4.5 C
Chicago
piątek, 29 marca, 2024

Dr Lubecka: Polska otrzymała zaledwie 2–3 proc. z całości odszkodowań wypłaconych po wojnie przez Niemcy

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Szacuje się, że Polska – kraj najbardziej poszkodowany pod względem strat ludzkich i materialnych – otrzymała zaledwie 2–3 proc. z całości odszkodowań wypłaconych po wojnie przez Niemcy. To bardzo wiele mówi o skali rozliczenia Niemiec wobec Polski – powiedziała PAP dr Joanna Lubecka, historyk z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Krakowie oraz Akademii Ignatianum.

Polska Agencja Prasowa: Jakie konsekwencje II wojny światowej poniosły Niemcy – państwo, które 83 lata temu ją rozpoczęło?

 

Dr Joanna Lubecka: Można te konsekwencje podzielić na polityczne, gospodarcze i konsekwencje rozumiane jako rozliczanie zbrodni wojennych. Można powiedzieć, że na pewno nie były to konsekwencje adekwatne do poniesionej winy. Możemy też jednak zadać pytanie, czy kiedykolwiek świat osądził jakiegokolwiek agresora w sposób adekwatny do jego czynów.

 

Jeśli chodzi o Niemcy, to Trybunał Norymberski i tzw. procesy następcze były pierwszym przypadkiem na świecie, gdy obce państwa sądzą agresora. Nie znaczy to oczywiście, że efekt tego sądzenia był zadowalający. To odium sprawcy jednak działało bardzo krótko. Bo już 40-50 lat po wojnie RFN i później zjednoczone już Niemcy stały się jednym z najbardziej pożądanych politycznie i gospodarczo partnerów na świecie i fantastycznie sobie w tej sytuacji poradziły. Jeśli zaś chodzi o osądzenie niemieckich zbrodniarzy wojennych, to mamy duży problem. Bo ono przebiegało w miarę sprawnie do początku zimnej wojny.

 

W osądzeniu niemieckich zbrodniarzy wojennych zasadniczą rolę odegrała wola polityczna. Do Norymbergi doszło tylko dlatego, że zwycięskie mocarstwa chciały osądzać Niemców. Z kolei w 1948, 1949 r., kiedy już powstały dwa państwa niemieckie, wtedy w zasadzie odpuszczono sądzenie. Alianci przestają do tego dążyć. Sądzenie zbrodniarzy wojennych przekazują Niemcom. A w interesie Niemiec to nie leżało. Z naszej, dzisiejszej, polskiej perspektywy ważne są dwa aspekty. Pierwszy to sądzenie w wymiarze sprawiedliwości. Ono w Niemczech już słabo funkcjonuje. Drugi aspekt nazwałabym etycznym, moralnym. Niemcy twierdzą, że „wzorcowo” się rozliczyli ze zbrodniami, że „przepracowali temat” społecznie, i to jest kwestia dyskusyjna, bo jeśli porównamy ich z Austriakami, to rozliczyli się lepiej, pełniej, ale czy faktycznie „wzorcowo”? Powiem nieco przewrotnie, że może państwo niemieckie sobie to przepracowało, państwo w sensie rytuałów politycznych: Niemcy przyznają się do zbrodni, Niemcy w sensie przedstawicieli państwa niemieckiego, nie wypierają się tego. Natomiast nie zostało to przepracowane społecznie.

 

PAP: Czy jesteśmy w stanie oszacować, ilu zbrodniarzy osądzono, a ilu uniknęło procesów?

