7.4 C
Chicago
piątek, 26 kwietnia, 2024

Gaizka Mendieta. Jestem takim didżejem starej daty

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Były gwiazdor Valencii i reprezentacji Hiszpanii Gaizka Mendieta mówi nam o piłce w swoim kraju, problemach Pepa Guardoli i Grzegorza Krychowiaka, a także o swojej drugiej wielkiej pasji, jaką jest muzyka. Dwukrotny finalista Ligi Mistrzów po zawieszeniu butów na kołku postanowił zostać didżejem.

Nieczęsto się zdarza, że znany piłkarz po zakończeniu kariery zostaje didżejem. Jak to się zaczęło? Muzyka zawsze była moją pasją. Od lat kolekcjonuję płyty i jeszcze gdy byłem piłkarzem zdarzało się, że puszczałem coś znajomym. Podobało im się, więc z czasem zacząłem to robić przed większym audytorium. Nie jestem profesjonalistą, ale mam z tego dużą frajdę i wygląda na to, że ludziom podoba się to, co robię.

Jaki gatunek muzyczny lubi Pan najbardziej? Wiele gatunków: muzykę elektroniczną, rock, soul, indie rock. Jako dzieciak uwielbiałem ciężkie brzmienie: Metallicę, Motorhead, Judas Priest, Iron Maiden. Później odkryłem The Doors, The Beatles, The Rolling Stones, Pink Floyd, jeszcze później, Pixies, Sonic Youth, czy The Smashing Pumpkins. To jest muzyka jaką znam, lubię i gram. Dlatego też zazwyczaj występuję na festiwalach, a nie w dyskotekach.

Zdarzają się Panu sytuacje, że ludzie patrzą kto stoi za konsoletą i krzyczą: Wow, to Mendieta? (śmiech) Bardzo często, co chyba oznacza, że byłem niezłym piłkarzem, skoro mnie pamiętają. Bardzo mnie to cieszy. Gdy pierwszy raz wystąpiłem na festiwalu tak się złożyło, że grałem tuż przed główną atrakcją wieczoru i pod sceną było pełno ludzi. Wielu z nich miało na sobie koszulki z moim nazwiskiem. Różne koszulki – Valencii, Barcelony, Hiszpanii. W ubiegłym tygodniu występowałem w fanzonie w Cardiff, przed finałem Ligi Mistrzów i wiele osób było zdziwionych, bo nie wiedzieli, że robię coś takiego. Wielu dziwi się również, że gram akurat taką muzykę, bo piłkarze kojarzą im się głównie z dyskotekowymi brzmieniami.

Bo wielu piłkarzy faktycznie słucha takiej muzyki. No niestety. (śmiech). Tym bardziej się cieszę, że mogę parę osób zaskoczyć.

Myśli Pan, że może być kiedyś równie dobrym didżejem, co był Pan piłkarzem? Nie ma szans. Jako didżej niczego nie kreuję. Nie miksuję nawet muzyki.

Dlaczego? Bo kocham muzykę i konkretne piosenki. Szanuję pomysły ich twórców i dlatego nie chcę w nie ingerować, zmieniać – to by była dla mnie… No nie wiem, zbrodnia? (śmiech) Puszczam każdy utwór od początku do końca i jedyne co zmieniam to kolejność odtwarzania. Mieszam gatunki muzyczne. Jestem takim didżejem starej daty.

I wciąż lubi Pan grać w piłkę. Inaczej nie przyjechałby Pan chyba do Warszawy, jako ambasador hiszpańskiej LaLiga… Zdecydowanie tak, a rozgrywając mecze w zespole LaLiga Legends [ostatni w piątek na stadionie Legii – red.] mam też okazję podzielić się z innymi swoimi doświadczeniami, a przy okazji promować naszą ligę. Ta inicjatywa to fajna sprawa również dlatego, że przez chwilę możemy poczuć się, jak za dawnych czasów.

LaLiga zdominowała w ostatnich latach Europę, ale co będzie dalej? Ronaldo i Messi są coraz starsi. Co będzie, gdy ich zabraknie? Real Madryt i Barcelona potrafiły dominować w Europie zanim pojawiła się ta dwójka. Dlatego myślę, że będą w stanie robić to również bez nich. Jedyne co się zmienia to konkurencja, bo za moich czasów najgroźniejszymi rywalami były kluby z Włoch, a później do głosu doszły te z Anglii.

I z Niemiec. Niemieckie były groźne już wcześniej, przecież moja Valencia przegrała finał Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium.

Nie wydaje się Panu, że LaLiga ma pewien problem, bo dominacja Realu i Barcelony jest zbyt duża? W ostatnich latach tylko Atletico Madryt potrafiło dotrzymać kroku tej dwójce. Ale przecież to samo jest w innych ligach. Wystarczy spojrzeć ile punktów miały na koniec sezonu Chelsea i Tottenham, a ile Middlesbrough i Sunderland. To samo jest w Niemczech.

