12.6 C
Chicago
sobota, 11 maja, 2024

Czas ochronny Igi Świątek minął. Jako numer jeden w świecie, wszystkie reflektory będą skierowane na nią

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

„Czas ochronny Igi Świątek na naukę już minął. Teraz, jako numer jeden w świecie, gdziekolwiek się pojawi, wszystkie reflektory będą skierowane na nią” – powiedział w wywiadzie dla PAP Radosław Szymanik, trener tenisa, były kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Davisa.

Polska Agencja Prasowa: Zanim o Polakach, proszę o komentarz do nagłego zejścia z tenisowych aren Australijki Ashleigh Barty. Jak pan to odebrał?

 

Radosław Szymanik: Z punktu widzenia osoby mocno związanej z tym sportem ta decyzja sprawiła, że poczułem się smutny. Będzie nam brakować tej wybitnej zawodniczki, która grała mądrze i spektakularnie, stosowała sporo ciekawostek i dodawała tourowi dużo kolorytu. To była taka Steffi Graf 21. wieku. Ale z drugiej strony bardzo szanuję, że zrobiła to na własnych warunkach. Myślę, że wkrótce poznamy prawdziwą genezę dlaczego tak się stało, bo obecnie spekuluje się m.in. na temat ciąży.

 

PAP: Barty ma dopiero 25 lat. Czy nie za wcześnie na całkowity rozbrat z tenisem?

 

R.S.: Odejście w takim momencie świadczy o jej odwadze, ale ona już raz pokazała, że kiedy nie czuła się komfortowo i przeszkadzało jej podróżowanie, to nie miała oporów, by zrobić sobie przerwę. Teraz jednak zapowiedziała definitywny koniec. Z szacunku dla zawodniczek z touru poprosiła nawet WTA, aby ściągnęli ją z pierwszego miejsca. Uważała, że skoro nie wróci to gry, to byłoby nie fair, żeby jej nazwisko wciąż tam widniało. To też trzeba uszanować i docenić.

 

PAP: Czy taki „prezent” od Barty mógł nie spodobać się znanej ze sportowych ambicji Idze Świątek?

 

R.S.: Trzeba by o to zapytać samą Igę. Ona zawsze podkreślała, że chce walczyć o pierwsze miejsce i że jest gotowa na podjęcie wyzwania, a bycie numerem jeden było właśnie z tej kategorii. Dlatego takie okoliczności nie są do końca fajne. Ale dla mnie i tak Iga w tym roku jest wyraźną „jedynką”. W klasyfikacji WTA Race była przecież wyżej niż Barty.

 

PAP: Do tej pory Świątek tonowała oczekiwania i mówiła, że ze wszystkim dopiero się oswaja. Jak długo zajmie jej nauka, jak grać z pozycji rakiety numer jeden?

 

R.S.: Nie będzie na to czasu, bo każdy będzie ją teraz chciał „ugryźć”. Mówimy tu o podejściu „bij mistrza”. Obojętnie, jaka zawodniczka WTA – nr 120 czy nr 5 – będzie miała teraz ekstra motywację, aby ją ograć i sprawić sensację. Gdziekolwiek Iga się nie pojawi, wszystkie reflektory będą skierowane na nią, więc czas ochronny na naukę właśnie minął. Została rzucona z płytkiego basenu do oceanu i musi pływać między rekinami.

 

PAP: Jaki jest sposób na to, aby Polka jak najdłużej liderowała klasyfikacji WTA? Czy – w ślad za Barty – postawić na jakość turniejów, a nie na ich liczbę?

 

R.S.: Generalnie się z tym zgadzam, ale zostawmy to jej teamowi. Bo trzeba przyznać, że sztab ma bardzo dobry. Jest Tomek Wiktorowski, który pracował z Agnieszką Radwańską na różnych stadiach jej kariery. Też mieli moment, gdzie zmagali się z jej problemami zdrowotnymi i musieli odpowiednio dobierać starty. Ma Macieja Ryszczuka, fajnego człowieka od przygotowania motorycznego, który też jest fizjoterapeutą. Ma Darię Abramowicz, która jest psychologiem. To doświadczona ekipa i bardzo dobrze znająca Igę. Wiedzą, że mają do czynienia z młodą dziewczyną, która jest zdrowa, silna i szybka. Jest też w tym roku bardziej odporna. Jeśli były jakieś zawirowania mentalne, to potrafiła sobie z nimi radzić, np. w Indian Wells pokazała, że grając przeciętnie potrafiła podnieść swój poziom i odwrócić losy kilku spotkań. Nie grać dobrze, a wygrać – to jest olbrzymia sztuka.

 

PAP: Zmieni się także jej postrzeganie przez WTA, dojdą obowiązki ambasadorki tenisa, co może sprawić, że czasu na trening, odpoczynek będzie mniej?

 

R.S.: Bez wątpienia. Organizatorzy wszystkich turniejów będą zabiegać, aby się u nich pojawiła, bo występ pierwszej rakiety świata to zawsze wartość dodana. Dużo będzie też pokus materialnych, ale i obowiązków wobec sponsorów i ich oczekiwań. Tej komercyjnej strony touru będzie się jednak dopiero uczyć, więc będzie jej potrzebny sztab ludzi, żeby wszystko dobrze zgrać. To będzie na plus finansowo, ale mocno obciążające. Tak to jednak wygląda, kiedy jesteś na topie.

