20.8 C
Chicago
piątek, 20 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 2052

Watykan: Szczepienia dobrowolne, ale niezaszczepionym grozi… zwolnienie z pracy!

0

Surowe konsekwencje włącznie ze zwolnieniem z pracy grożą pracownikom Watykanu, którzy odmawiają zaszczepienia się przeciwko koronawirusowi bez uzasadnionej zdrowiem przyczyny. Dekret w tej sprawie wydał gubernator Państwa Watykańskiego kardynał Giuseppe Bertello.

Szczepienia w Watykanie są dobrowolne.

 

Ogłoszony w czwartek dekret przewiduje, że osoby, które nie zgodzą się na przyjęcie preparatu przeciwko Covid-19 z powodów zdrowotnych mogą otrzymać inne obowiązki zawodowe bez zmiany pensji.

 

Wobec tych, którzy nie chcą się zaszczepić bez ważnej przyczyny grożą „konsekwencje różnego stopnia aż do przerwania stosunku pracy” – głosi rozporządzenie kardynała Bertello.

 

Napisał on, że odmówienie przyjęcia szczepionki może stanowić zagrożenie dla innych i zwiększyć ryzyko dla zdrowia publicznego.

 

Podstawą dekretu gubernatora Państwa Watykańskiego są przepisy sanitarne z 2011 roku o obowiązkach spoczywających na zatrudnionych.

 

Ponadto wprowadzono kary w wysokości 25 euro za brak maseczki i 1500 euro za złamanie zasad kwarantanny.

 

Nad przestrzeganiem tych wymogów czuwa żandarmeria watykańska. (PAP)

 

sw/ ap/

Awaria wodociągu w pobliżu Water Tower

0

Woda zalała ulice w pobliżu Water Tower w Chicago. Wszystko przez uszkodzony wodociąg. Do awarii doszło w środę wieczorem.

 

Szybko odcięto dopływ wody. Mimo szybkiej akcji na ulicy Adams między Franklin a Wells woda wezbrała na wysokość 12 cali. W dodatku przez niskie temperatury utrzymujące się w Chicago zaczęła szybko zamarzać. Przedstawiciel władz miasta zaznaczył, że dopływ wody do Water Tower nie został uszkodzony.

W maju ubiegłego roku po intensywnych opadach deszczu doszło do zalania najniższego poziomu w tym garażu Water Tower. Spowodowało to z kolei przerwę w dostawie prądu.

 

BK

Wykryto… nowy wariant koronawirusa. Tak, wiemy…

0

Laboratorium w Helsinkach wykryło nowy wariant koronawirusa – poinformowały w czwartek fińskie władze medyczne. Patogen ma cechy wcześniej wykrytych wariantów – brytyjskiego i południowoafrykańskiego, ale jego „linia ewolucyjna jest inna”.

Mutację „trudniej też wykryć” w zalecanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) niektórych testach PCR – napisano w komunikacie.

 

„Nie mówiłbym jeszcze o fińskim wariancie wirusa” – ocenił na cotygodniowej konferencji prasowej dotyczącej przeglądu sytuacji epidemicznej Taneli Puumalainen, naczelny lekarz w Fińskim Instytucie Zdrowia i Spraw Socjalnych (THL).

 

Przyznał, że do informacji o „nowej mutacji” władze podchodzą „ze spokojem”, ponieważ z wstępnej wiedzy wirusologów nie wynika, aby ten rodzaj wirusa rozprzestrzeniał się szybciej, czy też nie można było go wykrywać.

 

Nowy wariant wirusa FIN-796H – tak wstępnie nazwany przez naukowców z Vita Laboratoriot oraz Instytutu Biotechniki Uniwersytetu w Helsinkach – został rozpoznany u pacjenta z południowej części kraju, ale prawdopodobnie rozwinął się za granicą. W liczącej 5,5 mln mieszkańców Finlandii ogólny poziom zakażeń koronawirusem jest znacznie niższy w porównaniu z innymi krajami.

 

Wariant ten – jak podkreślono – różni się od wcześniej rozpoznanych, a więc m.in. od wersji brytyjskiej, południowoafrykańskiej, brazylijskiej czy japońskiej. Ma jednak również cechy tych wariantów, które są bardziej zaraźliwe i wpływają na skuteczność szczepionki. Nie ma jednak jeszcze konkretnej wiedzy na temat poziomu zakaźności nowego wariantu czy też jego odporności na szczepionki.

 

Z Helsinek Przemysław Molik (PAP)

 

pmo/ ap/

Klocki łódzkich projektantów nagrodzone w Los Angeles

0

Klocki, zaprojektowane przez Martę Nowacką i Łukasza Orzechowskiego z łódzkiego startupu Archizo, otrzymały srebrny medal Międzynarodowego Konkursu Designu (IDA) w Los Angeles. Nagrodzony projekt to pomoc dydaktyczna w przekazywaniu wiedzy z historii architektury.

„Ogromnie się cieszymy, że nasze klocki architektoniczne zostały docenione w Międzynarodowym Konkursie International Design Awards w Los Angeles. To konkurs, do którego zgłaszane są najlepsze projekty designerskie z całego świata. Otrzymaliśmy nagrodę w kategorii Teaching Aids, ponieważ Archizo – nasz artystyczny start up – zajmuje się nie tylko promowaniem miejsc przy użyciu architektury i światła, ale również tworzeniem pomocy dydaktycznych” – podkreśliła założycielka Archizo Marta Nowacka.

 

International Design Awards to prestiżowy konkurs designu, który co roku zwraca uwagę świata na najciekawszych projektantów, wnętrza, architektoniczne rozwiązania edukacyjne, trendy graficzne i modowe. W jury zasiadają uznani projektanci i architekci, m.in. Lynn Wang, Agnes Mandeville czy Carlos Jadraque – dyrektor kreatywny Oscara de la Renty.

 

Nagrodzony projekt łódzkich twórców jest nie tylko gadżetem, który może służyć do promowania marki lub budynku, ale przede wszystkim pomocą dydaktyczną, pozwalającą na przekazywanie wiedzy z historii architektury.

 

„Achrizo precyzyjnie odtwarzają rzeczywisty budynek; każdy z klocków ma wygrawerowane detale i odpowiada jakiemuś elementowi architektonicznemu. Właśnie za ten koncept, za podejście do tematu designu i jakościowe wykonanie w 2020 roku otrzymaliśmy kilka nagród designerskich, w tym ostatnią w Los Angeles” – wyjaśniła Nowacka.

 

Startup Archizo jest też autorem pierwszego w kraju słuchowiska architektonicznego dla dzieci. Bohaterowie słuchowiska – Nela i Felek www.nelaifelek.pl – odkrywają świat architektury, rozwiązują zagadki, zwracają uwagę na detal, przenosząc się w kolejną architektoniczną podróż.

 

„Pierwsze z cyklu +Archipodróże po Notre dame de Paris murze+ otrzymało dofinansowanie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa narodowego oraz patronat ambasady Francji, bo zabiera słuchaczy w podróż do Paryża. Drugie +Halo! Tu kosmos do sztuki – Pałac Kultury i Nauki+ to wycieczka do Warszawy. Słuchowiska napisane są w nurcie Montessori” – zaznaczyła Nowacka.

 

Nagroda w International Design Awards pozwoli łodzianom jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła i zaistnieć w międzynarodowej świadomości. Łódź, jak widać, nie tylko podbija Hollywood filmem, ale także architekturą. (PAP)

 

Autor: Agnieszka Grzelak-Michałowska

 

agm/ dki/

Australia. Premier: Działania Facebooka tylko potwierdzają obawy na temat Big Tech

0

Premier Australii Scott Morrison skrytykował w czwartek decyzję Facebooka o zablokowaniu treści newsowych w proteście przeciwko ustawie o mediach społecznościowych. Jak stwierdził, działania firmy tylko potwierdzają obawy na temat zbyt dużej siły internetowych gigantów.

W opublikowanym na swoim profilu na Facebooku komentarzu, premier oświadczył, że portal „usunął ze znajomych” Australię, odcinając ją od kluczowych informacji.

 

„Działania Facebooka (…) były tyleż aroganckie, co rozczarowujące. Te działania tylko potwierdzają obawy wyrażane przez rosnącą liczbę krajów na temat zachowania firm Big Tech, które myślą, że są większe niż państwa i że zasady nie powinny ich obowiązywać” – napisał Morrison.

 

Szef rządu zareagował w ten sposób na czwartkową decyzję Facebooka o zablokowaniu na portalu artykułów mediów w Australii. Był to protest przeciwko uchwalonej w środę przez izbę niższą australijskiego parlamentu ustawie zmuszającej portale takie jak Facebook i Google do płacenia za rozpowszechniane na ich stronach treści wydawców. Prawo ma wprowadzić kodeks dotyczący negocjacji między wydawcami prasowymi i firmami Facebook oraz Google, który jednocześnie będzie chronić tych pierwszych przed nadużywaniem dominującej pozycji tych drugich.

