12 006),

 

    • Stanach Zjednoczonych (10 312),

 

    • Egipcie (9 455),

 

    • Bangladeszu (9236)

 

    • Demokratycznej Republice Konga (8640).

 

Łącznie na całym świecie w pierwszy dzień roku urodzi się około 371 504 dzieci. Średnia długość ich życia wyniesie 84 lata.

 

Łukasz Klimaniec aip

Kiedy uczniowie wrócą do szkół? Minister edukacji Przemysław Czarnek wskazuje możliwy termin

0

Kiedy uczniowie wrócą do szkół i kiedy skończy się zdalne nauczanie? To pytanie zadają sobie zarówno nauczyciele, jak i uczniowie oraz rodzice. Wszystko jest zależne od tego, czy pandemia koronawirusa zacznie ustępować. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek przyznał na łamach TVP Info, że jedyną szansą na szybki powrót do normalności są szczepienia na koronawirusa.

 

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek w rozmowie z TVP Info przyznał, że chciałby, aby uczniowie wrócili do szkół po 17 stycznia, jednak wszystko jest uzależnione od tego, jak rozwijać się będzie sytuacja w związku z panującą pandemią koronawirusa. – Powrót uczniów do szkół planujemy, jeśli pozwoli na to rozwój pandemii koronawirusa, już po 17 stycznia. – przyznał Czarnek.

 

Podkreślił jednak, że wszystko zależne będzie od dynamiki pandemii koronawirusa. Decyzja ma zostać podjęta między 4 a 11 stycznia. Wówczas okaże się, jak tłumaczy minister Przemysław Czarnek, kto wraca i kiedy wraca.

 

Jaki jest prawdopodobny scenariusz?

 

    • w pierwszej kolejności do nauki wrócą uczniowie klas I-III szkół podstawowych,

 

    • następnie uczniowie klas VIII i klas maturalnych,

 

    • w kolejnym etapie pozostali uczniowie.

 

Minister edukacji poinformował, że zainteresowanie testowaniem na koronawirusa wśród pracowników oświaty jest bardzo duże. Chętnych jest blisko 190 tys. osób. Mowa o testach zapowiedzianych przez ministerstwo zdrowia, które mają zostać przeprowadzone między 11 a 15 stycznia 2021. Testy będą:

 

    • bezpłatne,

 

    • dobrowolne.

 

Zebraliśmy informacje od nauczycieli z całego kraju, kto chce się przetestować. Chcemy stworzyć taką bramkę, która spowoduje, że nauczyciele, którzy będą mieli koronawirusa, będą musieli udać się jeszcze na nauczanie zdalne, czy w ogóle w izolację, natomiast do szkół wrócą tylko ci, którzy nie mają koronawirusa. – tłumaczył Czarnek.

 

Przemysław Czarnek odniósł się również do kwestii szczepień na koronawirusa. Upatruje w nich „jedynej szansy na szybki powrót do normalności”.

 

TK aip

Wielka Brytania. Minister zdrowia: Wariant wirusa z RPA groźniejszy niż brytyjski

0

Nowy wariant koronawirusa zidentyfikowany w Republice Południowej Afryki jest jeszcze bardziej niebezpieczny niż wysoce zakaźny wariant brytyjski – powiedział w poniedziałek brytyjski minister Matt Hancock.

„Niezwykle niepokoi mnie wariant południowoafrykański i dlatego podjęliśmy działania i ograniczyliśmy wszystkie loty z RPA. To jest bardzo, bardzo znaczący problem i to nawet większy niż nowy brytyjski wariant” – mówił Hancock w rozmowie ze stacją BBC.

 

Powiedział też, że konieczne są nowe restrykcje, które zatrzymają rozprzestrzenianie się nowego wariantu. Od sześciu dni liczba wykrywanych przypadków koronawirusa w Wielkiej Brytanii przekracza 50 tys. dziennie, co jest zdecydowanie najwyższą liczbą w Europie. Brytyjski rząd ocenia, że co najmniej 60 proc. nowych zakażeń to nowa odmiana wirusa wykryta początkowo w południowo-wschodniej Anglii.

 

Tymczasem, jak podała w poniedziałek stacja ITV, powołując się niewymienionego z nazwiska doradcę naukowego rządu, naukowcy nie są pewni, czy szczepionki przeciw Covid-19 działają na południowoafrykańską odmianę wirusa.

 

„Według jednego z doradców naukowych rządu powodem +niezwykłego zaniepokojenia+ Matta Hancocka wariantem Covid-19 w RPA jest to, że nie są oni pewni, czy szczepionki będą tak skuteczne przeciwko niemu, jak w przypadku wariantu brytyjskiego” – napisał na Twitterze dziennikarz polityczny ITV Robert Peston.

 

Zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w RPA władze odkryły w ostatnich tygodniach nowe warianty koronawirusa, które doprowadziły do gwałtownego wzrostu liczby zakażeń. W przypadku brytyjskiej odmiany naukowcy wyrażali jednak przekonanie, że obie używane obecnie szczepionki – opracowane przez firmy Pfizer i BioNTech oraz Uniwersytet Oksfordzki i AstraZenecę – skutecznie go zatrzymują.

 

Naukowcy twierdzą, że nowy południowoafrykański wariant różni się od innych krążących w Wielkiej Brytanii, ponieważ ma liczne mutacje w części, której używa do infekowania ludzkich komórek. Wątpliwości co do efektywności szczepionki wyraził już w niedzielę John Bell, profesor medycyny na Uniwersytecie Oksfordzkim, który jest członkiem rządowej grupy zadaniowej ds. szczepionek. Ale uważa on też, że modyfikacja istniejących szczepionek, tak aby zapobiegały wariantowi południowoafrykańskiemu, nie zajmie dłużej niż kilka miesięcy.

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

bjn/ akl/

Liga niemiecka: Lewandowski po raz szósty w drużynie kolejki „Kickera”

0

Robert Lewandowski po raz szósty w tym sezonie znalazł się w najlepszej drużynie kolejki niemieckiej ekstraklasy piłkarskiej według prestiżowego magazynu „Kicker”. Polak zdobył dwa gole w niedzielnym meczu Bayernu Monachium z FSV Mainz (5:2) w 14. kolejce.

Nikt inny nie był w „jedenastce” kolejki równie często w tym sezonie. Pięciokrotnie znalazł się w niej Hiszpan Angelino z RB Lipsk. Lewandowski cztery razy uznany został też za najlepszego piłkarza kolejki, ale tym razem wyróżnienie to spotkało francuskiego pomocnika SC Freiburg Baptiste’a Santamarię.

 

Kapitan reprezentacji Polski w dotychczasowych 14 kolejkach zdobył 19 bramek. Jeśli utrzyma tę średnią, pobije rekord 40 ligowych trafień w jednym sezonie, należący od sezonu 1971/72 do Gerda Muellera.

 

„Rekord Gerda Muellera upadnie w tym sezonie. Jestem przekonany, że on (Lewandowski – PAP) poprawi to osiągnięcie” – powiedział były reprezentant Niemiec, 59-letni Lothar Matthaeus na antenie telewizji Sky.

 

Najlepszy dotychczas wynik Polaka to 34 trafienia w rozgrywkach 2019/20, za to jeszcze nigdy nie miał 19 goli po 14 kolejkach. Mueller był od niego lepszy pod tym względem – miał 20 bramek na tym etapie, ale w sezonie 1968/69, który zakończył z 30 trafieniami.

 

Lewandowski w grudniu zwyciężył w plebiscycie FIFA na najlepszego piłkarza na świecie w 2020 roku, wyróżniony został także m.in. przez „The Guardian”. W poniedziałek swoją drużynę roku ogłosił francuski dziennik „L’Equipe”, w której Polaka również uwzględniono, podobnie jak czterech innych zawodników Bayernu.

 

(PAP)

 

mm/ co/

Eksperci: Aby przetrwać musimy wyhamować pogoń za wzrostem gospodarczym i skończyć z hedonizmem

0

Pandemia koronawirusa ożywiła debatę na temat tzw. idei postwzrostu, czyli konieczności wyhamowania wzrostu gospodarczego i odejściu od konsumeryzmu. Jej zwolennicy przypominają, że ograniczone zasoby Ziemi nie sprostają nieograniczonemu rozwojowi gospodarek. „Walczymy o przetrwanie” – mówią naukowcy w rozmowie z PAP.

