Urzędnicy stanu Nowy Jork poinformowali administrację prezydenta Donalda Trumpa, że nie spełnią żądań zakończenia tzw. praktyk DEI (różnorodności, równości i inkluzywności) w szkołach publicznych. Zdecydowali tak pomimo gróźb Waszyngtonu zaprzestania federalnego finansowania edukacji.
Daniel Morton-Bentley, radca prawny i zastępca komisarza stanowego Departamentu Edukacji, argumentował w liście do federalnego Departamentu Edukacji, że administracja USA nie ma prawa do wysuwania takich żądań.
„Rozumiemy, że obecna administracja stara się cenzurować wszystko, co uważa za +różnorodność, równość i inkluzywność+. Ale nie ma żadnych federalnych ani stanowych praw zakazujących stosowania zasad DEI” – dodał cytowany przez agencję AP Morton-Bentley.
Ekipa Trumpa nakazała w miniony czwartek placówkom K-12 (od przedszkola do szkoły podstawowej) w całym kraju poświadczenie w ciągu 10 dni, że przestrzegają federalnych praw obywatelskich i kończą wszelkie „dyskryminacyjne praktyki DEI” jako warunek otrzymania pieniędzy federalnych.
„Federalna pomoc finansowa to przywilej, a nie prawo” — oświadczył Craig Trainor, pełniący obowiązki zastępcy sekretarza ds. praw obywatelskich w Departamencie Edukacji. Utrzymywał, że wiele szkół lekceważy swoje zobowiązania, „w tym poprzez wykorzystywanie programów DEI do dyskryminowania jednej grupy Amerykanów w celu faworyzowania innej”.
Żądanie administracji zagraża zwłaszcza finansowaniu z tzw. tytułu I. Jego celem jest zapewnienie pomocy finansowej szkołom, w których wysoki odsetek uczniów pochodzi z rodzin o niskich dochodach. Ma to pozwolić na zniwelowanie różnic w osiągnięciach edukacyjnych i zapewnienia równego dostępu do wysokiej jakości edukacji. Dzięki temu miliardy dolarów rocznie trafiają do amerykańskich szkół.
Wsparcie federalne stanowi około 6 proc. całkowitego finansowania nowojorskich szkół K-12.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)