 

Jak stwierdził minister skarbu (finansów) Josh Frydenberg, „Facebook popełnił błąd, jego działania są niepotrzebne, toporne i zaszkodzą jego reputacji tutaj w Australii”.

 

Działania portalu wobec ustawy odbiegają od strategii Google’a, który mimo podobnych gróźb wyłączenia usług w Australii jeszcze przed wejściem prawa w życie zaczął negocjować z największymi wydawcami umowy dotyczące płacenia za treści.

 

Blokada Facebooka zwróciła również uwagę polityków poza Australią. Amerykański kongresmen David Cicilline, szef podkomisji ds. regulacji antymonopolowych Izby Reprezentantów, stwierdził, że firma Marka Zuckerberga potwierdziła najgorsze obawy na swój temat.

 

„Jeśli dotychczas nie było to jasne, to teraz wiadomo, że Facebook jest niekompatybilny z demokracją. Grożenie rzuceniem na kolana całego kraju, by zgodził się na zasady Facebooka jest ostatecznym przyznaniem się do pozycji monopolisty” – napisał na Twitterze polityk.

 

Google i Facebook argumentują, że ustawa nie odzwierciedla specyfiki internetu i „niesprawiedliwie penalizuje” ich platformy. Projekt krytykuje też brytyjski informatyk Timothy Berners-Lee, znany jako współtwórca sieci WWW. Wynalazca powiedział komisji australijskiego Senatu, że prawo może znieść „fundamentalną zasadę sieci poprzez zmuszenie do płacenia za linkowanie do treści online”, co ostatecznie może zaburzyć funkcjonalność internetu. (PAP)

 

osk/ ap/

W dzielnicy Pullman zawalił się pod śniegiem mały dach. Zginęła jedna osoba

0

Jedna osoba zginęła na skutek zawalenia się zadaszenia nad wejściem do klubu bukmacherskiego w chicagowskiej dzielnicy Pullman. Konstrukcja runęła pod naporem ciężkiego śniegu.

 

Jak poinformowała straż pożarna ranny został także mężczyzna, którego przewieziono do szpitala.   Do zdarzenia doszło w środę około 5 po południu w Club Hawthorne Chicago przy 11200 South Corliss Avenue. Strażakom szybko udało się wydostać poszkodowaną osobę spod śniegu. Zabrano ją w poważnym stanie do Christ Hospital. Niestety w szpitalu stwierdzono jej zgon.

Z kolei poszkodowanego mężczyznę przewieziono do Christ Hospital, gdzie ustabilizowano jego stan. W sprawie wszczęto postępowanie wyjaśniające.

 

BK

Zapłakana Serena Williams przerwała konferencję prasową

0

Amerykanka Serena Williams z płaczem przerwała konferencję prasową po przegranym półfinale Australian Open. Tenisistka, która walczyła o 24. tytuł wielkoszlemowy w singlu i wyrównanie rekordu wszechczasów, nie odpowiedziała jednoznacznie, czy podejmie kolejne próby.

„Dziś różnicę zrobiły błędy. Popełniłam ich zbyt wiele…Miałam szanse na to, by wygrać. W pierwszym secie mogłam prowadzić 5:0, ale zbyt często się myliłam…” – zaznaczyła rozstawiona z „10” Williams podczas spotkania z dziennikarzami po porażce z Japonką Naomi Osaką (3.) 3:6, 4:6.

 

Zaprzeczyła w odpowiedzi na pytanie, czy była podczas czwartkowego meczu zdenerwowana. Zapewniła też, że przed spotkaniem oraz podczas rozgrzewki czuła się dobrze.

 

„Miałam wrażenie, że dobrze uderzam piłkę. Tak też było przez cały turniej wcześniej. Nawet dziś w pierwszych gemach. Ale potem…sama nie wiem. Zrobiłam zbyt wiele błędów, i to takich prostych. To był prawdziwy dzień błędów w moim wykonaniu” – oceniła 39-letnia tenisistka.

 

Stwierdziła też, że nie myślała o doświadczeniu nabytym za sprawą gry w ostatnich tygodniach na antypodach w kontekście przyszłości.

 

„Funkcjonowanie w czasach pandemii w ubiegłym roku było z pewnością interesujące. Mam więc już nieco doświadczenia w tej kwestii, ale nie zastanawiałam się nad tym zbytnio” – przyznała.

 

Po czwartkowym pojedynku Williams, schodząc z kortu, położyła dłoń w okolicy serca. Na konferencji spytano ją, o czym wtedy myślała.

 

„Nie wiem. Australijska publiczność jest taka niesamowita, więc miło było ją widzieć” – odparła.

 

Doświadczona Amerykanka ostatni z 23 triumfów wielkoszlemowych zanotowała cztery lata temu właśnie w Melbourne. Była już wówczas na wczesnym etapie ciąży. Do rywalizacji wróciła po przerwie macierzyńskiej w połowie 2018 roku i od tego czasu zaliczyła 11 prób, by dopisać do swojego konta 24. takie zwycięstwo. Czterokrotnie była już o krok od spełnienia marzenia – przegrała w finale.

 

„Czy to było pożegnanie? Nie wiem. Gdybym kiedykolwiek się żegnała, to i tak nikomu bym nie powiedziała” – zaznaczyła z uśmiechem.

 

Po chwili jednak jej nastrój się diametralnie zmienił. Jeden z przedstawicieli prasy wrócił do tematu niewymuszonych błędów w czwartkowym półfinale i spytał o ich przyczynę w kontekście wcześniejszej dobrej gry Williams w tym turnieju. Zastanawiał się, czy był to po prostu gorszy dzień utytułowanej zawodniczki.

 

„Nie wiem. Skończyłam” – odparła, rozpłakując się i zakończyła przedwcześnie spotkanie z mediami.

 

Amerykanka w wielkoszlemowych zmaganiach startowała po raz 77., a w Australian Open – 20. Do półfinału imprezy tej rangi dotarła po raz 40., w tym dziewiąty na antypodach.

 

Prestiżowy turniej w Melbourne wygrywała siedem razy (2003, 2005, 2007, 2009-10, 2015, 2017). Ósmy oznaczałoby też wyrównanie rekordu wszech czasów w liczbie zdobytych tytułów wielkoszlemowych w singlu, który należy do Australijki Margaret Court. (PAP)

 

an/ co/

Gubernator Illinois przedstawił projekt budżetu na rok fiskalny 2022

0

Gubernator J.B. Pritzker przedstawił projekt budżetu Illinois na rok fiskalny 2022. Budżet operacyjny opiewa na kwotę prawie 42 miliardów dolarów o i jest o ponad 4 procent niższy niż w roku fiskalnym 2021.

 

W projekcie ujęto ciecia dla agencji stanowych na 700 milionów dolarów. Gubernator nie zamierza wprowadzić podwyżki podatku dochodowego. Przyznał, że jest rozczarowany decyzją mieszkańców Illinois, którzy nie zgodzili się podczas listopadowego referendum na wprowadzenie stopniowego podatku od dochodu.

„Miałem zupełnie inne plany budżetowe. Ale wydarzenia ostatniego roku a zwłaszcza pandemia koronawirusa, zmusiły mnie do uwzględnienia zmian. Potrzebujemy zrównoważonego budżetu, który obejmie oszczędności ale bez stwarzania zagrożenia dla mieszkańców” – powiedział Pritzker.

Zaproponował między innymi wyeliminowanie korporacyjnych luk prawnych na kwotę 932 milionów dolarów. Zapis obejmuje ograniczenie odliczania strat operacyjnych a także rabatu dla sprzedawców detalicznych i obniżenie kredytu na darowizny na prywatne fundusze stypendialne dla szkół.

W budżecie zwiększono  o 8 procent wydatki na stanowy departament ds. rodziny i dzieci. Nie zmienią się wydatki na nauczanie   przedszkolne pre-K i wyższą edukację. J.B. Pritzker powiedział, że liczył na pomoc partii republikańskiej, która przyczyniła się do tego, że mieszkańcy Illinois nie zgodzili się na wprowadzenie stopniowego   podatku dochodowego, który byłby naliczany w zależności od zarobków a nie na podstawie stałej stopy procentowej. Z tego tytułu do budżetu stanowego miało wpłynąć dodatkowo ponad 3 miliardy dolarów.

 

BK

Uderzał partnerkę młotkiem i ugodził nożem, bo nie chciała mu dać pieniędzy

0

Sosnowieccy policjanci zatrzymali 39-latka, który bestialsko pobił młotkiem, ugodził nożem, a następnie pozbawił wolności swoją partnerkę. Zrobił to tylko dlatego, że spotkał się z odmową, kiedy zażądał pieniędzy. Kobieta ma złamane obie ręce. Oprawca został już aresztowany.