 

Dr J. Lubecka: Nie mamy pełnych, szczegółowych danych. Nie jesteśmy w stanie oszacować, ilu zbrodniarzy zostało osądzonych, bo tak naprawdę nie wiemy, ilu ich było. Kogo zakwalifikować jako zbrodniarza, a kogo nie? Podkreślam jednak, że jeśli spojrzymy na okres III Rzeszy, do próby oszacowania możemy użyć danych, np. „ilu Niemców należało do NSDAP?” – to ok. 10,5 mln osób. Albo: „ilu Niemców i Austriaków przewinęło się przez Wehrmacht?” – to ponad 15 mln. Niemieccy historycy szacują, że ok. pięciu procent żołnierzy Wehrmachtu brało udział w zbrodniach wojennych, a to oznacza 700-800 tys. ludzi. A jeśli do tego dodamy formację SS, wszystkie formacje policyjne, urzędników Urzędu Rasy i Osadnictwa, czyli tych, którzy planowali mordy? Adolf Eichmann, który kierował logistyką zagłady, nikogo osobiście nie zabił. To byli tzw. zbrodniarze zza biurka. Jeślibyśmy zsumowali te liczby, wyszłoby nam, że w każdej niemieckiej rodzinie statystycznie mamy może nie zbrodniarza, ale osobę uwikłaną, wspólnika zbrodni. Wyobraźmy sobie, że mamy rozliczać. To oznacza, że rozliczamy własnego ojca, brata, syna.

 

W momencie, gdy pod koniec lat czterdziestych Niemcom dano możliwość sądzenia, oni automatycznie od niego odstąpili. Wykorzystali sytuację polityczną, w której RFN stała się sojusznikiem Zachodu, alianci zaś przestali naciskać na rozliczenia. W swojej ustawie zasadniczej z 1949 r. Niemcy znieśli karę śmierci, co było oczywiste: świat oczekiwał tego, że Niemcy już więcej nie będą wykonywać kary śmierci. W kodeksie karnym RFN nie przyjęła też zasad Norymbergi – niemieckie sądy nie sądziły za zbrodnie przeciw ludzkości, pokojowi itd. Tych, których postawiono przed sądami RFN, sądzono za zabójstwa, a nie za morderstwa, a zabójstwa w prawie niemieckim ulegają przedawnieniu, i nawet gdy wiedziano, że ktoś był esesmanem i wykonywał wyroki lub mordował ludność cywilną, to jeśli nie udowodniono mu jego bezpośredniej winy, nie można go było postawić przed sądem np. za to, że był członkiem załogi KL Auschwitz. Nie uznawano tego za morderstwo i ulegało to przedawnieniu po dwudziestu latach. Szacuje się, że osądzono trzy procent osób z załóg obozów koncentracyjnych.

 

A wiemy przecież, że załogi obozów składały się z osób uwikłanych w zbrodnie i ze zbrodniarzy. Wiemy, jak wyglądały losy przywódców Rzeszy – projektantów zbrodni. Część z nich uniknęła procesów, bo popełnili samobójstwo, od Hitlera począwszy: Goebbels, Himmler, Göring i inni. Część nie stanęła przed sądem, gdyż uciekli. Alianci nie wiedzieli, jak wyglądali komendanci obozów, ich podobizny nie były rozpowszechnione, trudno ich było szukać. Po wojnie zaś łatwo się kamuflowali, żyli nawet pod swoimi nazwiskami, np. lekarze i naukowcy od eksperymentów pseudomedycznych pracowali na uczelniach. Inni, których poszukiwali alianci, uciekali tzw. szczurzym szlakiem, najczęściej do Ameryki Południowej, i unikali procesów. Generalnie po 1949 r. udawało się przeżyć w Niemczech, nawet mając krew na rękach, bez specjalnych starań.

 

PAP: Siedemdziesiąt lat temu w Luksemburgu RFN oraz kilkadziesiąt państw podpisało traktaty dotyczące wypłaty odszkodowań, reparacji wojennych. Dlaczego Polska nie otrzymała reparacji, choć Niemcy wypłacili je np. neutralnej Szwecji?

