Morderca z Massachusetts, który ma na sumieniu spalenie żywcem pięcioosobowej rodziny wkrótce wyjdzie na wolność. Akt łaski został podpisany przez nową gubernator Maurę Healey 12 stycznia, krótko po odejściu z urzędu poprzedniego włodarza stanu Charliego Bakera. Zalecenie ułaskawienia wydała natomiast Komisja ds. Zwolnień Warunkowych we wrześniu – jeszcze za kadencji poprzedniego gubernatora.
54-letni Clarence Cartera wkrótce spojrzy na świat już bez krat – choć w pełni zasłużył, aby pozawięzienną rzeczywistość widzieć w kratkę. Mimo to, 54-latek jest niejako postacią tragiczną.
Zanim dokonał brutalnego mordu na pięciu mieszkańcach Springfield w Massachusetts, zobaczył swoją dziewczynę, całującą się na ulicy z innym mężczyzną. „Coś we mnie pękło” – powiedział sądowi, gdy został skazany w 1987 roku.
Do morderstw doszło jednak w 1985 roku – podaje Boston Herald. Po tym, co zobaczył, 17-letni Carter upił się, wypalił trochę zioła i wziął valium. Następnie poczekał aż zrobi się późno. Ok. godz. 2:00 w nocy zakradł się z kanistrem pod dom rodziny swojej dziewczyny i włamał się do środka. Następnie całe pierwsze piętro oblał benzyną. Potem podpalił koc, od którego zajęła się reszta domu. Cała rodzina utknęła na pierwszym piętrze – pięć osób spłonęło żywcem. Ocalała jedynie jedna osoba – 20-letnia siostra jego dziewczyny.
Po skazaniu w 1987 roku w więzieniu spędził jeszcze 35 lat i wszystko wskazuje na to, że 36 roku w zakładzie karnym nie spędzi. Kontrowersyjny podpis nowej gubernator zwrócił mu wolność.
„Nie udało się skontaktować w sprawie komentarza z pięcioma osobami. To byli ludzie, których zamordował. Zgodnie z orzeczeniem komisji ds. zwolnień warunkowych, Clarence Carter został zresocjalizowany. Jego pięć ofiar nadal nie żyje” – napisał Howie Carr w artykule na łamach Miami Herald.
Red. JŁ