17.5 C
Chicago
wtorek, 13 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 1017

Dziś kolejna szansa na wygranie ponad miliarda dolarów w Mega Millions!

0

W Mega Millions do wygrania jest 1.35 miliarda dolarów. Kolejne losowanie dziś wieczorem.

 

Jest to druga największa kumulacja w historii amerykańskiej loterii. Podczas wtorkowego losowania znowu nikomu nie udało się trafić „szóstki”. Blisko głównej wygranej było aż 16 graczy, na kuponach których znalazło się 5 z 6 wylosowanych liczb. Gdyby tylko jedna osoba wytypowała sześć, szczęśliwych liczb to decydując się na jednorazowe pobranie nagrody może otrzymać czek na 707.9 mln dolarów.

Rośnie też pula w Powerball. Podczas sobotniego losowania będzie można wygrać 404 miliony dolarów.

 

BK

Szacunki resortu klimatu: W 2022 r. zużycie gazu w Polsce spadło o ok. 16-17 proc.

0

Według wstępnych szacunków zużycie gazu ziemnego w 2022 r. mogło spaść o ok. 16-17 proc. względem roku poprzedniego – przekazał PAP resort klimatu i środowiska. Podkreślono, że system jest przygotowany na najmroźniejszą zimę, a ryzyka wprowadzenia ograniczeń w poborze gazu na dziś nie ma.

Według wstępnych szacunków zużycie gazu ziemnego w pierwszej połowie sezonu zimowego 2022/23 (rozpoczął się 1 października i potrwa do końca marca) spadło o ok. 18 proc. rok do roku – poinformował PAP resort klimatu.

 

Jak dodano, ze wstępnych szacunków wynika, że zużycie gazu ziemnego w całym 2022 r. mogło spaść o ok. 16-17 proc. względem 2021 r.

 

„Dane rzeczywiste dotyczące zużycia gazu ziemnego w 2022 r., będą dostępne po otrzymaniu pełnej informacji, w ramach prowadzonych przez Ministra Klimatu i Środowiska badań statystycznych” – zastrzeżono.

 

Resort zaznaczył, że wpływ na zużycie gazu ziemnego miała pogoda, jak również poziom cen na europejskich i krajowej giełdzie gazu oraz promowana akcja oszczędzania zużycia nośników energii, w tym gazu ziemnego.

 

„Wyraźnie widać zmniejszone zapotrzebowanie na gaz ziemny. Z pewnością wpływ na tę tendencję mają ceny oraz w pewnym stopniu także większa świadomość potrzeby oszczędzania surowców i energii. Obserwowane przez nas dane dotyczące skali redukcji zapotrzebowania oraz stosunkowo dobre warunki pogodowe oznaczają, że osiągnięcie zmniejszenia na oczekiwanym przez KE poziomie 15 proc. nie będzie wymagało podejmowania dodatkowych działań” – oceniła wiceminister klimatu i środowiska Anna Łukaszewska-Trzeciakowska.

 

Ministerstwo zapewniło, że polski system gazowy jest przygotowany na ewentualny spadek temperatur i nawet w takim przypadku nie ma ryzyka wprowadzenia ograniczeń w poborze gazu ziemnego.

 

„Informacje udostępnione w ostatnich dniach przez Polską Spółkę Gazownictwa, które wzbudziły zaniepokojenie medialne, nie są w żaden sposób związane z realnym ryzykiem wprowadzenia jakichkolwiek ograniczeń. Mają one charakter cykliczny. Analogiczne wiadomości przekazywano w roku ubiegłym” – podkreślono.

 

Resort zauważył, że dzięki prowadzonym w ostatnich latach działaniom w zakresie dywersyfikacji źródeł dostaw gazu ziemnego, krajowy system gazowy jest przygotowany do ewentualnych zakłóceń w dostawach. „W wyniku zrealizowanych inwestycji infrastrukturalnych (tj. rozbudowa terminalu LNG w Świnoujściu, budowa interkonektorów z Litwą i Słowacją, budowa gazociągu Baltic Pipe) możliwości dostaw gazu ziemnego do polskiego systemu gazowego znacząco przekraczają roczne zapotrzebowanie na gaz ziemny” – zapewniono w stanowisku ministerstwa.

 

W ocenie resortu, zdywersyfikowany portfel dostaw opierający się na dostawach do terminalu LNG w Świnoujściu, dostawach gazu ziemnego poprzez gazociąg Baltic Pipe, krajowe wydobycie gazu ziemnego, wydobycie spółek z Grupy Orlen na Norweskim Szelfie Kontynentalnym oraz wypełnione przed sezonem zimowym w 100 proc. podziemne magazyny gazu ziemnego, w pełni zabezpieczają zapotrzebowanie odbiorców końcowych gazu w Polsce w perspektywie obecnego sezonu zimowego oraz w perspektywie kolejnych lat. (PAP)

 

autor: Michał Boroń

 

mick/ amac/

Gdańsk/ Cztery lata temu miał miejsce zamach na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza

0

W piątek mijają cztery lata od zamachu na Pawła Adamowicza. 13 stycznia 2019 r. sprawca, w trakcie finału WOŚP wbiegł na scenę i ranił nożem prezydenta Gdańska. Następnego dnia Paweł Adamowicz zmarł.

13 stycznia 2019 r. w trakcie trwającego w Gdańsku finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ówczesny prezydent Gdańska, 53-letni Paweł Adamowicz, zwrócił się do zebranych na Targu Węglowym: „To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. Jesteście kochani, Gdańsk jest najcudowniejszym miastem na świecie”.

 

Dodał wówczas, że „Gdańsk jest szczodry. Gdańsk dzieli się dobrem. Gdańsk chce być miastem solidarności”.

 

Po słowach Adamowicza rozpoczęło się tradycyjne odliczanie przed „Światełkiem do nieba”. Na scenę, nie powstrzymywany przez nikogo, wbiegł nieznany wówczas mężczyzna i zadał prezydentowi kilka ciosów nożem.

 

Adamowicz trzymając się za brzuch usiadł na głośniku. Jego zamachowiec, wyrwał mikrofon konferansjerowi i powiedział: „Halo! Halo! Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinny w więzieniu, siedziałem niewinny w więzieniu. Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz”.

 

Prezydenta reanimowano na scenie. Później przewieziono karetką do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie przeprowadzono operację.

 

14 stycznia 2019 r., po kilku godzinach od operacji, do dziennikarzy ustawionych przed budynkiem szpitala, wyszli lekarze i ogłosili, że „przegrali walkę o życie pana prezydenta”. Dyrektor ds. lecznictwa UCK w Gdańsku dr Tomasz Stefaniak z trudem powiedział, że „Pan prezydent Adamowicz zmarł. Cześć jego pamięci”.

 

Jak podała wówczas prokuratura, „bezpośrednią przyczyną śmierci był wstrząs krwotoczny współistniejący między innymi ze wstrząsem kardiogennym i niewydolnością wielonarządową, będącymi następstwem krwotoku wewnętrznego z uszkodzonych narządów wewnętrznych, głównie z dwumiejscowego uszkodzenia ściany serca”.

 

Po śmierci Adamowicza, prezydent RP Andrzej Duda podjął decyzję o żałobie narodowej, która trwała od 18 do 19 stycznia 2019 r.

 

Pogrzeb Adamowicza odbył się 19 stycznia 2019 r. Urna z prochami prezydenta Gdańska spoczęła w Bazylice Mariackiej w Gdańsku.

 

Sprawcą zamachu na prezydenta Gdańska okazał się 27-letni Stefan W., który miesiąc przed atakiem na Adamowicza wyszedł z więzienia gdzie odsiadywał karę 5,5 roku pozbawienia wolności za rozboje z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Mężczyzna wtargnął do czterech placówek bankowych. Zrabowane przez niego kwoty nie były wysokie: od 2,5 tys. do 6,8 tys. zł. Pieniądze te mężczyzna wydawał – jak sam mówił, „na taksówki, jedzenie i kasyno”.

 

Po zatrzymaniu Stefana W. prokuratura postawiła mu zarzuty, a sąd zastosował wobec niego tymczasowy areszt.

 

W grudniu 2021 r., po trwającym prawie trzy lata śledztwie, prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Stefanowi W.

 

Gdańscy śledczy podali wówczas, że w toku śledztwa przesłuchano ponad 400 świadków, w tym współosadzonych i personel zakładów karnych, w których oskarżony odbywał karę pozbawienia wolności oraz członków jego rodziny między innymi na okoliczność planowania przez niego popełnienia czynu oraz motywacji.

 

„Stefanowi W. zarzucono dokonanie zabójstwa Pawła Adamowicza w zamiarze bezpośrednim z motywacji zasługującej na szczególne potępienie oraz zmuszenie groźbą innej osoby do określonego zachowania” – mówiła w 2021 r. rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku prok. Grażyna Wawryniuk.

 

Według prokuratury oskarżony obu przestępstw dopuścił się w warunkach powrotu do przestępstwa, przed upływem 5 lat od odbycia kary pozbawienia wolności orzeczonej prawomocnym wyrokiem za przestępstwa rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Przesłuchany kilkukrotnie w toku śledztwa oskarżony nie przyznał się do popełnienia zarzuconych mu przestępstw.

 

W toku śledztwa Stefan W. został poddany badaniom sądowo-psychiatrycznym, w tym połączonym z obserwacjami sądowo-psychiatrycznymi. W sprawie uzyskano trzy opinie dotyczące poczytalności Stefana W. W trzeciej, rozstrzygającej biegli orzekli, że w chwili popełnienia zarzuconych przestępstw miał on ograniczoną poczytalność.

 

Prokuratura, po zakończonym śledztwie, informowała, że motyw zabójstwa prezydenta Pawła Adamowicza został przedstawiony przez oskarżonego Stefana W. w oświadczeniu wygłoszonym przez niego bezpośrednio po dokonaniu ataku.