 

Dr J. Lubecka: Mówimy o tzw. political justice – sądownictwie politycznym. W przypadku reparacji, odszkodowań znów polityka miała decydujące znaczenie. Pamiętajmy, że rok 1952 to apogeum zimnej wojny oraz prawdziwej wojny w Korei i żaden kraj z bloku wschodniego, z wyjątkiem Związku Sowieckiego, nie otrzymał reparacji. Zresztą Sowieci sami sobie częściowo „wypłacili reparacje”, wywożąc z okupowanych Niemiec całe fabryki, linie technologiczne, towary i surowce. Fundusze, które przekazano Sowietom, miały być rozdzielone na kraje komunistyczne, na tzw. kraje satelickie. To była umowa z Niemcami, kontrasygnowana przez państwa zachodnie. Umowy luksemburskie dotyczą tylko krajów zachodnich oraz Izraela. RFN wypłaciła Izraelowi największe odszkodowania. Warto jednak pamiętać, że są to odszkodowania tylko i wyłącznie za wysiedlenia Żydów, a nie za ich śmierć. Nie było jakichkolwiek odszkodowań za Holokaust. Inne państwa, także te neutralne, jak Szwecja, otrzymały odszkodowania.

 

Otrzymała je również np. Grecja. Ale Grecy nadal grają odszkodowaniami, np. w trakcie kryzysu gospodarczego. Gdy kilka lat temu Niemcy próbowali naciskać na Grecję i żądali oszczędzania, Grecy natychmiast wyciągali kwestię odszkodowań i przypominali im o kwocie zaległych ponad 250 mld euro. Być może Polska w sensie formalno-prawnym nie ma szans w prawie międzynarodowym, ale reparacje mogą być elementem nacisku, ciągłego przypominania światu, kto wywołał II wojnę światową, podczas której Polska poniosła największe straty, co piąty jej obywatel zginął. Nawet jeśli Niemcy twierdziliby, że prawnie reparacje się nie należą, to mogą być one narzędziem w polityce.

 

PAP: W jakiej formie Niemcy wypłacili reparacje tym krajom, z którymi w 1952 r. podpisały umowy w Luksemburgu?

 

Dr J. Lubecka: To były bardzo różne formy. Reparacje były rozłożone w czasie, na transze. Nie było jednorazowych wypłat. Były to zwykle duże kwoty, nie było możliwości wypłacenia ich jednorazowo. W przypadku Izraela były to przede wszystkim transfery finansowe, lecz także w formie materialnej, np. w sprzęcie, w liniach technologicznych. Sowieci, jak wspomniałam, ze swojej strefy okupacyjnej, czyli późniejszego NRD, rozmontowywali i wywozili wszystko, co się dało – całe zakłady przemysłowe, tory kolejowe, sprzęt. W późniejszych latach RFN zakładała fundacje i to były dobrowolne zobowiązania rządu RFN wobec Polaków, bardziej wynikające z powodów moralnych. Fundacje były zasilane środkami pochodzącymi z Niemiec, ale personel pochodził z danego kraju. Na rzecz ofiar np. więźniów obozów koncentracyjnych były wypłacane pewne kwoty. Szacuje się, że Polska – kraj najbardziej poszkodowany pod względem strat ludzkich i materialnych – otrzymała zaledwie 2–3 proc. z całości odszkodowań wypłaconych po wojnie przez Niemcy. To bardzo wiele mówi o skali rozliczenia Niemiec wobec Polski.(PAP)

 

Rozmawiał Maciej Replewicz

 

Autor: Maciej Replewicz

 

Eksperci: problem reparacji wciąż otwarty – wymaga dobrej analizy prawnej

Droga do uzyskania reparacji od Niemiec jest wciąż otwarta; choć wymaga dobrej analizy w sprawie wyboru prawnych dróg dochodzenia tych roszczeń. Wiele przemawia za polskimi argumentami – wynika z opinii ekspertów, którzy w ostatnich dniach wypowiadali się m.in. dla PAP.

„RFN przeznaczyła na rzecz obywateli państwa polskiego łącznie około 600 mln marek niemieckich, licząc wypłaty dla ofiar eksperymentów pseudomedycznych oraz dla Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Wymieniona kwota nie stanowi nawet 1 proc. sumy, jaką rząd niemiecki przeznaczył po drugiej wojnie światowej na wypłaty odszkodowań dla obywateli państw Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych oraz Izraela” – zaznaczał, jeszcze we wrześniu 2017 r., w opinii opublikowanej w „Przeglądzie Sejmowym” prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego, dr hab. Robert Jastrzębski.

