25.8 C
Chicago
poniedziałek, 23 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 2103

Tadeusz Kościuszko w National Garden of American Heroes

0

Prezydent Donald Trump podpisał rozporządzenie o utworzeniu „Narodowego Ogrodu Amerykańskich Bohaterów” (National Garden of American Heroes). Wśród prawie dwustu pięćdziesięciu postaci, które zostaną tam uhonorowane, jest polski bohater wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych – Tadeusz Kościuszko.

Zamiar utworzenia „Narodowego Ogrodu Amerykańskich Bohaterów” Donald Trump ogłosił w lipcu ubiegłego roku podczas wystąpienia przy pomniku Mount Rushmore w Dakocie Południowej. Inicjatywa była odpowiedzią na protesty Black Lives Matter, które przetoczyły się przez Stany Zjednoczone wiosna ubiegłego roku, podczas których zniszczono wiele pomników.

Na dwa dni przez opuszczeniem Białego Domu prezydent USA wydał rozporządzenie, w którym znalazła się pełna lista postaci, które zostaną uhonorowane w ogrodzie – prezydentów, wojskowych, polityków, działaczy społecznych, ludzi biznesu, wynalazców, naukowców, sportowców, pisarzy i ludzi kultury. Poza Tadeuszem Kościuszko są wśród nich między innymi Jerzy Waszyngton, Ronald Reagan, Rosa Parks, Elvis Presley, Louis Armstrong, Walt Disney, Krzysztof Kolumb, Henry Ford, Albert Einstein czy Muhammad Ali.

„Narodowy Ogród Amerykańskich Bohaterów” będzie parkiem, w którym staną pomniki osób zasłużonych dla Stanów Zjednoczonych. Prezydent USA powołał zespół, który będzie nadzorował projekt i wskaże jego lokalizację.

IAR

Rudy Giuliani nie będzie bronił Donalda Trumpa w procesie impeachmentu

0

Osobisty prawnik prezydenta USA Donalda Trumpa Rudy Giuliani powiedział w telewizji ABC News, że nie wejdzie w skład zespołu broniącego ustępującego szefa państwa w procesie impeachmentu. Uzasadniał to faktem, że jest świadkiem w postępowaniu.

 

„Ponieważ wygłosiłem wcześniejsze przemówienie (na wiecu 6 stycznia – PAP), jestem świadkiem i dlatego nie mogę uczestniczyć w procesie ani w sali posiedzeń Senatu” – podkreślił w niedzielę cytowany przez ABC News Giuliani .

 

Podczas wiecu poparcia dla prezydenta przed wybuchem zamieszek wzywał on do dokonania „sądu przez walkę” w sprawie wyniku wyborów prezydenckich. Tłumaczył później, że było to odniesienie do serialu „Gra o tron”, a nie wezwanie do przemocy.

 

Jeszcze w minionym tygodniu Giuliani, były burmistrz Nowego Jorku, a także były prokurator generalny stanu, mówił, że pracuje nad obroną Trumpa. Mówił, że jest gotów argumentować, że wypowiedzi prezydenta o powszechnych oszustwach wyborczych były prawdziwe i dlatego nie stanowiły podżegania do przemocy.

 

Wcześniej Giuliani przewodził działaniom prawnym mającym zakwestionować legalność głosów oddanych w niektórych stanach w trakcie wyborów prezydenckich. Sądy odrzuciły te argumenty.

 

ABC News sugeruje, że zmiana w nastawieniu Trumpa nastąpiła po spotkaniu Giulianiego i urzędującego prezydenta w sobotę.

 

W rezultacie zamieszek na Kapitolu zmarło pięć osób, a kilkadziesiąt trafiło do szpitali. Doszło do zniszczeń w siedzibie Kongresu.

 

Izba Reprezentantów głosowała w zeszłą środę za oskarżeniem Trumpa. Media przytaczają fragmenty wypowiedzi prezydenta sprzed zamieszek, który mówił m.in.: „Nigdy nie odzyskasz naszego kraju słabością” i „Jeśli nie będziesz walczył jak diabli, nie będziesz już miał więcej kraju”.

 

„Prezydent Trump nie podjął jeszcze decyzji, który prawnik lub kancelaria prawna będzie go reprezentować w sprawie haniebnego ataku na naszą konstytucję i demokrację, znanej jako +mistyfikacja z impeachmentem+” – pisał na Twitterze w niedzielę były zastępca rzecznika prasowego Białego Domu Hogan Gidley.

 

Według lokalnej telewizji NY1 na liście prawników, którzy mogliby się znaleźć w wśród obrońców Trumpa w procesie impeachmentu, jest profesor prawa z Harvardu Alan Dershowitz. Był on w zespole obrońców prezydenta podczas pierwszego impeachmentu.

 

Dershowitz powiedział jednak dziennikowi „Boston Herald”, że nie będzie zaangażowany w proces, ale „będzie go (Trumpa) bronił przed sądem opinii publicznej”.

 

Media amerykańskie przewidują, że w Senacie proces impeachmentu może się rozpocząć jeszcze pod koniec tego tygodnia.

 

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

ad/ akl/

Zmarła Maria Koterbska. Legendarna artystka miała 96 lat

0

Maria Koterbska, dama polskiej piosenki, bielszczanka, zmarła w poniedziałek w Bielsku-Białej. Miała 96 lat – poinformował późnym wieczorem prezydent Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski.

 

Maria Koterbska, dama polskiej piosenki, zmarła w poniedziałek w Bielsku-Białej. Królowa polskiego swingu zadebiutowała w sylwestra 1948/49. Jej największe przeboje to m.in. „Brzydula i rudzielec”, „Karuzela”, „Serduszko puka w rytmie cza-cza”, Augustowskie noce” i „Parasolki”.

O śmierci „damy polskiej piosenki, wspaniałej osoby, wybitnej bielszczanki” – poinformował prezydent Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski.

 

W repertuarze miała 1,5 tys. piosenek. Teksty dla niej pisali Wojciech Młynarski, Jeremi Przybora, Agnieszka Osiecka, a także m.in. Anna Zofia Markowa, tekściarka Ireny Santor.

 

„Setki tysięcy kilometrów w autobusach i samochodach, samolotach, pociągach, na statkach. (…) Ale tego życia nie zamieniłabym na żadne inne” – oceniła swą karierę Maria Koterbska w biografii, spisanej przez jej syna, Romana Frankla (Karuzela mojego życia, 2008).

 

„Śpiewałam ponad pięćdziesiąt lat i nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś mnie totalnie skrytykował, nie było żadnych napaści na moją osobę. To zdumiewające” – wspominała. „Nie osiągnęłam wielu celów, które zamierzałam na początku mojej artystycznej drogi. Przecież chciałam być aktorką. Szkoda, że nigdy nie zagrałam w filmie muzycznym” – dodała.