 

„Zebrany materiał dowodowy nie pozwala na przyjęcie innej motywacji, niż ta przyjęta w początkowej fazie śledztwa. Była to chęć dokonania zemsty z powodu niesłusznego i zbyt wysokiego, według oskarżonego, wyroku za rozboje z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Oskarżony utożsamiał osobę prezydenta Gdańska ogólnie z osobami, które sprawowały wszelką władzę, w tym sądowniczą w czasie, gdy zapadł wobec niego skazujący wyrok” – tłumaczyła po skierowaniu aktu oskarżenia prokurator Wawryniuk.

 

Proces przeciwko zabójcy Pawła Adamowicza rozpoczął się 28 marca 2022 roku. Od tego czasu zostało przeprowadzonych ponad 20 rozpraw, podczas których przesłuchano kilkudziesięciu świadków.

 

Rozprawy były prowadzone, prawie zawsze, w największej sali Sądu Okręgowego w Gdańsku. Stefan W. za każdym razem był wprowadzany do szklanej klatki, którą zamontowano w tej sali z uwagi na prowadzone wcześniej sprawy zorganizowanych grup przestępczych.

 

W trakcie rozpraw nie obyło się bez incydentów. W kwietniu ub.r. Stefan W. zerwał pagon z ramienia jednemu z pilnujących go policjantów. Innym razem krzyczał na sali „Allah Akbar”.

 

Oskarżony wysyłał również wnioski do sądu m.in. o uchylenie tymczasowego aresztu.

 

W trakcie ostatniej rozprawy, w styczniu br. przewodnicząca składu sędziowskiego sędzia Aleksandra Kaczmarek poinformowała, że na 13 marca br. wyznaczyła termin mów końcowych.

 

Nie wyznaczono natomiast terminu ogłoszenia wyroku. Niewykluczone, że zapadnie on w pierwszej połowie tego roku.

 

Stefanowi W. grozi od 12 lat więzienia do dożywocia. Opinie sporządzone przez biegłych mogą wpłynąć na wysokość kary. Sąd może zastosować jej nadzwyczajne złagodzenie.

 

Paweł Adamowicz urodził się 2 listopada 1965 r. w Gdańsku w rodzinie o wileńskim rodowodzie. Był ministrantem w kościele św. Brygidy, u proboszcza tej parafii ks. prałata Henryka Jankowskiego. W latach 80. działał w opozycji antykomunistycznej, zajmując się m.in. kolportażem „bibuły”. Był też współwydawcą i drukarzem pism podziemnych w I Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku i na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie w maju 1988 r. stanął na czele strajku okupacyjnego studentów. W czasie studiów i tuż po nich pracował fizycznie w spółdzielni Techno-Service oraz jako stróż nocny w Gdańskim Towarzystwie Naukowym.

 

W 1989 r. ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Gdańskim. Rok później został prorektorem ds. studenckich tej uczelni, będąc jednocześnie nauczycielem akademickim na Wydziale Prawa i Administracji. Był najmłodszym prorektorem w Polsce. W latach 1988-1989 współorganizował pierwszy i drugi zjazd Kongresu Liberałów, współpracując w tym czasie m.in. z Janem Krzysztofem Bieleckim, Donaldem Tuskiem, Januszem Lewandowskim, Jackiem Merkelem i Lechem Mażewskim.

 

W samorządzie gdańskim działał od chwili jego powstania w 1990 r.

 

W I kadencji (1990-1994) Adamowicz był radnym Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, w kolejnej – (1994-1998) został wybrany z koalicyjnej listy Unia Wolności-Partia Konserwatywna i pełnił w tym czasie funkcję przewodniczącego Rady Miasta Gdańska. W trzeciej kadencji (1998-2002) kandydował z listy Akcji Wyborczej Solidarność jako członek Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Został wówczas wybrany przez radnych po raz pierwszy na prezydenta Gdańska – prezydenci miast nie byli jeszcze wybierani bezpośrednio.

 

W 2001 roku był wśród współzałożycieli Platformy Obywatelskiej. Rok później kandydował na prezydenta Gdańska w pierwszych bezpośrednich wyborach, będąc kandydatem tego ugrupowania.

 

10 listopada 2002 roku wygrał w II turze, z poparciem 72 proc., pokonując Marka Formelę, kandydata rządzącego wtedy w całej Polsce SLD. W 2006 r. i w 2010 r., kandydując z poparciem PO, zwyciężył już w I turze, uzyskując odpowiednio: prawie 61 proc. i niemal 54 proc. głosów.

 

W 2014 r. Adamowicz, uzyskując 61,25 procent głosów, pokonał w drugiej turze wyborów posła PiS Andrzeja Jaworskiego (w pierwszej turze Adamowicz otrzymał 46,05 proc. głosów, a jego kontrkandydat – 26,15 proc).

 

W wyborach w 2018 roku, które wygrał, wystartował z własnego komitetu „Wszystko dla Gdańska”. Rywalizował z kandydatem PO Jarosławem Wałęsą i kandydatem Zjednoczonej Prawicy Kacprem Płażyńskim. W II turze pokonał Płażyńskiego, uzyskując 64,80 proc. głosów.

 

Cieniem na jego karierze położyło się śledztwo, prowadzone od 2013 przez prokuraturę w Poznaniu. W marcu 2015 r. prokuratura przedstawiła Adamowiczowi zarzuty podania nieprawdziwych danych w oświadczeniach majątkowych za lata 2010-2012. Adamowicz zawiesił wówczas swoje członkostwo w PO. Wyjaśniał, że nieprawidłowości były efektem zwykłej pomyłki. W marcu 2016 r. sąd rejonowy umorzył warunkowo postępowanie w tej sprawie na okres próby, jednak pół roku później, na skutek apelacji prokuratora. Sąd Okręgowy w Gdańsku uchylił ten wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

 

Politycznym obciążeniem byłego prezydenta Gdańska było też uwikłanie w aferę Amber Gold – znalazł się m.in. na reklamowym zdjęciu, na którym m.in. pomorscy działacze PO ciągną samolot OLT Express – linii należących do Amber Gold i jego szefa Marcina P.

 

Zeznając we wrześniu 2017 roku przed komisją śledczą ds. Amber Gold zapewniał, że o spółce tej dowiedział się z mediów i reklam, nikt go też przez Amber Gold nie ostrzegał. Zapewniał, że nie zetknął się nigdy z Marcinem P.

 

Adamowicz zostawił żonę Magdalenę, z którą ożenił się w 1999 roku, a która była jego studentką. Osierocił dwie córki: Antoninę i Teresę. Jego starszym bratem był Piotr Adamowicz.(PAP)

 

autor: Piotr Mirowicz

 

pm/ mark/

MŚ piłkarzy ręcznych/ Polacy w sobotę podejmą Słowenię. Bartosz Jurecki: Czeka nas wyrównany mecz

0

„Sobotni mecz będzie wyrównany. Słoweńcy są bardzo wszechstronni, musimy być skoncentrowani” – uważa drugi trener kadry polskich piłkarzy ręcznych Bartosz Jurecki. Polacy podejmą Słowenię w swoim drugim grupowym występie podczas mistrzostw świata rozgrywanych w Polsce i Szwecji.

Biało-czerwoni w środowym meczu otwarcia przegrali w Spodku z mistrzem olimpijskim Francją 24:26, Słoweńcy dzień później w tej samej hali wygrali z Arabią Saudyjską 33:19.

 

„Potrafią grać jeden na jeden, musimy być bardzo skoncentrowani, żeby pomagać sobie w obronie. W środę ciężko się nam grało w ataku pozycyjnym, mało graliśmy piłką, nasze akcje były za wolne, mocno czytelne dla Francuzów” – dodał asystent selekcjonera Patryka Rombla.

 

Zaznaczył, że w drużynie są delikatne urazy po tym spotkaniu.

 

„Tak bywa w piłce ręcznej, ale to nic groźnego i myślę, że w sobotę będziemy w pełnym składzie” – stwierdził.

 

Jego zdaniem Słowenia jest drużyną, która w trakcie mistrzostw będzie się chciała „odbić”.

 

„W ostatnich dwóch, trzech latach troszkę zjechali w dół. Mają bardzo dobrych zawodników i będą chcieli udowodnić, że są lepszą drużyną” – ocenił jeden z najwybitniejszych reprezentantów Polski.

 

Na koncie ma trzy medale mistrzostw świata – srebrny (2007) oraz dwa brązowe (2009, 2015). W narodowych barwach wystąpił 234 razy, zdobywając łącznie 729 bramek.

 

„Inaczej się patrzy na grę zza linii bocznej. Nie można wejść na boisko. Trener może ustalić wszystko, całą taktykę, żeby to fajnie wyglądało, ale na boisku są zawodnicy, od nas nic nie zależy. Dlatego łatwiej było grać” – podsumował z uśmiechem.

 

Inauguracyjny mecz mistrzostw obejrzało w Spodku 10 tysięcy ludzi.

 

„W Polsce zawsze się gra świetnie, hale są wypełnione, trybuny nas naprawdę niosą. W środę dodały podwójnej siły i energii. Dziękujemy kibicom za to, że byli i prosimy, by zostali z nami do końca. A my będziemy walczyli do upadłego” – zadeklarował Jurecki.

 

Autor: Piotr Girczys (PAP)

 

gir/ co/

Prezes PZPN: Selekcjonera wybieram wśród obcokrajowców

0

Prezes PZPN Cezary Kulesza przyznał, że wybiera nowego selekcjonera reprezentacji Polski spośród zagranicznych kandydatów. „W tej chwili żaden z polskich trenerów nie jest brany pod uwagę” – dodał w rozmowie z TVP Sport.

Polscy piłkarze pozostają bez selekcjonera od 1 stycznia. Dzień wcześniej skończyła się umowa z Czesławem Michniewiczem, a nowa nie została z nim podpisana.