Prof. Uniwersytetu Łódzkiego dr hab. Jakub Kronenberg, wyjaśnia w rozmowie z PAP, że idea dewzrostu (od ang. degrowth), jak woli nazywać tę koncepcję, wskazuje na konieczność odwrócenia takich trendów jak presja na środowisko, wyniszczanie biosfery, zatrucie oceanów poprzez wyhamowanie wzrostu gospodarczego. „Celem jest nasze przetrwanie” – podkreśla.

 

Prof. Ewa Bińczyk z Katedry Filozofii Praktycznej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika wyjaśnia w wywiadzie dla PAP, że nurt nazywany ekonomią postwzrostu zakłada, iż aby uratować Planetę należy ograniczyć wzrost pewnych sektorów i promować rozwój innych, jak energii odnawialnej, tak jak należy wyhamować wzrost gospodarczy państw zamożnych i utrzymać go w krajach rozwijających się.

 

Żyjemy w czasach, w których aksjomatem jest przekonanie, iż dobrostan narodów zależy od utrzymania wzrostu gospodarczego, będącego też gwarantem politycznej stabilności. Jeśli wzrost PKB zatrzymuje się lub cofa, kondycja gospodarcza kraju pogarsza się, powoduje kryzys bezrobocia i zadłużenia, drożyznę i pogłębianie się społecznych nierówności. Ale nie musi tak być, a powstrzymanie wzrostu nie oznacza zapaści gospodarczej – czytamy na portalu Open Democracy.

 

Zwolennicy idei postwzrostu uważają, że aby ocalić planetę i jej zasoby, należy też przestać uznawać PKB za właściwą miarę dobrostanu społeczeństwa i, nade wszystko, zmienić model ekonomiczny, w którym kultura nieograniczonej konsumpcji jest kołem zamachowym gospodarczego rozwoju.

 

Prof. Kornenberg mówi, że ekonomiści zdają sobie sprawę, iż PKB nie jest miarą dobrej kondycji społeczeństwa i postuluje, by „przestać kierować się nim jako podstawowym celem politycznym”.

 

Pandemia koronawirusa zainspirowała zwolenników postwzrostu do ponowienia apeli o zmianę modelu ekonomicznego, na taki, w którym planowo, świadomie wprowadza się zmiany mające ograniczyć nieustanną potrzebę produkcji i napędza apetyt konsumentów na coraz to nowsze nabytki i zabawki.

 

W uproszczeniu – idealny świat postwzrostowców, to społeczeństwo, w którym każdy mniej konsumuje, zepsute sprzęty naprawia, nie kolekcjonuje ubrań i butów i nie funduje sobie co roku nowego smartphone’a, a redystrybucja dochodów łagodzi społeczne nierówności.

 

Zarówno prof. Bińczyk jak i prof. Kronenberg przyznają, że tak głęboka przemiana społeczno-ekonomiczna wymaga po prostu „przemiany człowieka”. Jest ona zarazem „najtrudniejszym elementem zmiany”, jak jest konieczna, by ocalić Planetę – ocenia Kronenberg.

 

W zamieszczonym w „Harvard Business Review” artykule pt. „Dlaczego postwzrost nie powinien niepokoić przedsiębiorców” Thomas Roulet z Uniwersytetu Cambridge i Joel Bothello z Uniwersytetu Concordia stawiają tezę, że konieczna zmiana modelu ekonomicznego zostanie zainicjowana przez konsumentów i zmusi firmy do zmiany zachowań, a ewentualne zmiany ustawodawcze są sprawą wtórną.

 

Wśród zwolenników postwzrostu są ekonomiści, filozofowie, antropolodzy, ekologowie i aktywiści, którzy w zmianie modelu ekonomicznego upatrują szansy nie tylko na uratowanie planety, ale też na zbudowanie bardziej harmonijnego, sprawiedliwego społeczeństwa – wyjaśnia Deutsche Welle.

 

Jednym z czołowych teoretyków idei postwrostu jest antropolog i ekonomista Jason Hickel, autor książki „Less is More: How Degrowth Will Save the World” (Mniej to więcej: Jak postwzrost uratuje Świat), który nawołuje do ograniczenia wzrostu gospodarczego, zredukowania produkcji i konsumpcji. „Less is More” została uznana przez „Financial Times” za jedną z najlepszych książek roku 2020.

 

Tezy Hickela są alarmujące: ocenia on, że Planecie grozi katastrofa ekologiczna, zwłaszcza że maksymalna waga zasobów jakie można wydobyć z Ziemi to 50 mld ton, a granica ta została już dawno przekroczona. „Jedyną bezpieczną strategią jest nałożenie prawnie wiążących ograniczeń na wykorzystanie zasobów i stopniowe redukowanie go do bezpiecznych poziomów” – ocenia Hickel.

 

Ale postulowane przez niego zmiany oznaczałyby nie tylko zmianę modelu ekonomicznego, ale też odejście od tego, co filozofowie nazywają materialistycznym hedonizmem, czyli od stylu życia w którym dobrostan i pozycja społeczna utożsamiane są z posiadaniem jak największej ilości dóbr. Hickel nie kryje jednak, że to co proponuje to „wywrócenie światowego ładu”.

 

Przeciwnicy idei postwzrostu, zwłaszcza w USA, uważają, że taka przemiana człowieka jest niemożliwa, bo to co ludzi napędza, to pragnienie posiadania statusu takiego, co najmniej, jak nasz sąsiad.

 

Prof. Bińczyk uważa jednak, że nasza obsesja gromadzenia dóbr wynika z tego, iż „jesteśmy ofiarami rynkowego fundamentalizmu i reklamy”. To one napędzają konsumpcję. Ale – jak podkreśla Bińczyk – możliwa jest zmiana ludzkich postaw, a badania psychologiczne dowodzą, że motywuje nas wiele szlachetniejszych pragnień niż tylko wola uzyskania szacunku ludzi nam równych.

 

Dr Akshat Rathi, komentator Bloomberga, tak wyjaśnia założenia ruchu postwzrostu; „Planeta, by mieć szanse na przetrwanie, musi znaleźć sposób na to, by stworzyć pewne ograniczenia dla takich zjawisk jak ocieplenie klimatu, zakwaszenie oceanów, utrata bioróżnorodności, nazywane +planetarnymi granicami+, a bogate kraje przekraczają te granice, wykorzystując zbyt wiele zasobów”.

 

Świat musi też ponownie zastanowić się nad wartością takiego indeksu jak PKB – pisze Rathi – „bo PKB może nadal rosnąć, gdy pogarszają się nierówności społeczne i ogólny dobrostan”.

 

DW przypomina, że „nasza obsesja związana z PKB towarzyszy nam nie od tak dawna. Dopiero w połowie XX wieku PKB stało się głównym wskaźnikiem gospodarczego sukcesu, dostarczającym metodę pomiaru dla kapitalizmu i komunizmu”.

 

Rathi wyjaśnia, że powstrzymanie wzrostu gospodarczego nie jest tożsame z recesją i nie grozi związany z nią kryzysem oraz bezrobociem. Zaplanowane, zorganizowane przestawienie gospodarki na inne tory oznaczałoby bowiem rozbudowanie pewnych sektorów, zwłaszcza usług, które stworzyłyby nowe miejsca pracy. „Postwzrost, to planowe spowolnienie, czy też skurcz gospodarki, który ma być zrównoważony w skali kraju” – czytamy na portalu Open Democracy.

 

Hickel i inni naukowcy postulujący ograniczenie wzrostu gospodarczego zwracają też uwagę, że rosnąca produkcja przemysłowa i „kultura wyrzucania” rzeczy, które uznajemy za niemodne lub zużyte, to system zaprojektowany na stały wzrost, który musi doprowadzić do wyczerpania zasobów Ziemi i ekologicznej katastrofy.