To prawda. Tyle, że w Anglii zespoły z końca tabeli potrafią dobrać się do skóry potentatom. A w Hiszpanii nie? Przecież w ostatnim sezonie Barcelona nie zdobyła mistrzostwa Hiszpanii pomimo, że ograła Real na Santiago Bernabeu. Dlaczego? Bo gubiła punkty z takimi zespołami, jak Malaga. Jeśli spojrzysz na to, kto w ostatnich kilkunastu latach wygrywał LaLiga, to zróżnicowanie jest większe niż w jakiejkolwiek innej silnej lidze w Europie.

W latach 2008-2012 reprezentacja Hiszpanii zdominowała piłkarski świat. Jak Pan do tego podchodzi – jest Pan dumny, czy może jednak jest jakieś uczucie niedosytu, że to nie Wasza generacja tego dokonała? Zdecydowanie nie. Cieszyłem się z każdego zwycięstwa. Jako Hiszpan, ale również dlatego, że z wieloma z tych chłopaków miałem okazję występować na boisku. To, czego dokonali, było niesamowite.

Niektórzy tylko narzekali, że są wielkim zespołem, ale bywają nudni, bo zbyt często wygrywają 1:0. (śmiech) Ale 1:0 to przecież też zwycięstwo, puchar wciąż wędruje do nas. Dla mnie to była raczej kwestia tego, że kibicom zaczynało się nudzić, że Hiszpania zawsze wygrywa. Tak jest również w innych sportach: Miguel Indurain był nudny, tak samo Rafael Nadal. Kibice lubią sensacje, nieoczekiwane rozstrzygnięcia. Rozumiem ich, choć osobiście wolałbym wygrywać i być uważany za nudziarza, niż słyszeć, że pięknie grałem. W przeszłości my Hiszpanie zbyt wiele razy to słyszeliśmy.

Nie wydaje się Panu, że Wasza generacja mogła osiągnąć dużo więcej, gdyby nie fakt, że miała pecha. Zwłaszcza do jednego sędziego. Jeśli pytasz o tego Egipcjanina, z Korei to nie nazwałbym tego pechem, tylko…

Kradzieżą? Na przykład [w ćwierćfinale MŚ w 2002 roku Gamal Al-Ghandour nie uznał Hiszpanom dwóch prawidłowo zdobytych bramek – red.]. O wielkich rzeczach w sporcie decydują jednak czasem takie sprawy, a my nie byliśmy pierwszym zespołem skrzywdzonym przez sędziów.

Tak chyba nie powinno być? Nie powinno, ale co poradzisz. To się niestety zdarza. Inna sprawa, że nas oszukano wyjątkowo bezczelnie. Były nawet podejrzenia, że tamten sędzia został odpowiednio „pouczony” przez jednego z działaczy FIFA [Jacka Warnera, ujawnił to po latach włoski dziennik „Corriere dello Sport” – red.]. Czasem jest również tak, że masz znakomity zespół i grasz fantastyczny futbol, ale po prostu nie masz szczęścia.

Dlaczego Hiszpanie przestali wygrywać? Ubyło Wam kilku piłkarzy, ale nadal macie silny zespół. Problem moim zdaniem nie polega na tym, że brakuje nam takich piłkarzy, jak Xavi, czy Xabi Alonso tylko w tym, że po prostu świat nauczył się, jak z nami grać. To naturalna kolej rzeczy – Barcelona Pepa Guardioli również dominowała przez kilka lat dzięki swojemu stylowi gry opartemu na dużej liczbie podań, ale inni w końcu znaleźli receptę na ich tiki-takę.

A propos Guardioli – czemu nie wychodzi mu na razie w Manchesterze City? Premier League jest trudną ligą, a Manchester City…

Jest słabszy od Barcelony i Bayernu Monachium? Nie powiem słabszy, powiem inny. Inni piłkarze, inny styl gry. Kiedy Guardiola podpisał kontrakt z Manchesterem City powiedziałem w studiu Sky Sports, że czeka go największe wyzwanie w jego trenerskiej karierze. W Barcelonie i Bayernie miał zawodników, którym łatwiej było przyswoić sobie jego filozofię. Tutaj dostał graczy przyzwyczajonych do piłki mniej taktycznej i nie jest mu łatwo zmienić ich mentalność.

Oglądał Pan Polskę podczas Euro 2016? Tak i podobała mi się Wasza gra. Mieliście solidną obronę, dobrze zbalansowany środek pola, groźne skrzydła. Mogliście osiągnąć więcej.

Pamięta Pan Grzegorza Krychowiaka z czasów, kiedy grał w Sevilli? Oczywiście, był tam kluczowym piłkarzem. Jestem zdziwiony, że nie poradził sobie w PSG. Tym bardziej, że obecny trener paryżan Unai Emery dobrze go zna. Po co go w takim razie ściągał z Sevilli?

To nie on go ściągnął, tylko dyrektor sportowy PSG. Emery go ponoć nie chciał. Nie wierzę, że dyrektor zrobił to bez konsultacji z trenerem. Musiało chodzić o coś innego.

Pamięta Pan swój mecz przeciwko Legii w 2002 roku, w barwach Barcelony? Pamiętam, że strzeliłem gola z karnego i wygraliśmy 1:0.

Pod koniec meczu jeden z rywali wyleciał z boiska. To był… obecny trener Legii Jacek Magiera. (śmiech) Przypomnę mu to, jak go spotkam.

 

Rozmawiał Hubert Zdankiewicz

 

 

(AIP)

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520