 

„Mamy kilka kandydatur, wszystkie zagraniczne. Otrzymaliśmy bardzo dużo zgłoszeń, ale obecnie przeprowadzamy rozmowy tylko z kilkoma trenerami. Analizujemy dokładnie ich przeszłość, rozmawiamy o ich wizji, stylu gry. Merytorycznie sprawdzamy każdy detal. Chcemy znać też ich słabe strony. Przed nowym selekcjonerem będzie postawione poważne zadanie, zbudowanie kadry na Euro 2024. Wybór musi być skuteczny, dlatego poprzedzamy go dokładną analizą. A to nie trwa jeden dzień” – powiedział Kulesza w czwartek wieczorem na antenie TVP Sport.

 

„W tej chwili nikt z polskich trenerów nie jest brany pod uwagę” – dodał.

 

Ujawnił, że rozpatrywanych jest trzech kandydatów: „Można tak powiedzieć. Mamy jeszcze kilku, których, mówiąc językiem piłkarskim, trzymamy na ławce rezerwowych”.

 

„Bierzemy przede wszystkim pod uwagę, czy potencjalny kandydat wcześniej prowadził już kadrę narodową. Prowadzenie reprezentacji a drużyny klubowej to dwie różne rzeczy” – zaznaczył.

 

Potwierdził, że chciałby, aby w gronie współpracowników nowego selekcjonera byli polscy szkoleniowcy.

 

„Bardzo nam na tym zależy. Trener, przychodząc, sprowadza swój sztab, ale będziemy chcieli do niego dołączyć naszych trenerów” – podkreślił Kulesza.

 

Szef federacji nie podał konkretnej daty wyboru selekcjonera.

 

„Kalendarz nie jest tak napięty jak rok temu. Proszę o cierpliwość i zaufanie. Eliminacje zaczynają się w marcu, więc mamy jeszcze chwilę. Wiem, że stan niepewności nie jest dobry, dlatego chcielibyśmy zamknąć temat w kilka tygodni. Ale bez podawania konkretnej daty” – zapowiedział prezes PZPN.

 

Biało-czerwoni rozpoczną eliminacje mistrzostw Europy 24 marca z Czechami na wyjeździe, a trzy dni później spotkają się u siebie z Albanią. W tej stawce są także niżej notowane Wyspy Owcze i Mołdawia. Na turniej w Niemczech awansują dwie drużyny z grupy. (PAP)

 

bia/

Raport Global Firepower: Polska awansowała o cztery miejsca i jest 20. potęgą militarną świata

0

W ciągu ostatniego roku Polska awansowała o cztery pozycje i zajmuje 20. miejsce wśród potęg militarnych świata w najnowszej edycji rankingu Global Firepower. Zestawienie mierzy potencjał militarny 145 państw świata. Na pierwszym miejscu znajdują się USA, na drugim – Rosja, trzecim – Chiny. Dalej plasują się Indie, Wielka Brytania, Korea Płd., Pakistan, Japonia, Francja i Włochy.

Walcząca z rosyjską agresją Ukraina znalazła się na 15. miejscu, w zeszłym roku zajmowała 22. pozycję – pokazuje ogłoszony na początku stycznia br. raport za 2023 rok.

 

Polska wyprzedziła w zestawieniu m.in. Hiszpanię, Arabię Saudyjską i Tajwan.

 

Ranking oparty jest na potencjalnych zdolnościach każdego kraju do prowadzenia wojny na lądzie, morzu i w powietrzu przy użyciu środków konwencjonalnych.

 

Obliczając pozycję poszczególnych państw wzięto pod uwagę ponad 60 różnych wskaźników, od ilości uzbrojenia, po finansowanie sił zbrojnych, zdolności logistyczne i warunki geograficzne – napisano na stronie badania.

 

Kryteria przyjęte w zestawieniu są jednak dyskusyjne – komentuje hiszpański portal Vozpopuli. Eksperci krytykują, że raport nie uwzględnia wieku dostępnych w kraju środków militarnych, tylko ich całkowitą liczbę, dodatkowo nie bierze pod uwagę różnic technologicznych czy jakościowych – wylicza portal.

 

Na przykład państwo, które dysponują szeroką gamą nieużywanych od dekad wozów bojowych może w tej kategorii wyprzedzić kraj dysponujące mniejszą ilością nowocześniejszych jednostek – pisze Vozpopuli.

 

Tego typu zarzuty dotyczą przede wszystkim drugiej w rankingu Rosji – podkreśla portal. Ocenia, że w wojnie z Ukrainą Rosja nie była w stanie pokazać swojej potęgi wojskowej i została wciągnięta w dłuższy niż planowany konflikt, który nie ma perspektywy bliskiego zakończenia.

 

Grażyna Opińska (PAP)

 

opi/ adj/

Firmom i państwom opłaca się korumpowanie wpływowych eurodeputowanych

0

Firmom i państwom opłaca się korumpowanie wpływowych eurodeputowanych; mają oni wpływ na unijne prawo, a za jego pośrednictwem na rynek o wielkości prawie 500 mln osób – mówi w rozmowie z PAP dyrektor brytyjskiego think tanku analizującego politykę europejską – The Bruges Group – Robert Oulds, komentując skandal korupcyjny w Parlamencie Europejskim.

„Mówi się, że Parlament Europejski nie ma żadnej władzy. Jest to tylko częściowo prawda, bo nie ma inicjatywy ustawodawczej, ale może zgłaszać poprawki, zachęcać KE do wprowadzania określonych regulacji. W tym kontekście szczególnie ważne są stanowiska szefów komisji parlamentarnych i wiceprzewodniczących PE” – przypomina Oulds.

 

„Jednocześnie, zakresu władzy instytucji europejskich i ich realnych kompetencji nie należy analizować na podstawie zapisów w traktatach. Od jakiegoś czasu działają one bowiem, jeśli tylko mogą, pozatraktatowo i bardzo często na poziomie nieformalnym. Instytucje UE to sieć powiązanych ze sobą osób. Osób, które co prawda pełnią określone funkcje w określonych instytucjach – PE, KE, TSUE – ale są członkami jednego klubu. Postrzegają siebie jako elitę pracującą na rzecz +projektu europejskiego+ – co w dzisiejszych realiach oznacza komasowanie władzy i kompetencji na poziomie unijnym” – dodaje ekspert, podkreślając, że najważniejsze decyzje są podejmowane i koordynowane za zamkniętymi drzwiami w sposób wysoce nietransparentny i niejednokrotnie niezgodny ani z literą ani duchem traktatów.

 

„Podsumowując, Unia Europejska ma ogromną władzę. Prawo stanowione w Brukseli ma mieć prymat nad prawem państw członkowskich. Większość nowych regulacji wprowadzanych do systemów prawnych państw członkowskich, to transponowanie regulacji przyjętych w Brukseli. Nic zatem dziwnego, że państwa i firmy dysponujące pieniędzmi są zainteresowane wywieraniem wpływu na proces legislacyjny, bo mogą w ten sposób wywierać wpływ na rynek liczący prawie 500 mln osób” – podkreśla Robert Oulds.

 

„Natomiast fakt, że proces decyzyjny przebiega de facto zakulisowo – z dala od dyskursu publicznego, tam gdzie ludzie podejmujący decyzje nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności – stwarza idealne warunki nie tylko dla legalnego lobbingu, ale też dla praktyk korupcyjnych” – zaznacza.

 

„Skuteczna kontrola decydentów może działać tylko w dobrze funkcjonującej demokracji. Ta zaś jest możliwa tylko w państwach narodowych. Fundamentalną, ale intencjonalną skazą systemu unijnego jest oddzielenie instytucji unijnych od obywateli i stworzenie brukselskiej bańki, gdzie decyzje podejmuje się w sposób absolutnie nietransparentny, za zamkniętymi drzwiami, bez nadzoru opinii publicznej” – konkluduje.

 

W grudniu w Parlamencie Europejskim wybuchła afera korupcyjna. Belgijscy śledczy zarzucają byłej już wiceprzewodniczącej PE Evie Kaili i trzem innym podejrzanym udział w organizacji przestępczej, pranie brudnych pieniędzy i korupcję.

 

Kaili została odwołana 13 grudnia z funkcji wiceprzewodniczącej PE, po zatrzymaniu przez belgijską policję pod zarzutem przyjmowania korzyści majątkowych od przedstawicieli Kataru i Maroka. Przebywająca w areszcie Greczynka twierdzi, że jest niewinna. Czeka na wyniki dwóch śledztw – w Belgii i Grecji. W ojczystym kraju grozi jej nawet do 15 lat więzienia.

 

Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)

 

asc/ jar/

Virgin Orbit wyjaśnia przyczyny niepowodzenia misji kosmicznej. Są już pierwsze ustalenia

0

Firma Virgin Orbit zapewniła w czwartek, że podejmie kolejną próbę wysłania rakiety w przestrzeń kosmiczną z portu kosmicznego w Kornwalii i przekazała wstępne ustalenia na temat przyczyn niepowodzenia pierwszej misji, która miała miejsce w poniedziałek.

Historycznym wydarzeniem było już samo wystrzelenie rakiety LauncherOne ze Spaceport Cornwall w południowo-zachodniej Anglii, bo po raz pierwszy rakieta kosmiczna została wystrzelona z terytorium Europy Zachodniej. Wyniesienia rakiety dokonał przystosowany do tego dawny pasażerski samolot Boeing 747, nazwany Cosmic Girl, zaś LauncherOne miała na niskiej orbicie umieścić dziewięć niewielkich satelitów. Jednak krótko po tym, jak rakieta na wysokości ponad 10 tys. metrów odłączyła się od samolotu, firma Virgin Orbit poinformowała o „anomalii”, z powodu której nie udało się tego dokonać.

 

Jak poinformowała w czwartek Virgin Orbit, pierwsza część misji przebiegła zgodnie z planem – po odłączeniu się od Cosmic Girl rakieta leciała dalej i osiągnęła przestrzeń kosmiczną, na zakładanej wysokości jej dolny stopień oddzielił się od górnego (LauncherOne był rakietą dwustopniową), a zapłon górnego stopnia nastąpił prawidłowo. Jednak później, na wysokości ok. 180 km doszło do przedwczesnego wyłączenia, w efekcie czego górny stopień nie osiągnął zakładanej orbity, co zakończyło misję. Części rakiety i wynoszone przez nią satelity spadły z powrotem na Ziemię.

