Trwająca kilka miesięcy partyzancka walka o być albo nie być nowego teksańskiego prawa wyborczego właśnie dobiega końca. Izba Reprezentantów oraz Senat uchwaliły swoje wersje Senate Bill 1, osiągając kompromis w poniedziałek.
Demokraci ciężko walczyli aby ten dokument nie wszedł w życie – począwszy od łamania kworum sesji zwykłej, aż do ucieczki do Waszyngtonu, aby nie można było ich doprowadzić na salę obrad. W przeciwnym wypadku większość republikańska z łatwością przepchnęłaby ustawę przez obie izby teksańskiego parlamentu. Tak też się stało – pozostało jedynie ostatnie głosowanie.
Mimo tego, jeden z analityków politycznych z SMU twierdzi, że obie strony przesadzają z emocjami i mylą się, co do znaczenia nowego prawa, które jego zdaniem za dużo nie zmienia.
„Ta ustawa będzie miała o wiele mniejsze znaczenie, niż twierdzą ludzie po obu stronach” – powiedział profesor Nauk Politycznych SMU, Matthew Wilson. „Oznacza to, że Republikanie przedstawili to tak, jakby była to poważna reforma, która miała znacznie ograniczyć oszustwa wyborcze. Demokraci przedstawiali to tak, jakby to było ogromne naruszenie praw do głosowania i powrót do Jima Crowa. Ani jedni, ani drudzy nie mają racji”.
Jeśli ustawa wejdzie w życie, do głosowania „kopertowego” niezbędne będzie prawo jazdy lub nr ubezpieczenia. Ustawa daje także większą swobodę obserwatorom, którzy będą mogli swobodnie poruszać się po lokalu wyborczym.
Red. JŁ