Musiała przejść jakieś załamanie nerwowe, skoro chciała zabić własne dziecko. Była opiekuńczą i kochającą matką – powiedzieli w rozmowie z PAP rodzice 33-latki, podejrzanej o usiłowanie zabójstwa 8-letniego syna.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 27 stycznia. Między 6 a 7 rano w jednym z mieszkań w kamienicy przy ul. Zamkowej w Kaliszu 33-letnia kobieta zaatakowała nożem swojego 8-letniego syna i psa. Następnie próbowała odebrać sobie życie.
Kobieta z chłopcem zostali przewiezieni do szpitali w Kaliszu i Ostrowie Wlkp. Życiu 33-latki nie zagrażało niebezpieczeństwo. Natomiast stan zdrowia 8-latka lekarze określili „jako ciężki, ale stabilny”.
W piątek kobieta usłyszała zarzut usiłowania zabójstwa syna, do którego przyznała się. W sobotę sąd zadecydował o aresztowaniu kobiety na trzy miesiące.
„33-latka została przewieziona na oddział szpitalny przy areszcie śledczym. W trakcie pobytu przejdzie badania psychiatryczne celem dokonania oceny w zakresie możliwości udziału podejrzanej w postępowaniu” – powiedział rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wlkp. Maciej Meler.
Zdaniem śledczych zachowanie kobiety wskazuje na najprawdopodobniej załamie nerwowe.
Rodzice kobiety mieszkają w tej samej kamienicy. Ojczym 33–latki przyznał w rozmowie z PAP, że jej zachowanie może świadczyć o tym, że „musiała wpaść w depresję, to jest jakieś załamanie nerwowe”. Według niego kobieta była dobrą matką. „Niczego wnukowi nie brakowało. Starała się, jak mogła, dbała o dziecko, nawet rozpieszczała je” – powiedział pan Zdzisław.
Dodał, że kilka dni przed tragedią kobieta bardzo źle się poczuła. Do mieszkania przyjechało pogotowie. „Kazano jej zrobić test na koronawirusa. Być może już wtedy coś się z nią działo na tle nerwowym. Gdyby wtedy zabrano ją do szpitala, być może nie doszłoby do dramatu” – powiedział.
Dzień przed tragedią kobieta miała być bardzo poddenerwowana. „Rzuciła o podłogę nowym telefonem, który jej kupiłem. Nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego to zrobiła” – powiedział mężczyzna.
W dzień zdarzenia 33–latka sama zadzwoniła po ojczyma. „Błagała mnie, by ratować jej synka, bo zrobiła mu krzywdę” – powiedział.
„Natychmiast z synem pobiegliśmy do niej. Klęczała przy dziecku i usiłowała je ratować, uciskając ręcznikiem w miejscu ran” – wyznał i dodał: „Nie potrafimy tego zrozumieć, wytłumaczyć”.
Mężczyzna poinformował, że razem z żoną będą chcieli przejąć opiekę nad wnukiem.
„To będzie słuszne, bo dziecko jest najbardziej związane z dziadkami. Pomożemy w kwestii przejęcia pieczy nad dzieckiem” – powiedziała w poniedziałek PAP dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kaliszu Iwona Niedźwiedź.
Pracownik opieki – jak poinformowała – ma skontaktować się z rodziną, w celu psychologicznego wsparcia dziecka i dziadków po traumatycznej sytuacji.
Szefowa kaliskiego ośrodka poinformowała, że opieka ze strony MOPS dotyczyła jedynie warunków bytowych kobiety.
„Nigdy nie zgłaszała żadnych problemów natury wychowawczej z dzieckiem czy ze swoim samopoczuciem psychicznym. Nic złego w tej rodzinie się nie działo, więc żadna inna interwencja nie była potrzebna” – powiedziała dyrektor MOPS.
Dodała, że pracownicy MOPS są bardzo zaskoczeni tym, co się stało.
Wyjaśniła, że gdyby pracownik socjalny zauważył nawet przejściowe problemy w sprawowaniu pieczy nad dzieckiem „to kobieta natychmiast otrzymałaby nasze wsparcie w postaci asystenta rodziny i natychmiastową pomoc psychologiczną”.
Zdaniem Iwony Niedźwiedź „sytuacja pandemiczna powoduje, że częściej będziemy się spotykać z takimi nieprzewidzianymi reakcjami na różne sytuacje stresowe. „Dlatego musi być wzmocniona instytucja porad psychologicznych i psychiatrycznych. Coraz częściej dostajemy sygnały o problemach psychicznych dzieci w podległych nam rodzinach. Rodzice sygnalizują nam, że ich dzieci potrzebują pilnego kontaktu z psychologiem i uzyskania porady” – powiedziała.(PAP)
autorka: Ewa Bąkowska
bak/ mark/