Wakacje to świetny moment na robienie pięknych, efektownych zdjęć. Jednak warto chwilę się zastanowić, zanim podzielimy się nimi za pośrednictwem portali społecznościowych. W ten sposób łatwo zrobić dziecku krzywdę
Nie ma się co oszukiwać, lubimy się chwalić: zagranicznym urlopem, samochodem, domem, dziećmi, sukcesami zawodowymi, prywatnymi, towarzyskimi. Zwłaszcza na Facebooku i innych portalach społecznościowych. Wiadomo, tu siła rażenia, jest zdecydowanie większa niż w realu. Bo wrzucimy jedną czy dwie fotki i zobaczą je wszyscy znajomi, a może i znajomi znajomych. A ponieważ od kilku tygodni szczęśliwe rozkoszujemy się wakacjami, na Facebooku królują zdjęcia z egzotycznych miejsc Europy i świata, z nadmorskich plaż i leśnej głuszy. Na nich mąż, narzeczony, przyjaciel, dzieci, rodzina – wszyscy w szampańskich nastrojach, uśmiechnięci i szczęśliwi. Jak to w lecie: ubrani jedynie w stroje kąpielowe, skąpe gatki, małe dzieci często gęsto nagusieńkie. To nasze chwalenie się wszystkim przed wszystkimi jest nawet zrozumiałe, przynajmniej dla prof. Janusza Czapińskiego, psychologa społecznego, który od lat z ludźmi rozmawia, więc zna nas jak mało kto. – Chwalenie się jest czymś zupełnie naturalnym. Kiedyś swoimi dziećmi chwaliliśmy się na ulicy, na której spotkaliśmy trzy sąsiadki i z dumą pokazywaliśmy im nasze pociechy. Dzisiaj rozwój nowych technologii daje nam nowe możliwości, więc skwapliwie z nich korzystamy – tłumaczy prof. Czapiński. Kiedyś o to, skąd w ludziach taka potrzeba ekshibicjonizmu, zapytałam prof. Zbigniewa Mikołejkę, filozofa i etyka, odpowiedział tak: „Właśnie z owego głodu tożsamości, potrzeby dowartościowania się, pokazania się. Bo nagle odkrywasz, dzięki internetowi właśnie, że jesteś jednym z milionów, milionów, milionów… I odzywa się w tobie głód nadania sensu i dania świadectwa swojego istnienia na takim poziomie, na jakim możesz to uczynić.” Więc to świadectwo dajemy na wszelakie możliwe sposoby, czasami się nawet w tej naszej aktywności zatracając. Nie dalej jak kilka dni temu portugalski sąd zakazał rodzicom 12-latki umieszczania w internecie jej zdjęć. Sędzia uznał, że nieletni, których zdjęcia publikowane są w sieci, to potencjalny cel przestępców seksualnych. I miał rację, bo jak zauważają polscy policjanci, takie zdjęcia półnagich dzieci wrzucone do internetu bardzo często można znaleźć w zarekwirowanych pedofilom materiałach. W uzasadnieniu wyroku sąd apelacyjny w Evorze stwierdził, że każdy człowiek bez względu na wiek ma prawo do zachowania swojej prywatności i dysponuje prawem do własnego wizerunku. Z czym także trudno się nie zgodzić, bo przecież dziecko to nie mebel ani wieża Eiffla, żeby robić mu zdjęcie i bez pytania o zgodę wrzucać do sieci. – Dziecko nie jest przedmiotem, który należy do rodzica, i ma prawo pozostać anonimowe w miejscach takich jak internet. To właśnie obowiązkiem rodzica jest ochrona wizerunku swojego dziecka – stwierdziła sędzia, uzasadniając orzeczenie. – Rosnąca w ostatnich latach popularność portali społecznościowych i ich zasięg sprawiają, że są one środkiem, za którego pośrednictwem przestępcy seksualni szukają potencjalnych ofiar – tłumaczyła dalej sędzia z Evory. Z takim podejściem do sprawy zgadza się przewodnicząca Portugalskiego Stowarzyszenia Zaginionych Dzieci (APCD) Patricia Cipriano. Tym bardziej, że w Portugalii rośnie liczba dzieci, których zaginięcie miało związek z korzystaniem przez nie lub ich rodziców z internetu. – W dalszym ciągu wielu rodziców beztrosko umieszcza w sieci zdjęcia swoich pociech, twierdząc, że dostępne są one jedynie dla wąskiego grona przyjaciół. Tymczasem zapominają, że przestępcy seksualni najczęściej wywodzą się właśnie z kręgu tak zwanych znajomych – dodała Cipriano. Decyzje sądów w Setubalu i potem w Evorze mogą być więc ważne z punktu widzenia ochrony dzieci w Portugalii, ale też świata. Sprawa 12-latki z Portugali wyszła właściwie troszeczkę przez przypadek. W sądzie w podlizbońskim Setubalu podczas procesu rozwodowego rodziców dziewczynki wyszło na jaw, że matka nastolatki publikuje na portalach społecznościowych zdjęcia córki. Sąd wydał zakaz takich publikacji, matka odwołała się od tego wyroku, ale sąd drugiej instancji utrzymał wyrok w mocy. Matka pewnie nie rozumie takiego stanowiska sądu. Ale też wielu rodziców nie widzi nic złego we