 

Maria Koterbska rodziła się 13 lipca 1924 r. w Bielsku w rodzinie muzycznej. Matka Janina z domu Mierowska była pianistką-amatorką, a ojciec Władysław – skrzypkiem, absolwentem wydziału kompozycji i wykładowcą Konserwatorium w Krakowie, nauczycielem muzyki i śpiewu w Seminarium Nauczycielskim w Białej: „Rodzice byli głównymi filarami polskiego życia kulturalnego w Białej i w Bielsku. Tatuś należał do założycieli powstałego w 1922 roku Towarzystwa Teatru Polskiego” – opisała piosenkarka.

 

W 1930 r. powstała amatorska sekcja dramatyczna: „Mama zagrała wtedy wiele wspaniałych ról (…), a tatuś zajmował się muzycznym opracowywaniem spektakli” – wspominała Koterbska. „Dość wcześnie, bo już w wieku trzech lub czterech lat, zaczęłam też występować (…) pod reżyserską opieką mamy (…) Grałam, ile się dało, role główne, dziewczęce i chłopięce. A jak ktoś zachorował, to jego rolę przejmowałam natychmiast” – dodała.

 

Stabilne życie zrujnowała wojna. Podczas okupacji Maria, aby uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec, podjęła pracę w fabryce u Brülla: „W szwalni, gdzie musiałam szyć tak zwane besatze – wstążki, chorągiewki, chorągwie i cholera wie co, w każdym razie dla niemieckiej marynarki wojennej. (…) Jak tylko zaczynała się przerwa, to wszystkie moje koleżanki wołały natychmiast: +Marysia, zaśpiewaj i zatańcz coś!+ Wskakiwałam na stół i śpiewałam, tańczyłam, stepowałam. Rozrabiałyśmy prawie na każdej przerwie”. Po latach Koterbska usłyszała od Brüllów, że właściwie to u nich zadebiutowała.

 

W 1941 r. trafił do Oświęcimia jej narzeczony Marian Besz. „Zmarł po kilku zaledwie miesiącach. Nadal zszywałam moje wstążki, ale już nie tańczyłam na stołach”.

 

18 września 1943 r. Koterbska poznała Jana Frankla, syna bielskiego cukiernika. Zostali ze sobą na całe życie.

 

Po wojnie rodzice Koterbskiej usiłowali odzyskać społeczną pozycję: ojciec reaktywował Towarzystwo Teatru Polskiego, a matka wznowiła pracę teatru amatorskiego. Niebawem wyszli z tej trupy tacy aktorzy jak Pola Bukietyńska, Kazimierz Meres, Janina Widuchowska oraz Elwira Czech-Kamińska, która ze Stanisławem Hadyną założyła zespół „Śląsk”.

 

16 czerwca 1945 r. przyszła gwiazda polskiej estrady w wieku 21 lat zagrała w pierwszym przedstawieniu na scenie bielskiego teatru po II wojnie, w obsadzie „Krakowiaków i Górali” Jana Nepomucena Kamińskiego, w reżyserii Rudolfa Luszczaka.

 

W tym samym czasie UB wpadło na trop jej brata Kazimierza – żołnierza antykomunistycznego podziemia: „Cały dom był obstawiony przez ubeków, wpadli do środka, uzbrojeni, głośni i zaczęli robić rewizję. (…) Krzyczeli, wymachując pistoletami: +Bandytę wychowaliście! Mordercę!+ A to wszystko dlatego, że Kazek, jako młody, siedemnasto- może letni chłopak, chcąc walczyć przeciwko Niemcom, wstąpił do AK” – wspominała Koterbska.

 

Aresztowano nie tylko Kazka, lecz i Marię. „Siedziałam w zimnej, wilgotnej piwnicy przy ulicy Krasińskiego cały tydzień. (…) Parę razy zabierali mnie na przesłuchania, do których właściwie nie doszło. (…) Robili to, żebym idąc, widziała moich kolegów, którzy siedzieli, stali lub leżeli, z zakrwawionymi twarzami, pobici, słabi po niekończących się przesłuchaniach. Pewnie w ten sposób chcieli mnie zmiękczyć, ale po co?… dlaczego?… ja i tak nic nie wiedziałam” – napisała.

 

Więcej dowiadujemy się z opisu akt IPN w sprawie Wirgiliusza Habasa, Jana Wadonia, Kazimierza Koterbskiego i innych „oskarżonych o dokonywanie napadów rabunkowych oraz zamachów na funkcjonariuszy MO i UB na terenie pow. Bielsko w czerwcu i lipcu 1945 r.”

 

Jan Wadoń „Prawy” był organizatorem antykomunistycznego podziemia w powiecie bielskim. Dowodził około 50-osobowym oddziałem NZS. 13 żołnierzy, którzy podjęli pracę w bialskim UB – zostało zamordowanych po dekonspiracji w lipcu 1945 r.; proces 26 innych członków oddziału przed sądem wojskowym w Katowicach zakończył się w listopadzie 1945 r. (niedziela.pl, „Przychodnia, w której mordowano”, 13 marca 2013)

 

Zapadły trzy wyroki śmierci, osiem – dożywocia, a pozostałych skazano na długoletnie więzienie: „Kaziu dostał 11 lat, z czego pięć za samą przynależność do AK” – napisała Koterbska.

 

Ostatecznie brata artystki objęła amnestia – po trzech latach we Wronkach: „Widzenia były zupełnie niesamowite. Siedziało się na krzesłach, przedzielała nas siatka druciana, i tak na odległość wolno nam było rozmawiać. Z czasem znałam już wielu współwięźniów Kazka, chłopaków w jego wieku, biednych, wychudzonych tak jak on, bez zębów, z wielkimi przerażonymi oczami” – jeszcze po latach Koterbska płakała na wspomnienie tych spotkań.

 

Bywały też weselsze momenty: „Na przykład oni zza tej siatki wołali: + Marysia, pokaż nam nogi! Ty masz takie długie nogi! Pokaż je nam+ Więc ja podwijałam wtedy spódnicę i pokazywałam chłopakom nogi. I posyłałam im jeszcze całusy, bo tacy byli biedni, tacy biedni…” – napisała.

 

W 1948 r. zdała maturę. Nie było pieniędzy na wymarzone studia w szkole dramatycznej w Krakowie, miała jednak możliwość studiowania farmacji w Katowicach, dzięki wsparciu ciotek – właścicielek dwóch aptek.

 

Gdy zapisywała się na egzaminy wstępne, usłyszała o projekcie Gustawa Holoubka, by zorganizować koncert „Studenci i aktorzy na odbudowę Warszawy”. W efekcie Sylwestra 1948/49 spędziła na scenie Teatru im. St. Wyspiańskiego w Katowicach – a wykonanie piosenki „Stary młyn” na tym koncercie uchodzi za jej debiut na scenie profesjonalnej.

 

1949 rok odmienił jej życie. Stanisław Bursa, dyrektor muzyczny Radia Katowice oraz kolega jej ojca, ocenił, że Maria ma „świetny, mikrofonowy głos” i załatwił jej kontakt z Jerzym Haraldem, szefem Orkiestry Rozgłośni Śląskiej PR oraz gospodarzem kultowych „Melodii świata”.

