Dwanaścioro migrantów z Kuby dotarło we wtorek do wybrzeży Florydy. Płynęli przez sześć dni na malutkiej łódce z białym żaglem.
Wśród migrantów znalazło się jedenastu mężczyzn i jedna, mająca 16 lat kobieta, która zostawiła w ojczyźnie małe dziecko. Na pokładzie był też pies.
– Kiedy zaczęliśmy się zbliżać, byliśmy bardzo zmartwieni, bo zobaczyliśmy nad nami samoloty i baliśmy się, że zostaniemy zatrzymani – mówi 18-letni pasażer. Jego towarzysze dodają, że dwa ostatnie dni podróży były najgorsze, ponieważ warunki na wodzie były bardzo trudne. Skończyły im się też zapasy jedzenia i picia. W końcu jednak we wtorek dotarli na ląd. Tuż przy brzegu wyskoczyli z łodzi i niosąc amerykańską flagę, wpadli sobie w ramiona.
– Nigdy tego nie zapomnę. Byli bardzo przestraszeni. Płakali, byli podekscytowani – mówi kobieta będąca świadkiem przybycia Kubańczyków.
Ponieważ udało im się dotrzeć na ląd, migranci nie zostaną deportowani.
(łd)