wrzucaniu do sieci zdjęć swoich pociech. Anna, 38 lat, z wykształcenia informatyk, podobnie jak mąż. Maję dwójkę dzieci: 4- -letniego Adasia i 2-letnią Zosię. Mieszkają w dużym wojewódzkim mieście, stać ich na drogie wakacje, nianie, do pracy jeżdżą samochodami, każdy swoim. – Owszem, wrzucamy zdjęcia dzieci do internetu – przyznaje Anna. – Nie widzimy w tym zresztą nic złego. W końcu dziadkowie, którzy nie mieszkają tuż obok, mogą zobaczyć swoje wnuki. Znajomi też wrzucają zdjęcia dzieci do sieci – dodaje. Otwiera Facebooka i na dowód swoich słów pokazuje fotki, które do sieci wrzucają koleżanki z pracy, kuzynki, przyjaciółki. Rzeczywiście, dzieci na nich sporo. – Nie boisz się, że te zdjęcia wykorzystają na przykład pedofile? – dopytuję. – Nie pomyśleliśmy o tym. Zresztą to chyba lekka przesada z tymi pedofilami. Co, córka w stroju kąpielowym trafi do ich zbiorów? – wzrusza ramionami. Może trafić. Dzieci wcale nie muszą być nagie, aby wydawały się atrakcyjne seksualnym przestępcom. Ci wyłapują takie foty w sieci, a potem przesyłają sobie nawzajem. Warto o tym pamiętać także podczas wakacyjnych fotograficznych szaleństw. Czasami zresztą dzieciaki wykazują więcej rozsądku niż ich rodzice. Jolka, 44 lata, dziennikarka, ma 16-letnią córkę. Nigdy, przenigdy nie pochwaliłaby się na jakimkolwiek portalu społecznościowym swoją latoroślą. I nie chodzi o nią samą, ale o jej, kiedyś małą, dziś już nastoletnią córkę. – Pamiętam, Monika miała może z 9 lat, kiedy pojechaliśmy ze znajomymi na urlop. Wtedy na topie był portal społecznościowy Nasza Klasa. Zrobiliśmy na urlopie kupę zdjęć. Potem znajomi wrzucili je właśnie na Naszą Klasę. Kiedy Monika to zobaczyła, zrobiła mi awanturę. Stwierdziła, że nie chce, aby ktoś bez jej zgody umieszczał w sieci jej zdjęcia. I żeby była jasność, miała na sobie spodnie i kurtkę, nie było mowy o żadnej goliźnie, do brzydkich dziewczyn też nie należy – opowiada Jolka. Znajomi zdjęcia z Moniką usunęli z portalu. Tak jest do dziś: córka nie życzy sobie żadnych swoich fotek na Facebooku, czy na innych społecznościowych portalach. – Uważam, że w takich kwestiach ingerencję państwa powinna zastąpić edukacja – zauważa prof. Janusz Czapiński. W szkołach mówi się o niebezpieczeństwach, które czyhają w internecie. Tyle tylko, że małe dzieci nie mają świadomości, co z ich zdjęciami robią rodzice. Więc edukacja powinna obejmować także dorosłe osoby. A problem jest spory. W każdym razie dostrzegają go ci, którzy bronią praw najmłodszych i apelują także, a może przede wszystkim, właśnie do dorosłych. „Każdego dnia do internetu trafiają tysiące zdjęć dzieci. Wszystkie wyjątkowe, bo dokumentujące pierwszą kąpiel, pierwsze wakacje na plaży albo śmieszną minę dziecka. Do publikowania zdjęć swoich dzieci nago lub w bieliźnie przyznaje się co czwarty rodzic dziecka do 10 roku życia. Publikujący je rodzice zazwyczaj nie zastanawiają się ani do kogo mogą trafić te zdjęcia, ani co będzie się z nimi później działo” – można przeczytać na stronie Fundacji Dzieci Niczyje. Fundacja ruszyła właśnie z kampanią „Pomyśl, zanim wrzucisz” Chodzi o to, aby zwrócić uwagę na problem bezrefleksyjnego publikowania zdjęć dzieci przez ich rodziców oraz kwestie ochrony prywatności dzieci w internecie. Kampania ma potrwać do końca września. „Dzięki łatwości obsługi serwisów społecznościowych i ich popularności co dzień do internetu trafiają dziesiątki tysięcy zdjęć dzieci. Wszystkie wyjątkowe, bo dokumentujące a to pierwszą kąpiel, pierwszą wizytę na plaży, niezwykłą minę dziecka albo wyjątkowe zdarzenie, w którym dziecko wzięło udział, np. sprzątanie mieszkania. Rodzice zamieszczają je, bo kochają swoje dzieci, chcą się nimi pochwalić, podzielić z innymi wspaniałymi chwilami. Ale robią to bezrefleksyjnie, nie zwracając uwagi, że zdjęcia nie trafią wyłącznie do ich rodziny i znajomych, co więcej – że zdjęcie raz wrzucone do internetu zaczyna żyć własnym życiem” – czytamy na stronach fundacji. Wiadomo, że zdjęcia to wspaniała pamiątka. Trudno też posądzić rodziców o złe zamiary: mają prawo czuć się dumni ze swoich dzieciaków i chwalić się nimi przed całym światem. Ale z tymi fotkami wrzucanymi do internetu naprawdę trzeba uważać. Czasami beztroska może nas sporo kosztować, a przede wszystkich skrzywdzić tych, którymi tak bardzo chcemy się pochwalić.
Dorota Kowalska AIP