Donald Tusk po wyjściu z przesłuchania w Prokuraturze Krajowej mówił, że nie było zakazu otwierania trumien ofiar katastrofy smoleńskiej, a kwestię tę regulują nadal obowiązujące procedury. Rodziny ofiar temu zaprzeczają.
Szef Rady Europejskiej i były polski premier był przesłuchiwany w śledztwie dotyczącym między innymi nieprawidłowości w sekcjach zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Jedną z kwestii poruszonych podczas przesłuchania była właśnie sprawa otwierania trumien. Donald Tusk w późniejszej rozmowie z dziennikarzami zaprzeczał jakoby wydano zakaz ich otwierania. „Nikt takiego zakazu nie wydawał. O tym, w jaki sposób postępuje się w takich sytuacjach precyzyjnie opisują procedury. One były wtedy i dzisiaj takie same” – powiedział były premier.
Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, w rozmowie z TVP Info nazwał Donalda Tuska „notorycznym kłamcą smoleńskim”. Mówił, że o zakazie otwierania trumien informowała Ewa Kopacz. „Nam, rodzinom, osobom, które zadały pytanie o zakaz otwierania trumien, jasno i wyraźnie tłumaczyła, że takie są przepisy, że takie są przepisy epidemiologiczne, że trumny nie mogły być otwierane, nie będą otwierane i koniec kropka. Donald Tusk był tego świadkiem” – mówił Piotr Walentynowicz.
Magdalena Pietrzak-Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, który zginął w katastrofie smoleńskiej, mówiła TVP Info, że w sprawie chodzi przede wszystkim nie o otwieranie trumien, a o sekcje zwłok. „Istnieje coś takiego jak bezpośredniość dowodu, czyli obowiązek pozyskania wszelkich dowodów osobiście, a nie zdawania się na pomoc prawną i to, czy rodziny miały otwierać trumny, czy ich nie miały, jest sprawą drugorzędną” – powiedziała Magdalena Pietrzak-Merta.
Przesłuchanie Donalda Tuska w charakterze świadka trwało prawie 8 godzin.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/TVP Info/vey/dyd