Coraz gorsza sytuacja panuje na greckiej wyspie Lesbos, gdzie utknęło ponad 5 tysięcy migrantów. Lokalne władze apelują o pomoc do rządu, bo nie mają dokąd przewozić kolejnych uchodźców.
Z każdym dniem wzrasta liczba imigrantów, którzy docierają z Turcji na greckie wyspy we wschodniej części Morza Egejskiego. Komendant straży przybrzeżnej na Lesbos w oficjalnym liście do ministra żeglugi napisał, że nie wie już, co robić z migrantami. Lokalne ośrodki są przepełnione, a na wejście do punktu rejestracji uchodźcy czekają w kolejce nawet kilka godzin. Zagrożone jest zdrowie publiczne, wzrosła też drobna przestępczość na wyspie, bo wielu migrantów tkwi tam od czasu wprowadzenia w życie w połowie marca unijno-tureckiego porozumienia. Coraz częściej dochodzi też do konfliktów między różnymi narodowościami.
Podobna sytuacja panuje na innych greckich wyspach we wschodniej części Morza Egejskiego, gdzie utknęło ponad 12 tysięcy osób. To kilka tysięcy więcej niż miejsc w lokalnych ośrodkach. Grecki rząd planuje przewiezienie w głąb kontynentu uchodźców, którzy stwarzają problemy. Do końca tygodnia ma też przewieźć do Aten 300 migrantów, którzy dobrowolnie chcą powrócić do swoich krajów.
Tymczasem trwa zwiększony napływ uchodźców, głównie na Lesbos, Chios, Kos i Samos. Tylko wczoraj dotarło tam kolejnych 400 osób. W całej Grecji z powodu zamkniętych granic na szlaku bałkańskim utknęło prawie 59 tysięcy migrantów.
Beata Kukiel-Vraila, Ateny/mcm/Siekaj, Fot. Dreamstime