 

Poważne zmiany systemów społeczno-ekonomicznych poprzedzały zazwyczaj kataklizmy, wojny lub rewolucje. Prof. Kronenberg mówi, że liczy na to, iż edukacja, masowa kultura mogą odegrać istotną rolę i pomóc przebudować społeczne nastawienie oraz ograniczyć „najbardziej rozbuchana konsumpcję”. Prof. Bińczyk podkreśla, że katastrofa ekologiczna może nastąpić już za kilka lat; jeśli nie przyjmiemy do wiadomości, że walczymy o przetrwanie Planety, pozostanie nam świadomość, że żyjemy „w epoce zarządzania nieodwracalnymi zmianami”. (PAP)

 

Marta Fita-Czuchnowska (PAP)

 

fit/ jar/

Niemcy. Wzrost zgłoszeń dotyczących dyskryminacji; „Azjatów nie wpuszczano do sklepów”

0

W czasie pandemii koronawirusa w Niemczech odnotowano znacznie więcej przypadków dyskryminacji. Według agencji antydyskryminacyjnej dotyczyło to zwłaszcza wielu osób o azjatyckim wyglądzie.

Według federalnej agencji antydyskryminacyjnej pandemia koronawirusa doprowadziła do znacznego wzrostu liczby przypadków dyskryminacji. Pandemia „działała jak zapalnik dla dyskryminacji poszczególnych grup ludzi” – powiedział szef biura Bernhard Franke w wywiadzie dla portalu RND.

 

Liczba wniosków o poradę gwałtownie wzrosła: do końca listopada zarejestrowano ponad 6000 przypadków w porównaniu z 3200 sprawami w tym samym okresie w 2019 roku.

 

Jeśli chodzi o dyskryminację rasową, do października nastąpił wzrost o ponad 70 procent, powiedział Franke. Przede wszystkim osoby o azjatyckim wyglądzie były dyskryminowane, molestowane, a czasem atakowane fizycznie. „Odmawiano im wstępu do sklepów, komentując, że sprzedawcy nie chcą u siebie koronawirusa” – poinformował Franke.

 

Sinti i Romowie również zostali dotknięci dyskryminacją w związku z pandemią. Osoby o pochodzeniu tureckim lub arabskim uważały, że są powszechnie podejrzane, „ponieważ kilka uroczystości weselnych doprowadziło do skoków infekcji”. „Ale wirus nie rozróżnia grup etnicznych” – podkreśla Franke. W sytuacjach kryzysowych istnieje jednak tendencja do szukania kozłów ofiarnych.

 

Według agencji antydyskryminacyjnej pojawiło się również wiele pytań dotyczących wymogu stosowania maseczek, zwłaszcza od osób, które nie mogą nosić ochrony ust i nosa z powodu niepełnosprawności.

 

Jednak „koronasceptycy i teoretycy spiskowi także stylizowali się na ofiary dyskryminacji z powodu wymogu noszenia maseczek”. Franke podkreślił: „Jeśli przeciwnicy maseczek wyposażają się w pseudocertyfikaty, które drukują np. z internetu, dzieje się to kosztem osób z niepełnosprawnościami, które rzeczywiście mają problemy. Są dyskredytowani, ponieważ zasadniczo kwestionowana jest wiarygodność certyfikatów”.

 

Protestujący przeciwko ograniczeniom w pandemii często używają porównań z epoką nazistowską. Franke uważa, że to „niepokojące i bezwstydne” porównania do „bojowników ruchu oporu i ofiar nazizmu”. „To także próba przesunięcia dyskursu w kierunku antydemokratycznym. Ważne jest, aby było to publicznie omawiane i ostro krytykowane” – podkreśla.

 

Debata na temat rasizmu w policji została zdaniem szefa agencji „niestety uznana za zakończoną przez federalnego ministra spraw wewnętrznych bez żadnego zrozumiałego powodu – wbrew wyraźnej prośbie Rady Europy o przedłożenie badania na temat profilowania rasowego. Takie badanie jest nadal pilnie potrzebne. Dotyczy to również niezależnych kanałów składania skarg na działania policji”.

 

Federalna Agencja ds. przeciwdziałania dyskryminacji udziela porad osobom dyskryminowanym ze względu na pochodzenie etniczne, religię lub światopogląd, tożsamość seksualną, płeć, wiek lub niepełnosprawność. Podstawę jej pracy stanowi ogólna ustawa o równym traktowaniu.

 

Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)

 

bml/ jar/

Warszawscy urzędnicy będą mówić „po ludzku”?

Stołeczny ratusz celem uproszczenia języka dokumentów szkoli kierowników i pracowników urzędów. Liczymy, że w najbliższych miesiącach mieszkańcy odczują, że zmieniliśmy sposób pisania – czytamy w poniedziałkowym komunikacie wydziału prasowego Urzędu m.st. Warszawy.

W komunikacie poinformowano, że Warszawa włącza się w ruch prostego języka, który postuluje m.in. to, aby urzędnicy przekazywali informacje w sposób prosty i zrozumiały.

 

Jak wyjaśniono w informacji ratusza, warszawskie dokumenty zbadała Pracownia Prostej Polszczyzny Uniwersytetu Wrocławskiego w listopadzie i grudniu 2019 roku. „Oceniła, co robimy dobrze, a co musimy jeszcze poprawić. Przygotowała też konsultantów i trenerów prostego języka z grona pracowników urzędu. Rekomendacje zostały zawarte w raporcie. Najważniejsze wnioski z analizy dotyczyły m.in. zbyt długich i zawiłych zdań, kopiowania zapisu ustaw, zamiast opisywania własnymi słowami, używania zbyt trudnych formularzy” – czytamy.

 

„Prosty język łatwo poznać. Przygotowany dokument jest czytelny na pierwszy rzut oka. Już w pierwszym akapicie jest napisane, o co naprawdę chodzi. Zdania w tekście są krótkie, a wyrazy proste. Piszemy jasno, kto i co zrobił w urzędzie oraz co powinien zrobić mieszkaniec. Usuwamy niejasne sformułowania i niepotrzebne informacje. Nie straszymy nagromadzeniem paragrafów” – wyjaśniano w komunikacie.

 

Prosty język wprowadziło zarządzenie prezydenta m.st. Warszawy z 5 listopada 2020 roku podpisane przez wiceprezydenta Michała Olszewskiego. Zgodnie z nim wszystkie dokumenty Urzędu m.st. Warszawy – poza tymi, których forma jest ściśle określona – pisane są prostym językiem. Prosty język, jak zapisano w zarządzeniu, jest: zwięzły, precyzyjny, logiczny, bezpośredni, dostępny, niewykluczający i ukierunkowany, dostosowany do adresata.

 

Celem uproszczenia języka urzędnicy dostali poradnik i specjalny słowniczek. „Rozpoczęły się też szkolenia pracowników. Na początku był to cykl próbny, w którym zostali przeszkoleni pracownicy Biura Organizacji Urzędu. Następnie w ramach samokształcenia rozpoczęto zajęcia dla wszystkich biur i dzielnic. Niestety, z powodu ograniczeń związanych z pandemią COVID-19 szkolenia zostały przerwane. W tym roku zostaną one wznowione w wersji online w dwóch wariantach – dla przełożonych (kierownictwo każdej komórki urzędu osobno) oraz dla pracowników” – wyjaśniono w komunikacie.

 

„Liczymy, że w najbliższych miesiącach mieszkańcy odczują, że zmieniliśmy sposób pisania. Warszawa chce być miastem otwartym dla wszystkich, a urząd powinien być przyjazny także dla mieszkańców” – podkreślono.

 

(PAP)

 

Autorka: Agnieszka Ziemska

 

agzi/ lena/

Dworczyk: Od dziś z informacjami dot. zachorowań i zgonów na COVID-19 będzie podawana liczba osób zaszczepionych

0

Od poniedziałku razem z informacjami dotyczącymi zachorowań i zgonów na COVID-19 będziemy podawać także liczbę osób zaszczepionych, choć to nie jest do końca miarodajna informacja – zapowiedział szef KPRM, pełnomocnik rządu ds. szczepień Michał Dworczyk.

27 grudnia rozpoczęły się w Polsce szczepienia przeciw COVID-19. W pierwszej kolejności szczepieni są pracownicy sektora ochrony zdrowia. Termin zapisów na szczepienia w grupie „O” został przedłużony do 14 stycznia. Następnie szczepionkę otrzymają m.in. seniorzy, służby mundurowe, nauczyciele. Zapisy na szczepienie dla osób spoza priorytetowych grup ruszą 15 stycznia.

