13.8 C
Chicago
piątek, 26 kwietnia, 2024

Niesamowita końcówka w hicie – Legia ograła Lecha!

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Piątkowe i sobotnie wyniki w Lotto Ekstraklasie sprawiły, że Legia Warszawa do spotkania z Lechem Poznań przystępowała będąc na 15., przedostatnim miejscu w tabeli, Kolejorz był ósmy. Jednak dzięki wygranej przy Łazienkowskiej 2:1, mistrz Polski wyprzedził gości, zajmując ich miejsce. O zwycięstwie przesądził gol Kaspra Hamalainena, przy którym sędzia asystent nie zauważył, że były lechita był na spalonym.

 

 Oba zespoły od czterech lat przyzwyczaiły do starć, które elektryzują. Z jednej strony, to nic dziwnego. W tym czasie Legia zdobyła trzy mistrzostwa Polski, Lech jedno. Tylko w poprzednim sezonie Kolejorz był daleko w tabeli. Z drugiej – z każdym kolejnym spotkaniem trudno nie odnieść wrażenia, że rywalizacja robi się coraz bardziej przereklamowana. A świadczyła o tym choćby pierwsza połowa potyczki przy Łazienkowskiej. Za to końcówka drugiej wynagrodziła nudy z kilku poprzednich.

W 88. minucie Legia prowadziła 1:0 po golu Nemanji Nikolicia. I choć Lech prowadził zmasowany atak, to wydawało się, że nic z tego nie wyniknie. Jednak Szymon Marciniak podyktował rzut karny za faul Michała Kopczyńskiego na Macieju Makuszewskim. Marcin Robak, który wszedł na boisko po straconej bramce, nie zmarnował swojej szansy z 11 metrów, choć Malarz wyczuł jego intencje i lekko musnął piłkę.

Tyle tylko, że to był dopiero początek. Słowne utarczki między bramkarzem Legii a Dawidem Kownackim, który chciał wziąć piłkę i przyspieszyć wznowienie gry, zamieniły się w przepychanki. Do obu doskoczyli pozostali piłkarze, także ci z ławek rezerwowych oraz członkowie sztabu szkoleniowego. W ruch poszły nawet pięści, ale skończyło się bez nokautów. Po żółtej kartce otrzymali Malarz i Kownacki, a najbardziej krewki rezerwowy bramkarz Jasmin Burić ukarany został czerwoną kartką.

Remis, czyli dwóch rannych? Nic z tych rzeczy. Szykując się do wznowienia gry, na boisko wszedł Kasper Hamalainen. Kilkadziesiąt sekund później dobił strzał Łukasza Brozia i pogrążył swój były klub. Emocje udzieliły się wszystkim. Asystent Jacka Magiery Aleksandar Vuković wykonał nawet efektowny wślizg pod trybunę zajmowaną przez kibiców Lecha.

Dodajmy, że bramka nie powinna zostać uznana, bo Fin przy uderzeniu Brozia był na pozycji spalonej. Jednak sędzia asystent tego nie zauważył. Już po spotkaniu przyznał się do błędu i przeprosił zespół gości.

Sytuacja w końcówce była zupełnie czymś innym, niż pierwsza połowa. W niej tętno przyspieszyło tylko raz i to dopiero w 40. minucie. Po kombinacyjnej akcji Nikolić i Miroslav Radović byli blisko pokonania Matusa Putnockiego. Po chwili niezdecydowania z piłką zabrał się reprezentant Węgier, będąc sam na sam z bramkarzem Lecha. Ten nie zdołał złapać piłki, a ta zbyt daleko odskoczyła Nikoliciowi i król strzelców poprzedniego sezonu z czterech metrów kopnął ją w trybuny.

Co poza tym przed przerwą? Dużo niedokładności i… zero celnych strzałów w bramkę. Próby warte odnotowania były dwie. Najpierw kopnął Szymon Pawłowski, ale nisko lecąca piłka minęła bramkę o dobre dwa metry. Następnie niemal w lustrzanym odbiciu pomylił się Nikolić.

