Kolejna fala krytyki wylała się pod adresem władz Chicago w związku z decyzją o umieszczeniu migrantów w opuszczonym kampusie po byłej szkole podstawowej w Woodlawn. Czwartkowe spotkanie urzędników z mieszkańcami dzielnicy nie przyniosło poprawy stosunków.
Mieszkańcy są zaniepokojeni umieszczeniem w ich sąsiedztwie migrantów, którzy napływają do Wietrznego Miasta z Teksasu. Podkreślają, że obawiają się o swoje bezpieczeństwo – zarówno to fizyczne, jak i ekonomiczne. Przypominają, że ich okolica jest biedna i nie stać jej na wydatkowanie kolejnych środków, potrzebnych, aby zadbać o nowych gości. Są również zdenerwowani postawą władz miasta, które nie konsultowały z nimi tego posunięcia.
Przedstawiciele Departamentu Rodziny i Usług Pomocniczych oraz Departamentu Policji Chicagowskiej tłumaczyli zasady na jakich będzie funkcjonowało schronisko dla ubiegających się o azyl. Poinformowali między innymi o wprowadzeniu tam godziny policyjnej od 11-tej wieczorem i polityki zera narkotyków i alkoholu.
Deklaracje nie przekonały mieszkańców. Jak podkreślali, sama idea jest szlachetna, ale ktoś przy jej wdrażaniu zapomniał o nich.
Oczekuje się, prace przy przystosowaniu byłej szkoły na potrzeby schroniska dla azylantów zakończą się w przyszłym tygodniu, a pierwszych 250 mieszkańców wprowadzi się 23 stycznia. Miasto mówi, że planuje działalność schroniska na dwa lata, ale ma nadzieję, że uda się je zamknąć przed tym czasem.