 

Jak głosiła ostatnia z tez tej opinii – „treść obowiązujących aktów prawa międzynarodowego oraz powojenna praktyka w zakresie reparacji, w tym dyskryminacyjna polityka RFN w stosunku do Polski i polskich obywateli w porównaniu z innymi państwami, które choć poniosły mniejsze straty materialne i osobowe otrzymały znacznie wyższe odszkodowania, przemawiają za dochodzeniem przez Polskę od Niemiec odszkodowań za szkody spowodowane podczas drugiej wojny światowej”.

 

Temat reparacji dla Polski od Niemiec powrócił ostatnio do debaty publicznej w 83. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej, 1 września br. Tego dnia na Zamku Królewskim w Warszawie zaprezentowano raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. Podano, że ogólna kwota strat Polski to 6 bilionów 220 miliardów 609 milionów zł, co w przeliczeniu daje 1 bilion 532 miliardy 170 milionów dolarów.

 

Jeszcze tego samego dnia rzecznik niemieckiego MSZ oświadczał, że „stanowisko niemieckiego rządu nie uległo zmianie, sprawa reparacji została zamknięta”. „Polska już dawno, bo w 1953 roku, zrzekła się dalszych reparacji i kilkakrotnie potwierdzała to zrzeczenie. To podstawa obowiązującego obecnie porządku europejskiego. Niemcy ponoszą odpowiedzialność polityczną i moralną za II wojnę światową” – dodawał.

 

Wtórował mu następnego dnia ambasador Niemiec w Polsce Thomas Bagger, który oceniał, że „z prawnego punktu widzenia kwestia reparacji została zamknięta, więc nie ma o czym mówić”.

 

„Fakty związane z okolicznościami rezygnacji 23 sierpnia 1953 r. przez rząd PRL z reparacji od Niemiec podważają tezę o podjęciu wówczas poprawnego prawnie aktu Rady Ministrów” – oceniał jednak w rozmowie z PAP Józef Menes z Rady Instytutu Strat Wojennych im. Jana Karskiego.

 

Kwestia tej deklaracji rządu Bolesława Bieruta wpisywała się w ówczesną politykę ZSRR, który po rozruchach i strajkach antykomunistycznych w NRD z czerwca 1953 r. zmienił kurs polityczny wobec Niemieckiej Republiki Demokratycznej – w tym w odniesieniu do dalszego jej obciążania finansowego. Latem tego roku pod naciskiem ZSRR swoje podejście do reparacji zmieniły władze PRL.

 

„Prawdopodobnie to posiedzenie Rady Ministrów z 23 sierpnia 1953 r. w ogóle się nie odbyło, bo to była niedziela i miało trwać 30 minut. Teoretycznie lista uczestników obejmowała 35 osób, ale nie ma podpisów tych ludzi” – zaznaczał Menes. Wskazywał, że poza wszystkim tego typu uchwała powinna być podjęta przez Radę Państwa PRL, a nie Radę Ministrów.

 

Także dyrektor Biura Analiz Sejmowych Przemysław Sobolewski przypominał w rozmowie z PAP, że ten akt zrzeczenia – obok poważnych wątpliwości, jakie budzi – dotyczył jedynie Niemieckiej Republiki Demokratycznej, z którą PRL utrzymywała wówczas stosunki.

 

„Odnosząc się do tej czynności warto przypomnieć dwa nazwiska: w pierwszej kolejności profesora Alfonsa Klafkowskiego, który w ekspertyzie z 1990 roku już wywodził i zwracał uwagę na szereg wątpliwości, zarówno faktycznych jak i prawnych, dotyczących tej czynności rządu PRL, jak i na opublikowane w 2004 roku stanowisko profesora Jana Sandorskiego, który również podnosił argumenty i zwracał uwagę na nieważność tej czynności z 1953 r.” – dodawał.

 

Również wiceprezes TK Mariusz Muszyński pisał w dzienniku „Rzeczpospolita”, że akt z 1953 r. nie spełnia wielu z kryteriów przewidywanych przez prawo międzynarodowe wobec aktu jednostronnego”. „Warto podkreślić, że przede wszystkim brak ten dotyczy kryterium warunku złożenia oświadczenia w sposób publiczny” – dodawał.