 

Przesłuchanie u sławnego kompozytora i aranżera odbyło się w lutym 1949 r. Już kilka dni później Harald oświadczył Koterbskiej: „Dziś wieczorem musimy nagrać dwie piosenki do filmu +Skarb+ i chciałbym, żeby pani zaśpiewała razem z +Nas-Trojami+”.

 

Zaśpiewała tak brawurowo, iż „po powrocie do domu Harald miał powiedzieć żonie Krystynie, swej muzie i autorce większości tekstów do jego piosenek: „Odkryłem skarb”.

 

Nagranie skończyło się za późno, by mogła wrócić do Bielska, więc Haraldowie ją przenocowali. A rano Harald zagrał jakąś melodię, gdy „Krysia siedziała w fotelu obok fortepianu, z notatnikiem w ręku, i coś tam pisała” – zapamiętała Koterbska. Tak powstał utwór „Brzydula i rudzielec”. „Narodziła się piosenka, która towarzyszyła mi przez wszystkie lata mojej kariery. W normalnym kraju zrobiłaby z naszej trójki prawdziwych milionerów” – podsumowała.

 

„Zaraz po audycji zaczął się istny szał. Do radia przychodziły listy, nawet telegramy, a kto mógł, to telefonował. Na taką reakcję słuchaczy nikt nie był przygotowany” – wspominała piosenkarka. Od tej chwili kariera Koterbskiej potoczyła się błyskawicznie.

 

Na koncert w Filharmonii Śląskiej, do sali na 700 miejsc „przyszło chyba trzy tysiące słuchaczy. (…) Ludzie oszaleli. Skandowali: Koterbska! Koterbska! Bisss! Bisssss! (…) A mama siedziała w pierwszym rzędzie i płakała ze szczęścia” – napisała Koterbska.

 

Radość nie trwała długo, gdyż od 1948 r. muzyków wzywano „do twórczości podporządkowanej celom politycznym, opartej na doświadczeniach Związku Radzieckiego i dorobku ideologicznym marksistowsko-leninowskim” – przypomniała Kompania Pomaton.

 

Wkrótce pismo z Warszawy wstrzymało nagrania Koterbskiej. Harald załatwił jej rozmowę z decydentką w ministerstwie. „W wydziale rozrywki przyjęła mnie pani naczelnik Bekerowa (…) +Dlaczego proponujecie taki styl śpiewania? Taki amerykański! My tu nie chcemy żadnego naśladowania. Po co to komu to szwingowanie?”. Następnie naczelnik Bekerowa dla przykładu puściła Koterbskiej płyty radzieckich wykonawców. „Możecie sobie śpiewać na koncertach, poza Warszawą, ale w radio was nie będzie” – oświadczyła.

 

Odtąd Koterbska jeździła po Polsce, z big-bandem Haralda, z orkiestrą rozrywkową Jana Cajmera oraz orkiestrą Konrada Bryzka.

 

Piosenkarka nie ukrywała, że chodziła czasem na koncesje: „Zdarzały nam się też koncerty, na których trzeba było wystąpić, bo władze chciały i nie było dyskusji. Kiedyś w Boże Ciało, w czasie koncertu, który był wyraźną próbą odciągnięcia ludzi od kościoła (…) żartowaliśmy, że nawet swing i dobre nazwiska nie pomogą rządowi w manipulowaniu Polakami. Widownia była prawie pusta” – napisała we wspomnieniach.

 

Trzymała się jednak daleko od pieśni masowej. „Koterbska jest prekursorką większości polskich pieśniarek. (…) Była bowiem pierwszą, która odważyła się niegdyś przełamać dziarski styl odtwórczy piosenek o murarzach, kolejarzach i WOP-ie, lansując piosenkę intymną, nieraz nawet półpoetycką lub satyryczną. (…) Jest to bodaj pierwsza powojenna polska pieśniarka, która umiała zwykłą piosenkę podnieść do godności sztuki” – napisał Lucjan Kydryński w książce „Wierzę piosence” (1959).

 

W 1952 r. pieśniarka zdecydowała się na angaż w krakowskim Teatrze Satyryków. Przesłuchanie przeprowadził Władysław Krzemiński, ówczesny dyrektor tamtejszego Starego Teatru: „Usiadł daleko od sceny i oparł się na pięknej laseczce ze srebrną rękojeścią (…) Siedział z przechyloną głową (…) poważny, bez uśmiechu, patrzył na mnie, patrzył i naraz powiedział: +Ale nogi to pani sobie musi ogolić+”.

 

Teatr Satyryków miał salę na prawie tysiąc miejsc. Legendarna dykcja Koterbskiej, podkreślana w większości recenzji, sprawiała, że podczas jej koncertów słychać było każde słowo, nawet w ostatnim rzędzie.

 

Niebawem karuzela jeszcze przyspieszyła: Koterbską zaproszono do Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi – do nagrania dla filmu „Sprawa do załatwienia” (1953) Jana Rybkowskiego i Jana Fethke.

 

18 marca 1954 r. urodził się Roman Frankl, jedyny syn artystki. Potem przyszło zaproszenie z Warszawy do udziału w koncercie z okazji dziesięciolecia „Życia Warszawy” – z transmisją radiową. „Już od dawna – nic nikomu nie mówiąc – czekałam na takie zaproszenie. Wyobrażałam sobie nawet jakiś oficjalny list z wyjaśnieniami i Bóg wie co. A tu naraz, niespodziewanie – krótki telegram i po sprawie” – napisała Koterbska.

 

14 października 1954 r. artystka po raz pierwszy wystąpiła w Warszawie: „Pofrunęły marynarki. Ludzie wprost wrzeszczeli. Nie było mowy, żebym mogła zejść ze sceny. Szał kompletny, nie do opisania. W tym momencie pomyślałam, że po tym nie pozwolą mi już nigdy więcej w Warszawie wystąpić. Raz i do widzenia. Naturalnie musiałam bisować, bisować, bisować… (…) W efekcie bisowałam czternaście razy. Tymczasem na zewnątrz hali Milicja utworzyła kordony, by zapanować nad tłumem wychodzących” – wspominała.

 

Kierownictwo produkcji filmu „Irena do domu” zaproponowało zagranie „niewielkiej wprawdzie, ale znaczącej roli, oczywiście z piosenką”. Koterbska odmówiła, tłumacząc, że ma kilkumiesięcznego syna i nie może sobie pozwolić na wyjazd. Następnego dnia zadzwonił kierownik produkcji: „Pani Mario, my wszystko załatwimy: piastunkę, specjalny pokój w hotelu. Będziemy panią wozili tam i z powrotem, jest pani naszą gwiazdą itd., itd.”

 

Koterbską przekonał dopiero reżyser Jan Fethke. Po latach się okazało, że był to jej jedyny występ w filmie fabularnym. Zagrała samą siebie. Zaśpiewała „Najpiękniejsze w świecie oczy” oraz „Karuzelę”.

 

W 1956 r. Koterbska została spiritus movens kabaretu „Wagabunda”, z którym w ciągu kolejnej dekady odbyła liczne tournee: „Trzykrotnie byliśmy w USA, Kanadzie i Izraelu, dwukrotnie w Czechosłowacji i Anglii. Nasze przedstawienia obejrzało około 2 milionów widzów. Przejechaliśmy – lądem i morzem – około 250 tysięcy km za granicą i 300 tysięcy km w kraju” – podsumowała.

