Sędzia z Arizony nieumyślni obraził… wszystkich stróży prawa w Arizonie – o ile nie w całych Stanach Zjednoczonych. Cała sytuacja była skutkiem wykombinowania przez prawników więźnia z celi śmierci, jak uczynić z Arizona’s Board of Executive Clemency (która kieruje wnioski do gubernatora o prawo łaski) instytucję chwilowo niewiarygodną – przekazał portal „Arizona Republic”.
Adwokaci Clarence’a Dixona – skazanego na śmierć – złożyli do sądu petycję, twierdząc, że rada jest „nielegalnie utworzona”, bo ma w składzie zbyt dużo byłych członków organów ścigania.
Prawo Arizony zakłada, że Board of Executive Clemency nie może mieć więcej, niż dwóch członków z tej samej grupy zawodowej. Chodzi o zapewnienie odpowiedniego przekroju w profesjach obywateli – zróżnicowaniu ich – którzy decydują o życiu lub śmierci innych obywateli.
Rada ma liczyć pięciu członków. Jedno miejsce jest w tej chwili wolne, a trzy pozostałe są obsadzone mężczyznami, którzy swoje życie zawodowe spędzili w formacjach policyjnych.
Michael Johnson i Salvador Freni po kilkudziesięciu latach służby przeszli na emeryturę z Departamentu Policji w Phoenix. Louis Quinonez spędził lata pracując dla różnych agencji w tym samym zawodzie. A przynajmniej tak myślał… że to był jego zawód.
Sędzia Sądu Najwyższego Maricopa County, Stephen Hopkins stwierdził, że życie Quinoneza jednak miało inny przebieg… bo jego zdaniem stróż prawa, to nie zawód. Tym samym Board of Executive Clemency zostało wybrane legalnie, ale niesmak po tej decyzji, dla wszystkich stróżów prawa, pozostał. Hopkins argumentował swój osąd tym, że „z historycznego punktu widzenia egzekwowanie prawa nie było uważane za »zawód«”.
Czy w świetle tej decyzji związki zawodowe policjantów mają prawo istnieć?
Prawnicy Dixona rozważają apelację od wyroku sędziego.
Red. JŁ