W Stanach Zjednoczonych kolejne kontrowersje związane z wypowiedzią Donalda Trumpa. Biznesman wypowiedział wczoraj słowa, które jego przeciwnicy zinterpretowali jako zachętę do przemocy wobec Hillary Clinton. Donald Trump uznał zarzuty za absurdalne.
Podczas wiecu w Karolinie Północnej Donald Trump przekonywał, że jeśli Hillary Clinton zostanie prezydentem, to wskaże sędziów Sadu Najwyższego, którzy podważą prawo do posiadania broni zawarte w 2. poprawce do Konstytucji USA. „Jeśli to ona otrzyma prawo wyboru sędziów, to nic nie będziecie mogli zrobić. Chociaż…ludzie 2. poprawki może będą mogli, nie wiem” – mówił miliarder.
Sztab Hillary Clinton uznał słowa Donalda Trumpa za niebezpieczne. Kandydat demokratów na wiceprezydenta Tim Kaine stwierdził, że nikt, kto ubiega się o przywództwo w państwie, nie powinien mówić rzeczy, które mogą być zachętą do przemocy. Były szef CIA Michael Hayden powiedział w CNN, że jest zszokowany słowami Donalda Trumpa i że jako kandydat na prezydenta powinien on ważyć słowa.
Część zwolenników Donalda Trumpa uznała jego słowa za żart, inni przekonywali, że miliarder wzywał do mobilizacji politycznej zwolenników 2. poprawki do konstytucji. Sam Donald Trump stwierdził w telewizji Fox News, że chciał jedynie zmotywować posiadaczy broni do wsparcia jego kandydatury i że inaczej jego słów nie należy interpretować. Miliarder wyraził jednocześnie przekonanie, że dyskusja o prawie do posiadania broni w USA jest korzystna dla jego kampanii.
Marek Wałkuski / Waszyngton/dw