 

W 1959 r., podczas wizyty u rodziny w Wiedniu, pieśniarka otrzymała – i odrzuciła – propozycję od wytwórni Phillipsa. Głównym punktem zaplanowanej już kampanii reklamowej miała być ucieczka Koterbskiej z Polski: „Miałam zagwarantowane nagranie płyt, występy w niemieckiej i austriackiej telewizji, reklamę, artykuły w prasie i trasę koncertową. I to wszystko za sumy, które do tej pory znałam jedynie z filmów albo z dowcipów o amerykańskich gwiazdach” – wspominała.

 

W 1963 r. wzięła udział w 3. Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Sopocie. W polskich eliminacjach zdobyła II nagrodę poetycką piosenką Jerzego Millera do muzyki Marka Sarta „Odejdź smutku”.

 

Dostrzeżono jej nowy, bardziej dojrzały styl śpiewania. „Największy sukces odniosła Maria Koterbska. Zachwyciła znakomitym wykonaniem piosenki +Odejdź, smutku+, pełnym wyrazu, finezji, świetnym wykończeniem każdej frazy”. „Najwyższą klasę okazała Maria Koterbska (…) Zdobyła publiczność talentem, dojrzałością, warsztatem, świetną dykcją i kulturą śpiewu” – pisali recenzenci.

 

Faktyczną miarą sukcesu było jednak zwycięstwo piosenki „Parasolki, parasolki” w dniu polskim Festiwalu – Koterbska zdystansowała przedstawicielkę ZSRS Tamarę Miansarową, która poprzedniego dnia, w klasyfikacji międzynarodowej zmiażdżyła konkurencję z 21 krajów przebojem „Pust wsiegda budiet sołnce” (Materiały informacyjne Festiwalu w Sopocie).

 

Latem 1978 r. sława Koterbskiej sięgnęła gwiazd: „Nasz pierwszy kosmonauta, Mirosław Hermaszewski, odbywał swoją międzyplanetarną podróż na pokładzie +Sojuza+. (…) Oprócz przewidzianych planem meldunków przeprowadzano prywatne rozmowy, nadawano życzenia. I właśnie po jednej z takich rozmów przyjaciele Hermaszewskiego z bliskiego jego sercu Wrocławia, chcąc mu zrobić przyjemność, nadali +Wrocławską piosenkę+” – napisała we wspomnieniach. W ten sposób została jedyną polską piosenkarką, której głos dotarł w kosmos.

 

Artystka nigdy nie wyprowadziła się z rodzinnego miasta. 5 maja 1994 r. uchwałą Rady Miejskiej w Bielsku-Białej uzyskała wpis do „Księgi Zasłużonych dla Bielska-Białej”. W tym samym roku wygrała plebiscyt na bielszczanina XX wieku. „Zajęłam pierwsze miejsce i zostałam Bielszczanką Stulecia (…) Pokonałam nawet innego słynnego bielszczanina – Zbigniewa Pietrzykowskiego, co do tej pory udało się tylko jednemu człowiekowi na świecie, i to nie bez dużych trudności. Był nim Muhammad Ali” – skomentowała Koterbska w „Karuzeli”.

 

W 1999 r. została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jej osiemdziesiąte urodziny (2004) władze Bielska-Białej uczciły benefisem w Teatrze Polskim.

 

Maria Koterbska, dama polskiej piosenki, zmarła w poniedziałek w swym rodzinnym mieście. Miała 96 lat.

 

(PAP) Iwona L.Konieczna

ilk/ pat/

Mężczyzna ukradł samochód z 4-latkiem w środku. Wrócił i nakrzyczał na matkę chłopca

0

W Beaverton w stanie Oregon mężczyzna ukradł samochód z czteroletnim dzieckiem w środku. Złodziej wrócił na miejsce kradzieży i nakrzyczał na matkę chłopca za to, że zostawiła go w aucie – podają w poniedziałek amerykańskie media.

 

W sobotę rano do jednego ze sklepów w Beaverton wezwano policję. Crystal Leary powiedziała funkcjonariuszom, że poszła zrobić niewielkie zakupy i zostawiła swojego czteroletniego syna w samochodzie z włączonym silnikiem.

 

Kiedy była w sklepie, do auta wsiadł mężczyzna i odjechał razem z chłopcem.

 

Leary mówi, że sprawca wrócił później do sklepu i nakrzyczał na nią, grożąc, że wezwie policję, ponieważ zostawiła syna w samochodzie. Kazał jej zabrać chłopca z auta, po czym znowu odjechał.

 

Dziecko nie odniosło żadnych obrażeń. „Jestem wdzięczna, że nic mu nie jest. To było bardzo głupie i nigdy więcej tego nie zrobię” – powiedziała Leary.

 

Policja poszukuje podejrzanego i pojazdu. Złodziej został opisany jako mężczyzna w wieku około 20-30 lat. Samochód to srebrna honda pilot z 2013 roku.

(PAP)

 

kib/

27 380 MW. W poniedziałek w Polsce padł historyczny rekord zapotrzebowania na moc

0

Operator systemu przesyłowego energii elektrycznej PSE potwierdził, że w poniedziałek w Polsce padł historyczny rekord zapotrzebowania na moc. O godz. 10.45 wyniosło ono dokładnie 27 380 MW – wynika z danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych.

Bardzo wysokie zapotrzebowanie utrzymywało się przez znaczną część dnia, przekraczając poziom 27 000 MW w niemal całym okresie szczytu porannego – podkreśliły PSE. Według operatora, na tak wysokie zapotrzebowanie wpłynęła przede wszystkim niska temperatura powietrza.

 

Poprzedni historyczny rekord odnotowano 10 grudnia 2020 r. Zapotrzebowanie wyniosło wówczas 26 817 MW.

 

Jak poinformowały PSE, w zdecydowanej większości zapotrzebowanie zostało zbilansowane dzięki generacji źródeł krajowych, a operator dysponował odpowiednią rezerwą mocy. W momencie rekordu zapotrzebowania planowe saldo wymiany transgranicznej wyniosło ok. 834 MW w kierunku do Polski.

 

Produkcja krajowych źródeł fotowoltaicznych osiągnęła w szczytowym momencie ok. 700 MW, z kolei produkcja farm wiatrowych oscylowała wokół 300-450 MW.

 

Pomimo wysokiego zapotrzebowania, system cały czas pracował stabilnie. Na najbliższe dni zapowiadane są nieco wyższe temperatury niż 18 stycznia, niemniej zapotrzebowanie będzie nadal utrzymywać się na bardzo wysokim poziomie – podkreśliły PSE.

 

(PAP)

 

wkr/ skr/

Francja: Tajny ślub 92-letniego Jean-Marie Le Pena zszokował rodzinę

0

92-letni Jean-Marie Le Pen, współzałożyciel i były wieloletni przewodniczący francuskiej partii Front Narodowy (FN), wziął w sobotę w tajemnicy ślub kościelny z 88-letnią Jany. Zszokowana rodzina seniora rodu dowiedziała się o ceremonii z prasy.