 

Dworczyk pytany w poniedziałek w Radiu ZET, czy rząd dysponuje informacjami dotyczącymi dziennej liczby osób zaszczepionych, podkreślił, że „są takie dane, ale w tym momencie nie dysponuje takim rozbiciem”.

 

„Od dzisiaj razem z informacjami dotyczącymi zachorowań i zgonów na COVID-19 będziemy podawać również liczbę osób zaszczepionych, choć to nie jest do końca miarodajna informacja” – zapowiedział szef KPRM. „Dopiero jak zacznie być szczepiona grupa pierwsza, te informacje będą oddawać rzeczywiste tempo szczepień” – dodał.

 

W poniedziałek rano w Warszawie wylądował samolot z 360 tys. dawek szczepionki przeciw koronawirusowi; ponad 150 tys. dawek trafi w poniedziałek do szpitali. Dworczyk zapowiedział, że w przyszły poniedziałek trafi do Polski kolejne 360 tys. dawek szczepionek przeciw COVID-19. „Tygodniowo będziemy mogli szczepić ok. 180 tys. osób” – ocenił.

 

Szef KPRM dopytywany, do kiedy zostanie zaszczepiona grupa „0” odparł: „chcielibyśmy, żeby grupa pierwsza zaczęła być szczepiona w ostatnim tygodniu stycznia”.

 

„To będzie duże wyzwanie, ponieważ w grupie pierwszej jest ok. 10 milionów osób” – podkreślił minister.

 

„Problem polega na tym, że jeżeli przeanalizujemy potencjalne dostawy szczepionek, które deklarują producenci, to do końca I kwartału 2021 roku możemy otrzymać szczepionki dla 2,7 miliona osób, zakładając, że z grupy +0+ zaszczepi się ok. 700 tys. osób, to zostanie nam 2 mln osób z grupy pierwszej. Trwają analizy i przygotowujemy, jak te szczepionki podzielić w taki sposób, aby sprawiedliwie w każdej części kraju był do nich dostęp. Zaczniemy od najstarszych roczników” – zapowiedział Dworczyk.

 

Wcześniej minister poinformował, że do niedzieli, do godz. 18 zostało zaszczepionych 50 tys. 391 osób.

 

***

 

 

Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że potwierdzono 4432 kolejne przypadki zakażenia koronawirusem.

Resort podaje również, że w ciągu doby z powodu COVID-19 zmarło 8 osób, natomiast z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami zmarły 34 osoby. Od początku pandemii w Polsce odnotowano milion 322 tysiące 947 zakażeń koronawirusem. 29 tysięcy 161 chorych zmarło.

 

 –

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/Ministerstwo Zdrowia/d Pilecki/

(PAP)

 

autorka: Iwona Pałczyńska

 

ipa/ par/

Kierwiński o szczepieniach celebrytów przeciw COVID-19: Nie podoba mi się wpychanie bez kolejki

0

Nie podoba mi się wpychanie bez kolejki; nie może być zgody na coś takiego – powiedział w poniedziałek sekretarz generalny PO Marcin Kierwiński odnosząc się do przedterminowych szczepień celebrytów i polityków. Jest to wielka niezręczność – dodał.

„Nie podoba mi się wpychanie bez kolejki. Nie mam co do tego żadnej wątpliwości. Jeszcze w czwartek, jak rozmawiałem na państwa antenie (…) wydawało się, że jest to akcja promująca szczepienia. Ale jeżeli nawet była to taka akcja, zrobiona została tak źle, że należy powiedzieć jasno, że nie może być zgody na coś takiego” – powiedział w poniedziałek w Polskim Radiu 24 Kierwiński.

 

Pytany o to, czy w sprawie szczepień aktorów i znanych postaci jest afera, czy jej nie ma odparł: „Jest to wielka niezręczność. Natomiast wielką aferą jest tempo szczepień, które zafundowało nam PiS i bałagan, który przy tych szczepieniach istnie”.

 

Warszawski Uniwersytet Medyczny informował w tym tygodniu, że z puli dodatkowych 450 dawek szczepionek, które – niezależenie od etapu zerowego szczepień obejmującego personel medyczny – otrzymał od Agencji Rezerw Materiałowych i które musiały być wykorzystane do końca roku, zaszczepił m.in. 300 pracowników szpitali WUM oraz grupę 150 osób obejmującą rodziny pracowników, pacjentów będących pod opieką szpitali i placówek WUM, w tym 18 znanych postaci kultury i sztuki, które zgodziły się zostać ambasadorami powszechnej akcji szczepień.

 

O tym, że został zaszczepiony przeciw COVID-19 ujawnił m.in. były premier, a obecnie europoseł SLD Leszek Miller. W grupie osób spoza środowiska medycznego, które otrzymały szczepionkę, znaleźli się też m.in. aktorzy: Krystyna Janda, Maria Seweryn, Wiktor Zborowski, satyryk i reżyser Krzysztof Materna oraz dyrektor programowy TVN Edward Miszczak.

 

W grupie tej znalazł się też aktor i piosenkarz Michał Bajor. Opublikował on w niedzielę na Instagramie wpis, w którym wyjawił, że jest jedną z osób promujących szczepienia przeciw COVID-19, które przyjęły szczepionkę poza kolejnością w przychodni przy WUM. „Jeżeli ktoś z Państwa poczuł się urażony, serdecznie przepraszam” – napisał.

 

Pełna lista zaszczepionych ludzi ze świata kultury i polityki wciąż jednak nie jest znana.

 

27 grudnia rozpoczęły się w Polsce szczepienia przeciw COVID-19. W pierwszej kolejności szczepieni są pracownicy sektora ochrony zdrowia. Termin zapisów na szczepienia w grupie zero został przedłużony do 14 stycznia. Następnie szczepionkę otrzymają m.in. seniorzy, służby mundurowe, nauczyciele. Według zapowiedzi przedstawicieli rządu zapisy na szczepienie dla osób spoza priorytetowych grup ruszą 15 stycznia.

 

Minister zdrowia Adam Niedzielski podczas konferencji prasowej w piątek skrytykował decyzję dotyczącą kryteriów dodatkowych szczepień w WUM. Poinformował też, że poprosił prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia o przeprowadzenie szczegółowej kontroli w jednostkach związanych z WUM. Jak mówił, kontrola ma ruszyć w poniedziałek, 4 stycznia br.

 

W niedzielę minister Niedzielski dodał, że „sprawa szczepień ma wymiar formalny i etyczny”. „Formalny zweryfikuje kontrola @NFZ_Centrala. W wymiarze etycznym – w związku z informacjami dot. możliwej obecności Rektora przy szczepieniach (ludzi ze świata kultury – PAP) – poprosiłem o ustosunkowanie się pisemnie do tej informacji” – napisał minister i zamieścił fotokopię swojego pisma do rektora WUM w tej sprawie.

 

Premier Mateusz Morawiecki w sobotę mówił PAP, że „przestrzeganie zasad kolejności szczepienia to wyraz szacunku dla reguł społecznej solidarności”.

 

Prezes ARM Michał Kuczmierowski także w sobotę w rozmowie z PAP podkreślił, że WUM mija się z prawdą twierdząc, że była jakaś dodatkowa pula dawek szczepionek, niezależna od etapu zerowego obejmującego personel medyczny. „Nie było żadnej dodatkowej puli dawek szczepionek dla Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, tym bardziej specjalnej puli dla celebrytów” – mówił szef ARM.

 

(PAP)

 

autor: Aneta Oksiuta

 

aop/ par/

Czarzasty o szczepieniu poza kolejnością: Pozostawiam ocenę moralną tym, którzy się na to zdecydowali

0

Pozostawiam ocenę moralną tym ludziom, którzy się na to zdecydowali; jeżeli bym dostał tę propozycję, to bym odmówił, bo pierwszą pulę powinni wziąć lekarze – podkreślił wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty (Lewica) w poniedziałek, komentując zamieszanie wokół szczepień celebrytów i polityków.