Jak podała w czwartek sosnowiecka komenda, dramatyczne sceny rozegrały się w jednym z mieszkań dzielnicy Pogoń.

 

„Mężczyzna zażądał od swojej konkubiny pieniędzy. Kiedy odmówiła, bestialsko pobił ją młotkiem i ugodził nożem w łydkę. Kobieta w wyniku pobicia doznała złamania obu rąk w kilku miejscach. Następnie została przez swojego oprawcę uwięziona. Dopiero kiedy agresor opuścił na krótko mieszkanie, udało jej się uciec” – poinformowali policjanci z Sosnowca.

 

Kobiecie udzielił pomocy przypadkowy przechodzień, który zobaczył ją na ulicy. Policjanci natychmiast odnaleźli i zatrzymali 39-latka.

 

Po wykonaniu przez śledczych niezbędnych czynności, został on doprowadzony do prokuratury. Usłyszał zarzuty rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia, pozbawienia kobiety wolności i uszkodzenia ciała. Grozi mu 12 lat więzienia. Sąd zdecydował o jego aresztowaniu na trzy miesiące. (PAP)

 

Autor: Krzysztof Konopka

 

kon/ robs/

Pod naporem śniegu zawaliły się dachy, w tym na domu mieszkalnym

0

Podkarpaccy strażacy trzykrotnie wyjeżdżali ostatniej doby do zabezpieczenia zawalonych dachów z powodu zalegającego mokrego, ciężkiego śniegu. Dachy zawaliły się na dwóch opuszczonych budynkach gospodarczych oraz na domu mieszkalnym. Nikt nie został ranny.

Jak poinformował w czwartek rzecznik podkarpackich strażaków bryg. Marcin Betleja do zawalenia dachów na opuszczonych budynkach gospodarczych doszło w środę w powiatach jarosławskim i sanockim.

 

Natomiast do trzeciego zdarzenia, gdy zawalił się dach na zamieszkałym domu, doszło w czwartek około 3 nad ranem w Humniskach w pow. brzozowskim.

 

„Najprawdopodobniej na skutek obciążenia przez śnieg runął dach w domu zamieszkanym przez trzyosobową rodzinę. Na szczęście nikomu nic się nie stało, nikt nie został ranny” – zapewnił bryg. Betleja.

 

Dodał, że rodzina spędziła resztę nocy u sąsiadów. (PAP)

 

Autorka: Agnieszka Pipała

 

api/ robs/

Sytuacja branży gastronomicznej jest katastrofalna

0

Sytuacja branży gastronomicznej jest katastrofalna. Sprzedaż na wynos czy z dowozem do klienta prowadzi tylko co piąta firma, co pozwala na wypracowanie góra 10 proc. wcześniejszych obrotów – podaje w czwartek „Rzeczpospolita”.

Gazeta jako pierwsza opisuje analizy Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej (IGGP), z których wynika, że z sektora gastronomicznego mogło wyparować w 2020 r. nawet 30 mld zł.

 

„Biorąc pod uwagę, iż za 2019 r. GfK oceniała wartość gastronomii na 36,6 mld zł, to prawdziwy pogrom. IGGP szacuje, że po zdjęciu ograniczeń dla pracy restauracji wiosną może nie otworzyć się co piąta – zatem likwidacja czeka ok. 15 tys. lokali. Zmiana modelu pracy oznacza też wielkie zwolnienia, pracę w sektorze zatrudniającym ok. miliona osób może stracić nawet 250 tys. osób” – czytamy.

 

Według „Rz” „zamówienia na wynos to zaledwie 5–10 proc. dziennego, standardowego obrotu”. „Wyjątkiem są restauracje sieciowe, szybkiej obsługi, sushi i pizzerie, które najlepiej radzą sobie z serwisem dań na wynos” – mówi Jacek Czauderna, prezes IGGP. „Szacujemy, że w wyniku lockdownu branża straciła w 2020 r. około 30 mld zł” – dodaje.

 

Jak pisze dziennik, „IGGP podaje, że zaledwie 20 proc. lokali próbuje redukować straty poprzez organizowanie dostaw i opcji na wynos”. „Nieźle radzą sobie znane sieci restauracji z systemem drive thru oraz restauracje sushi i pizzerie. Efekty nałożonych obostrzeń są jednak bezwzględne – około 90 proc. rynku gastronomicznego utraciło płynność finansową lub jest na jej granicy” – dodaje Jacek Czauderna. (PAP)

 

dap/ amac/

Poseł Bartosz Kownacki pisze do Marka Zuckerberga

0

Poseł Bartosz Kownacki wystosował oficjalny list do Marka Zuckerberga, szefa Facebooka, w sprawie blokowania przez portal społecznościowy informacji o niemieckich zbrodniach – pisze czwartkowy „Nasz Dziennik”. „Nie możemy pozwolić na takie skandaliczne działania” – powiedział poseł PiS gazecie.

W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Kownacki wyjaśnił, że „bezpośrednim powodem sformułowania listu było zablokowanie przez Facebook informacji przekazywanych przez Instytut Pamięci Narodowej nt. zbrodni niemieckich w czasie II wojny światowej”. „Trudno mi zrozumieć, w imię jakiej politycznej poprawności przychodzi komuś do głowy, żeby tę prawdę historyczną wymazać. Nie możemy pozwolić na takie skandaliczne działania, jak to tuszowanie informacji o polskich ofiarach II wojny światowej, chociażby o dzieciach Zamojszczyzny, o których pisał IPN. Skoro nie można mówić i publikować drastycznych informacji o mordowanych dzieciach, to może za chwilę nie będzie można mówić o dzieciach z Auschwitz-Birkenau. Chyba nie o to chodzi” – stwierdził.

 

Pytany, jak możemy walczyć z tym procederem, poseł PiS wymienił drogę sądową i odpowiedzialność prawnofinansową za „cenzurowanie treści, które nie powinny być blokowane”. „Jeśli Facebook ocenzurował informacje IPN i zrobił to bezprawnie, to nie powinno być tak, że firma za to przeprosi, za jakiś czas odblokuje dostęp do informacji i na tym sprawa się zakończy. Uważam, że powinien on ponieść bardzo konkretną karę finansową” – ocenił.

 

Zdaniem Kownackiego „należy raz na zawsze skończyć z anonimowością w internecie”. „Nie można bez konsekwencji siać nienawiści, czy nawet zachęcać do dokonywania przestępstw. Tak samo jak na ulicy nikt nie jest anonimowy, tak i w internecie nie powinno być anonimowości, zwłaszcza kiedy np. ktoś zaczyna zachowywać się wulgarnie, nawołuje do zbrodni. Jednak takie zmiany wymagają uregulowań międzynarodowych” – podsumował. (PAP)

 

dap/ robs/

Pandemia zatrzyma młodych przy rodzicach?

0

Już przed erą Covid-19 Polska miała bardzo wysoki odsetek dorosłych singli mieszkających z rodzicami. Koronawirus może jeszcze zwiększyć ten udział – pisze w czwartek „Rzeczpospolita”.

Gazeta zwraca uwagę, że „60 proc. młodych dorosłych singli mieszkających z rodzicami nie miało w 2018 r. żadnego dochodu lub ich dochód nie przekraczał minimalnego wynagrodzenia”. Dodaje, że „te dane z niedawnego raportu GUS na temat pokolenia gniazdowników w Polsce pokazują ekonomiczny powód tego zjawiska”.

 

„Jak wynika z raportu, 36 proc. młodych ludzi w wieku 25–34 lat mieszkało w 2018 r. z rodzicami i nie założyło jeszcze rodziny, zaliczając się do populacji tzw. gniazdowników (którzy nie opuścili jeszcze rodzinnego gniazda). Najczęściej są to – podobnie jak w innych krajach – mężczyźni, co potwierdzają dane Eurostatu, bazujące na badaniach społecznych (raport GUS oparto na analizie źródeł administracyjnych)” – czytamy.

 

Jak wynika z unijnych statystyk, na które powołuje się dziennik, „Polska ma jeszcze większy niż w raporcie GUS odsetek dorosłych młodych singli mieszkających z rodzicami”. „Wprawdzie w 2019 r. zmalał on w porównaniu z 2018 r. (gdy wynosił 45,1 proc.), ale i tak sięgał prawie 44 proc. przy średniej dla całej Unii na poziomie 43,9 proc.” – poinformowano w artykule.

 

„Jak komentuje Tomasz Zegar, kierownik wydziału w Mazowieckim Ośrodku Badań Regionalnych, który kierował zespołem autorów raportu GUS, realizacja tego badania udowodniła, że przyczyną mieszkania młodych osób z rodzicami często są niskie dochody i jest to konsekwencja prostego rachunku ekonomicznego funkcjonowania gospodarstwa domowego oraz możliwości rozwoju występujących na danym obszarze” – napisano.