Małżonkowie, którzy 30 lat temu wzięli ślub cywilny, w sobotę w swoim domu w Rueil-Malmaison przypieczętowali swój związek ceremonią w obrządku katolickim – poinformował tygodnik „L’Obs”. Uroczystość poprowadził ojciec Philippe Laguerie, były proboszcz parafii św. Mikołaja w Paryżu oraz znana postać francuskich środowisk konserwatywnych.

 

Nagranie z wydarzenia opublikował prawicowy portal Boulevard Voltaire.

 

Trzy córki Le Pena z pierwszego małżeństwa z Pierrette Le Pen oraz jego ośmioro wnucząt dowiedzieli się o ślubie z mediów w poniedziałek.

 

„To dość niepokojące. Zastanawiamy się, dlaczego? Dowiedziałam się z prasy, to upokarzające i bolesne dla nas, dzieci, jak i dla wszystkich wnuków” – skomentowała ślub ojca dla dziennika „Le Figaro” Yann, starsza siostra przewodniczącej Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen.

 

Zdaniem Yann brak obecności rodziny na ślubie nie jest sytuacją normalną, zwłaszcza w sytuacji, kiedy otoczenie seniora Le Pen nie jest zbyt religijne.

 

„Kiedy masz takiego ojca, musisz nauczyć się go ignorować. Ale my, jego córki, jesteśmy w szoku” – podsumowała ślub ojca Yann.

 

Jean-Marie jest francuskim politykiem, założycielem i byłym wieloletnim przywódcą skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, który zmienił nazwę na Zjednoczenie Narodowe i rządzony jest obecnie przez jego córkę Marine.

 

Syn rybaka i krawcowej, z wykształcenia prawnik, Le Pen w latach 50. dołączył do Legii Cudzoziemskiej, jako oficer służb specjalnych uczestniczył również w wojnie w Algierii. W 1956 roku po raz pierwszy został wybrany do Zgromadzenia Narodowego. Był deputowanym francuskiego parlamentu i europosłem, pięciokrotnie startował w wyborach prezydenckich.

 

Senior rodu Le Pen wielokrotnie publicznie głosił poglądy antysemickie i rasistowskie, co prowadziło do procesów sądowych m.in. za podżeganie do nienawiści rasowej oraz negowanie Holokaustu.

 

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)

 

ksta/ kib/

Pozycja Brzęczka chwiała się od jesieni, następcą raczej obcokrajowiec

0

Decyzję o zwolnieniu Jerzego Brzęczka z funkcji trenera reprezentacji Polski przyjęto w środowisku piłkarskim z dużym zaskoczeniem, ale posada 49-letniego trenera była zagrożona już od jesieni. Wśród kandydatów na jego następcę wymienia się głównie obcokrajowców.

Brzęczek, były piłkarz reprezentacji Polski i wicemistrz olimpijski z 1992 roku, prowadził drużynę narodową od lipca 2018 roku, kiedy po nieudanym występie kadry w mistrzostwach świata w Rosji zastąpił Adama Nawałkę.

 

Od początku praca nowego selekcjonera nie należała do łatwych – nie wygrał żadnego meczu pierwszej edycji Ligi Narodów i biało-czerwoni zajęli ostatnie miejsce w swojej grupie. Utrzymali się w najwyższej dywizji tylko dzięki forsowanej przez prezesa PZPN Zbigniewa Bońka reformie rozgrywek.

 

W eliminacjach mistrzostw Europy Polacy trafili do jednej ze słabszych grup i bez większych kłopotów wywalczyli awans, choć nawet wówczas krytykowano Brzęczka m.in. za porażkę 0:2 ze Słowenią i za remis 0:0 z Austrią we wrześniu 2019.

 

Pandemia koronawirusa sprawiła, że wiosną i latem 2020 roku kadra nie grała żadnych meczów, a Euro przełożono o rok. Dopiero jesienią reprezentacja znów wybiegła na boiska.

 

W drugiej edycji Ligi Narodów Polacy nie zachwycili, jednak dzięki dwóm zwycięstwom nad Bośnią i Hercegowiną (2:1 i 3:0) utrzymali się w najwyższej dywizji. Ponadto pokonali w towarzyskich meczach Finlandię 5:1 i Ukrainę 2:0.

 

Brzęczek znów był jednak w ogniu krytyki. Najpierw za 0:1 w Amsterdamie z Holandią, a głównie za styl porażki i wypowiedź o zadowoleniu z postawy w defensywie i… „przesuwania zawodników”, zaś później przede wszystkim za listopadową porażkę w LN na wyjeździe 0:2 z Włochami, gdy jego zespół nie stworzył żadnej sytuacji, a kapitan Robert Lewandowski – pytany po meczu o założenia taktyczne – milczał prawie 10 sekund.

 

Prezes Boniek po zakończeniu zmagań w Lidze Narodów powiedział PAP, że spotka się z trenerem Brzęczkiem, aby „zadać kilka pytań i uzyskać kilka odpowiedzi”.

 

„Można powiedzieć tak – cel został osiągnięty, ale (…) generalnie chcielibyśmy, żeby to lepiej wyglądało. Troszkę nas wszystkich martwi, że z drużynami słabszymi lub równymi sobie potrafimy jakimś sposobem zdobywać punkty, natomiast w starciu z lepszymi nie wiemy, jak do tego podejść. Mamy z tym problem. Nad tym trzeba pracować, bo żeby coś osiągnąć w życiu, trzeba wygrywać z lepszymi od siebie” – podkreślił wówczas Boniek.

 

A pytany o zaufanie do Brzęczka, odparł:

 

„Na takie pytanie ciężko mi odpowiedzieć. Dlaczego? Trener Brzęczek ma kontrakt. Deklaracje, że selekcjoner ma zaufanie to jest już mówienie o tym, że są jakieś wątpliwości. Chcę się z nim spotkać, zadać kilka pytań”.

 

Do spotkania rzeczywiście doszło i wydawało się wówczas, że Brzęczek pozostanie na stanowisku kadry.

 

Podczas zdalnego zjazdu PZPN, 24 listopada, szef federacji wprawdzie nie wspominał o Brzęczku, ale z jego wypowiedzi wynikało, że żadnych gwałtownych zmian w reprezentacji nie będzie.

 

„Było trudno, bo przez prawie rok nasza reprezentacja nie grała meczu. Dopiero jesienią wystąpiła osiem razy. Bilans to cztery zwycięstwa, jeden remis i trzy porażki. Oczywiście zawsze może być lepiej, ale kontrolujemy to, nadzorujemy, rozmawiamy. Jestem przekonany, że 2021 rok będzie dobry dla polskiej piłki” – podkreślił.

 

Sam Brzęczek spotkał się w grudniu w formie wideokonferencji z dziennikarzami i sprawiał wrażenie spokojnego o swoją przyszłość.