 

Warszawski Uniwersytet Medyczny poinformował, że z puli dodatkowych 450 dawek szczepionek, które – niezależenie od etapu zerowego szczepień obejmującego personel medyczny – otrzymał od Agencji Rezerw Materiałowych i które musiały być wykorzystane do końca roku, zaszczepił m.in. 300 pracowników szpitali WUM oraz grupę 150 osób obejmującą rodziny pracowników, pacjentów będących pod opieką szpitali i placówek WUM, w tym 18 znanych postaci kultury i sztuki, które zgodziły się zostać ambasadorami powszechnej akcji szczepień.

 

O tym, że został zaszczepiony przeciw COVID-19 ujawnił m.in. b. premier, europoseł SLD Leszek Miller. W grupie osób spoza środowiska medycznego, które otrzymały szczepionkę, znaleźli się też m.in. aktorzy: Krystyna Janda, Maria Seweryn, Wiktor Zborowski, satyryk i reżyser Krzysztof Materna oraz dyrektor programowy TVN Edward Miszczak.

 

Czarzasty, odnosząc się do zacytowanego w Radiu TOK FM pytania red. Skarżyńskiego z „Gazety Wyborczej”, o ewentualne wykluczenie Leszka Millera „z grona Lewicy” za to, że był w uprzywilejowanej grupie osób, które zaszczepiły się na COVID-19 poza kolejnością, odparł: „Rozumiem, że red. Skarżyński pewnie by chciał, żeby polska kultura wyeliminowała, jeżeli chodzi o polskich artystów, kilkunastu, którzy też przyjęli te dawki”.

 

Według szefa SLD „brakuje procedur, które dokładnie opiszą, jak szczepionki mają być używane, jeżeli zostanie jakaś pula, to w jaki sposób ma być dystrybuowana”. „To jest ewidentna niedoróba, którą trzeba natychmiast ze strony rządu poprawić, czyli zrobić coś z procedurami, bo one są po prostu nieopisane dobrze” – podkreślił.

 

Mówiąc o osobach spoza grupy „O”, które się zaszczepiły zaznaczył, że sam tego by nie zrobił, nawet gdyby dostał taką propozycję. „Jeżeli bym dostał tę propozycję, to bym odmówił. Nie dlatego, że w tej chwili jest afera wokół tego, tylko dlatego, bo – uważam – że pierwszą pulę powinni wziąć lekarze, a potem powinny być jakieś jasne zasady wiekowe, zagrożeń, chorób współistniejących” – powiedział szef Sojuszu. „Pozostawiam ocenę moralną tym ludziom, którzy się na to zdecydowali” – dodał.

 

W poniedziałek ma się rozpocząć szczegółowa kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia w jednostkach związanych z Warszawskim Uniwersytetem Medycznym w związku z zamieszaniem wokół przedterminowych szczepień celebrytów i polityków. Niezależnie sprawę bada komisja WUM.

 

27 grudnia rozpoczęły się w Polsce szczepienia przeciw COVID-19. W pierwszej kolejności szczepieni są pracownicy sektora ochrony zdrowia. Termin zapisów na szczepienia w grupie zero został przedłużony do 14 stycznia. Następnie szczepionkę otrzymają m.in. seniorzy, służby mundurowe, nauczyciele. Według zapowiedzi przedstawicieli rządu zapisy na szczepienie dla osób spoza priorytetowych grup ruszą 15 stycznia.

 

(PAP)

 

Autor: Mieczysław Rudy

 

rud/ par/

Dworczyk: W poniedziałek rano w Warszawie wylądowało kolejnych 360 tys. dawek szczepionki

0

W poniedziałek rano w Warszawie wylądowało 360 tys. dawek szczepionki przeciw koronawirusowi; ponad 150 tys. dawek trafi w poniedziałek do szpitali; zaszczepionych zostało do tej pory w Polsce ponad 50 tys. osób – poinformował szef KPRM, pełnomocnik rządu ds. szczepień Michał Dworczyk.

 

Jak dodał w Polsat News, ponad 52 tys. dawek szczepionki zostało rozdystrybuowanych. „Dzisiaj trafi do szpitali 152 tys. dawek, które powinny być do końca tygodnia wykorzystane” – mówił Dworczyk.

 

Przekazał, że w sumie mamy w Polsce 660 tys. dawek szczepionki.

 

Dworczyk powiedział, że do niedzieli, do godz. 18 zaszczepionych zostało 50 tys. 391 osób.

 

27 grudnia rozpoczęły się w Polsce szczepienia przeciw COVID-19. W pierwszej kolejności szczepieni są pracownicy sektora ochrony zdrowia. Termin zapisów na szczepienia w grupie zero został przedłużony do 14 stycznia. Następnie szczepionkę otrzymają m.in. seniorzy, służby mundurowe, nauczyciele. Według zapowiedzi przedstawicieli rządu zapisy na szczepienie dla osób spoza priorytetowych grup ruszą 15 stycznia.

 

(PAP)

 

autor: Karol Kostrzewa

 

kos/ amac/

Burmistrz Chicago obwinia władze federalne za zbyt wolne przydzielanie szczepionki

0

Burmistrz Chicago, Lori Lightfoot skrytykowała władze federalne za opieszałość w rozpowszechnianiu szczepionki przeciw koronawirusowi. We wpisie, jaki umieściła w niedzielę na Twitterze stwierdziła, że przy obecnym tempie zaszczepienie wszystkich mieszkańców naszego miasta może zająć ponad rok.

 

Dodała, że chicagowskie władze rozdysponowały 95 procent dawek szczepionki. „Potrzebujemy więcej szczepionki już teraz. Jeżeli nic się nie zmieni to zaszczepienie mieszkańców może zająć 71 tygodni”- napisała Lightfoot. Z informacji podanych przez biuro prasowe gubernatora J.B. Pritzkera wynika, że do Sylwestra szczepionkę otrzymało dokładnie 143 924 mieszkańców Illinois.

Zbyt powolne podawanie preparatu krytykowane jest nie tylko w naszym stanie ale w całym kraju. Istnieje obawa, że szczepionka jeżeli nie trafi szybko do wszystkich Amerykanów to nie przyczyni się zgodnie z założeniami do szybkiego powstrzymania pandemii. Z szacunków wynika, że rząd federalny musiałby zapewnić dziennie szczepienia 3 milionów ludzi aby osiągnąć zamierzony cel czyli zaszczepienie do końca czerwca 80 procent ludzi w USA.

Do końca grudnia tylko 2 miliony Amerykanów otrzymało preparat. Jeżeli nic się nie zmieni to zaszczepienie 80 procent mieszkańców Stanów Zjednoczonych może zająć aż 10 lat.   Prezydent Donald Trump winą za zaistniałą sytuację obarcza administracje poszczególnych stanów. Te z kolei podkreślają, że dostawy są zbyt małe by można było rozpocząć masowe szczepienie wszystkich obywateli.

W niedzielę podczas wywiadu udzielonego telewizji ABC, naczelny wirusolog, doktor Anthony Fauci powiedział, że w ciągu ostatnich trzech dni udało się dziennie zaszczepić 500 tysięcy ludzi.

 

BK

Nauczyciele CPS wznawiają pracę w szkołach

0

W poniedziałek po raz pierwszy od początku pandemii koronawirusa niektórzy nauczyciele CPS wznowią pracę w szkołach. Zgodnie z planem przedstawionym przez zarząd Chicagowskich Szkół Publicznych (CPS) w tym miesiącu przewidziane jest wznowienie zajęć z osobistym udziałem uczniów.

 

„Spośród prawie 5 tysięcy nauczycieli, którym zlecono powrót do pracy w szkołach 1800 poprosiło o specjalny przydział. Otrzymało go zaledwie 600 pedagogów” – powiedział przewodniczący Związku Nauczycieli Chicago, Jesse Sharkey.

Zgodnie z zapowiedzią CPS, w poniedziałek do pracy mają wrócić osoby zatrudnione w przedszkolach pre-K a 11 stycznia rozpoczną się zajęcia z udziałem dzieci. 25 stycznia pracę wznowią pozostali nauczyciele a uczniowie do klasy ósmej rozpoczną zajęcia 1 lutego. Oprócz hybrydowego nadal prowadzone będzie zdalne nauczanie.