 

Dziennik przypomina, że „danych za 2020 r. jeszcze nie ma, ale trend zmian mogą wskazywać statystyki z USA, według których wybuch pandemii i wzrost bezrobocia wśród młodych ludzi wywołał tam falę tzw. boomerang kids, czyli wymuszonych ekonomicznie powrotów dorosłych dzieci do rodzinnego domu”. „Odsetek młodych Amerykanów mieszkających z rodzicami wzrósł do 52 proc. z 47 proc. na początku 2020 r.” – podaje. (PAP)

 

dap/ robs/

Polskie fabryki wyprodukowały w 2020 r. 30 mln sztuk sprzętu AGD, czyli o 3 proc. więcej niż rok wcześniej

0

Polskie fabryki wyprodukowały w 2020 r. 30 mln sztuk sprzętu AGD, czyli o 3 proc. więcej niż rok wcześniej. Przychody branży wzrosły do 33 mld zł – podaje w czwartek „Puls Biznesu”.

Jak podkreśla gazeta, Polska, w której działa obecnie 35 zakładów produkujących sprzęt gospodarstwa domowego, po raz kolejny umocniła się na pozycji europejskiego lidera.

 

„Według branżowej organizacji APPLiA Polska wartość naszego eksportu dużego AGD po raz pierwszy w historii przekroczyła 20 mld zł (4,6 mld euro). To wzrost o 6 proc. wobec 2019 r. Zagranica odpowiada więc za 91 proc. przychodów polskich producentów. Do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i innych państw trafiło w 2020 r. 22,7 mln pralek, lodówek i innego sprzętu gospodarstwa domowego wyprodukowanego nad Wisłą” – czytamy.

 

„PB” informuje też, że udział eksportu AGD w całej polskiej sprzedaży zagranicznej sięgnął w minionym roku 2,53 proc. (3,62 mld euro). „Lepszym wynikiem mogą się pochwalić tylko producenci mebli (4,05 mld euro). Za AGD są producenci aut osobowych i autobusów (3,46 mld euro), RTV (2,98 mld euro), statków i jachtów (2,4 mld euro), czy okien i drzwi (1,83 mld euro)” – napisano. (PAP)

 

dap/ amac/

Prof. Robert Flisiak: W ostatnich dniach widoczny jest trend spadkowy zgonów spowodowanych przez COVID-19

0

W ostatnich dniach widoczny jest trend spadkowy zgonów spowodowanych przez COVID-19 – powiedział PAP prof. Robert Flisiak. Z kolei tendencja wzrostowa przypadków zachorowań jest – w jego ocenie – spowodowana głównie przez puszczenie do szkół podstawowych dzieci z klas I-III.

W środę resort zdrowia podał, że badania laboratoryjne potwierdziły 8694 nowe zakażenia koronawirusem, najwięcej wykryto ich na Mazowszu – 1400; 279 osób zmarło. Tydzień temu w środę badania potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnych 6930 osób. Zmarło 360 chorych, a dwa tygodnie temu – odnotowano 6802 nowych zakażeń; zmarło 421 osób.

 

Z kolei we wtorek minister Adam Niedzielski opublikował na Twitterze wykres ilustrujący liczbę i dynamikę zakażeń koronawirusem. „Odwrócenie tendencji staje się faktem. Dzisiejszy wynik – 5178 nowych zakażeń – jest o ponad 1 tys. większy niż tydzień temu” – podkreślił. Niedzielski zwrócił uwagę, że trend dla tygodniowej stopy wzrostu zakażeń jest dodatni pierwszy raz od połowy listopada, nie licząc, jak to ujął, „anomalii postświątecznej”.

 

„Jest to niestety prawda, ale należy zauważyć, że zarysował się trend spadkowy zgonów” – powiedział PAP prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych (PTEiLChZ), kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku prof. Robert Flisiak. Dodał, że ten spadek był widoczny również w poprzednich dniach. Podkreślił, że nie jest jasne, na ile będzie on trwały. „Zgony pojawiają się z opóźnieniem w stosunku do wzrostów zachorowań” – przypomniał.

 

Dopytywany o przyczynę spadku zgonów powiedział: „Chciałbym, żeby był to efekt szczepień, ale chyba na to jeszcze za wcześnie” – dodał. Z obserwacji prof. Flisiaka przeprowadzonych w jego szpitalu wynika, że jest trochę mniej pacjentów 80 plus. „Ale to może też być na razie moje chciejstwo” – zastrzegł.

 

W jego ocenie sam wzrost zachorowań w Polsce jest jednak związany czasowo z puszczeniem do szkół dzieci z klas I-III w szkołach podstawowych. „Do tego trendu z pewnością nie przyczyniły się jeszcze wydarzenia na Krupówkach” – zastrzegł. W miniony weekend do Zakopanego, w związku z poluzowaniem obostrzeń epidemicznych, przyjechało bardzo wielu turystów. Dodatkowo w weekend nałożyły się walentynki i konkurs skoków narciarskich na Wielkiej Krokwi. Od piątku policja w powiecie tatrzańskim interweniowała 200 razy.

 

Prof. Flisiak zapytany o wzrost liczby zachorowań wskazał głównie otwarcie klas I-III w szkołach podstawowych jednoczasowe w całej Polsce, a więc również w województwach o zwiększonej liczbie zachorowań. „Nie można wykluczyć tego, że do wzrostu przyczynia się też brytyjską odmianą koronawirusa. Szacujemy, że wśród chorych w Polsce może już być 10 proc. zakażonych tym wariantem” – dodał.

 

„Z tym wzrostem nie należy przesadzać. To na razie jest lekki trend, którego należało się spodziewać” – zaznaczył. Jeśli wzrost będzie utrzymywał się na podobny poziomie – to według eksperta oznacza, że jest duże uodpornienie naturalne społeczeństwa. „Ono sięga już ok. 14 mln. Oznacza to, że tyle osób miało już kontakt z wirusem, zwykle bezobjawowy i wytworzyło odporność. Nie należy zatem spodziewać się tak dużego wzrostu jak w październiku i w listopadzie” – podkreślił.

 

Prof. Flisiak przypomina, że za to „naturalne uodpornienie” zapłaciliśmy olbrzymią cenę w postaci bardzo dużej liczby zgonów – ponadnormatywnych. Resort zdrowia szacuje, że nadwyżka względem prognozowanej liczby zgonów wyniosła w 2020 r. ok. 62 tys. ofiar.

 

Jak wynika z informacji MZ do tej pory zaszczepiono ponad 1,5 mln kobiet i ponad 690 tys. mężczyzn. Prof. Flisiak zapytany o tą różnicę stwierdził, że jest ona oczywista i wynika z tego, że dużą liczbę szczepień wykonano wśród personelu medycznego. „Od dawna wiadomo, że zawody medyczne są sfeminizowane. Prawie 100 proc. pielęgniarek to kobiety, ok. 60-70 lekarzy to również kobiety. Tylko wśród ratowników dominują mężczyźni” – wskazał.(PAP)

 

Autor: Szymon Zdziebłowski

 

szz/ mhr/

„Dobre” i „złe” szepionki…?

0

Relacje prasowe i posty w mediach społecznościowych na temat wyników badań klinicznych szczepionek przeciw Covid-19 tworzą w umysłach dużej części społeczeństwa podział na „dobre” i „złe” preparaty. Takie fałszywe wyobrażenia pomijają fakty i mogą rodzić niechęć – pisze amerykański portal o zdrowiu STAT.

Eksperci od zdrowia publicznego obawiają się, że ludzie będą wybredni w kwestii wyboru szczepionki, co odsunie w czasie zaszczepienie odpowiednio dużej części ludności, by stłumić pandemię koronawirusa. Wskazują również, że uproszczona narracja pomija istotne fakty, np. że szczepionki firm AstraZeneca oraz Johnson & Johnson były testowane w badaniach klinicznych już po tym, jak nowe warianty wirusa SARS-CoV-2 zaczęły się rozprzestrzeniać, co prawdopodobnie zmniejszyło ich skuteczność bardziej niż w przypadku szczepionek firm Pfizer-BioNTech i Moderna, które zostały dopuszczone do obrotu wcześniej – zauważa autorka tekstu Helen Branswell.

 

Wskazuje, że szczepionki postrzegane jako mniej skuteczne są również tymi, które mogą być najlepszą opcją na obszarach wiejskich Ameryki lub w krajach o niskich dochodach, ponieważ nie wymagają specjalistycznych zamrażarek (w przeciwieństwie do szczepionek uważanych za bardziej skuteczne, które muszą być przechowywane w temperaturze -80 st. Celsjusza – PAP) ani skomplikowanych systemów dostaw, które częściej można znaleźć w dużych miastach lub w ich pobliżu.

