Po zajęciu 11. miejsca w biegu ze startu wspólnego na olimpijskim torze w Pekinie Magdalena Czyszczoń cieszyła się, że miała powód do uśmiechu. Wcześniej spędziła ponad tydzień w izolacji z powodu COVID-19. Minimalnie pozytywny koniec igrzysk” – skomentowała łyżwiarka.
Czyszczoń nie miała w planach startu w tej konkurencji, a nawet nie miała wywalczonej kwalifikacji, ale przepisy Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU) pozwoliły jej na występ – sama do końca nie wiedziała, na jakiej podstawie.
„O tym, że wystartuję, dowiedziałam się między pierwszym a drugim biegiem drużynowym. Były 24 zakwalifikowane zawodniczki, tak samo było na poprzednich igrzyskach w Pjongczangu. Jak to wyszło, że tutaj jest 30 – to nie jest moja decyzja. Sport jest nieprzewidywalny, tak jak i decyzje góry… To niespodzianka dla mnie. Cieszę się, że to się tak zakończyło. Nie startowałam w Pucharach Świata w tej konkurencji, a ten półfinał był dla mnie bardzo wymagający, więc awans do finału to duży sukces. Cztery lata temu na igrzyskach upadłam i później już nie udało się złapać punktów” – przypomniała 26-letnia panczenistka.
Czyszczoń po przylocie do Chin miała pozytywny wynik testu na COVID-19 i musiała przebywać w izolacji.
„Minimalnie pozytywnie się skończyły dla mnie te igrzyska, ale wcześniej było wiele ciężkich emocji. Wielki roller-coaster, psychicznie jestem wypruta, fizycznie zresztą też, bo te 10 dni dużo nam zabrało. Żal, bo na te 5000 metrów mogłam być w pierwszej ósemce” – powiedziała Polka, która w tej konkurencji zajęła ostatnią, 12. pozycję.
„Zawsze się mówi o tym, że +Polka jest ostatnia+, ale zapomina się o tym, ile mnie to kosztowało, żeby tu w ogóle być. Z Pucharu Świata na 5000 m dostają się tylko cztery dziewczyny z tego dystansu, pozostałe są z bardzo szybkiej +trójki+. Trzeba to wziąć pod uwagę, bardziej zainteresować naszym sportem” – podkreśliła Czyszczoń.
Przyznała, że jeszcze nie do końca pogodziła się z tym, co jej się przydarzyło na początku igrzysk.
„Myślę, że te emocje dopiero będą ze mnie schodzić. Tylko sportowiec może zrozumieć, co się dzieje z głową i z ciałem, gdy robi się z niego więźnia – bo tak się czułam w izolacji. Praktycznie nie jadłam, bo wyżywienie było bardzo słabe. Nie dało się otworzyć okna, były jakieś kraty, nie można wyjść za próg… O czym tu mówić? Pierwsze, co pomyślałam, gdy stamtąd wyszłam, to: +Ja chcę do domu+” – relacjonowała.
W sobotnim finale wystąpiła też Karolina Bosiek, która wywróciła się na 14. okrążeniu i nie dojechała do mety. Zdaniem Czyszczoń można byłoby wypracować wspólną taktykę na tę konkurencję.
„Współpraca ma sens, tylko że trzeba to ćwiczyć. Nie jest tak, że my zostaniemy rzucone i zrobimy od razu wszystko razem. Ja i Karolina jesteśmy różnymi zawodniczkami – ja mam wytrzymałość, ale nie jestem w stanie zaatakować tak jak ona na ostatnich kołach i być w czubie” – analizowała.
Z jej opinią zgadza się Bosiek.
„To by było najlepsze rozwiązanie, bo patrząc na Kanadyjki, Holenderki, Amerykanki – one zawsze jadą ten bieg drużynowo, jedna pracuje na drugą. W Polsce jeszcze tego nie ma. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo to robi dużą różnicę. Trzeba wymieniać się tymi miejscami. To powinno być ustalone odgórnie, między trenerami” – oceniła łyżwiarka, która w niedzielę skończy 22 lata.
Olimpijska rywalizacja w łyżwiarstwie szybkim w Pekinie już się zakończyła. Ceremonia zamknięcia planowana jest na niedzielę.
Z Pekinu – Maciej Machnicki (PAP)
mm/ co/