 

„Popełniam błędy, jasne. Ale widzę, jak ta drużyna się rozwija. Gdzie byliśmy, gdy przychodziłem? Jak była atmosfera po mundialu w Rosji? Oczywiście, ja też jako były środkowy pomocnik chciałbym, żebyśmy kreowali sytuacje. Ale mam świadomość, że to nie jest takie proste na podstawie jednego, dwóch treningów w miesiącu. I druga sprawa – mistrzostwa Europy mieliśmy rozgrywać kilka miesięcy temu. Zostały przełożone. Teraz znów wprowadzamy do reprezentacji młodych piłkarzy, o których nawet nie myśleliśmy w marcu czy kwietniu” – przyznał wówczas trener.

 

Natomiast o spotkaniu z Bońkiem mówił tak:

 

„Prezes jak zawsze miał obiektywne oceny, patrzy na to, co zrealizowaliśmy, a czego nie. W sensie sportowym utrzymaliśmy się w najwyższej dywizji LN. Oczywiście mówiliśmy też o tym, że nie ze wszystkich tych meczów byliśmy zadowoleni. Prezes i ja także. Ale koncentrujemy się na tym, co przed nami” – powiedział Brzęczek.

 

Od 18 stycznia wiadomo jednak, że reprezentacja kolejne mecze rozegra już pod wodzą nowego selekcjonera. Dlaczego akurat teraz doszło do zmiany na tym stanowisku?

 

„To nie była łatwa decyzja, natomiast mogę powiedzieć, że została dogłębnie przemyślana. Najłatwiej i najspokojniej byłoby nic nie zmieniać w tym momencie, jednak decyzje są takie, że Jerzy Brzęczek przestał pełnić obowiązki selekcjonera. Decyzja ta została podjęta w interesie i dla dobra drużyny narodowej” – powiedział PAP sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki.

 

Dodał, że zmiana na tym stanowisku została dokonana również pod kątem wyzwań czekających reprezentację.

 

„To konsekwencja analizy wszystkiego, argumentów +za i przeciw+. Tego, jak wygląda sytuacja w kadrze i wokół niej, uwzględniająca tegoroczny kalendarz meczów kadry i wyzwania z nim związane” – podkreślił.

 

Prezes Boniek przekazał, że do czwartku, gdy odbędzie się zarząd PZPN, a następnie wideokonferencja prasowa, nie będzie niczego komentował. Zaznaczył tylko, że musi patrzeć na dobro kadry.

 

Wydaje się jednak, że powody decyzji o zwolnieniu 49-letniego selekcjonera akurat na początku roku mogły być co najmniej dwa.

 

Zgodnie z niedawnym losowaniem eliminacji mistrzostw świata 2022 biało-czerwonych już w marcu tego roku czekają m.in. trudne mecze na wyjeździe z Węgrami i uznawaną za faworyta grupy Anglią. Nowy selekcjoner, z „nazwiskiem”, mógłby dać kadrze dodatkowy impuls.

 

Po drugie, być może pojawiła się właśnie możliwość zatrudnienia nowego trenera, prawdopodobnie zagranicznego. W naturalnych w takiej sytuacji spekulacjach pojawiło się m.in. nazwisko 53-letniego Włocha Marco Giampaolo, pracującego obecnie w Torino.

 

Według włoskich mediów przesądzone jest już jednak jego zwolnienie, a trener ma wkrótce zostać oficjalnie zawiadomiony o zerwaniu kontraktu z nim.

 

Bez względu na nazwisko, jeżeli nowym selekcjonerem zostanie trener pracujący obecnie na Półwyspie Apenińskim, na pewno nie będzie miał problemów z aklimatyzacją w PZPN i polskiej kadrze. Prezes Boniek od lat mieszka bowiem w Italii i doskonale zna tamtejsze środowisko, a wiceprezesem PZPN ds. szkoleniowych jest inny były piłkarz włoskich klubów Marek Koźmiński, który zapowiedział już, że będzie się ubiegał o schedę po Bońku, gdy dobiegnie końca jego druga, ustawowo ostatnia kadencja.

 

Czy w czwartek, po obradach zarządu federacji, zostanie ogłoszone nazwisko następcy Brzęczka?

 

„Do czwartku nie będzie wiążących decyzji w tej kwestii. Natomiast zobaczymy, czy wówczas poznamy już nazwisko nowego selekcjonera. W tym momencie jeszcze tego nie wiadomo” – podsumował Sawicki.

 

Maciej Białek (PAP)

 

bia/ sw/ pp/

Mężczyzna przez 3 miesiące mieszkał na lotnisku O’Hare

0

Mężczyzna mieszkał przez 3 miesiące na chicagowskim lotnisku O’Hare. 36-letni Aditya Singh z Kalifornii został aresztowany w sobotę. Postawiono mu zarzut bezprawnego wejścia i przebywania na terenie strzeżonym oraz kradzieży.

 

W sobotę dwóch pracowników linii United poprosiło mężczyznę o dowód tożsamości. Singh pokazał im identyfikator, skradziony 26 października pracownikowi lotniska. Natychmiast powiadomili policje. 36-latka aresztowano na Terminalu 2. Z ustaleń wynika, że mężczyzna przyleciał z Los Angeles do Chicago 19 października 2020 roku. Powiedział, że z powodu pandemii koronawirusa bał się wrócić do domu. Od tamtego czasu mieszkał w strefie strzeżonej lotniska O’Hare. Zdołał przetrwać dzięki żywności otrzymanej od pasażerów. Wczoraj przed sądem powiatu Cook odbyła się rozprawa wstępna. Kolejną wyznaczono na 27 stycznia.

Sprawa wzbudziła wiele kontrowersji. Ekspert od bezpieczeństwa transportu, Joseph Schwieterman nie mógł uwierzyć, że mimo monitoringu, patroli ochrony portu lotniczego i policji nikt wcześniej nie zwrócił uwagi na tego człowieka. Dodał, że wprawdzie nie stworzył on bezpośredniego zagrożenia jednak poddał w wątpliwość skuteczność zabezpieczeń na lotnisku.

 

BK

Ewakuowano uczestników próby inauguracji na Kapitolu

0

Ewakuowano uczestników próby inauguracji na Kapitolu, nie ma zagrożenia.

Uczestnicy próby inauguracji nowego prezydenta USA Joe Bidena, która ma odbyć się w środę 20 stycznia na Kapitolu, zostali w poniedziałek ewakuowani przez siły bezpieczeństwa z zachodniej strony Kapitolu – podała agencja AP.

Władze twierdzą, że ewakuacja była spowodowana pożarem kilka przecznic dalej i że nie ma zagrożenia.

 

(PAP)

cyk/ akl/

Franciszek Pieczka ma 93 lata! To jeden z najwybitniejszych aktorów w historii polskiego kina. Życzenia na urodziny stu lat to za mało!

0

W poniedziałek, 18 stycznia, urodziny jednego z najwybitniejszych aktorów w historii polskiego kina. Ślązaka z godowa. Franciszka Pieczki. Nie chciał być górnikiem jak ojciec i dziadek. Został aktorem, choć tata lał go pasem po gołym tyłku, gdy jako 10-latek wymykał się do kina. Wielki artysta, wielki Ślązak kończy dziś 93 lata. Złóżcie życzenia Franciszkowi Pieczce z okazji urodzin!