 

„Martwiłam się, że będziemy mieli ten rodzaj (myślenia) napędzanego przez konsumentów” +Czy to (szczepionka) Moderny? Świetnie! A czy to (preparat Johnson & Johnson)? Nie, dziękuję, poczekam+” – mówi Alison Buttenheim, profesor nadzwyczajna pielęgniarstwa i polityki zdrowotnej na Uniwersytecie Pensylwanii, której badania koncentrują się na zatwierdzaniu szczepionek. Według niej takie podejście „tylko opóźni” zaszczepienie docelowej części populacji.

 

Jak wskazuje STAT, zjawisko to już się ujawnia, nawet wśród osób, które rozumieją zastrzeżenia dotyczące czasu przeprowadzenia badań i korzyści płynących z tych łatwiejszych do zastosowania szczepionek. Portal zapytał immunologa Rafiego Ahmeda z Uniwersytetu Emory’ego w Atlancie, czy określiłby swoje preferencje, gdyby jego matka poprosiła o radę w sprawie szczepionek na Covid-19. Ahmed odpowiedział bez wahania, że powiedziałby matce, żeby kupiła jedną ze szczepionek opartych na materiale genetycznym RNA lub mRNA, produkowanych przez Pfizera lub Modernę. „Taka jest ludzka natura. To zdrowy rozsądek” – argumentował.

 

Eksperci twierdzą, że problem ten może się pogorszyć wraz z dopuszczeniem na rynek większej liczby szczepionek, z których każda ma różną skuteczność, schematy dawkowania (jedna dawka lub dwie) i odstępy między dawkami (21 dni, 28 dni, do 12 tygodni w niektórych przypadkach i miejscach).

 

„Uważam, że w tej chwili komunikat musi być taki, że szczepionki dopuszczone do użytku zostały zatwierdzone, ponieważ zapewniają znaczącą ochronę przed Covid-19. Bez szczepionki nie ma się żadnej ochrony przed tą chorobą” – mówi Glen Nowak, dyrektor Centrum Zdrowia i Komunikacji Ryzyka w Grady College of Journalism and Mass Communication w Athens w stanie Georgia.

 

Kasisomayajula Viswanath, profesor komunikacji w zakresie zdrowia na Harvard T.H. Chan School of Public Health, jest głęboko zaniepokojony, że decyzje o tym, gdzie stosować pewne szczepionki uważane za mniej skuteczne, będą postrzegane przez pryzmat nierówności rasowych czy społeczno-ekonomicznych, nawet jeśli decyzje te mają sens z punktu widzenia zdrowia publicznego i szybciej docierają do tych miejsc. Ostrzegł, że w najbliższej przyszłości zjawisko to będzie często spotykane.

 

Anna Durbin, badaczka szczepionek z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health, podkreśla, że świat potrzebuje szczepionek, które zapobiegną ciężkim chorobom, hospitalizacjom i zgonom z powodu Covid-19. Na tym froncie wszystkie dotychczas przetestowane szczepionki wydają się dość skuteczne – zauważa portal STAT.(PAP)

 

cyk/ akl/

Chiny zyskały na pandemii w rywalizacji z Zachodem

0

Chiny wznowiły pracę przemysłu i osiągnęły w 2020 roku dodatni wzrost PKB, podczas gdy pozostałe duże gospodarki świata wciąż borykają się pandemią. Korzyści płynące z szybkiego opanowania koronawirusa mogły wzmocnić pozycję Pekinu w rywalizacji z Zachodem, ale pogłębiły się również problemy samych Chin.

Wzrost znaczenia Chin na arenie międzynarodowej w ostatnich latach jest niezaprzeczalny, a ich rywalizacja z USA – i szerzej, z Zachodem – staje się coraz bardziej otwarta i intensywna. Według komentatorów relatywne korzyści z szybkiego opanowania pandemii u siebie zwiększają w niej szanse Pekinu.

 

„Bez pandemii dawałbym ChRL szanse w granicach 10-15 proc., teraz nawet 30 proc., a to już blisko jednej trzeciej, więc trudno przewidywać wynik z pewnością” – ocenia w rozmowie z PAP ekspert ds. chińskich z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) dr Michał Bogusz.

 

Ekspert podkreśla jednak, że obecna siła Chin wynika ze słabości innych państw, więc ma słabe podstawy. „To wyścig dwóch schorowanych ludzi i jeden z nich może wygrać walkowerem, zanim nawet dobiegną do mety. Wystarczy, że jeden z nich upadnie i już się nie podniesie” – porównuje Bogusz.

 

Na początku 2020 roku pandemia sparaliżowała chińską gospodarkę na kilka miesięcy. Dzięki bardzo twardym lockdownom Chinom udało się jednak stosunkowo szybko opanować rozprzestrzenianie się wirusa i paradoksalnie to one osiągnęły względną przewagę nad Zachodem, który do dziś mierzy się z nowymi falami infekcji.

 

Komunistyczne władze w Pekinie szczycą się, że Chiny jako jedyna duża gospodarka świata zanotowały w 2020 roku wzrost PKB. Ożywienie wynikało po części z popytu na chińskie towary w krajach, których przemysł sparaliżowały restrykcje przeciwepidemiczne.

 

Zdaniem Bogusza sytuacja nie jest jednak jednoznaczna. „Prawdziwy problem polega na tym, że pogłębiły się problemy strukturalne chińskiej gospodarki: uzależnienie od eksportu i inwestycji infrastrukturalnych, które są napędzane przez rosnące zadłużenie, które wynosi 335 proc. PKB” – podkreśla ekspert.

 

„Wyjściem mogą być reformy strony popytowej, o czym mówi się od dawna, ale to łatwiej powiedzieć niż zrobić, a obecna sytuacja to nie tylko utrudniła, ale pogłębiła i utrwaliła całą patologię” – dodaje Bogusz.

 

Rywalizacja Chin z Zachodem toczy się nie tylko na arenie gospodarczej. W sferze ideologicznej Pekin stara się promować swoje osiągnięcia w walce z pandemią jako dowód na wyższość systemu komunistycznego nad zachodnimi demokracjami, mimo że niektóre demokratyczne kraje Azji również dobrze radzą sobie z wirusem. Narracja władz ChRL rodzi opór na Zachodzie, ale skutecznie wspomaga agresywną propagandę wewnętrzną reżimu.

 

W ostatnich miesiącach kluczowym dla świata tematem stały się szczepionki przeciw Covid-19. Chiny jako jeden z nielicznych jak dotąd krajów opracowały i przetestowały własne specyfiki. Nie ujawniono jak dotąd pełnych wyników prób klinicznych, ale wydaje się, że nie są one równie skuteczne jak część szczepionek zachodnich. Przewaga popytu nad podażą sprawia jednak, że wiele krajów jest nimi zainteresowanych.

 

Utrzymywanie pandemii pod kontrolą u siebie daje chińskim władzom możliwość użycia szczepionek w polityce zagranicznej. Pekin nie ogłosił jak dotąd powszechnego programu szczepień w Chinach, do czego potrzebne byłyby co najmniej dwa miliardy dawek. Oferuje je natomiast innym krajom, podkreślając swoje zaangażowanie w zwalczanie pandemii na świecie.

 

Według Bogusza w rywalizacji Chin z Zachodem decydujące będzie następne 10 lub 15 lat. „Jeżeli Zachód przeżyje jakiś poważny wstrząs, a do tego wszystko prowadzi, to jeżeli ChRL nie przeżyje własnego wstrząsu lub wyjdzie z niego w lepszej kondycji, to wygra. Jednak równie prawdopodobny jest scenariusz odwrotny: to Zachód się ogarnie, a Chiny zostaną z problemami strukturalnymi, które je w końcu dopadną” – twierdzi ekspert OSW.

 

„O tym, kto wygrał lub przegrał na pandemii, będzie można powiedzieć, kiedy się ona skończy, a końca nie widać” – konkluduje dr Bogusz.

 

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)

 

anb/ kib/

Hiszpania: Starcia z policją w Madrycie i Barcelonie po zatrzymaniu katalońskiego rapera

0

W środę późnym wieczorem setki osób protestowały w Madrycie na centralnym placu Puerta del Sol przeciwko zatrzymaniu przez policję we wtorek katalońskiego rapera Pablo Hasela. Drugą noc trwały także protesty w Barcelonie.

Raper Pablo Hasel został skazany na karę 9 miesięcy pozbawienia wolności za pochwalanie terroryzmu w swoich wpisach na Twitterze i na koncertach oraz za lżenie króla, monarchii i instytucji państwowych.

 

Do protestów przeciwko zatrzymaniu rapera wezwała w Madrycie przez sieci społecznościowe radykalnie lewicowa platforma Ruch Przeciwko Represjom”.