W niedzielę 32 chicagowskich radnych podpisało list skierowany do burmistrz Lori Lightfoot i prezes CPS, Janice Jackson w którym wymieniono 9 punktów, jakie powinny być wypełnione przed powrotem uczniów do szkół. Obejmują one kryteria dotyczące bezpieczeństwa sanitarnego w czasie pandemii oraz modernizację zdalnego nauczania.

 

BK

Nancy Pelosi ponownie wybrana na szefową Izby Reprezentantów

0

Nancy Pelosi została w niedzielę ponownie wybrana na szefową Izby Reprezentantów. 80-letnia Demokratka z Kalifornii sprawuje ten urząd od stycznia 2019 roku, wcześniej kierowała Izbą w latach 2007-2011.

 

Pelosi, która od 1987 roku zasiada w Kongresie, w 2007 roku obejmowała stanowisko szefowej Izby Reprezentantów jako pierwsza i dotychczas jedyna kobieta w historii USA. W 2011 do 2019 roku była przywódcą mniejszości demokratycznej w Izbie Reprezentantów.

 

Zgodnie z amerykańskim prawem Pelosi jest druga w kolejności w linii sukcesji prezydenckiej, plasuje się w niej bezpośrednio po wiceprezydencie.

 

Nowa kadencja katoliczki o liberalnych poglądach będzie prawdopodobnie jej ostatnią na Kapitolu. Głównym wyzwaniem oprócz rozmów z Republikanami będzie łagodzenie sporów między umiarkowanym a progresywnym skrzydłem Partii Demokratycznej. Ten aspekt ogłaszając kandytarutę Pelosi podkreślał kongresmen Hakeem Jeffiries, stwierdzając, że jest ona „znaną negocjatorką”.

 

Wśród pierwszych zadań nowej Izby Reprezentantów oraz jej szefowej będą rozmowy na temat ewentualnego dalszego bezpośredniego federalnego wsparcia finansowego dla Amerykanów. Na szczycie listy priorytetów Pelosi jest także ograniczenie pochodzących z anonimowych źródeł funduszy dla polityków, reforma systemu imigracyjnego, sprawdzanie karalności nabywców broni palnej oraz ocena potrzeb w zakresie infrastruktury.

 

Zaangażowana w politykę przez dekady Pelosi jest jedną z liderek Partii Demokratycznej, znaną ze skuteczności w zbieraniu kampanijnych funduszy.

 

W ostatnich latach narastał jej konflikt z prezydentem USA Donaldem Trumpem, polem sporu było m.in. parlamentarne śledztwo w sprawie tzw. afery ukraińskiej. Po wygłoszonym przez prezydenta w lutym 2020 roku orędziu o stanie państwa Pelosi podarła przedłożony jej dokument z treścią jego przemówienia.

 

W Waszyngtonie rozpoczęło się w niedzielę pierwsze posiedzenie nowego Kongresu USA. Parlamentarzyści składają tego dnia przysięgę. Po wyborach z 3 listopada w Izbie Reprezentantów Demokraci utrzymali większość, ale kontrola nad Senatem zależy od rezultatów dwóch wtorkowych wyborczych dogrywek w Georgii. Demokraci, aby mieć przewagę także w izbie wyższej amerykańskiego parlamentu, muszą zwyciężyć w obu tych pojedynkach. Jeśli im się to nie uda, to większość wciąż mieć w niej będą Republikanie.

 

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)

Najnowsze dane na temat pandemii w Illinois

0

O 4 469 wzrosła w niedzielę liczba zakażeń koronawirusem w Illinois. Stanowy departament zdrowia potwierdził kolejnych 81 zgonów.

 

Od początku pandemii, COVID-19 zdiagnozowano u blisko 980 tysięcy ludzi w Illinois. Przyczynił się do śmierci 16 755 osób. W niedzielę otrzymano wyniki ponad 45 tysięcy testów. Badaniom na obecność koronawirusa w naszym stanie poddano już ponad 13. 482 mln ludzi.

Spada liczba hospitalizacji. Leczeniu szpitalnemu poddanych jest obecnie   3 817 pacjentów z potwierdzonym COVID-19 z czego 798 przebywa na oddziałach intensywnej terapii a 462 podłączonych jest do respiratorów.

 

BK

„W Polsce poczułam się jak w domu i będę tu wracać.” Pożegnalny wywiad z ambasador USA Georgette Mosbacher

0

Co z polskimi mediami? Czy Biden dogada się z Dudą? Dlaczego krytykowała polskie władze? Między innymi o tym mówi ambasador USA Georgette Mosbacher w pożegnalnym wywiadzie.

W Polsce poczułam się jak w domu i będę tu wracać. Polska będzie odgrywać coraz większą rolę w Europie. W sprawie mediów trzeba być ciągle czujnym – mówi Georgette Mosbacher, ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce, i zapowiada dalsze wspieranie projektów polsko-amerykańskich po powrocie do USA.

20 stycznia Joe Biden zastąpi Donalda Trumpa na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych. Co to oznacza dla Pani, a co dla relacji polsko-amerykańskich?

Zgodnie ze zwyczajem, jako nominowana politycznie, złożyłam rezygnację z funkcji ambasadora z dniem 20 stycznia, zatem opuszczam Warszawę. Chcę jednak jasno powiedzieć, że wprawdzie opuszczę tę rezydencję, to Polska pozostanie w moim sercu i mam zamiar często tu wracać. Zawarłam tu przyjaźnie na całe życie, a poza tym będę zaangażowana w wiele działań, które tu z powodzeniem prowadziliśmy.

Ale chcę też powiedzieć, że nie sądzę, by cokolwiek zmieniło się po tych wyborach w relacjach polsko-amerykańskich. Znam Joe Bidena niemal tak długo, jak Donalda Trumpa. Nowy prezydent jest dobrym i przyzwoitym człowiekiem. Przez osiem lat pełnił funkcję wiceprezydenta, a politykiem był przez całe zawodowe życie. On zna się na rzeczy, jest politykiem bystrym i sprawnym.

Większość z projektów, nad którymi pracujemy, jest akceptowana przez oba amerykańskie ugrupowania polityczne. Czy to klimat, czy bezpieczeństwo energetyczne, czy wschodnia flanka NATO, rozwój sieci 5G, czy też inicjatywa Trójmorza – to są rzeczy akceptowane i przez Demokratów, i przez Republikanów. Sądzę zatem, że nadal będziemy na tym budować relacje.

Czyli uważa Pani, że te kluczowe obszary współpracy między Polską i USA, zwłaszcza współpraca wojskowa i obecność wojsk USA w Polsce, zostaną utrzymane po zmianie prezydenta?

Zdecydowanie tak. Kiedy wrócę do Waszyngtonu, będę zdawać relację przedstawicielom nowej administracji i na podstawie dotychczasowych interakcji z nimi mogę pana zapewnić, że to są dla nowej ekipy również kluczowe zagadnienia.

A co z Fortem Trump? Czy ten projekt również będzie rozwijany?

Powstanie tak zwanego „Fort Trump” jest oczywiście ideą wymyśloną, ale w kwestii przybywania kolejnych żołnierzy amerykańskich do Polski to odbywa się to zgodnie z planem. Już aktywowaliśmy wysunięte dowództwo V korpusu amerykańskich wojsk lądowych. Ono już funkcjonuje i w tej kwestii nie będzie żadnych zmian.

W trakcie kampanii wyborczej w USA ze strony Joe Bidena popłynęły krytyczne słowa pod adresem polskiego rządu. Z kolei polskie władze miały bardzo dobre relacje z administracją Donalda Trumpa. Czy po zmianie na fotelu prezydenta nie dojdzie do ochłodzenia tych stosunków?

Chcę powiedzieć, że – biorąc pod uwagę wszystko, co wiem – nie powinno być zgrzytów w naszych relacjach. I na ile znam prezydenta elekta Bidena oraz prezydenta Dudę, spodziewam się, że ci obaj czarujący ludzie, obaj mający duże poczucie humoru, bardzo się zaprzyjaźnią. Będę zaskoczona, jeśli tak się nie stanie.

Na jakim etapie jest projekt związany z amerykańską technologią nuklearną dla przyszłej polskiej elektrowni atomowej?