 

„Uchwałę po prostu przyjęto i zamknięto w archiwum. Wspomniały o niej media komunistyczne z 24 sierpnia 1953 r. Nie została ona natomiast przekazana stronie niemieckiej w drodze dyplomatycznej” – zaznaczał Muszyński.

 

Muszyński polemizował z prof. Stanisławem Żerką, który wcześniej na łamach tego dziennika oceniał, że „zdecydowana większość prawników, specjalistów w zakresie prawa międzynarodowego nie ma wątpliwości, że niczego już nie wywalczymy przed żadnym trybunałem”. „Jedyną instytucją, przed którą można by o to powalczyć, byłby w teorii Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze. Tyle że w praktyce tutaj sami sobie zamknęliśmy tę drogę w 1996 r., gdy zastrzegliśmy, że jurysdykcji tego trybunału nie będą podlegać sprawy sprzed roku 1989” – wskazywał Żerko.

 

Muszyński zaś oceniał, że „sytuacja prawna jest w miarę korzystna dla Polski, ewentualnie co najmniej niejednoznaczna”. Przyznawał jednak, że „MTS odpada ze względów formalnych”. „A nawet gdyby obie strony zgodziły się ad hoc wnieść tam problem, to lepiej tego nie robić. Siła polityczna Niemiec w oddziaływaniu na MTS jest zbyt duża” – pisał wiceprezes TK. Jego zdaniem „zostaje bezpośredni dialog i naciski na rząd niemiecki”.

 

Natomiast adwokat, dr Monika Brzozowska, wskazała w rozmowie z PAP, że choć „problemem jest to, że – podlegając pod jurysdykcję MTS – i Polska, i Niemcy wniosły zastrzeżenie co do spraw sprzed 1990 r.”, to „jednak w 2012 r. MTS już raz rozstrzygał taką sprawę pomiędzy Niemcami, a Włochami w kontekście odszkodowań dla włoskich robotników przymusowych”.

 

„Na drogę sądową we Włoszech wystąpili byli robotnicy przymusowi i przeszli oni całą ścieżkę sądową w swoim kraju. We Włoszech zasądzono zadośćuczynienia, które zaczęto egzekwować. Wówczas Niemcy zwrócili się do MTS. Co prawda Trybunał potwierdził niemiecką argumentację i uznał immunitet Niemiec, ale były zdania odrębne, a od tego czasu bardzo zmieniła się tendencja w odniesieniu do immunitetów państw” – powiedziała mec. Brzozowska.

 

Wskazała, że niezależnie od tego odrębną drogą do dochodzenia roszczeń od Niemiec mogą być spory indywidualne podnoszone np. przez poszczególnych obywateli, gdyż czyny dokonane w ramach działań ludobójczych nie podlegają przedawnieniu.

 

„Dlatego uważam, że wszystko jest otwarte. Wymaga to przemyślenia i dobrej analizy prawnej, ale karty są na stole” – podkreślała Brzozowska.

 

Wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk zapowiedział w środę, że noty do rządu niemieckiego ws. reparacji wojennych dla Polski należy spodziewać się do końca roku. „Tematu nie da się przemilczeć, a raport ws. strat wojennych bardzo dobrze udowadnia, że odpowiedzialność odszkodowawcza Niemiec nie wygasła” – ocenił wiceminister. (PAP)

 

autor: Marcin Jabłoński

 

Wiceszef MSZ: nota ws. reparacji wojennych będzie przekazana w perspektywie kilku tygodni

Zgodnie z poleceniem premiera MSZ przygotowuje notę ws. reparacji wojennych od Niemiec; pracują nad tym nasi eksperci, prawnicy, a także dyplomaci z Departamentu Polityki Europejskiej; przekazanie noty stronie niemieckiej to perspektywa kilku tygodni – poinformował wiceszef MSZ Marcin Przydacz.