 

W centrum miasta doszło do regularnej bitwy ulicznej z policjantami, w których radykałowie rzucali butelkami i kamieniami. Policja użyła gumowych kul i gazów łzawiących. Co najmniej 14 osób zostało zatrzymanych, a 9 odniosło rany, w tym kilku policjantów. Trzy osoby przewieziono do szpitala – poinformowały służby medyczne.

 

Na ulicach w pobliżu głównego placu w Madrycie protestujący wznieśli barykady z kontenerów na śmieci i podpalili je. Na historycznej ulicy Arenal rozbili dziesiątki witryn sklepowych i okradli sklep z odzieżą. Wykrzykiwali: ”Pablo Hasel, wolność !” i „Tutaj są antyfaszyści !”, a także skandowali hasła przeciwko policji.

 

„To nie jest manifestacja o wolność słowa, ale regularny atak na funkcjonariuszy policji krajowej, niszczenie mienia publicznego i kradzieże” – skomentował dziennik „ABC”.

 

W protestach, które trwały drugą noc w centrum Barcelony, wzięło udział – według policji – ponad 2 tys. osób. Demonstranci ustawili barykady z kontenerów na śmieci, które podpalili, rzucali w wozy policyjne butelkami i kamieniami, wykrzykiwali: „Precz z siłami okupacyjnymi!”. Doszło do znacznych zniszczeń mienia publicznego, samochodów i lokali.

 

Interweniowała autonomiczna policja, Mossos de Escuadra, która użyła kul piankowych. W kilku miastach katalońskich, gdzie w środę doszło do zamieszek, aresztowano co najmniej 29 osób.

 

Aby uniknąć kary Hasel zabarykadował się ze swoimi zwolennikami w ub. poniedziałek na uniwersytecie w Leridzie (ok. 150 km od Barcelony). We wtorek rano policja wtargnęła na uczelnię i aresztowała go. Raper wcześniej wezwał swoich sympatyków do organizowania manifestacji w jego obronie i oskarżył władze Hiszpanii o ograniczanie wolności słowa.

 

Tego samego dnia wieczorem doszło do zwołanych przez sieci społecznościowe wielotysięcznych protestów, najwięcej w autonomicznym regionie Katalonii, w celu jego uwolnienia.

 

Interweniowała policja, która użyła kul piankowych. We wtorek zostało zatrzymanych 14 osób, 33 odniosły rany, w tym 17 policjantów.

 

W protestach w Barcelonie we wtorek wzięła udział Dolors Sabater, kandydatka z ramienia radykalnie lewicowej Kandydatury Jedności Narodowej (CUP) na premier rządu Katalonii (Generalitat) oraz lider organizacji separatystycznej Omnium Cultural, Jordi Cuixard.

 

 

Z Saragossy Grażyna Opińska (PAP)

fot. PAP/EPA/Ramon Gabriel

 

opi/ jm/

Prawnicy o książce „Dalej jest noc”: zła metodologia badawcza, brak dotarcia do wszystkich źródeł

0

Z powodu złej metodologii badawczej, a także braku dotarcia do wszystkich źródeł doszło do naruszenia dóbr osobistych Filomeny Leszczyńskiej – ocenili jej pełnomocnicy prawni, w tym mec. Monika Brzozowska-Pasieka, którzy wspierali ją w sprawie przeciwko autorom książki „Dalej jest noc”.

W środę odbyła się konferencja prasowa, podczas której pełnomocni prawni Filomeny Leszczyńskiej przedstawili – jak zaznaczyli – fakty dotyczące sprawy sądowej, którą Leszczyńska wytoczyła badaczom Holokaustu – prof. Janowi Grabowskiemu i prof. Barbarze Engelking. W ocenie Leszczyńskiej jej stryj, sołtys wsi Malinowo Edward Malinowski, został w książce „Dalej jest noc” fałszywie pomówiony m.in. o to, że jest „współwinny śmierci kilkudziesięciu Żydów”.

 

Omawiając sporny fragment książki pełnomocnicy prawni Leszczyńskiej wskazali na błędy popełnione – ich zdaniem – przez pozwanych badaczy. Wymienili pomylenie liczby zabitych Żydów, pomylenie dwóch Edwardów Malinowskich, nieścisłości w kwestiach związanych z rzekomym ograbieniem przez Malinowskiego Żydówki Estery Drogickiej, a także nieścisłości w kwestiach związanych z rzekomą – jak tłumaczyli prawnicy – współodpowiedzialnością Malinowskiego za zabójstwo Żydów.

 

„Nieścisłości było dość sporo i naszym zdaniem – co podkreślaliśmy od początku – wskutek nieprawidłowego procesu badawczego, złej metodologii badawczej, złych wniosków i braku dotarcia do wszystkich źródeł doszło do naruszenia dóbr osobistych pani Filomeny Leszczyńskiej” – powiedziała podczas spotkania online adwokat dr Monika Brzozowska-Pasieka, której towarzyszył mecenas Jerzy Pasieka.

 

Pełnomocnicy podkreślili też, że przedmiotem postępowania sądowego nie były losy Edwarda Malinowskiego, lecz stosunek pozwanych badaczy do źródeł historycznych. „Nie ustalaliśmy na drodze sądowej, czy Edward Malinowski ratował Żydów czy mordował czy był współwinny śmierci Żydów. Historii nie ustala się na sali sądowej. Na sali sądowej ustalaliśmy tylko i wyłącznie, czy mając dostępne źródła, mając sześć możliwych dostępnych źródeł naukowcy dopełnili szczególnej rzetelności i staranności naukowej przy gromadzeniu tych źródeł, analizie i przy wnioskach końcowych” – mówiła Brzozowska-Pasieka.

 

Przytoczyła także sporny fragment książki, w którym prof. Engelking przedstawiając losy Żydówki Estery Drogickiej z domu Siemiatyckiej opisała także sołtysa Edwarda Malinowskiego. „Estera Drogicka (…) postanowiła wyjechać do Prus na roboty, w czym pomógł jej sołtys Malinowa Edward Malinowski (przy okazji ją ograbił) – i w grudniu 1942 r. trafiła do Rastenburga (Kętrzyna) jako pomoc domowa w niemieckiej rodzinie Fittkau. Nie tylko poznała tam swojego drugiego męża (Polaka, który także był na robotach), lecz rozwinęła działalność handlową, przesyłając Malinowskiemu paczki z rzeczami na sprzedaż. Odwiedziła go, gdy jechała na urlop +do domu+. Zdawała sobie sprawę, że jest on współwinny śmierci kilkudziesięciu Żydów, którzy ukrywali się w lesie i zostali wydani Niemcom, mimo to na jego procesie po wojnie złożyła fałszywe zeznania w jego obronie” – napisała w „Dalej jest noc” prof. Engelking.

 

Brzozowska-Pasieka, analizując przypis do tego fragmentu publikacji, wskazała, że prof. Engelking opuściła ważny fragment relacji Estery Drogickiej, pochodzący z powojennego procesu Malinowskiego. Była to sprawa karna przeciwko Malinowskiemu, któremu postawiono zarzut wydania Żydów niemieckim okupantom, lecz który został uniewinniony. Brzmi on następująco: „W czasie okupacji niemieckiej ukrywałam się jako żydówka w lesie koło Malinowa. Nikt mnie nie chciał przyjąć do domu. Weszłam więc do sołtysa Malinowskiego i ten mnie przyjął. Parę dobrych tygodni ukrywałam się w stodole Malinowskiego i on mnie karmił (…). W nocy w jego stodole było pełno żydów, Malinowski dawał im jeść” – głosi przypis zamieszczony w książce.

 

Tymczasem adwokat wskazała, że przytoczone zeznanie Drogickiej powinno zawierać także informację, że Drogicka była bez pieniędzy, ponieważ w oryginalnym dokumencie – jak mówiła Brzozowska-Pasieka – czytamy: „Ukrywałam się w stodole Malinowskiego i on mnie karmił, mimo że byłam bez grosza”. Adwokat przypomniała także o relacjach innych Żydów, którym Malinowski pomagał podczas wojny, i którzy zeznawali na jego korzyść – byli to Chuna Kapłan i Lejb Prybut.

 

Odnosząc się do tych kwestii w niedawno opublikowanym artykule na stronie Centrum Badań nad Zagładą Żydów prof. Engelking wyjaśniała, że zacytowany przez nią fragment tekstu powstał na podstawie relacji złożonej w 1996 r. przez Esterę Drogicką (wówczas Marię Wiltgren) w Shoah Foundation. Badaczka dodała przy tym, że to właśnie źródło uznała za najbardziej wiarygodne dla odtworzenia tej historii (m.in. dlatego że Drogicka składała tę relację w wolnym kraju – USA). Brzozowska-Pasieka przyznała, że początkowo nie znała tego źródła, ponieważ nie było do niego przypisu w książce, ale po zapoznaniu się z nim strona pozywająca uznała, że Drogicka nie wymieniła stryja Leszczyńskiej jako współwinnego śmierci Żydów.