Kiepska pozycja w ekstraklasie nie była jedynym zmartwieniem Jacka Magiery przed potyczką z Lechem. Kolejny to linia obrony w zespole. Wprawdzie Michał Pazdan wrócił do treningów, ale w składzie na mecz go zabrakło z powodu zatrucia, o czym jeszcze przed spotkaniem poinformował dziennikarz serwisu Weszło! Krzysztof Stanowski. Jakby tego było mało, to czwartkowy uraz uda Adama Hlouska okazał się na tyle poważny, że także spotkanie obejrzał z trybun. Jeśli dodamy do tego pauzującego za nadmiar żółtych kartek Bartosza Bereszyńskiego, to jawił nam się kiepski obraz.

Magiera nie zdecydował się cofnąć na lewą obronę Guilherme, co zdarzało się czynić kilku jego poprzednikom. Ustawił tam Jakuba Rzeźniczaka, który zwykle gra na środku, a dawno temu na prawej stronie. Tam z kolei wystąpił Łukasz Broź, czyli bez niespodzianki. W środku natomiast obok ostatnio regularnie grającego Jakuba Czerwińskiego trener odkurzył Macieja Dąbrowskiego.

Jak wypadło niecodziennie ustawienie? W pierwszej połowie nieźle, choć boczni obrońcy mało dawali w ofensywie. Jednak w defensywie nikt większego błędu nie popełnił, a drobne naprawiali inni. Zresztą lechici też nie stanowili zagrożenia. Wprawdzie wśród nich nie było na boisku napastnika, to ofesywne trio Szymon Pawłowski, Maciej Gajos i Maciej Makuszewski teoretycznie powinni napsuć krwi rywalom.

W przerwie Magiera postawił na ofensywę. Cofnął na lewą obronę Guilherme, a Rzeźniczak przesunął się na miejsce Dąbrowskiego. Z kolei byłego gracza Zagłębia Lubin na boisku zastąpił Michał Kucharczyk, który grał na lewym skrzydle.

Zmiany, a właściwie kwadrans przerwy, ożywiły grę, i to nie tylko Legii. Piłkarze obu drużyn śmielej zaatakowali. Co kilka minut dochodziło do sytuacji, w których kilku centymetrów albo odrobiny szczęścia brakowało, aby skierować piłkę do bramki. Blisko byli Tomasz Jodłowiec, Radović, Nikolić, a po stronie Lecha Łukasz Trałka, Makuszewski i ponownie Pawłowski.

Gola w 64. minucie strzelił dopiero Nikolić. Legionistom topornie szło wyprowadzanie akcji spod własnej bramki. Zdecydowali się na daleką piłkę, którą jeden z lechitów wybił pod nogi Kucharczyka. Ten z kolei błyskawicznie zagrał do wychodzącego sam na sam z bramkarzem 28-letniego reprezentanta Węgier. Goniony przez obrońców, pokonał Putnockiego, zdobywając czwartą bramkę w tym sezonie w ekstraklasie (biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki – 10.).

Po golu przycisnęli goście. Nenad Bjelica wprowadził na boisko wspomnianego Robaka, który chwilę później miał swoją okazję, ale piłka po jego strzale głową przeleciała nad poprzeczką bramki Arkadiusza Malarza. Pozostałe ataki Kolejorza kończyły się zwykle rzutami rożnymi. Może gdyby w Legii wciąż pracował Besnik Hasi, udałoby mu się zdobyć przynajmniej wyrównującą bramkę. A tak lechici musieli obejść się smakiem.

Legia Warszawa – Lech Poznań 2:1 (0:0) 

Bramki: Nikolić 64, Hamalainen 90 – Robak 90 z karnego

Sędziował: Szymon Marciniak (Płock)

Widzów: 28 842

Legia: Malarz – Broź, Dąbrowski (46. Kucharczyk), Czerwiński, Rzeźniczak – Radović (84. Kopczyński), Jodłowiec, Odjidja-Ofoe, Moulin (90. Hamalainen), Guilherme – Nikolić. Trener: Jacek Magiera

Lech: Putnocky – Kędziora, Nielsen, Bednarek, Kadar – Trałka (82. Majewski), Tetteh – Makuszewski, Jevtić (65. Robak), Pawłowski – Gajos (82. Kownacki). Trener: Nenad Bjelica

żółte kartki: Rzeźniczak, Nikolić, Malarz – Makuszewski, Kownacki

czerwona kartka: Burić

Tomasz Biliński (AIP), Fot. Szymon Starnawski

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520