„Zgodnie z poleceniem pana premiera (Mateusza Morawieckiego), Ministerstwo Spraw Zagranicznych przygotowuje tę notę, pracują nad tym nasi eksperci, prawnicy, ale także i dyplomaci z Departamentu Polityki Europejskiej. Jak tylko będzie ta nota oczywiście gotowa, przekażemy ją najpierw oczywiście do oceny pana premiera, następnie do strony niemieckiej, oczekując konstruktywnej reakcji” – podkreślił w poniedziałek wiceminister SZ, pytany w Programie Pierwszym Polskiego Radia na jakim etapie jest w tej chwili sprawa reparacji.

 

Przydacz wyraził nadzieję, że „dialog polsko-niemiecki wokół spraw historycznych będzie konstruktywny, a nie emocjonalną reakcją na sprawy ważne dla wszystkich Polaków”. „Niemcy oczywiście poczuwają się do odpowiedzialności za wywołanie II wojny światowej, ale za poczuciem odpowiedzialności nie mogą iść tylko słowa, ale powinnam iść także reakcja w postaci tej konstruktywnej dyskusji o reparacjach” – zaznaczył. Pytany o perspektywę czasową, w jakiej nota może trafić do strony niemieckiej, ocenił, że według niego chodzi o perspektywie kilku tygodni.

 

Wiceszef MSZ został też poproszony o wyjaśnienie, jaka jest waga takiego wystąpienia i jak jest postrzegane w języku dyplomatycznym. „To jest oficjalne stanowisko państwa. Nota dyplomatyczna świadczy o tym, że dane państwo właśnie z takim stanowiskiem występuje. To już nie są tylko dywagacje publicystyczne, czy dyskusja polityczna, parlamentarna, tylko wraz z wystosowaniem noty dane państwo przedstawia swoje stanowisko w sposób oficjalny i w naturalny sposób oczekuje się reakcji państwa, w tym wypadku naszego sąsiedniego państwa niemieckiego na tę notę” – mówił Przydacz.

 

W tym kontekście zaznaczył, że także z powodu tych przesłanek, „ta nota musi być dobrze przygotowana”. „A mając świadomość, że ten raport jest dość obszerny, bo składa się z trzech tomów, zależy nam na tym, żeby ten dokument był przygotowany jak najlepiej” – powiedział wiceminister SZ.

 

1 września w Warszawie zaprezentowano raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. Podano, że ogólna kwota tych strat to ponad 6 bilionów 220 miliardów zł. Dzień później wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk przekazał raport niemieckiemu koordynatorowi do spraw współpracy z Polską Dietmarowi Nietanowi. Jak informował premier Mateusz Morawiecki, wkrótce ma być też przygotowana i wysłana do Niemiec oficjalna nota dyplomatyczna. (PAP)

 

Jabłoński: nigdy nie nastąpiło zrzeczenie się reparacji od Niemiec

Nigdy nie nastąpiło żadne zrzeczenie się przez Polskę reparacji; nie ma jakiegokolwiek dokumentu, który w sposób skuteczny, zgodny z prawem międzynarodowym zwalniałby Niemcy z tego zobowiązania – mówił w poniedziałek wiceszef MSZ Paweł Jabłoński

Polski rząd zapowiedział, że wkrótce ma zostać przygotowana i wysłana do Niemiec oficjalna nota dyplomatyczna ws. reparacji. W poniedziałek wiceszef MSZ Paweł Jabłoński był pytany w TVP Info, jaka będzie podstawa prawna tego dokumentu i na co powoła się Polska wzywając Niemcy do zapłaty za straty poniesione w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej.

 

„Przede wszystkim powołamy się na to, że nigdy nie nastąpiło żadne zrzeczenie się reparacji” – odparł Jabłoński. Przyznał, że w przestrzeni publicznej pojawiały się tego rodzaju tezy i argumenty, które głosiły, że rząd – a raczej „jakiś zarząd pod kontrolą Związku Sowieckiego” – w latach 50. miał „rzekomo zrzec się reparacji. „Nic takiego nie nastąpiło” – zaprzeczył tym opiniom Jabłoński. „Nie ma jakiegokolwiek dokumentu, który w sposób skuteczny, zgodny z prawem międzynarodowym zwalniałby Niemcy z tego zobowiązania” – podkreślił.