 

Prof. Engelking odnosząc się z kolei do powojennego procesu Malinowskiego wskazała, że w okresie jego trwania świadkowie zostali pobici i zastraszeni. W konsekwencji nie stawili się przed sądem, który ostatecznie uniewinnił sołtysa.

 

Podczas procesu pozwani badacze Holokaustu podkreślali też, że w pracy nad publikacją dochowano najwyższej staranności i rzetelności naukowej. „W najmniejszym stopniu nie mieliśmy intencji, które są nam przypisywane. Wprost przeciwnie, opisaliśmy w bardzo obiektywny i sprawiedliwy sposób sytuację Żydów w tych powiatach” – mówiła prof. Engelking podczas ostatniej rozprawy 12 stycznia przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Również drugi pozwany prof. Jan Grabowski, który zajmował się redakcją naukową „Dalej jest noc”, nie miał zastrzeżeń, co do procesu weryfikacji informacji.

 

W ubiegłym tygodniu Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że prof. Barbara Engelking i prof. Jan Grabowski mają przeprosić za nieścisłe informacje z książki „Dalej jest noc”. Sąd oddalił przy tym żądanie 100 tys. zł zadośćuczynienia. Wyrok jest nieprawomocny, a pozwani zapowiedzieli apelację. Proces, podczas którego Filomenę Leszczyńską wspierała Reduta Dobrego Imienia, rozpoczął się w październiku 2019 r.

 

Podczas spotkania z dziennikarzami prawnicy podkreślali też, że pozew przeciwko badaczom Holokaustu miał charakter cywilny. Ocenili też, że ubiegłotygodniowy wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, zgodnie z którym badacze mają przeprosić za nieścisłości zawarte w książce, nie wpłynie negatywnie na badania naukowe nad Holokaustem. Zaznaczyli też, że pozew Leszczyńskiej nie był związany z nowelizacją ustawy o IPN w 2018 r.

 

Przedstawili – w formie krótkiego filmu – przesłanie Filomeny Leszczyńskiej, która zaapelowała do naukowców, by rzetelnie prowadzili badania. „Badania powinny być wszechstronne i chciałabym, żeby oni tych złych rzeczy po prostu nie ogłaszali, tylko dosłownie sprawdzali i dokładnie pisali prawdziwą historię” – mówiła Leszczyńska, wyjaśniając też, że zdecydowała się na proces, ponieważ opis jej stryja w „Dalej jest noc” ją zbulwersował.

 

Dwutomowa książka „Dalej jest noc” z 2018 r. przedstawia strategie przetrwania ludności pochodzenia żydowskiego na terenie kilku wybranych powiatów okupowanej Polski. Porusza także problem przemocy Polaków wobec Żydów, głównie po likwidacji gett, gdy Żydzi szukali ratunku m.in. w polskich wsiach. Książka wywołała duże kontrowersje w środowisku historyków. W swoich recenzjach krytykowali ją m.in. historycy Instytutu Pamięci Narodowej, natomiast w obronie autorów wystąpiły m.in. Instytut Yad Vashem, przedstawiciele Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, a także Komitet Nauk Historycznych PAN. (PAP)

 

nno/ pat/

Facebook zablokował treści newsowe w Australii

0

Facebook uniemożliwił w czwartek swym australijskim użytkownikom dostęp i dzielenie się informacjami newsowymi na swojej platformie. Jako powód podał procedowany obecnie w parlamencie Australii projekt ustawy przewidujący wprowadzenie opłat dla gigantów technologicznych za rozpowszechnianie tych treści.

Australijscy dostarczyciele treści newsowych mogą nadal publikować na Facebooku, ale do ich linków i postów nie mają dostępu australijscy odbiorcy. Ponadto nie mają oni dostępu do informacji ze świata a użytkownicy z zagranicy nie mają dostępu do newsów z Australii.

 

Decyzja wywołała oburzenie zarówno australijskich użytkowników Facebooka jak i czynników oficjalnych.

 

Początkowo zablokowane były również strony z informacjami zdrowotnymi, meteorologicznymi i o dostępie do służb ratunkowych, co później cyfrowy gigant uznał za pomyłkę. Wskazywano, że Facebook dokonał tego w okresie pandemii i w szczycie sezonu pożarów lasów i buszu w Australii.

 

Rząd Australii w wydanym komunikacie podkreślił, że decyzja Facebooka „naraża na szwank jego wiarygodność”. Decyzję skrytykowało również wielu deputowanych do parlamentu. Opozycyjna posłanka Madeleine King określiła ją jako „niewiarygodną, nie do przyjęcia i arogancką”.

 

W środę projekt ustawy wprowadzający opłaty za rozpowszechnianie treści newsowych został uchwalony przez Izbę Reprezentantów (izbę niższą) parlamentu Australii.

 

Giganci rynku cyfrowego, jak Google i Facebook, argumentują, że ustawa nie odzwierciedla specyfiki internetu i „niesprawiedliwie penalizuje” ich platformy.

 

Australijski urząd ds. regulacji konkurencji oświadczył, że opracował projekt ustawy aby „wyrównać warunki rozgrywki” między gigantami cyfrowymi i wydawcami tradycyjnych mediów w podziale zysków.

 

Na razie nie widać dróg wyjścia z powstałego impasu. (PAP)

 

 

jm/

Serena Williams przegrała z Japonką Naomi Osaką w półfinale turnieju Australian Open

0

Rozstawiona z numerem 10. Amerykanka Serena Williams przegrała z Japonką Naomi Osaką (3.) 3:6, 4:6 w półfinale turnieju Australian Open. 39-letnia tenisistka walczyła w Melbourne o 24. tytuł wielkoszlemowy w singlu i wyrównanie rekordu wszech czasów.

Williams prestiżową imprezę na antypodach wygrywała siedem razy (2003, 2005, 2007, 2009-10, 2015, 2017). Ósme zwycięstwo oznaczałoby też wyrównanie rekordu wszech czasów w liczbie zdobytych tytułów wielkoszlemowych w singlu, który należy do Australijki Margaret Court.

 

Ostatni z triumfów tej rangi Williams zanotowała cztery lata temu właśnie w Melbourne. Była już wówczas na wczesnym etapie ciąży. Do rywalizacji wróciła po przerwie macierzyńskiej w połowie 2018 roku i od tego czasu zaliczyła 11 prób, by dopisać do swojego konta 24. takie zwycięstwo. Czterokrotnie była już o krok od spełnienia marzenia – na finale zatrzymała się m.in. trzy lata temu w US Open, gdy w decydującym meczu lepsza od niej także okazała się Osaka.

 

Zarówno Amerykanka, jak i Japonka w drodze do czołowej „czwórki” w Melbourne straciły po jednym secie – w obu przypadkach doszło do tego w 1/8 finału. Słynna zawodniczka z USA pokonała wówczas występującą z „siódemką” Białorusinkę Arynę Sabalenkę. W kolejnej rundzie już w dwóch partiach uporała się z wiceliderką światowego rankingu Rumunką Simoną Halep. Oba te pojedynki – ze względu na wprowadzony w stanie Wiktoria w związku z COVID-19 lockdown – toczyły się przy pustych trybunach. W czwartek w ograniczonej liczbie pojawili się już kibice.

 

Williams udanie rozpoczęła konfrontację z młodszą o 16 lat Azjatką – prowadziła 2:0. Miała szansę na powiększenie przewagi w kolejnym gemie, jednak nie wykorzystała „break pointa”. Potem miała jeszcze jedną na to okazję w tej odsłonie, ale znów rywalka się wybroniła. Osaka natomiast była skuteczniejsza w takich sytuacjach i po dwóch przełamaniach z rzędu wygrywała 4:2, co pozwoliło jej spokojnie kontrolować przebieg tego seta.

 

Drugi od początku układał się po myśli wyżej notowanej tenisistki, która wypracowała przewagę 2:0 i 4:2. Amerykanka nie rezygnowała jednak z walki – doprowadziła do remisu w ósmym gemie. Zaraz potem straciła jednak podanie do zera i tego już nie odrobiła.

 

„W pierwszych kilku gemach zrobiłam wiele niewymuszonych błędów. Na początku byłam naprawdę zdenerwowana i przestraszona, później nieco się rozluźniłam. Najważniejsze dla mnie jest, by mieć frajdę z gry. Granie przeciwko Serenie jest zawsze zaszczytem. Nie chciałam więc słabo wypaść. Zależało mi, by dać z siebie wszystko” – zaznaczyła Japonka.

 

Williams w wielkoszlemowych zmaganiach startowała po raz 77., a w Australian Open – 20. Do półfinału imprezy tej rangi dotarła po raz 40., w tym dziewiąty na antypodach.

