Niespełna 22-letnia Ewa Różańska zdobyła srebrny medal w rzucie młotem podczas mistrzostw Europy w Monachium. „Trudno mi teraz nawet spokojnie zrobić zakupy, bo ludzie zaczepiają i proszą o zdjęcia, ale jest to miłe” – powiedziała PAP Różańska.
Różańska zdobyła w środę wieczorem srebrny medal ME w Monachium, chociaż przed finałem mało było takich, którzy postawiliby na taki rozwój wypadków. Polka w pierwszym rzucie poprawiła rekord życiowy – 71,63, a w szóstej serii poprawiła się na 72,12. W Niemczech wykorzystała pierwszą szansę na medal w seniorskiej imprezie międzynarodowej. Sezon poukładał się tak, że to ona jako jedyna reprezentowała Polskę w walce o medale. Z udziału w zawodach w Monachium kontuzja wykluczyła dominatorkę w tej konkurencji Anitę Włodarczyk. W eliminacjach odpadła medalistka olimpijska Malwina Kopron. Na placu boju została Różańska i postanowiła wykorzystać sytuację do granic możliwości.
Polka przegrała tylko z Rumunką Biancą Florentiną Ghelber. Trzecie miejsce zajęła Włoszka Sara Fantini.
„Powoli już do mnie dociera to, co zrobiłam. Zaczynałam to już rozumieć, gdy stanęłam na podium i medal zawisł na mojej szyi. Teraz się już z tym oswoiłam nieco” – powiedziała w rozmowie z PAP Różańska.
Zapytana, czy gdyby przed wyjazdem na mistrzostwa Europy miała postawić coś w zakładach bukmacherskich na swój medal, z rozbrajającą szczerością przyznała, że nie postawiłaby ani złotówki.
„Nigdy w życiu bym na to nie postawiła” – dodała z uśmiechem. Przyznała jednak, że czuła dobrą dyspozycję.
„Byłam dobrze przygotowana, ale nie zastanawiałam się nawet nad tym, czy dam radę poprawić życiówkę. Przecież ja jechałam na pierwszą seniorską imprezę w karierze” – mówiła.
Przyznał, że teraz wokół niej jest dużo szumu. „Mogłabym już się zamknąć, nigdzie nie wychodzić i od nikogo nie odbierać telefonów, bo nie lubię takich rzeczy” – podkreśliła młociarka.
Obecnie mieszka w Czarnej Białostockiej, gdzie przeprowadziła się, aby trenować pod okiem byłej trenerki Wojciecha Nowickiego — Malwiny Wojtulewicz-Sobierajskiej.
„Wczoraj poczułam na sobie tę rozpoznawalność. Trudno zrobić zakupy w popularnym markecie, czy w innym sklepie, bo ludzie poznają i proszą o zdjęcia. Ciężko normalnie coś kupić (śmiech). To jednak bardzo miłe, nie powiem, że nie” – dodała z wielką skromnością młoda zawodniczka.
Jeszcze większego zainteresowania spodziewa się po powrocie w swoje rodzinne strony — do Łęczycy k. Łodzi.
„Już raczej nie będę szukała wśród innych konkurencji rzutowym, bo przechodząc do nowej trenerki, postawiłyśmy ostatecznie na rzut młotem. Zobaczyłam, jakie ona do tego wszystkiego podejście i mi te metody od razu podpasowały. Dobrze się z tym czuję. Jeszcze w Karpaczu porzucam czymś innym i to będzie tyle. Nie chcę już wracać do dysku i kuli” – wskazała.
Jako sportową idolkę, co nie jest wielkim zaskoczeniem, wskazała Anitę Włodarczyk.
„Jej wyniki to kosmos. Przecież to jest różnica klas, fantastyczny poziom. Nie znam jednak Anity i nie wiem, jaką ona jest osobą. Na pewno jednak bardzo ciężko pracuje i ma mocną psychikę. Doświadczyłam sama tego w Monachium. Cieszę się, że moja głowa wytrzymała, bo to dzięki opanowaniu zdobyłam głównie ten medal” – oceniła.
Rezerw Różańska będzie szukała w technice. „Tu jest dużo do roboty. Siłowo jestem już na takim poziomie, że mogę walczyć ze światową czołówką” – powiedziała. Nie nakłada jednak na siebie wielkiej presji. Chce się — tak jak przez ostatnie lata — poprawiać z roku na rok.
„Gdyby znów było to ok. 3-4 metrów, to wyniki na poziomie 75 czy 76 metrów pozwalają myśleć o medalu mistrzostw świata. A może i igrzysk” – przyznała rezolutnie. (PAP)
autor: Tomasz Więcławski
twi/ sab/