 

PAP: W ubiegłym roku Iga grała bardzo solidnie i równo. Początek tego sezonu też ma mocny. Czy ma „papiery”, aby zdominować kobiecy tenis w najbliższych latach?

 

R.S.: Nie wiem, czy coś takiego się wydarzy, bo nie wiem, co zrobią inne czołowe dziewczyny. Każda z nich będzie chciała wykorzystać otwierającą się przestrzeń. Iga jest świetna fizycznie, ma bardzo dobre ciało do sportu. Jest zdrowa, gra bez przeciążeń. Tenisowo też się rozwinęła i ma dużo atutów: poruszanie się, sprawność, technikę. Na bazie tego, co już ma, Tomek Wiktorowski będzie wiedzieć, co jeszcze można poprawić, ale tak, żeby nie przedobrzyć. Na pewno jednak ten początek roku imponuje. Nie przypominam sobie, żeby któraś zawodniczka kiedykolwiek weszła w sezon grając tak powtarzalnie. Można wygrać pojedyncze zawody, ale to, że w każdym turnieju dochodzi do końcowej fazy lub wygrywa dwie duże imprezy z rzędu, musi budzić uznanie.

 

PAP: Co Idze daje trener Wiktorowski, czego nie mógł dać Piotr Sierzputowski?

 

R.S.: Dużej różnicy pomiędzy nimi nie ma. Tomek ma większe doświadczenie i lepszą znajomość touru, a także pewnych wewnętrznych schematów. Do Piotrka mam dużo szacunku i bardzo go lubię. Wykonał nieprawdopodobną robotę i doprowadził Igę do pewnego etapu. Ale widocznie potrzebowała teraz świeżego spojrzenia. Tomek jest w zasadzie osobą nową, ale jest też dla Igi autorytetem. Ona wie kim był, szanuje jego pracę, bo zawsze się wypowiadała pozytywnie o Agnieszce Radwańskiej. To, że teraz ma trenera, który wiele lat pracował z klasową zawodniczką i jej wielką poprzedniczką, jest dla niej pozytywnym bodźcem. A jeśli do tego dochodzą dobre wyniki, to ta motywacja tylko się zwiększa.

 

PAP: A to się z kolei przekłada na atmosferę. Ostatnio widać Igę uśmiechniętą, co też chyba dobrze wróży tej współpracy…

 

R.S.: Jeszcze do niedawna była spięta i wewnętrznie sfrustrowana. Teraz jest inaczej, ale ciężko przewidywać, czy tak będzie zawsze. Nie można oczekiwać, że będzie wiecznie wygrywać i dominować przez cały sezon. Gdyby tak było, to miałaby matematyczne szanse na 11 tysięcy punktów w rankingu i zrobiłaby z siebie drugą Serenę Williams. Dlatego poczekajmy, dopiero 1/3 sezonu za nami. Wybitny początek sprawia, że nawet jeśli już do końca będzie grać średnio, to raczej na pewno na koniec sezonu będzie w „ósemce”.

 

PAP: A co z Hubertem Hurkaczem? Koniec marca, a u niego brak osiągnięć z ubiegłego roku. Z czego to wynika?

 

R.S.: Już wcześniej mówiłem, że ten rok będzie dla niego trudny. To jest sezon potwierdzania pewnych rzeczy – podobnie rok temu miała Iga. Ciężko się broni punktów i równe trudno jest radzić sobie ze wszystkimi obciążeniami. Dlatego wystarczy, gdy będzie grał solidnie, a na koniec roku utrzyma się w czołowej „15” na świecie. Wiadomo, że oczekiwania są dużo większe, ale ważne, że nie ma regresu. Pokazuje, że jest na stałe w czołówce, że okrzepł. Rozwija się, ale też i inni nie stoją w miejscu. W Dubaju grał bardzo dobrze i był bliski zwycięstwa, ale na drodze stanął ponadprzeciętnie grający Rublow. Zabrakło sportowego łutu szczęścia. Chciałbym oczywiście, żeby wygrywał turnieje, bo wtedy są i punkty, i pieniądze, ale jeśli zdrowie pozwoli i będzie dochodził do faz półfinałowych, to też będę się cieszył.

 

PAP: Młodzi Polacy na fali, ale ostatnio słychać też było, że w tenisowej LOTTO Superlidze mają się zaprezentować 33-letnia Agnieszka Radwańska oraz 31-letni Jerzy Janowicz. Co stoi za tymi decyzjami?

 

R.S.: W projekcie zawodowej ligi nazwiska takich, powiedzmy „emerytowanych” sportowców są fajne, bo będą przyciągać kibiców. Agnieszka robi to z sentymentu klubowego. Nie ma nic do udowodnienia ani sobie, ani komu innemu. Dla niej to będzie motywacja do trzymania formy fizycznej.

 

PAP: A Janowicz?

 

R.S.: Jurkowi da to namiastkę bycia w świetle jupiterów. Będzie czuł, że jest potrzebny. Takie mecze – oprócz zastrzyku finansowego i wartości dodanej dla ligi, bo ludzie przyjdą zobaczyć go na żywo – dadzą mu dodatkowe paliwo i okazję do treningu. Grał niedawno w Lugano, gdzie dostał „dziką kartę”, bo chce jeszcze spróbować wrócić do touru. Jego kariera była przerywana przez kontuzje i nie czuje się do końca spełniony.

 

Rozmawiał: Tomasz Moczerniuk (PAP)

 

moc/ pp/ sab/

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520