 

Firma oświadczyła, że ma nadzieję, iż jeszcze w tym roku podejmie kolejną próbę wystrzelenia rakiety ze Spaceport Cornwall. Port kosmiczny w Kornwalii jest pierwszym, który otrzymał licencję w Wielkiej Brytanii, ale w najbliższych latach może powstać ich więcej, ponieważ wzrasta popyt ze strony przedsiębiorstw na wystrzeliwanie małych satelitów. Wstępnie w tym kraju wytypowano siedem miejsc, w których mogłyby one powstać.

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

bjn/ sp/

Promieniowanie ultrafioletowe odegrało rolę w wielkim wymieraniu permskim 250 mln lat temu

0

Promieniowanie ultrafioletowe odegrało rolę w wielkim wymieraniu permskim, które miało miejsce 250 mln lat temu – piszą naukowcy na łamach „Science Advances”.

Wymieranie, do którego doszło ok. 250 mln lat temu, pod koniec okresu permskiego, uważa się za największe spośród pięciu dużych wymierań ziemskich (niekiedy mówi się o sześciu, wskazując na obecne tempo zaniku bioróżnorodności ziemskiej). W trakcie wymierania permskiego wyginęło ok. 80 proc. morskich i lądowych gatunków.

 

Najważniejszą przyczyną wymierania była olbrzymia aktywność wulkaniczna, która miała miejsce na ogromnym obszarze, obecnie mniej więcej odpowiadającym Syberii. Do atmosfery i oceanów dostały się znaczne ilości węgla, ich skutkiem zaś był efekt cieplarniany. Z kolei następstwem tych zmian w atmosferze było pojawienie się dziury ozonowej, co z kolei spowodowało, że do powierzchni Ziemi zaczęło docierać szkodliwe promieniowanie UV-B.

 

Ten ostatni element układanki naukowcy ustalili po tym, gdy w warstwach z przełomu permu i triasu zaczęto odkrywać zdeformowane zarodniki i ziarna pyłku. Zdaniem badaczy deformacje wywołało właśnie promieniowanie ultrafioletowe.

 

Z kolei inne pyłki zawierały pewne związki chemiczne, które działały ochronnie przeciwko promieniowaniu UV – opisują naukowcy z międzynarodowego zespołu. Ich zdaniem jest to kolejny dowód na to, że w trakcie wymierania permskiego miał miejsce znaczny wzrost promieniowania ultrafioletowego.

 

„Rośliny potrzebują światła słonecznego do fotosyntezy, zarazem jednak muszą chronić się, a przede wszystkim swój pyłek, przed szkodliwymi skutkami promieniowania UV-B” – opisuje prof. Barry Lomax z University of Nottingham (W. Brytania). Jak wyjaśnia, w zewnętrznej osłonce pyłków pojawiają się substancje ochronne (fenolowe), które działają jak filtry przeciwko promieniowaniu UV. Tym samym chronią one delikatne komórki przed uszkodzeniem.

 

Zespół opracował metodę wykrywania tych związków chemicznych w skamieniałościach pyłków pochodzących z Tybetu. Koncentracja tych związków widoczna byłą w pyłkach, które wytwarzane były przez rośliny w trakcie wielkiego wymierania i w czasie szczytu aktywności wulkanicznej.

 

Z kolei obecność związków fenoli w roślinach sprawia, że są one gorzej trawione przez roślinożerców. W trakcie globalnego wymierania permskiego, które rozciągnięte było prawdopodobnie na kilkadziesiąt tysięcy lat, środowisko życia zwierząt stało się bardzo wymagające. Zmiany w składzie chemicznym roślin sprawiły, że roślinożercom jeszcze trudniej było przetrwać.

 

Więcej: www.nottingham.ac.uk/news/sunscreen-like-chemicals-in-fossil-plants (PAP)

 

krx/ agt/

Zmarła piosenkarka Lisa Marie Presley, córka Elvisa

0

W wieku 54 lat zmarła w Kalifornii amerykańska piosenkarka Lisa Marie Presley, córka legendy rock’n’rolla Elvisa Presleya – poinformowały w czwartek wieczorem czasu lokalnego amerykańskie media, powołując się na jej rodzinę.

„Z ciężkim sercem muszę podzielić się druzgocącą wiadomością, że opuściła nas moja piękna córka Lisa Marie” – napisała Priscilla Presley w komunikacie prasowym przesłanym serwisowi „People”.

 

Priscilla Presley potwierdziła, że kilka godzin wcześniej jej córka została przewieziona z domu w Calabasas, położonego około 50 kilometrów na północny zachód od centrum Los Angeles, do szpitala w pobliskim West Hills. Wcześniej wezwani do domu ratownicy medyczni podjęli próbę reanimacji piosenkarki, która prawdopodobnie miała atak serca.

 

Według serwisu TMZ, który opierał się na anonimowych źródłach, piosenkarka została wprowadzona w sztuczną śpiączkę i podłączona do aparatury podtrzymującej życie, po zatrzymaniu akcji serca.

 

Jeszcze we wtorek wieczorem Lisa Marie Presley i jej matka były obecne na gali rozdania Złotych Globów, podczas której uhonorowany został Austin Butler za najlepszą rolę męską w filmie biograficznym „Elvis”.

 

Oprócz Danny’ego Keougha, z którym rozwiodła się w 1994 roku, Lisa Marie Presley była także żoną Nicolasa Cage’a, Michaela Jacksona i Michaela Lockwooda.

 

W 2020 roku syn piosenkarki, 27-letni Benjamin Keough, który od dawna zmagał się z depresją i uzależnieniami, odebrał sobie życie.

 

Lisa Marie Presley była jedynym dzieckiem Elvisa Presleya. Jej legendarny ojciec zmarł w 1977 roku w wieku 42 lat na atak serca. (PAP)

 

sp/

Polacy patrzą już teraz tylko na rosnące ceny. Znaczenie innych kryteriów na zakupach spada

0

Polacy patrzą już teraz tylko na rosnące ceny. Znaczenie innych kryteriów na zakupach spada. Do tego już ponad 80 proc. regularnie czyta gazetki reklamowe sieci, by wyszukiwać oferty i planować zakupy – czytamy w piątek w „Rzeczpospolitej”.

Gazeta wskazuje, że rosnące ponad 20 proc. – czy nawet 50 w przypadku niektórych kategorii – ceny spowodowały już ogromne zmiany w zachowaniach Polaków. Zarobki – jak pisze „Rz” – nie rosną w takim tempie, więc większość jest zmuszona do oszczędzania, co przekłada się na znacznie uważniejsze i ostrożniejsze zakupy.

 

Z badania SW Research dla Grupy Blix – które przytoczyła „Rzeczpospolita” – wynika, że już 84,1 proc. przegląda gazetki promocyjne sieci handlowych minimum raz na tydzień; niemal co drugi robi to dwa, trzy razy w tygodniu, a 14 proc. – nawet codziennie.

 

„W tym roku z powodu wysokiej inflacji będzie rosło znaczenie gazetek jako narzędzia służącego do optymalizacji wydatków. Taki trend był też mocno widoczny pod koniec 2022 r.” – podkreśla, cytowany przez „Rz”, dr Krzysztof Łuczak, współautor badania z Grupy Blix. „Natomiast w tym roku zmniejszy się rola publikacji jako źródła inspiracji do zakupów” – dodaje.

 

Gazeta wskazuje, że konsumenci muszą oszczędzać, a starają się to robić tak, aby minimalizować potencjalny wpływ na styl i jakość życia. „Szukają zamienników, polują na okazje. Takie zmiany zostaną z nami na długo – dodaje. Już grudniowe badanie GfK pokazało, że cena to główne kryterium wyboru, została wskazana przez 43 proc. ankietowanych. Inne parametry – jak kraj pochodzenia, skład czy marka – systematycznie tracą na znaczeniu. I nie ma się co spodziewać, aby trendy wróciły na poprzednie tory zbyt szybko” – pisze „Rzeczpospolita”.

 

Jak dodaje, z najnowszego badania Krajowego Rejestru Długów wynika, że w ciągu ostatniego półrocza aż 40 proc. Polaków oszczędzało już na żywności. (PAP)

 

Badanie: ponad 63 proc. Polaków nie wierzy w spadek cen żywności w sklepach w 2023 r.

Ponad 63 proc. Polaków nie wierzy, że w tym roku dojdzie do spadku cen żywności w sklepach. Przeszło 36 proc. ankietowanych w ogóle nie uważa, aby możliwy był spadek cen kiedykolwiek – wynika z przekazanego PAP badania.

Z badania przeprowadzonego przez UCE Research wynika, że 26,7 proc. Polaków nie wierzy, że ceny żywności w sklepach zaczną spadać jeszcze w tym roku, a dalsze 36,6 proc. nie widzi takiej możliwości kiedykolwiek.

 

Według eksperta rynku retailowego Krzysztofa Łuczaka Polacy dość praktycznie i na chłodno oceniają sytuację na rynku. „Mimo że inflacja spada już drugi miesiąc z rzędu, nie przekłada się na obniżkę cen w sklepach, bo jest to jedynie spadek dynamiki wzrostu cen, czyli żywność w sklepach będzie drożała wolniej” – wyjaśnił.

 

Jak dodał, konsumenci coraz częściej zdają sobie sprawę z tego, że ceny w sklepach nie są zależne tylko od woli sprzedawców, ale od szeregu innych czynników, a te niestety nie są obecnie zbyt sprzyjające. „Brak wiary Polaków w obniżki cen w sklepach może też być spowodowany tym, że zdążyliśmy się już po prostu przyzwyczaić. To oczywiście nie jest tożsame z tym, że rodacy to akceptują, ale z pewnością starają się z tym godnie mierzyć na co dzień” – ocenił Łuczak.