 

Z Osaką o stawkę rywalizowała po raz czwarty. Przegrała trzy z tych pojedynków, w tym oba wielkoszlemowe. Pod koniec stycznia zaś pokonała ją w meczu pokazowym w Adelajdzie.

 

Japonka ma w dorobku trzy tytuły wielkoszlemowe. Jeden z nich zdobyła dwa lata temu w Melbourne. Jej przeciwniczkę w sobotnim finale wyłoni pojedynek rozstawionej z „22” Amerykanki Jennifer Brady z Czeszką Karoliną Muchovą (25.).(PAP)

 

an/ wkp/

Jedna trzecia żołnierzy nie chce się szczepić przeciwko koronawirusowi

0

Blisko jedna trzecia część żołnierzy USA odmówiła przyjęcia szczepionki przeciwko Covid-19. Według Pentagonu odzwierciedla to odsetek braku akceptacji dla preparatu w całym społeczeństwie.

 

Zeznania w tej sprawie złożył w środę przed komisją sił zbrojnych Izby Reprezentantów Kongresu USA wicedyrektor ds. operacyjnych Połączonych Szefów Sztabów generał Jeff Taliaferro. Podkreślał, że szczepionka jest bezpieczna dla żołnierzy.

 

„Nasze doświadczenie odzwierciedla wstępne dane, które obserwujemy także w przypadku innych społeczności. W istocie wgłębiamy się w to i podczas gdy podajemy więcej szczepionek wciąż gromadzimy więcej danych” – wyjaśniał Taliaferro.

 

Według niego prawie milion osób w Departamencie (ministerstwie) Obrony otrzymało jedną dwie dawki szczepionki.

 

Z kolei według Roberta Salessesa p.o. obowiązki asystenta szefa Pentagonu ds. obrony wewnętrznej i bezpieczeństwa globalnego, tylko 147 000 osób personelu sił zbrojnych zostało w pełni zaszczepionych.

 

Zgodnie z planami sił zbrojnych większość żołnierzy ma zostać objętych szczepieniem przeciwko Covid-19 do końca sierpnia. W wojsku stosowane są szczepionki producentów Pfizer Inc. i Moderna Inc.

 

Przedstawiciele Pentagonu uzasadniali na Kapitolu, że szczepienia są dobrowolne dla członków służby, ponieważ federalny Urząd ds. Żywności i Leków (FDA) zatwierdził na razie preparaty Pfizera oraz Moderny. tylko do awaryjnego użycia. Jeśli firmy otrzymają pełną zgodę, szczepionki staną się w wojsku obowiązkowe.

 

„Są prawne ograniczenia co do obowiązkowego podawania (szczepionek) naszym żołnierzom i naszym rodzinom. (…) Dlatego jest to teraz dobrowolne” – mówił dziennikarzom rzecznik Departamentu Obrony John Kirby w siedzibie Pentagonu.

 

Akcentował, że szef resortu obrony Lloyd Austin otrzymał już obie dawki szczepionki. Martwi go – dodał – że nie wszyscy chcą się szczepić.

 

„Przyjął szczepionkę, ponieważ wierzy, że było to właściwe dla niego, dla jego zdrowia, dla jego rodziny i zdolności do wykonywania pracy. Zdaje sobie sprawę, że jest to osobista decyzja, którą każdy musi podjąć” – zaznaczył w zeszłym tygodniu cytowany przez CNN Kirby podczas konferencji prasowej.

 

Tymczasem Uniwersytet Johnsa Hopkinsa w Baltimore poinformował w środę w nocy, że w ciągu ostatniej doby zarejestrowano w Stanach Zjednoczonych 1756 ofiar śmiertelnych Covid-19. Obecność koronawirusa potwierdzono u 62 398 osób.

 

Placówka naukowa z Baltimore szacuje, że od wybuchu epidemii w Ameryce odnotowano łącznie 27 mln 823 163 przypadki zakażenia wirusem. Liczba ofiar śmiertelnych sięga 490 394.

 

 

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

 

ad/ jm/

Boicie się latać samolotem? Lecieliście w burzy? Widzieliście ognie świętego Elma?

0

O ekstremalnym przeżyciu, ale i o trudnej sytuacji linii pasażerskich w 3. części rozmowy z Janem Zielińskim, byłym Mechanikiem Pokładowym (FLIGHT ENGINEER).

https://www.youtube.com/watch?v=mabL-ycoGjM

Ojciec podsłuchał rozmowę córki z nauczycielką, musi… zapłacić grzywnę

0

Ojciec nastolatki z Hamburga decyzją sądu musi zapłacić grzywnę w wysokości 1750 euro, ponieważ podsłuchał rozmowę córki z jej nauczycielką – informuje dziennik „Hamburger Morgenpost”.

Podsłuchana rozmowa odbyła się w sierpniu 2020 roku. Nauczycielka chciała porozmawiać z uczennicą. 68-letni Eberhart K. był oburzony, że nie może być przy rozmowie.

 

Poinstruował córkę, aby pozostawiła włączone słuchawki bluetooth i w ten sposób umożliwiła mu podsłuchanie rozmowy przez telefon komórkowy. Nauczycielka rozmawiała z dziewczyną między innymi o tym, że ojciec przypuszczalnie odrobił za nią zadanie domowe.

 

Sprawa wyszła na jaw, gdy ojciec napisał do szkoły i oznajmił, że podsłuchał rozmowę, a nawet ją nagrał. Odrzuca argumenty, że dopuścił się karalnego „naruszenia poufności”.

 

Na procesie argumentował, że rodzice „powinni mieć prawo wiedzieć, o czym rozmawia się z ich 13-letnią córką”.

 

„W szkole dochodzi do napaści fizycznych ze strony dzieci o pochodzeniu imigranckim. Zaczepiają dziewczyny” – powiedział mężczyzna, emerytowany wojskowy, który określił się w sądzie jako „niemiecki dinozaur”. Ponadto dzieci w szkole jego córki miały się uczyć „gry na bębnach bongo” zamiast na skrzypcach, „dla zrozumienia innych kultur” – mówił, jak pisze „Hamburger Morgenpost”, „z nieskrywanym niesmakiem”. Twierdził też, że „szkoła zinstrumentalizowała sąd, aby go pognębić”.

 

Sędzia kilkakrotnie próbowała tłumaczyć oskarżonemu, że w państwie konstytucyjnym nie można potajemnie podsłuchiwać rozmów, nawet jeśli jest się ojcem, jednak mężczyzna niezmiennie podkreślał, że jako ojciec ma prawo podsłuchiwać, gdy jego córka rozmawia o sprawach szkolnych.

 

Córka skazanego na grzywnę mężczyzny już zmieniła szkołę.

 

Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)

 

bml/ akl/

Pogranicze portugalsko-hiszpańskie w ostatnich miesiącach “niczym magnes przyciąga ciała niebieskie”

0

Pogranicze Portugalii i Hiszpanii w ciągu niespełna czterech minionych miesięcy stało się areną eksplozji meteorów. Ostatnie takie zjawisko zaobserwowano w środę rano. Astrofizycy i pasjonaci kosmosu mówią, że pogranicze “niczym magnes przyciąga ciała niebieskie”.

Jak poinformował dziennik “La Vanguardia”, do ostatniego fenomenu na niebie doszło o godz. 6 nad ranem w środę w okolicach hiszpańskiego miasta Badajoz, graniczącego z Portugalią. Obiekt zarejestrowany przez kamery miał rozwinąć prędkość około 213 km/h.

 

Według pierwszych komentarzy specjalistów obiekt, który wybuchł krótko po wejściu w atmosferę, mógł być odłamkiem komety.

 

Astrofizycy i pasjonaci kosmosu mówią, że pogranicze portugalsko-hiszpańskie w ostatnich miesiącach “niczym magnes przyciąga ciała niebieskie”.

 

W listopadzie w rejonie wschodniego pogranicza Portugalii z Hiszpanią eksplodował w powietrzu sporej wielkości obiekt. Finalną fazę jego lotu zarejestrowało wiele kamer.

 

Do rzadkiego zdarzenia doszło na odcinku pomiędzy portugalskim miastem Evora a hiszpańskim Badajoz. Krótko po wybuchu w rejonie eksplozji pojawili się pasjonaci kosmosu poszukujący odłamków “świetlistego przedmiotu”.

 

Podobnie było w styczniu, kiedy na północno-wschodnim pograniczu Portugalii z Hiszpanią doszło do wybuchu innego ciała niebieskiego, które astrofizycy zdefiniowali jako “fragment dużego meteorytu lub komety”. W obu przypadkach obiekty te pędziły w kierunku Ziemi z prędkością przekraczającą 200 km/h.

 

Z Lizbony Marcin Zatyka (PAP)

 

zat/ kib/