 

Trudno byłoby zliczyć choćby połowę znakomitych filmowych kreacji, które stworzył. Grał u najwybitniejszych polskich reżyserów – od Wajdy, przez Kieślowskiego, Kolskiego, Hasa, Leszczyńskiego, aż po Kutza. Był czas, gdy popularnością przebijał w Polsce Rolling Stonesów – dzięki „Czterem pancernym” hordy fanów były gotowe stratować się nawzajem, żeby tylko zdobyć jego autograf. Dziś Franciszek Pieczka kończy 93 lata. Z tej okazji przypominamy fragmenty obszernego wywiadu, jakiego udzielił Dziennikowi Zachodniemu. Pieczka to rodowity, urodzony w Godowie, Ślązak. Pogmatwanie śląski jest też jego życiorys. Śląski jest też jego charakter, co z dumą podkreśla przy różnych okazjach. Choć zaznacza, że w tym wieku trudno snuć jeszcze jakiekolwiek plany, mamy nadzieję, że jeszcze zobaczymy go w kinie. Taki talent musi żyć wiecznie.

O skomplikowanych rodzinnych losach

Ojciec dużo przeszedł. Nasz rodzinny Godów przed pierwszą wojną był pruski, a za Olzą były już Austro-Węgry. Ojca wcielono do wojska pruskiego. Po tym, jak czterech jego braci zginęło na froncie, dowódcy zlitowali się nad jego matką i puścili go z okopów. Po to, żeby któryś z Pieczków mógł wrócić do domu prowadzić gospodarstwo. Tata był później powstańcem śląskim, z kolei jego brat w tych samych powstaniach brał udział po niemieckiej stronie… Ciężko to wszystko zrozumieć… Na szczęście, w powstaniu nie spotkali się po przeciwnych stronach frontu, ale i takie historie były na Śląsku na porządku dziennym. Ale już w Polsce ojciec przez 6 lat był bezrobotny, utrzymywał nas z pracy na roli, a jego brat wyjechał do Niemiec i tam nieźle mu się wiodło. Ironia losu? Przez lata stryj słał z tych Niemiec paczki, żeby powstaniec śląski, w Polsce, o którą walczył, mógł wyżywić rodzinę. To się po prostu w głowie nie mieści! Dla mnie to do dziś jedna z najlepszych lekcji śląskości.

O wymykaniu się do kina, gdy miał 10 lat

Ojciec nie chciał, żebym do kina chodził, mówił, że to świństwo, deprawacja i bezbożność. Gdy w 1938 roku Polacy wkroczyli na Zaolzie, pomaszerowałem z Godowa do czeskich Petrovic, żeby zobaczyć „Znachora”. Kazimierz Junosza-Stępowski był w tej roli nieprawdopodobny! Ze starszymi kolegami zasuwaliśmy do kina z kilkanaście kilometrów na piechotę. Wróciłem do domu, a ojciec już czekał na mnie z pasem. Lał mnie pasem po gołym tyłku i krzyczał: „Jo ci dom Znachora! Jo ci dom Znachora!”. Gdy już zostałem aktorem, żartowałem z ojcem: „Widzisz, jak to bicie pasem mi było potrzebne”. Później chodziłem też oglądać filmy w Wodzisławiu. I tata dalej był nieprzejednany: „Pierona, żeby tam bomba jaka rypła, żeby to bezbożnictwo rozwaliła!” – mówił. No i przyszły naloty na Wodzisław. Kamienice rozwalone, nawet na kościół spadła bomba, a kino zostało nieruszone. Odpowiadałem ojcu: „Patrz, jaka to niesprawiedliwość ze strony kogoś, kto tym wszystkim kieruje”.

O tym, jak nie został górnikiem

Ojciec polecał mi tę robotę: „Patrz synek, na gowa ci nie kapie, dyszcz nie lyje, pod dachem żeś jest głęboko”. Mówiłem na to: „Wiesz tata, ja to bym nie chciał, żeby było z nami jak w tym powiedzeniu: ojciec muzyk, a syn trąba”. Ale ojciec próbował. Jego kolega załatwił mi pracę na kopalni Barbara-Wyzwolenie w Chorzowie. Zjeżdżałem na dół, ale nie kopałem węgla, tylko przekopy w kamieniu się biło. Wierciliśmy, strzelaliśmy, a jak gruz spadł, to sercówami ładowaliśmy na wózki. Ciężka, fizyczna harówa. O tym, że nie nadaję się do górnictwa, ostatecznie przekonałem się w dniu, w którym rębacz w ostatniej chwili wyciągnął mnie spod walącej się ściany. Płacono nam od metra przekopu, więc nie było czasu na rozmyślanie. W pewnym momencie poślizgnąłem się i upadłem na stalową płytę, na którą leciał odstrzelony kamień. Gdyby przodowy mnie nie zauważył, zginąłbym na miejscu.

O tym, jak został aktorem

Swojemu poloniście oświadczyłem, że będę zdawać na politechnikę, a on na to: „Głupstwo robisz, powinieneś iść do szkoły teatralnej”. Ale ojciec nawet nie chciał o tym słyszeć. Więc zdałem na Politechnikę Śląską, postudiowałem miesiąc elektronikę i stwierdziłem, że polonista miał rację. Szajba mi odbiła, zostawiłem kolegom indeks, powiedziałem: „Mocie pamiątka ode mnie, jadę zdawać do teatralnej”. Wszyscy się w czoło pukali. Przyjechałem z walizeczką do domu. Ojciec już w drzwiach mnie strofował: „No co, pieruna, już cię wyciepli?”. „Nie wyciepli, jo zdoł do teatralnej”. Ojciec zaczął rzucać pieronami i wróżył mi, że będę „Hungerkünstler” – głodującym artystą. A najlepsze w tym wszystkim, że on za młodu sam udzielał się w teatrze amatorskim.

O wielkiej sławie „Czterech pancernych”

Pamiętam nasze pierwsze wielkie spotkanie z fanami „Pancernych” w Łodzi. Mieliśmy przejechać czołgiem ulicą Piotrkowską, ale jak władze zobaczyły te potworne tłumy… Pan sobie wyobrazi pół miliona ludzi przy naszej trasie przejazdu. Tyle się ponoć zebrało! No dobrze, rezygnujemy z czołgu. Więc, co robimy? Wymyślono, że przejedziemy do hali sportowej i tam spotkamy się z naszymi wielbicielami. Ale nie jednym samochodem, bo panowało takie szaleństwo, że gdyby ludzie rzucili się na nas, to pewnie zmiażdżyliby razem z autem. „Każdy pojedzie winnym samochodzie” – wykombinowali organizatorzy. Czemu w jednym? Bo jak tłum rzuci się na jednego, to może reszta dojedzie na miejsce albo przynajmniej wszyscy nie zginą od razu (śmiech). Po prostu niewiarygodne. Zawsze to tak wyglądało: tłum, piski, euforia, kordony milicji… W końcu stało się uciążliwe dla nas wszystkich. Najbardziej osobliwa była nasza popularność w NRD – tam swego czasu to był najpopularniejszy serial telewizyjny wszech czasów. Proszę się zastanowić nad tym fenomenem – pokazujemy Niemców jako przygłupów, lejemy ich w każdym odcinku, a oni to jeszcze puszczają u siebie. Masochizm!