 

Z badania wynika, że brak wiary w spadek cen w tym roku częściej deklarowali mężczyźni niż kobiety (28,1 proc. względem 25,3 proc.). Najczęściej były to osoby w wieku 18-22 lat (wśród nich – 27,7 proc.), z województwa świętokrzyskiego (45,5 proc.).

 

Sceptycyzm co do jakiegokolwiek spadku cen żywności częściej wyrażały natomiast kobiety niż mężczyźni (41,5 proc. względem 31,5 proc.). Taki pogląd miały szczególnie osoby w wieku 36-55 lat (39,3 proc.), z województwa warmińsko-mazurskiego (55 proc.), mieszkające na wsi lub w miejscowościach do 5 tys. mieszkańców (39,6 proc.).

 

Według Łuczaka taki wynik nie jest zaskoczeniem. „To kobiety głównie robią zakupy i to one najlepiej obserwują, jak ceny szybko rosną, skąd może wynikać ich większy sceptycyzm. Mężczyznom, którzy nie śledzą cen na bieżąco, łatwiej jest uwierzyć w szybszy spadek cen” – ocenił Łuczak. Podobnie, jak wskazał, osoby w wieku 36-55 lat są najaktywniejszą grupą konsumentów na rynku, co tłumaczy wysoki odsetek sceptyków w tej kategorii wiekowej.

 

Sondaż został przeprowadzony w dniach 6-8 stycznia 2023 r. na zlecenie portalu Business Insider Polska metodą CAWI (Computer Assisted Web Interview) przez platformę analityczno-badawczą UCE Research wśród 1022 dorosłych Polaków. Próba była reprezentatywna pod względem płci, wieku, wielkości miejscowości, zarobków, wykształcenia oraz regionu. (PAP)

 

 

Bartkiewicz: w szczycie inflacji, który przypadnie w lutym, tempo wzrostu cen nie przekroczy 20 proc.

Spadek inflacji w grudniu do 16,6 proc. oznacza, że zmienia się także ścieżka inflacji w kolejnych miesiącach. W rezultacie spodziewamy się, że w lutym, kiedy przypadnie szczyt, inflacja sięgnie 19,8 proc., a więc nie przekroczy 20 proc. – powiedział PAP ekonomista Banku Pekao Piotr Bartkiewicz.

W piątek GUS opublikuje dokładne dane o inflacji w grudniu. Według wstępnego odczytu, jaki podał GUS, inflacja spadła do 16,6 proc. z 17,5 proc. w listopadzie.

 

„Nie spodziewamy się zmiany odczytu, rewizje do tej pory były dość losowe. Sądzimy więc, że głównym czynnikiem obniżającym inflację pozostaną nośniki energii. Ciekawsze będzie, jak ukształtuje się inflacja bazowa; wstępne dane wskazywały, że wzrosła ona w grudniu do 11,6 proc. Będzie można też zobaczyć, co w inflacji bazowej wzrosło i czy są sygnały, że i ona zacznie spadać” – powiedział PAP ekonomista Banku Pekao Piotr Bartkiewicz.

 

Dodał, że tak zdecydowany spadek wskaźnika wzrostu cen w grudniu sprawi, że zmienia się ścieżka przebiegu inflacji w kolejnych miesiącach.

 

„Jeśli ten spadek się nie odwróci – a raczej się nie odwróci, bo taniejąca energia odbija się na inflacji w całej Europie – to oczywiście wpłynie na dalszą ścieżkę inflacji. Sądzimy, że w lutym, kiedy inflacja osiągnie szczyt, wyniesie ona 19,8 proc., a więc nie przekroczy 20 proc.” – dodał Bartkiewicz. (PAP)

 

Autor: Marek Siudaj

 

ms/ mmu/

Meksyk/ Co najmniej sześciu zabitych w wypadku autokaru jadącego do Teksasu

0

Co najmniej sześciu pasażerów autokaru jadącego z aglomeracji Meksyku do amerykańskiego stanu Teksas zginęło w wypadku drogowym, do którego doszło w czwartek w pobliżu miejscowości San Luis Potosi, w środkowej części kraju.

 

Według komunikatu żandarmerii Meksyku wśród ofiar śmiertelnych tragicznego zdarzenia jest dziecko.

 

Służby podały, że zmierzający do Dallas autokar z nieznanych przyczyn zjechał z autostrady, a następnie przewrócił się na dach.

 

Sprecyzowały, że w wypadku rannych zostało sześciu pasażerów podróżujących autokarem. Nie podano informacji o stanie zdrowia poszkodowanych, którzy zostali już przetransportowani do szpitala.

Z informacji dziennika „Publimetro” wynika, że służby medyczne w dalszym ciągu nie podały ostatecznej liczby ofiar śmiertelnych wypadku. (PAP)

 

zat/ sp/

Gol Lewandowskiego. Barcelona w finale turnieju o Superpuchar Hiszpanii

0

Robert Lewandowski zdobył bramkę, a jego Barcelona wyeliminowała po rzutach karnych Betis Sewilla w półfinale turnieju o Superpuchar Hiszpanii w Rijadzie. Po dogrywce było 2:2. Polski piłkarz trafił też do siatki w serii „jedenastek” (4-2). W niedzielnym finale rywalem Katalończyków będzie Real Madryt.

 

Lewandowski jest zawieszony na trzy mecze w hiszpańskiej ekstraklasie, ale w innych rozgrywkach może występować. Swój udział w półfinałowym meczu o Superpuchar z Betisem zaakcentował mocno – w 40. minucie po jego strzale Barcelona objęła prowadzenie 1:0.

 

To był gol „na raty”. Najpierw uderzenie Polaka zablokował obrońca, lecz piłka wróciła do Lewandowskiego, którym tym razem skierował ją do bramki.

 

W 77. minucie wyrównał Francuz Nabil Fekir. Wkrótce potem Lewandowski trafił do siatki, ale sędzia nie uznał gola z powodu spalonego.

 

W dogrywce oba zespoły ponownie zdobyły po jednej bramce. Już na jej początku efektownym strzałem z woleja popisał się Ansu Fati. W 101. minucie na 2:2 wyrównał Loren Moron.

 

O awansie do finału turnieju w Arabii Saudyjskiej musiały więc rozstrzygnąć rzuty karne. Katalończycy okazali się w nich bezbłędni (na cztery próby), a swoją „jedenastkę” wykonał skutecznie m.in. Lewandowski, który podchodził jako pierwszy w ekipie Barcelony.

 

W zespole Betisu pomylili się Juanmi i Portugalczyk William Carvalho. Ich strzały obronił niemiecki golkiper Marc-Andre ter Stegen.

Dzień wcześniej również do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była seria „jedenastek”. Piłkarze broniącego trofeum Realu Madryt pokonali w rzutach karnych Valencię 4-3. Po 90 minutach gry i dogrywce było 1:1.

 

Triumfator rozgrywek zostanie wyłoniony w niedzielę. (PAP)

 

bia/ co/

Doradca Zełenskiego: Jest już postanowione, że Polska i Wielka Brytania przekażą nam czołgi

0

Nie ma wątpliwości, że Polska i Wielka Brytania przekażą nam czołgi; podjęto już w tej sprawie stosowne decyzje, lecz nie jest jeszcze znana dokładna liczba maszyn, które trafią na Ukrainę – oznajmił w czwartek doradca ukraińskiego prezydenta Mychajło Podolak.

„Jak widać, logika wojny zmierza w takim kierunku, że (w końcu) otrzymamy wszelkie potrzebne (nam) uzbrojenie. Na razie czekamy na oficjalne oświadczenie zachodniej koalicji, że zapadła ostateczna decyzja w sprawie czołgów dla Ukrainy” – powiedział Podolak w rozmowie z dziennikarzem Głosu Ameryki Michaiłem Komandowskim (https://tinyurl.com/2p8zw58r).

 

Polska postanowiła przekazać Ukrainie kompanię czołgów Leopard w ramach budowania międzynarodowej koalicji w tej sprawie – oświadczył w środę we Lwowie prezydent Andrzej Duda na konferencji prasowej po rozmowach z prezydentami Ukrainy i Litwy: Wołodymyrem Zełenskim i Gitanasem Nausedą.

 

„Zostanie przekazana kompania czołgów Leopard w ramach budowania koalicji, ponieważ, jak państwo wiecie, musi zostać spełniony także cały szereg wymogów formalnych, zgód i tak dalej, które są w tym celu potrzebne, ale przede wszystkim chcemy, żeby była to koalicja międzynarodowa” – powiedział prezydent Duda, odpowiadając na pytanie PAP.

 

Zgodnie ze standardami NATO kompania czołgów liczy 14 pojazdów.

 

Również w środę brytyjski rząd po raz pierwszy potwierdził, że planuje przekazać Ukrainie czołgi. Informacje o możliwości przekazania czołgów i o toczonych w tej sprawie negocjacjach po raz pierwszy podała w poniedziałek, powołując się na anonimowe źródła, stacja Sky News. Według niej chodzi o około 10 czołgów Challenger 2.(PAP)

 

szm/ adj/

Rosnące rachunki za ciepło mimo rządowych rekompensat: Rząd zamierza znów interweniować, ale skąd weźmie pieniądze?

0

W najbliższych dniach rząd ma przyjąć rozwiązania, które będą przeciwdziałać skokowym, nawet kilkuset procentowym podwyżkom za ciepło – poinformowało PAP źródło zbliżone do rządu.

W ubiegłym roku w związku z kryzysem energetycznym i rosnącymi cenami nośników energii m.in. gazu i węgla parlament przegłosował ustawę mającą ograniczyć podwyżki cen za ogrzewanie dla odbiorców.

 

Zgodnie z nią w tym sezonie grzewczym, czyli od 1 października 2022 r. do 30 kwietnia 2023 r. wprowadzono mechanizm sprzedaży ciepła z rekompensatą dla wytwórców.