 

Wiceminister dodał, że Polska nie była stroną jakichkolwiek układów między Związkiem Radzieckim, a Niemcami, ani nie była stroną układu (porozumienia) 2+4 z 1990 roku. „A zatem nigdy nie zrzekliśmy się tych roszczeń i nigdy Niemcy nie zostały zwolnione z odpowiedzialności. Cały czas tą odpowiedzialność ponoszą” – powiedział wiceszef MSZ.

 

Dopytywany, czy Niemcy nie powiedzą, aby Polska zgłosiła się ws. reparacji do Federacji Rosyjskiej, wiceszef ocenił, że Niemcy „z pewnością będą odbijać piłeczką na różne sposoby”. „Widzimy to w różnych dyskusjach dotyczących naprawy historycznych krzywd” – dodał.

 

Podkreślił jednak, że w tej dyskusji ogromne znaczenie będzie miała opinia publiczna. „I działania w tej sprawie będą niezwykle ważne, żeby opinia publiczna na Zachodzie uświadomiła siebie coś, czego dzisiaj często nie wie: że Polska nigdy nie otrzymała pieniędzy za II wojnę światową” – powiedział.

 

1 września w Warszawie zaprezentowano raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. Podano, że ogólna kwota tych strat to ponad 6 bilionów 220 miliardów zł. Dzień później wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk przekazał raport niemieckiemu koordynatorowi do spraw współpracy z Polską Dietmarowi Nietanowi. Jak informował premier Mateusz Morawiecki, wkrótce ma być też przygotowana i wysłana do Niemiec oficjalna nota dyplomatyczna.

 

Sprawa uzyskania reparacji od Niemiec za zniszczenia dokonane przez Niemcy w Polsce podczas II wojny światowej jest w ocenie części historyków i prawników niejednoznaczna. Mimo że 23 sierpnia 1953 r. ówczesna PRL zrzekła się formalnie roszczeń od Niemiec, to kwestionowana jest przez niektórych politologów i prawników skuteczność tego aktu.

 

Rada Ministrów PRL przyjęła wówczas uchwałę-oświadczenie, w której stwierdza: „Biorąc pod uwagę, że Niemcy zadośćuczyniły już w znacznym stopniu swoim zobowiązaniom z tytułu odszkodowań i że poprawa sytuacji gospodarczej Niemiec leży w interesie ich pokojowego rozwoju, Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej – pragnąc wnieść swój dalszy wkład w dzieło uregulowania problemu niemieckiego w duchu pokojowym i demokratycznym oraz zgodnie z interesami narodu polskiego i wszystkich pokój miłujących narodów – powziął decyzję o zrzeczeniu się z dniem 1 stycznia 1954 r. spłaty odszkodowań na rzecz Polski”.

 

Obecnie kwestią sporną jest, czy deklaracja podległego Moskwie rządu w Warszawie dotyczyła nie tylko ówczesnej NRD, ale całych Niemiec. Zdaniem rządu Ewy Kopacz, który w sierpniu 2015 r. odpowiadał na interpelację posła Kazimierza Moskala „Oświadczenie Rządu PRL z 23 sierpnia 1953 r. o zrzeczeniu się przez Polskę reparacji wojennych, Rząd RP uznaje za obowiązujące (…) Oświadczenie z 23 sierpnia 1953 r. było podjęte zgodnie z ówczesnym porządkiem konstytucyjnym, a ewentualne naciski ze strony ZSRR nie mogą być uznane za groźbę użycia siły z pogwałceniem zasad prawa międzynarodowego, wyrażonych w Karcie Narodów Zjednoczonych”.

 

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz stwierdził, że sprawa reparacji została już ostatecznie rozstrzygnięta w prawie międzynarodowym. W wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Scholz powiedział: „Mogę zaznaczyć, podobnie jak wszystkie poprzednie rządy federalne, że kwestia ta została ostatecznie rozstrzygnięta w prawie międzynarodowym”. Odrzucając polskie roszczenia zapłaty, rząd federalny powołuje się na porozumienie dwa plus cztery z 1990 r., dotyczące niemieckiej jedności w polityce zagranicznej. (PAP)

 

autor: Daria Kania

 

dka/ par/

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520