Ten projekt jest na początkowym etapie, ale otrzymaliśmy już od rządu USA pieniądze na opracowanie studium wykonalności, podpisaliśmy umowę i jesteśmy na drodze do jego realizacji, do cywilnej energetyki nuklearnej w Polsce. Musimy również zwracać uwagę na technologię, która w tym projekcie odgrywa wielką rolę. Myślę, że w ciągu najbliższych trzech-pięciu lat małe reaktory nuklearne będą dostępne i zrewolucjonizują ten sektor. To pozwoli Polsce na osiągnięcie neutralności węglowej – mam nadzieję, że za mojego życia.

A może to kwestia już kilku najbliższych lat?

Oczywiście. Obecnie elektrownia atomowa to kwestia dziesięciu lat, ale mając na uwadze, jak szybko następuje postęp technologiczny – kto wie. Kilka lat temu wynalezienie szczepionki wymagało lat, dziś wymaga miesięcy. Technologia pędzi do przodu, a Stany Zjednoczone obecnie wróciły ponownie do tego sektora biznesu i będą inwestować weń znacznie więcej pieniędzy. Mamy najlepszą technologię i zainwestujemy w jej rozwój jeszcze więcej pieniędzy.

A ponieważ jest porozumienie co do tego w Kongresie – zarówno Demokraci, jak i Republikanie popierają to – z powodów bezpieczeństwa narodowego. Nie tylko z powodu ochrony klimatu, ale obu tych priorytetów. Dlatego sądzę, że będziemy świadkami naprawdę wielkiego przełomu technologicznego w krótkim czasie.

Zapewne zrobiła Pani podsumowanie swojej misji w Polsce. Z jakich osiągnięć jest Pani szczególnie zadowolona?

Osiągnęliśmy bardzo dużo, a co jest najistotniejsze dla mnie? Z pewnością wprowadzenie Polski do programu ruchu bezwizowego, ponieważ tak długo obiecywaliśmy to dziesięciu milionom Polaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych, a to była zaległa sprawa. Dlatego podkreślam to osiągnięcie.

Chciałabym tu również wymienić aktywowanie w Poznaniu wysuniętego stanowiska dowodzenia V Korpusu wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych, a także podpisanie umowy dotyczącej rozwoju cywilnego programu energetyki nuklearnej. Mając na uwadze to, co zrobiliśmy w dziedzinie energetyki – gaz LNG, który jest pomostem między węglem i bezemisyjnymi źródłami energii – Polska rzeczywiście radykalnie poszła do przodu w tej dziedzinie. I to właściwie powinno być na samej górze tej listy, ponieważ kraj, którego energetyka jest oparta na węglu, dokonuje tego wielkiego postępu, mając na uwadze ochronę klimatu.

I chciałabym podkreślić, że jest to osiągnięcie zmierzające do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Polski. I z kolei dla mnie osobiście ważny był projekt Trójmorza, to, że udało się go zainicjować. Sądzę, że będzie to projekt absolutnie podstawowy i spodziewam się, że nowa administracja będzie się na nim skupiać. To obszar zamieszkany przez 500 milionów ludzi, a ten projekt tworzy miejsca pracy po obu stronach Atlantyku.

Znaczenie tego projektu można sobie uświadomić, jeśli się spojrzy, gdzie znajdują się nasi adwersarze, gdzie leży Polska – na wschodniej flance NATO – a także, że ten obszar stanowi dla Chin bramę na Zachód. Zatem ważne jest, byśmy kontynuowali w krajach te inicjatywy, i nie sądzę, by było czymś trudnym pozyskać na nie inwestycje.

A jak Pani postrzega rolę Polski w Europie? Podczas swej inauguracji ponad dwa lata temu mówiła Pani, że chciała zostać ambasadorem w Warszawie, by być częścią sukcesu, na który Polska jest skazana.

Chcę zdecydowanie podkreślić, że wystarczy spojrzeć na ostatnie 30 lat historii Polski i jej osiągnięcia w tym czasie – to był sukces fenomenalny! I myślę, że przez ostatnie dwa lata mogliśmy naprawdę na tym sukcesie budować i go jeszcze wykładniczo powiększać. Myślę, że Polska obecnie zajmuje słusznie należne jej miejsce jednej z głównych sił przy europejskim stole, razem z Francją i Niemcami, z powodów, o których mówiłam, w odniesieniu do Rosji i Chin.

Polska jest na pierwszej linii. Polska ma wszystko, czego potrzeba: wykształconą siłę roboczą, znakomitą etykę pracy, zorientowanie na rodzinę, demokratycznie wybrany rząd, stabilną walutę – wszystko, czego poszukują inwestorzy. I jeśli się tylko porówna dokonania Polski do dokonań jej sąsiadów, osiągnięcia Polski zapierają dech. Te kraje wystartowały z jednego punktu, a zobaczcie, gdzie jest teraz Polska. To jest coś, z czego każdy Polak powinien być naprawdę dumny. To, co osiągnęliście w ciągu 30 lat, jest godne podziwu.

Nie sądzi Pani, że Polska powinna zatem odgrywać bardziej ambitną rolę w Unii Europejskiej?

Zdecydowanie. I jestem przekonana, że tak będzie – wykorzystując atuty, które wcześniej podkreśliłam. To nieuniknione: po pierwsze, z powodu geopolitycznego położenia na mapie Europy, a po drugie, że Polska jest kotwicą dla środkowej i wschodniej Europy, dla 500 milionów ludzi.

Na marginesie – żeby wspomnieć jeszcze jedną kwestię – to jest jedyny region, który się rozwija. Zachodnia Europa już nie rośnie, a wschodnia i środkowa – tak. Zatem na pewno Polska będzie odgrywać większą rolę. Nie widzę możliwości, by się tak nie stało. Polska jest kluczowym graczem, którego zwyczajnie nie da się pomijać.

Ale Pani sama często krytycznie wypowiadała się pod adresem polskich władz, choćby w kwestii środowiska LGBT czy odnośnie wolności mediów…

Tak, wielokrotnie mi się za to obrywało. (śmiech) Cóż, ja bym nigdy nie wypowiadała się na temat LGBT, gdyby reakcja na te osoby nie przybrała tak brzydkiego wyrazu. Poczułam się zmuszona. Oczywiście rozumiem, że Polska to kraj katolicki, i rozumiem, jak dużo czasu zajęło to Stanom Zjednoczonym, by zrozumieć i przyznać prawa tym osobom. W Polsce to musi nastąpić w sposób organiczny. Zatem sądzę, że jest to kwestia, co do której nie ma się co irytować. To musi przyjść naturalnie. I to przyjdzie, z czasem. Obserwuję młodych Polaków i wiem, że potrzeba czasu. Również w Stanach Zjednoczonych trzeba było czasu, wielu dekad, by to zaakceptować.

A jeśli chodzi o media?

Jeśli chodzi o wolność mediów, jest to jedna z tych rzeczy, która wymaga, moim zdaniem, stałej czujności, czego dowodem jest to, co oglądaliśmy na Węgrzech. Stany Zjednoczone są bardzo wyczulone na tę kwestię, ponieważ wolność mediów jest fundamentem demokracji.

Ale prawda jest taka, że Polska ma bardzo różnorodne media i musimy być czujni w tej dziedzinie. Z perspektywy amerykańskiej jedna z naszych firm stała się obiektem ataku, a to jeden z największych inwestorów amerykańskich w Polsce. A jest ważne, żeby amerykańskie inwestycje były traktowane sprawiedliwie.

Naszym zmartwieniem było to, że jako publiczna firma, notowana na giełdzie w Nowym Jorku, może być atakowana czy też zmuszana do sprzedaży udziałów. To by było równoznaczne z nacjonalizacją. Polska wie dużo na ten temat, ponieważ doświadczała tego za czasów komunistycznych. Dlatego to była dla nas sytuacja graniczna.

Ogólnie uważa Pani, że polskie media są wolne, czy mają problem z niezależnością?

Macie mnóstwo mediów, wiele stacji telewizyjnych, mnóstwo portali internetowych. Media w Polsce są obecnie bardzo zdywersyfikowane. Musimy tylko czuwać nad tym, by tak pozostało.

Po raz pierwszy w historii wiceprezydentem USA będzie kobieta – Kamala Harris. Czy to znak czasów? Czy wkrótce możemy się spodziewać pierwszej prezydent USA?

