Pytanie kolegów lub koleżanek z pracy o zarobki może być niezręczne, a szczera odpowiedź nierzadko łamie klauzulę tajności takiej informacji, która jest zapisana w umowie. Propozycja kalifornijskiego prawodawcy pozwoliłaby upublicznić tabele płac w tysiącach firm i agencjach pracy – podaje Politico.
Ma to być legislacyjny zamach na nierówności w sektorze prywatnym. To najnowszy przykład pomysłowości postępowych demokratów z najludniejszego stanu w USA, który od dawna próbuje kształtować wewnętrzną politykę korporacyjną. Pomysł pełnej jawności zarobków może być podchwycony także przez inne niebieskie stany – twierdzi Politico. Zanim jednak w ogóle pojawiła się taka idea, wielkie firmy jak CitiGroup i Intel już rozpoczęły ujawniać do wiadomości pracowników „paski z wypłaty” ich kolegów.
„To bardzo proste: nie można rozwiązać problemu, na temat którego nie można zobaczyć danych”, powiedziała w wywiadzie senator Monique Limón, demokratka z Santa Barbara, która przedstawiła projekt ustawy. „Ukrywanie danych nigdzie nas nie prowadzi”.
Ale dziesiątki stowarzyszeń branżowych lobbują przyjaznych biznesowi Demokratów, by zlekceważyli lub unieszkodliwili kalifornijski środek, argumentując, że dane byłyby mylące i naraziłyby firmy na kosztowne spory sądowe, a także skłoniłyby niektórych pracodawców do opuszczenia stanu.
Pod dużą presją wielkiego biznesu będzie także gubernator Gavin Newsom. Jeżeli projekt ustawy dotrze do jego biurka za miesiąc, włodarz Kalifornii będzie miał potężny dylemat. Co prawda Newsom już raz podpisał ustawę o jawności wynagrodzeń z 2020 r., ale nie ujawnia ona publicznie danych firmy.
Ustawa miałaby zastosowanie do firm zatrudniających 250 lub więcej pracowników, w tym około 6000 przedsiębiorstw w Kalifornii, które zatrudniają 6,7 miliona pracowników – ponad jedną trzecią pracowników stanu. Ponadto każda duża firma zatrudniająca Kalifornijczyków, bez względu na to, gdzie ma swoją siedzibę, musiałaby udostępniać dane dotyczące wynagrodzeń swoich pracowników na terenie stanu.
Red. JŁ