 

Po wejściu w życie nowego prawa w wielu miejscach podwyżki były jednak znaczne, jak informowały media, przykładowo ciepłownia w Piasecznie w ostatnich latach płaciła za gaz 93 zł/MWh, a na pierwszy kwartał 2023 r. został już kupiony w cenie 720 zł/MWh.

 

Uzasadniając ustawowe ograniczenie podwyżek cen za ogrzewanie minister klimatu i środowiska Anna Moskwa tłumaczyła, że – po wprowadzeniu tzw. ciepła z rekompensatą – maksymalna podwyżka za ogrzewanie i ciepłą wodę dla odbiorców indywidualnych ciepła systemowego nie powinna wynosić więcej niż 40 proc.

 

Media informowały jednak, że mimo nowego prawa w wielu miejscach podwyżka jest wyższa i znacznie przekracza 40 proc.

 

„Rzeczywiście w niektórych przypadkach proponowane podwyżki są nawet o kilkaset procent wyższe, choć mieszczą się w ustawowym limicie 150 i 103 zł za GJ. Wynika to z wyjściowej stawki za ciepło, jaką do tej pory płacili mieszkańcy. Jeśli była ona znacznie niższa od średniej krajowej, a sytuacja na rynku zmusiła wytwórcę do podniesienia ceny, to mimo zastosowania mechanizmu ceny z rekompensatą, procentowy wzrost ceny ciepła mógł przekroczyć 40 proc.” – przekazało PAP źródło.

 

W ustawie, która wprowadziła ceny ciepła z rekompensatą zastosowano pułapy cen, których nie można przekroczyć w rozliczeniach z odbiorcami – 150,95 zł/GJ netto dla ciepła wytwarzanego ze źródeł gazowych, czyli ciepłowni gazowych oraz 103,82 zł/GJ netto dla ciepła wytwarzanego w pozostałych źródłach, czyli np. w ciepłowni opalanych węglem.

 

Źródło zbliżone do rządu poinformowało PAP, że w związku z zaistniałą sytuacją rząd zamierza interweniować. „Przygotowywane są przepisy, które mają być zaproponowane w ciągu najbliższych dni. Mają one przeciwdziałać tak wysokim podwyżkom cen za ciepło” – wskazało.

 

„Jeśli nowa taryfa ciepła obowiązująca po 30 września 2022 roku wprowadzałaby podwyżki wyższe niż 40 proc. wówczas będzie stosowana skorygowana cena – +stara taryfa+, która obowiązywała do końca września ub.r., powiększona maksymalnie o 40 proc. Cena wytworzenia ciepła nie będzie mogła być jednak wyższa niż obowiązujące już pułapy, czyli 150 i 103 zł” – powiedziało PAP źródło.(PAP)

 

autor: Michał Boroń

 

mick/ amac/

Realny spadek wynagrodzeń

0

Nieuniknionym jest, że w okresie przejściowym płace realne spadną choć nominalne będą rosły – podkreślił w czwartek członek RPP Ireneusz Dąbrowski, pytany o spowolnienie gospodarki w 2023 r.

Członek rady Polityki Pieniężnej (RPP) Ireneusz Dąbrowski był pytany w RMF o niedawną wypowiedź prezesa Adama Glapińskiego, który powiedział, że w Polsce bardzo mocno odczujemy hamowanie gospodarki.

 

Szef NBP mówił w zeszłym tygodniu na konferencji, że „w Polsce odczujemy to hamowanie gospodarki bardzo mocno, zarówno w postaci spowalniającego się wzrostu gospodarczego jak i obniżającej się presji inflacji”. Przyznał jednocześnie, że dążąc do obniżenia inflacji, stopniowego, kontrolowanego, cywilizowanego, jednocześnie obniża się tempo życia gospodarczego; gospodarka się oziębia. Adam Glapiński zauważył jednak, że bardzo ważne jest to, by spowolnienie gospodarcze nie było nadmiernie.

 

Dąbrowski odnosząc się do słów Glapińskiego wskazał, że hamowanie gospodarki odczujemy głównie przez spadek tempa wzrostu PKB.

 

„Najogólniej rzecz biorąc realne pensje spadną. Być może zyski przedsiębiorstw też spadną. To zależy na ile firmy w tej chwili są rentowne, na ile mają elastyczność przy swoich marżach. Więc może być tak, że w okresie przejściowym płace spadną realne, bo nominalne będą rosły, ale inflacja będzie szybsza i to jest nieuniknione. Muszę to powiedzieć wprost jako odpowiedzialny ekonomista” – powiedział.

 

Przedstawiciel Rady podkreślił ponadto, że stabilność sektora bankowego w Polsce nie jest zagrożona. „Przez WIBOR w żadnym stopniu nie będzie zagrożony” – podkreślił.

 

W listopadzie m.in. „DGP” informował, że Sąd Okręgowy w Katowicach w postępowaniu zabezpieczającym, a więc przed złożeniem pozwu, przychylił się do wniosku konsumenta, aby na czas trwania postępowania oprocentowanie skarżonego kredytu składało się wyłącznie z marży banku, a nie z marży powiększonej o wskaźnik WIBOR. W rezultacie rata kredytu konsumenta spadła z 6,7 tys. zł do 1,7 tys. zł.

 

„Choć uwzględnienie zabezpieczenia wymaga jedynie uprawdopodobnienia roszczenia, nie zmienia to tego, że mamy do czynienia zapewne z pierwszym tego typu postanowieniem dotyczącym WIBOR” – zauważyła gazeta.

 

Po tej decyzji wiceprezes ZBP Tadeusz Białek podkreślił, że Sąd Okręgowy w Katowicach nie wydał wyroku w sprawie usunięcia wskaźnika WIBOR z umowy kredytu, tylko postanowienie o zabezpieczeniu. Nie ma żadnego wyroku, który odnosiłby się do problematyki wskaźnika WIBOR – wynikało z opublikowanego stanowiska wiceprezesa. „(…) to jest postanowienie o zabezpieczeniu, które czasowo reguluje w jaki sposób zobowiązanie będące przedmiotem sporu ma być regulowane do czasu zakończenia procesu. Nie jest to stwierdzenie, że Sąd uważa, że WIBOR jest nieprawidłowy, a takie informacje pojawiają się w przestrzeni publicznej. Te informacje są nieprawdziwe. Posługiwanie się takimi tezami to skrajne nadużycie. Na ten moment nie ma żadnego wyroku, który odnosiłby się do problematyki wskaźnika WIBOR” – stwierdził Białek.

 

Członek RPP pytany w czwartek, czy może się zdarzyć, iż masowo będą unieważniane kredyty hipoteczne z powodu WIBOR-u ocenił, że jego zdaniem nie grozi nam taka sytuacja.

 

„W przypadku kredytów frankowych mieliśmy inną sytuację. Tam mieliśmy abuzywne, klauzule przeliczeniowe franków na złotówki” – podkreślił.

 

Według Dąbrowskiego „błędem było to, że banki nie przystąpiły od razu do ugód (z klientami – PAP) tylko czekały tak długo”. „Tutaj nie ma takiego zagrożenia. O poziomie WIBOR-u nie decydowały banki, a o poziomie cen waluty de facto decydowały banki, ustalając dowolnie spread” – dodał.

 

Pod koniec września Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) poinformowała, że od 2025 r. instytucje finansowe muszą dokonać konwersji istniejących umów i instrumentów stosujących WIBOR na nowy wskaźnik WIRON. Zgodnie z opublikowanym wóczas dokumentem, już już od grudnia 2022 r. uczestnicy rynku będą mogli stosować indeks WIRON w nowych instrumentach finansowych, natomiast od 2023 r. banki będą mogły wprowadzać do oferty kredyty stosujące indeks WIRON równolegle z dotychczas oferowanymi kredytami na WIBOR.

 

Wybór nowego wskaźnika referencyjnego to efekt ustawy o wsparciu kredytobiorców, która narzuciła bankom konieczność odejścia od tzw. wskaźników wyprzedzających (czyli opartych głównie na szacunkach analityków na temat kształtowania się stóp procentowych w przyszłości, jak np. WIBOR) na rzecz wskaźników, które oparte są na transakcjach (a więc uzależnionych od wysokości oprocentowania depozytów w transakcjach międzybankowych). (PAP)

 

autor: Michał Boroń

 

mick/ drag/

Rodzina radnego Curtisa ma pecha do broni palnej

0

Córka radnego 18-tego okręgu Derricka Curtisa została przypadkowo postrzelona w nogę podczas zajęć z bronią, które Curtis prowadził w kościele w Ashburn. Sam radny kilka miesięcy temu sam się postrzelił.

Do zranienia córki radnego doszło w ubiegłym tygodniu w Monument of Faith Church. Jak twierdzą świadkowie zdarzenia, 25-latka została zraniona w czasie przekazywania jej broni. Niezabezpieczony Glock 19 miał wypalić, a pocisk trafił kobietę w nogę. Ratownicy zawieźli ją do szpitala, gdzie lekarze określili jej stan jako dobry.

Sam wystrzał został uznany za przypadkowy. Kobieta początkowo powiedziała śledczym, że jej ojciec obsługiwał Glocka 19, gdy ten wystrzelił. Uczestniczący w tych samych zajęciach jej brat przyznał jednak, że to on wręczył broń siostrze.

Można śmiało stwierdzić, że rodzina Curtisów nie ma szczęścia do broni palnej. Jesienią ubiegłego roku radny Curtis sam postrzelił się w nadgarstek, gdy czyścił broń przy swoim domu. Pomagał wtedy sąsiadowi z bronią palną, która „źle działała na strzelnicy”.

Wandale zniszczyli witryny czterech biznesów na Northwest Side

0

Cztery biznesy ucierpiały na skutek włamań, do których doszło we czwartek w pasażu handlowym na Northwest Side – poinformowała chicagowska policja.

Alarm włączył się tuż po 3-ciej rano przy 5300 North Cumberland Avenue.

