Liczymy, że polski rząd postawi na dobro obywateli – bo to oni będą poszkodowani, jeśli chodzi o dostęp do jakościowej informacji – a nie na interes globalnych koncernów – powiedział PAP pierwszy zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Roman Imielski, komentując ogólnopolski protest mediów.
Wydawcy oraz dziennikarze polskich mediów – łącznie ponad 350 tytułów gazet i portali lokalnych, w ramach jednodniowej akcji protestacyjnej, wystosowali w czwartek apel do polityków, by zmienili uchwalone w Sejmie niekorzystne dla mediów przepisy prawa autorskiego i praw pokrewnych.
Jak podkreślił Imielski w rozmowie z PAP, obecnie platformy cyfrowe „mają monopolistyczną pozycję w stosunku do mediów”. „Codziennie korzystają z naszej pracy, napędzając sobie ruch, ale my z tego powodu nie mamy odpowiedniego ekwiwalentu finansowego. Po drugie, platformy takie jak Google kompletnie zmonopolizowały rynek reklam internetowych. Tzn. właściwie bez współpracy z Google i korzystania z ich narzędzi nie da się dzisiaj mieć żadnych przychodów z reklam w internecie, ale lwią część pieniędzy z tych reklam zgarniają koncerny, które zarabiają na tym miliardy dolarów każdego roku. To jest główny problem, ponieważ to powoduje, że media z roku na rok są słabsze. Mają mniej pieniędzy, przez co ich niezależność jest słabsza” – powiedział.
Pierwszy zastępca redaktora naczelnego „GW” przypomniał, że jednym z postulatów wydawców było prawo do mediacji, prowadzonych przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, jeśli samodzielnie nie mogliby osiągnąć porozumienia z koncernami technologicznymi. „Na to też platformy cyfrowe nie chciały się zgodzić. Niestety, polski rząd również tego nie wpisał do implementacji dyrektywy unijnej, bo przypomnę, że to jest implementacja dyrektywy unijnej, którą Polska implementuje do swojego prawa jako jeden z ostatnich krajów UE. Np. Francja zaimplementowała te przepisy już bardzo dawno i zrobiła to z korzyścią dla mediów. Tutaj nie chodzi tylko o to, czy +Gazeta Wyborcza+, TVN czy inne medium będzie miało pieniądze czy nie. Tu chodzi o to, żeby w dobrej demokracji istniały na tyle silne media, by mogły patrzeć władzy na ręce. To tak naprawdę jest dyskusja o jakości demokracji” – ocenił.
Według niego przyjęcie przepisów prawa autorskiego w formie obecnie proponowanej przez polskie władze oznaczałoby „dalszą monopolizację rynku reklam przez platformy cyfrowe”. „Wiemy też o projekcie Google, który będzie zmieniał system wyszukiwania treści w internecie. On ma wyglądać tak, że nie będzie odsyłał bezpośrednio do linków tylko do krótkiej informacji wygenerowanej przez sztuczną inteligencję Google. Dopiero w kolejnym etapie, jak kliknie się w tę informację, będzie można znaleźć linki odsyłające do źródła. Wszyscy wiemy, że większość osób, które wyszukują informacje w internecie, już nie klikną w ten link, czyli cały ruch internetowy będzie zgarniał Google” – stwierdził Imielski.
Jak zaznaczył, kolejne zagrożenie jest związane z tym, że „nie wiemy, jakie algorytmy ustala Google dla swojej wyszukiwarki”. „One się zmieniają co pewien czas, ale Google nikogo o tym nie informuje. To oznacza, że Google wewnętrzną decyzją, mając tak monopolistyczną pozycję, może w ogóle zmienić dostęp do treści w internecie. Hipotetyczny przykład: może powiedzieć, że teraz nie informujemy o jakiejś aferze, bo z jakichś powodów wolimy postawić na treści lifestylowe. To jest też poważne ograniczenie w dostępnie do informacji publicznej dla obywateli” – zwrócił uwagę redaktor naczelny portalu Wyborcza.pl.
Dodał, że zdaniem wydawców „koncerny zarabiające gigantyczne pieniądze – w dużej mierze dzięki wykorzystaniu pracy dziennikarzy na całym świecie – powinny płacić specjalny podatek na rzecz mediów, które tracą na monopolistycznych praktykach big techów ogromne pieniądze”. „Liczymy na to, że polski rząd na pierwszym miejscu postawi dobro obywateli, bo to oni de facto będą bardzo poszkodowani, jeśli chodzi o dostęp prawdziwej, sprawdzonej, jakościowej informacji, a nie na interes amerykańskich globalnych koncernów” – podsumował Imielski.
Sejm uchwalił w piątek z poprawkami nowelizację ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, która wdraża do polskiego porządku prawnego dwie dyrektywy PE.
Pierwsza z przyjętych przez Sejm poprawek zakłada zwiększenie z trzech procent do 25 proc. objętości utworu, który może być wykorzystany na potrzeby zilustrowania treści w celach dydaktycznych lub związanych z prowadzeniem działalności naukowej. Druga poprawka zastępuje sformułowanie „artyści i wykonawcy” słowami: „twórcy i wykonawcy” oraz zakłada, że także twórcy opracowania „utworu literackiego, publicystycznego, naukowego, muzycznego lub słowno-muzycznego” są uprawnieni do stosownego wynagrodzenia.
Na posiedzeniu głosowano także m.in. poprawki zgłoszone przez Lewicę, które miały zabezpieczać interesy dziennikarzy i wydawców prasy. Nie uzyskały jednak poparcia.
„Prasie dziś grozi to, że zagłodzą ją cyfrowi giganci, że będzie więcej zwolnień dziennikarzy” – mówiła Daria Gosek-Popiołek (Lewica) apelując o przyjęcie poprawek. „Ta ustawa może pomóc wszystkim mediom i może wzmocnić nas, jako społeczeństwo, w odporności na dezinformację” – podkreśliła. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ wj/