O, zdecydowanie tak. To nieuniknione. To na pewno się wydarzy. Kiedy? Tego nie wiem, ale się wydarzy. I stanie się to nie dlatego, że ta osoba będzie kobietą. Ale stanie się tak, bo będzie to osoba bardzo utalentowana, wykształcona, bardzo doświadczona i bardzo zdolna.

Chciałabym tu jasno powiedzieć, że nie pomaga to kobietom, kiedy kierujemy się tylko kwestią płci i mówimy, że potrzebujemy więcej kobiet w polityce. My potrzebujemy więcej najbardziej utalentowanych i wykwalifikowanych ludzi i wśród takich osób są kobiety.

Jest Pani pierwszą kobietą na stanowisku ambasadora USA w Polsce. Czy może Pani opowiedzieć o swoich osobistych doświadczeniach z misji w Polsce? Jak Pani realizuje to wyzwanie?

Cóż, byłam na emeryturze, kiedy prezydent Trump poprosił mnie o wypełnienie tej misji. To największy zaszczyt, jaki mnie w życiu spotkał: służyć mojemu krajowi u jednego z naszych najważniejszych sojuszników. Muszę powiedzieć, że to trudne wyzwanie. Opanowanie niezbędnych umiejętności jest wymagające, ale ja nigdy nie uchylałam się od ciężkiej pracy. Lubię wyzwania i walkę.

Ale muszę powtórzyć, że to był zaszczyt i nawiązałam tu przyjaźnie, które będą trwały przez resztę mojego życia. Polacy sprawili, że czuję się tutaj jak u siebie w domu. Zdałam sobie sprawę, że to także wynik mojego wychowania. Jak pan wie, wychowywałam się blisko parku Kościuszki w moim mieście, chodziłam na polskie imprezy urodzinowe, modliłam się z Polakami w kościele w mojej dzielnicy. Wydaje mi się, że to sprawiło, że ta Polska stała się aż tak przyjazna dla mnie. Nawet kiedy w pewnych sytuacjach budziłam kontrowersje i krytykowano mnie, wiedziałam, że nie powinnam tego brać do siebie. Czułam to. Mogę przestać być ambasadorem i wyjechać, ale Polska zawsze będzie w moim sercu.

Czy po powrocie do Stanów zamierza Pani utrzymywać kontakty z polską społecznością?

Już się ode mnie nie uwolnicie! (śmiech) Po powrocie będę w Waszyngtonie 25 stycznia i tam będę pracować nad pewnymi projektami, nad którymi pracujemy tutaj – zwłaszcza nad kwestią energetyki nuklearnej i inicjatywą Trójmorza. Pragnę pozostać aktywna i dopilnować, by te projekty posuwały się naprzód. Poza tym, jak wspomniałam, mam tu już przyjaciół na całe życie, więc będę w jakiś sposób cały czas tu obecna.

Czy jest coś typowo polskiego, co zabierze Pani ze sobą do Ameryki?

Tak, jest coś takiego: trzy pocałunki. W Stanach Zjednoczonych całujemy się na powitanie tylko w jeden policzek. Zabieram ze sobą do Ameryki trzy pocałunki. Teraz, kiedy tylko jest okazja, żeby otrzymać dwa pocałunki więcej – korzystam z niej! (śmiech) A więc zabieram je do Stanów Zjednoczonych i od teraz to będzie zawsze: raz, dwa, trzy!

A co z polskim jedzeniem? Może jakieś przepisy kulinarne?

Ja uwielbiam polskie jedzenie, ale muszę dodać, że jestem do niego przyzwyczajona, bo moja prababcia robiła pierogi i kapustę… Dorastałam, jedząc polskie potrawy, również polską kiełbasę, więc to nie jest coś nowego dla mnie. Kocham polskie jedzenie. Zresztą, kto by go nie lubił – jest wspaniałe.

Za nami trudny rok. Świat walczy z pandemią koronawirusa, jest kryzys gospodarczy w wielu branżach. Czy mimo tego znajduje Pani powody do optymizmu na nowy rok?

Jestem optymistką z natury. I proszę zauważyć – mamy już szczepionkę, możemy przekonać ludzi do tego, by się szczepili. Pokonamy tę pandemię. Nadejdzie dzień, że będziemy wolni od covidu w sensie zdrowotnym. Pewnie będziemy żyć z jego obecnością, tak jak żyjemy z grypą, ale ten wirus nie będzie już stanowił takiego zagrożenia, jak obecnie. To już jest na horyzoncie, to nie jest tylko marzenie, ponieważ mamy już szczepionkę.

Jestem optymistką, bo przechodziliśmy już przez różne kryzysy zarówno jako jednostki, kraje i jako cały świat – i przetrwaliśmy je. Ten również prze-trwamy. Wyjdziemy z niego silniejsi niż kiedykolwiek. Szczerze w to wierzę.

Dziękuję za rozmowę, Pani ambasador.

Dziękuję również i zostańcie zdrowi!

 

Red. Rozmawiał Wojciech Rogacin PolskaPress AIP

Jedenastu senatorów chce przełożenia o dziesięć dni głosowania nad zatwierdzeniem wyników wyborów

0

Jedenastu republikańskich senatorów, pod przewodnictwem Teda Cruza, senatora z Teksasu, wystosowało apel o przełożenie głosowania nad zatwierdzeniem listopadowych wyników wyborów prezydenckich w USA. Chcą powołania specjalnej komisji, która zbadałaby zarzuty o fałszerstwa wyborcze.

 

Senatorowie domagają się, by przesunąć o dziesięć dni zaplanowane na 6 stycznia głosowanie w Kongresie, mające zatwierdzić wynik wyborów prezydenckich z listopada ubiegłego roku. Zgodnie z podliczonymi głosami wygrał w nich kandydat Demokratów Joe Biden, który pokonał urzędującego prezydenta Donalda Trumpa. Ten ostatni jednak nie uznaje wyników i twierdzi, że zostały one sfałszowane.

Ze strony sztabu Donalda Trumpa i mediów mu sprzyjających płyną doniesienia o rzekomych fałszerstwach wyborczych na masową skalę, które miały działać na korzyść Joego Bidena. Jak dotychczas sądy nie potwierdziły tego.

Grupa 11 republikańskich senatorów chce zatem powołania specjalnej komisji kongresu, która miałaby zbadać doniesienia o rzekomych fałszerstwach.

– Kongres powinien niezwłocznie powołać Komisję Wyborczą, z pełnymi uprawnieniami śledczymi i prawem do ustalenia faktów, w celu przeprowadzenia pilnej 10-dniowej kontroli wyników wyborów w spornych stanach. Po zakończeniu kontroli poszczególne stany winny ocenić ustalenia Komisji i w razie potrzeby zwołać specjalną sesję ustawodawczą w celu potwierdzenia ewentualnej zmiany w głosowaniu – napisali senatorowie.

– W związku z tym 6 stycznia zamierzamy głosować za odrzuceniem głosów elektorskich ze spornych stanów jako złożonych niezgodnie z regulaminem i poświadczonych prawem (wymóg ustawowy), do czasu zakończenia nadzwyczajnego audytu – napisali senatorowie.

Życzliwie do wniosku 11 senatorów republikańskich odniósł się wiceprezydent Mike Pence. Jak informuje BBC, wiceprezydent Pence wcześniej powstrzymywał się od komentarzy odnoście zarzutów o fałszowanie wyborów, jednak w sobotę szef jego sztabu Marc Short powiedział, że Pence podziela „obawy milionów Amerykanów, dotyczącymi oszustw wyborczych i nieprawidłowości”.

Short dodał, że Pence z zadowoleniem przyjmuje wysiłki członków Izby Reprezentantów i Senatu, aby wykorzystać uprawnienia, które mają na mocy prawa, do wniesienia sprzeciwu i przedstawienia dowodów przed Kongresem i narodem amerykańskim.

BBC przypomina, że to właśnie wiceprezydent Mike Pence, jako przewodniczący Senatu, będzie odpowiadał za nadzorowanie sesji 6 stycznia i ogłoszenie Bidena zwycięzcą wyborów prezydenckich.

Red. Wojciech Rogacin PolskaPress AIP