Przybyli na miejsce funkcjonariusze stwierdzili wybite szyby w czterech biznesach. W sprawie prowadzone jest dochodzenie. Obecnie trwa ustalanie czy doszło do kradzieży.

Liga MLS – Mateusz Klich wzmocnił DC United

0

Reprezentant Polski Mateusz Klich przeszedł do DC United – klubu z Waszyngtonu występującego w lidze MLS, którego trenerem jest słynny Wayne Rooney. Jak poinformowano w czwartek, były piłkarz Leeds United podpisał dwuletni kontrakt, z opcją przedłużenia do 2025 roku.

 

„Mateusz to pierwszorzędny pomocnik, który wniesie do naszego składu doświadczenie na najwyższym poziomie. Obserwowałem go, odkąd pomógł Leeds w awansie do Premier League, a jego wizja, umiejętność podań i strzelania będą dla nas ogromnym atutem w tym sezonie” – powiedział Rooney, były wybitny piłkarz reprezentacji Anglii.

 

Jak poinformowano na stronie DC United, Klich dołączy do klubu po otrzymania wizy i międzynarodowego certyfikatu transferowego (ITC).

 

32-letni pomocnik odszedł z Leeds United tydzień wcześniej.

 

„Dziękujemy Mateusz. Po ponad pięciu latach na Ellan Road opuszczasz klub jako mistrz” – napisano wówczas na stronie angielskiego zespołu.

 

Sam zawodnik również zamieścił wtedy wpis na Twitterze, dziękując m.in. trenerom (zwłaszcza byłemu szkoleniowcowi Leeds Marcelo Bielsie) i kibicom „Pawi”.

 

„Chciałbym zostać, ale nigdy nie lubiłem siedzieć na ławce rezerwowych. Chcę grać w najbliższych latach tak dużo, jak to możliwe. Dlatego zamykam ten rozdział, ale nigdy nie zapomnę mojego czasu spędzonego tutaj” – podkreślił.

 

Reprezentant Polski występował w ekipie „Pawi” od 2017 roku. Rozegrał 177 spotkań ligowych (w Championship i Premier League), w których strzelił 21 goli.

 

Klich rozpoczynał karierę w Tarnovii Tarnów. Później był zawodnikiem Cracovii, Wolfsburga, PEC Zwolle, Kaiserslautern, Twente Enschede i Utrechtu.

 

W reprezentacji kraju rozegrał dotychczas 41 meczów i strzelił dwa gole, ale zabrakło go w kadrze na mundial w Katarze. (PAP)

 

bia/ krys/

Plebiscyt FIFA: Lewandowski wśród 14 nominowanych, wyróżnienie Oleksego

0

Robert Lewandowski znalazł się na liście 14 zawodników nominowanych w plebiscycie FIFA na najlepszego piłkarza 2022 roku. Reprezentant Polski wygrał dwie poprzednie edycje. W kategorii na najładniejszego gola nominowany jest m.in. przedstawiciel amp futbolu Marcin Oleksy.

Głosowanie trwa do 3 lutego. FIFA poinformowała, że właśnie na początku lutego ogłosi po trzech finalistów w poszczególnych kategoriach.

 

Triumfatorzy zostaną ogłoszeni podczas gali 27 lutego.

 

Lewandowski, który pół roku temu przeszedł z Bayernu Monachium do Barcelony, był najlepszym piłkarzem FIFA 2020 i 2021.

 

W tej edycji zdecydowanym faworytem jest jednak słynny Lionel Messi z Paris Saint-Germain, mistrz świata z reprezentacją Argentyny.

 

Wśród nominowanych do tytułu Piłkarza Roku tym razem nie ma znakomitego Portugalczyka Cristiano Ronaldo.

 

Oprócz Lewandowskiego i Messiego na 14-osobowej liście znaleźli się: król strzelców mundialu Francuz Kylian Mbappe (Paris Saint-Germain), Argentyńczyk Julian Alvarez (Manchester City), Anglik Jude Bellingham (Borussia Dortmund), Francuz Karim Benzema (Real Madryt), Belg Kevin De Bruyne (Manchester City), Norweg Erling Haaland (Manchester City), Marokańczyk Achraf Hakimi (Paris Saint-Germain), Senegalczyk Sadio Mane (Bayern Monachium), Chorwat Luka Modric (Real Madryt), Brazylijczyk Neymar (Paris Saint-Germain), Egipcjanin Mohamed Salah (Liverpool) i Brazylijczyk Vinicius Junior (Real Madryt).

 

Nagroda jest przyznawana od 1991 roku.

 

W latach 2010-2015 „France Football” i FIFA wyróżniały wspólnie jednego zawodnika „Złotą Piłką FIFA”, ale od 2016 roku plebiscyty na najlepszych piłkarzy znów prowadzone są oddzielnie.

 

Wśród pięciu nominowanych trenerów męskiego futbolu znaleźli się: selekcjoner reprezentacji Argentyny Lionel Scaloni, Włoch Carlo Ancelotti z Realu Madryt, selekcjoner reprezentacji Francji Didier Deschamps, selekcjoner Marokańczyków Walid Regragui oraz Hiszpan Josep Guardiola z Manchesteru City.

 

Jak przypomniała FIFA w swoim regulaminie, zwycięzcy głównych kategorii są wybierani przez międzynarodowe jury, w skład którego wchodzą obecni selekcjonerzy wszystkich drużyn narodowych, kapitanowie tych reprezentacji, po jednym dziennikarzu z każdego terytorium reprezentowanego przez drużynę narodową oraz kibice z całego świata zarejestrowani na fifa.com.

 

Duże wyróżnienie spotkało Marcina Oleksego, z drużyny amp futbolu Warty Poznań. Za efektownego gola w meczu PZU Amp Futbol Ekstraklasy ze Stalą Rzeszów został nominowany do nagrody na Bramkę Roku im. Ferenca Puskasa (The FIFA Puskas Award).

 

W tej kategorii nominowanych jest łącznie 11 zawodników, wśród nich takie sławy jak wspomniany Francuz Mbappe (za jedną z trzech bramek zdobytych w finale MŚ z Argentyną) czy Brazylijczyk Richarlison (za gola w meczu z Serbią na mundialu). (PAP)

 

bia/ co/

Mąż wiceprezydent USA odwiedzi Kraków i Auschwitz w ramach walki z antysemityzmem

Drugi Dżentelmen USA, Doug Emhoff uda się w styczniu z wizytą do Polski i Niemiec w ramach promocji walki z antysemityzmem – podał w czwartek Biały Dom. W Polsce mąż wiceprezydent Kamali Harris odwiedzi Kraków i muzeum Auschwitz podczas Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu.

 

Jak podał w komunikacie Biały Dom, Emhoff będzie w Krakowie w dniach 26-29 stycznia, a 27 odwiedzi miejsce pamięci i muzeum w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau, gdzie złoży wieniec w ramach obchodów Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Później uda się do Berlina na spotkanie rządowych wysłanników i koordynatorów do walki z antysemityzmem.

 

Wizyta męża wiceprezydent ma promować „wysiłki administracji Bidena-Harris w zakresie walki z antysemityzmem na całym świecie”. Zarówno w Krakowie, jak i w Berlinie Emhoff ma spotkać się z lokalnymi społecznościami żydowskimi i przedstawicielami organizacji społecznych.

 

Wizyta Emhoffa, pochodzącego z żydowskiej rodziny mającej korzenie w Polsce, będzie kolejną w serii jego inicjatyw związanych ze zwalczaniem antysemityzmu. W czwartek w tej sprawie spotka się z kongresmenami z obydwu partii, zaś wcześniej ostrzegał w Białym Domu o „epidemii nienawiści” przeciwko Żydom w USA, zwracając uwagę na otwarty antysemityzm gwiazd świata rozrywki, takich jak Kanye West.

 

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

 

osk/ adj/

Zmarł Jan Ludwiczak – przewodniczący Solidarności kopalni Wujek w 1981 roku

W wieku 86 lat w Katowicach zmarł Jan Ludwiczak – przewodniczący Solidarności w kopalni Wujek w 1981 roku. To w jego obronie, gdy został zatrzymany przez milicję w noc wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, w kopalni wybuchł strajk, zakończony pacyfikacją i śmiercią 9 górników.

 

O śmierci Jana Ludwiczaka poinformowało w czwartek Śląskie Centrum Wolności i Solidarności w Katowicach, pielęgnujące pamięć o zamordowanych górnikach.

 

„To w jego obronie górnicy kopalni Wujek zaczęli strajkować w stanie wojennym – chcieli jego uwolnienia i zniesienia stanu wojennego. To do domu Jana Ludwiczaka w nocy z 12 na 13 grudnia wkroczyła Milicja Obywatelska, aresztowała go, a przybyłych na pomoc górników pobito. To wtedy właśnie przelała się pierwsza krew stanu wojennego” – przypomniał dyrektor Centrum Robert Ciupa.

 

Jan Ludwiczak – wspominał dyrektor – w każdą rocznicę krwawej pacyfikacji kopalni przychodził pod Krzyż-Pomnik przy kopalni, upamiętniający poległych górników.

 

„Każdego 16 grudnia pojawiał się pod krzyżem poległych górników, zawsze skromnie stojąc gdzieś z boku; i pamiętając. Był człowiekiem wielkiej charyzmy, ale także wielkiej pokory. To postać, która uczyła nas wszystkich, jak podchodzić do pamięci, do wolności i do godności człowieka. Człowiek, który zawsze będzie częścią tej instytucji, częścią historii regionu, ale także częścią historii Polski” – dodał dyrektor Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności.

 

Jan Ludwiczak zmarł w środę. Jego pogrzeb zaplanowano na najbliższą sobotę. Po mszy w kościele pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Św. w Katowicach-Brynowie, nieopodal kopalni Wujek, pochówek nastąpi na cmentarzu w katowickiej dzielnicy Panewniki.

