W wielu miastach Francuzi gromadzą się przed swymi merostwami, pokazując wsparcie dla merów, którzy byli atakowani w czasie trwających od kilku dni zamieszek. „Musimy kontrolować imigrację” – powiedział w poniedziałek prezes Stowarzyszenia Merów Francji.
„Nie wolno nam ulegać prawu bandytów” – powiedział prezes Stowarzyszenia Merów Francji David Lisnard „Chcemy ożywienia obywatelskiego. Nie spuszczamy wzroku, nie boimy się. Musimy przywrócić edukację publiczną, uzbroić suwerenne państwo i kontrolować imigrację, aby przyjmować mniej i lepiej. Musimy walczyć z biurokracją, która organizuje władzę publiczną” – stwierdził Lisnard w wywiadzie dla stacji BFM TV.
W ciągu trwających od wtorku zamieszek zaatakowano 99 merostw w całym kraju – podało MSW.
Prezydent Emmanuela Macron zlecił utrzymanie „masowej” obecności policji w tzw. wrażliwych miejscowościach i przedmieściach, by zagwarantować „powrót do spokoju” przy jednoczesnym zmniejszeniu przemocy – poinformowało w poniedziałek otoczenia prezydenta.
Prezydent Macron rozmawiał w poniedziałek z merem miasteczka L’Hay-les-Roses Vincentem Jeanbrunem w departamencie Dolina Marny. To jego dom staranowali podpalonym samochodem uczestnicy zamieszek. Z budynku tylnym wyjściem uciekła jego żona z dwójką małych dzieci. Kobieta została zaatakowana i zraniona przez bandytów.
Minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin ocenił w poniedziałek, że „porządek” jest „przywracany, dzięki okazanej stanowczości”.
„Nie możemy szukać usprawiedliwienia społecznego tam, gdzie go nie ma” – powiedział Darmanin, który obiecał przeznaczyć 20 mln euro na naprawę zdewastowanych kamer i monitoringu miejskiego.
Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)
ksta/ tebe/