 

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. milicjanci rozbili drzwi w katowickim mieszkaniu Jana Ludwiczaka i zatrzymali go. Gdy informacja o tym dotarła do kopalni, rozpoczął się strajk. Zwolnienie zatrzymanego, a następnie internowanego przewodniczącego było jednym z postulatów strajkujących górników.

 

Jan Ludwiczak pochodził z Pecnej k. Poznania. Urodził się 1 maja 1937 r. W stolicy Wielkopolski ukończył Zasadniczą Szkołę Kolejową (w 1954 r.). W czerwcu 1956 r. uczestniczył w demonstracji w Poznaniu, za co został zatrzymany przez milicję i przesłuchiwany w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej.

 

W katowickiej kopalni Wujek w Katowicach pracował od 1965 r. aż do emerytury w 1990 r. We wrześniu 1980 r. był wiceprzewodniczącym Komitetu Założycielskiego NSZZ Solidarność, a potem przewodniczącym zakładowej „S”. Był delegatem na dwa pierwsze zjazdy wojewódzkie Regionu Śląsko-Dąbrowskiego „S” w lipcu i grudniu 1981 r.

 

Po zatrzymaniu w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku, Ludwiczak został internowany; przebywał w Ośrodkach Odosobnienia w Jastrzębiu-Szerokiej, Uhercach, Załężu k. Rzeszowa, Nowym Łupkowie i Katowicach. Był uczestnikiem buntu internowanych w Załężu i pięciodniowej głodówki w Uhercach.

 

Z internowania został zwolniony 23 grudnia 1982 r., po czym w pracy przeniesiono go na niższe stanowisko. W latach 1983-89 zajmował się kolportażem ulotek i książek w kopalni Wujek. W tym czasie był wielokrotnie przesłuchiwany przez SB, zastraszany i nakłaniany do emigracji.

 

W styczniu 1989 r. był przewodniczącym Tymczasowego Komitetu Założycielskiego NSZZ Solidarność kopalni Wujek. Potem, w latach 1990-1992 należał do NSZZ Solidarność 80. Został odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (w 2007 r.) i Krzyżem Wolności i Solidarności (w 2015 r.).

 

Pacyfikacja kopalni Wujek była największą tragedią stanu wojennego. 16 grudnia czołgi sforsowały kopalniany mur, a uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Potem do akcji wprowadzony został pluton specjalny ZOMO, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin później w szpitalu po operacji, a dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.

 

W czerwcu 2008 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał prawomocnie byłego dowódcę plutonu specjalnego Romualda C. na 6 lat więzienia, a 13 jego podwładnym wymierzył od 3,5 do 4 lat więzienia. Wniesione kasacje oddalił w 2009 r. Sąd Najwyższy – wyrok stał się ostateczny blisko 28 lat po tragedii.(PAP)

 

mab/ pat/

LOT oferuje promocyjną sprzedaż biletów na loty do 31 maja br.

0

PLL LOT uruchomiły promocyjną sprzedaż biletów na rejsy krajowe i europejskie; podróż musi się odbyć od 1 lutego do 31 maja 2023; taniej będzie można udać się m.in. do Barcelony, Paryża czy Londynu – poinformował przewoźnik. Latem LOT poleci z Radomia do Prewezy oraz Tirany.

 

Jak poinformował narodowy przewoźnik, w ramach noworocznej promocji pasażerowie mogą kupić bilety na rejsy krajowe od 99 zł w jedną stronę, a na loty europejskie od 199 zł w obie strony.

 

Warunkiem jest kupno biletu od 11 do 18 stycznia 2023 r. na loty odbywające się od 1 lutego do 31 maja 2023 (z wyłączeniem okresu 6.04 – 12.04.2023 oraz 28.04 – 7.05.2023).

 

Spółka poinformowała, że pasażerowie będą mogli taniej polecieć m.in. do Barcelony, Paryża, Stambułu, Londynu czy Los Angeles i Miami. Z kolei na przełomie marca i kwietnia będzie można wybrać się do Tokio dreamlinerem LOT-u od 3499 zł.

 

LOT przekazał jednocześnie, że w letnim rozkładzie połączeń znalazły się te z Radomia do Prewezy w Grecji oraz albańskiej Tirany. Nowe połączenia będą wykonywane od połowy czerwca do połowy września.

 

Do greckiego miasta pasażerowie będą mogli udać się raz w tygodniu, w piątki. Boeing 737 wystartuje z portu Warszawa-Radom o godzinie 7.20. Rejs potrwa nieco ponad 2 godziny. Loty powrotne z Prewezy również będą odbywać się w piątki – o godzinie 11.20.

 

Z kolei w niedzielne poranki pasażerowie będą mogli polecieć z Radomia do stolicy Albanii. Lot do Tirany rozpocznie się o godzinie 7.50 i potrwa niecałe dwie godziny. W stronę powrotną Boeing 737 wystartuje w niedziele o 10.40.

 

Polskie Linie Lotnicze LOT istnieją od 1929 r. Polski przewoźnik jest 12 najstarszą linią lotniczą na świecie, będąc jedną z najbardziej międzynarodowych i rozpoznawalnych polskich marek. W ofercie LOT-u są bezpośrednie rejsy dalekodystansowe do portów w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Chinach, Japonii i Korei Południowej. Połączenia dalekiego zasięgu obsługuje Boeingami 787 Dreamliner.

 

Głównym akcjonariuszem PLL LOT jest Skarb Państwa, który ma 69,3 proc. udziałów w spółce. Drugim akcjonariuszem z 30,7 proc. jest Polska Grupa Lotnicza. PGL należy w 100 proc. do Skarbu Państwa. (PAP)

 

autor: Aneta Oksiuta

 

aop/ amac/

Prezydent odwołał Jakuba Kumocha ze stanowiska ministra i szefa Biura Polityki Międzynarodowej

0

Prezydent Andrzej Duda odwołał Jakuba Kumocha z funkcji sekretarza stanu – szefa Biura Polityki Międzynarodowej w KPRP. Jednocześnie – z dniem 13 stycznia – prezydent powołał na to stanowisko dotychczasowego wiceszefa MSZ Marcina Przydacza – poinformowała w czwartek Kancelaria Prezydenta.

 

KPRP przekazała ponadto w komunikacie opublikowanym na swej stronie internetowej, że prezydent podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim odznaczył również Jakuba Kumocha – za wybitne zasługi w służbie dyplomatycznej i za reprezentowanie Polski za granicą – Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

 

Jak poinformowano, prezydent odwołał – z dniem 12 stycznia – Jakuba Kumocha ze stanowiska sekretarza stanu – szefa Biura Polityki Międzynarodowej w KPRP i powołał na to stanowisko – z dniem 13 stycznia – dotychczasowego wiceministra spraw zagranicznych Marcina Przydacza.

 

Wcześniej w czwartek Kumoch poinformował, że – na własną prośbę i za zgodą prezydenta Andrzeja Dudy – kończy sprawowanie funkcji sekretarza stanu i szefa Biura Polityki Międzynarodowej. Dodał, że już wcześniej zwrócił się do prezydenta o pozwolenie na powrót do służby zagranicznej.

 

Marcin Przydacz pracował już w Kancelarii Prezydenta RP; w latach 2015-2019 pełnił funkcję zastępcy dyrektora Biura Spraw Zagranicznych w KPRP. Od 2019 roku pełnił funkcję wiceministra spraw zagranicznych.

 

Przydacz urodził się 26 czerwca 1985 roku w Wieluniu; jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji UJ; był również studentem stosunków międzynarodowych i filozofii na UJ, a – w ramach stypendiów – studiował w Rzymie, Mesynie i Kijowie. Jest również absolwentem Szkoły Prawa Włoskiego i Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego.

 

Jak wynika z informacji na stronach rządowych, Przydacz ukończył aplikację adwokacką w Okręgowej Izbie Adwokackiej w Krakowie i w 2015 roku zdał egzamin adwokacki. Współpracował z Klubem Jagiellońskim i działał w Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej, był również wykładowcą na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie i prezesem think-tanku Fundacja Dyplomacja i Polityka.

 

MSZ informując, że Przydacz zakończył w czwartek pracę w resorcie, podziękowało mu we wpisie na Twitterze „za lata wytężonej pracy na rzecz polskiej polityki zagranicznej w wielu wymagających obszarach” i życzyło „powodzenia w nowych wyzwaniach”. (PAP)

 

Autorka: Sylwia Dąbkowska-Pożyczka

 

sdd/ mok/

Biały Dom skrytykował działania DeSantisa. „Traktuje ich jak pionki”

0

Biały Dom skrytykował w środę działania gubernatora Florydy Rona DeSantisa, który rozmieścił na wybrzeżu Sunshine State Gwardię Narodową, która ma za zadanie przechwytywać nielegalnych imigrantów, którzy przypływają z ogarniętej kryzysem Kuby. „Traktuje ich jak pionki” – powiedziała sekretarz prasowa Białego Domu Karine Jean-Pierre.

„Mówimy o ludziach, którzy przybywają z krajów, które mają do czynienia z problemami politycznymi” – powiedziała Jean-Pierre. „Próbują znaleźć azyl – a on [Ron DeSantis – przyp. red.] traktuje ich jak pionki”.

Ponadto sekretarz prasowa Białego Domu stwierdziła, iż „DeSantis nie rozwiązuje problemu, ale go stwarza”.

Według biura gubernatora, 300 migrantów uciekających z Kuby i innych krajów dotarło w zeszłym tygodniu do Parku Narodowego Dry Tortugas, a kolejnych 45 wylądowało w Key West.

Po rozmieszczeniu na wybrzeżu żołnierzy Gwardii Narodowej, biuro gubernatora argumentowało decyzję tym, iż rząd federalny nie radzi sobie z kryzysem migracyjnym. „W miarę jak negatywne skutki bezprawnej polityki imigracyjnej Bidena trwają bez zmian, ciężar niepowodzeń administracji Bidena spada na lokalnych stróżów prawa, którym brakuje zasobów, aby poradzić sobie z kryzysem” – przekazało biuro DeSantisa.

Red. JŁ