O współpracy z Kutzem

Znaliśmy się i rozumieliśmy na planie wspaniale, bez słów. Miał też do mnie wielkie zaufanie. Bardzo mnie ucieszył propozycją zagrania w„Perle w koronie”. Kazik nas nie oszczędzał: w końcowych scenach strajku na kopalni byliśmy czarni, pył węglowy był dosłownie wszędzie. Kutz miał znakomite pomysły i potrafił je zrealizować, czasem przeforsować. Na przykład „Paciorki jednego różańca” nie były na rękę ówczesnej władzy, bo przecież film upominał się o starą, zabytkową zabudowę Giszowca. Pomógł wojewoda Ziętek i chyba tylko dzięki niemu ten film udało się uratować. „Paciorki jednego różańca” były niezwykłe: główne role grali amatorzy, zresztą grali bardzo dobrze. A sceneria? Wszystko autentyczne: wyburzenia, plac budowy, starzy ludzie wyciągani z tych swoich małych domków, przeprowadzani do bloków. Kutz wiedział, że starych drzew się nie przesadza.

O roli w debiucie Kieślowskiego

„Blizna” to był jego pierwszy film fabularny. Kieślowski przyszedł z dokumentu i był mocno przyzwyczajony do jego formy. Grałem dyrektora, który w jednej ze scen wzywany jest przez egzekutywę partyjną. Co ciekawe, jedną ze swoich pierwszych ról dostał młody Jerzy Stuhr, ale poza nami Kieślowski zaangażował autentycznych politruków z komitetu centralnego. Za stołem politruki, z drugiej strony ja i… Kieślowski każe mi improwizować. Mówię do niego: „Ja nigdy nie byłem dyrektorem. Tamci będą lecieć jakimś żargonem, a ja co?”. Kieślowski: „Improwizuj!”. Odpowiadam więc: „Ty mi to napisz, aja to powiem tak, jakby to była prawda”. Najlepsze było po zdjęciach. Ci partyjniacy zagadują mnie: „Wie pan, panie Franciszku, jak myśmy kogoś wzywali na egzekutywę, a po skończeniu on trafił do właściwych drzwi wyjściowych, to znaczy, że to była zła egzekutywa”. Ja do drzwi trafiłem.

O wzruszeniu na planie „Quo vadis”

Aktorsko to nie było aż tak trudne zadanie. Ale, gdy stojąc na wzgórzach Rzymu czułem, że tam pod kopułą Bazyliki św. Piotra przebywa mój rodak, przy sercu coś piknęło. Musiałem się mocno zebrać w sobie, żeby to wzruszenie nie poczyniło destrukcji w moich poczynaniach aktorskich. Pamiętam scenę w katakumbach, kręciliśmy ją w starej sztolni, z której kiedyś pozyskiwano piaskowiec do budowy Kartaginy. Statystami byli rodowici Tunezyjczycy. Gdy przemawiałem do nich jako święty Piotr, nie rozumieli ani słowa, ale emocje podeszły mi do gardła, oni byli tak zasłuchani, jakby każde słowo rozumieli. Magiczny moment, który pokazuje, jak same emocje właśnie potrafią oddziaływać na odbiorcę.

O tęsknocie za rodzinnym Śląskiem

Jest jej we mnie dużo i to niezależnie od tego, jak długo trwa moja rozłąka. Ato w sumie z pół wieku już. Jestem Ślązakiem, zawsze będę. Nawet gdybym jeszcze i sto lat żył poza Śląskiem, to umrę jako Ślązak. I jestem z tego powodu dumny. Zawsze będę.

Marcin Zasada aip

Semeniuk: na konta firm trafiło ok. 109 mln zł z Tarczy. „To kropelka”

0

Do południa na konta przedsiębiorców wpłynęło ok. 109 mln zł w ramach pomocy z Tarczy Finansowej PFR 2.0 – powiedziała w poniedziałek PAP wiceminister rozwoju, pracy i technologii Olga Semeniuk. Dodała, że w ramach Tarczy Branżowej z dopłat do kosztów pracownika skorzystało już ponad 13 tys. firm.

Wiceszefowa MRPiT zapowiedziała też, że działająca od piątku infolinia MRPiT ws. wsparcia dla firm, które chcą – mimo restrykcji – otwierać działalność, będzie czynna cały tydzień.

 

Semeniuk wskazała, że w ramach Tarczy Finansowej PFR 2.0, która została uruchomiona 15 stycznia, złożono ponad 6 tys. wniosków od przedsiębiorców, na prawie 1 mld zł „Dzisiaj do południa na konta przedsiębiorców wpłynęło ok. 109 mln zł” – powiedziała.

 

Wiceminister odniosła się też do pomocy dla firm z Tarczy Branżowej, której koszt resort szacuje na ok. 4,5 mld zł miesięcznie. „Do tej pory ponad 13 tys. przedsiębiorców skorzystało z instrumentu dopłat do kosztów pracownika zatrudnionego na umowę zlecenie lub umowę o pracę” – wskazała. Z kolei w ramach tzw. małej bezzwrotnej dotacji do 5 tys. zł wnioski zgłosiło już prawie 80 tys. przedsiębiorstw.

 

Semeniuk przypomniała o zapowiedzianym rozszerzeniu Tarczy Branżowej na grudzień i styczeń. „Jutro Rada Ministrów zajmie się rozporządzeniem w tej sprawie. Przewidujemy, że tzw. mała dotacja również będzie przez te dwa miesiące kontynuowana. W sumie to jest dodatkowe 7 mld zł w ramach wsparcia z tarczy branżowej przez te dwa miesiące” – zaznaczyła.

 

Wiceszefowa MRPiT – pytana o efekt rozmów z przedsiębiorcami za pośrednictwem uruchomionych w piątek przez MRPiT oraz PFR infolinii skierowanych do firm, które chcą otwierać działalność mimo restrykcji – odpowiedziała, że „skontaktowano się z ponad 100 przedsiębiorcami”. „Były to najczęściej mikrofirmy, jednoosobowe działalności gospodarcze. Niektóre z nich kwalifikują się do skorzystania z pomocy oferowanej w ramach Tarczy Branżowej.

 

Według Semeniuk infolinia będzie czynna do piątku. Na podstawie tematów, które zostaną zgłoszone za jej pośrednictwem resort ma opracować „raport pokonsultacyjny”. „Mam nadzieję, że również przysłuży się do tworzenia, być może, dodatkowych instrumentów wsparcia” – powiedziała.

 

(PAP)

 

autor: Magdalena Jarco

 

maja/ amac/

KO apeluje do rządu o zniesienie ograniczeń, które dotknęły przedsiębiorców

0

Politycy Koalicji Obywatelskiej w poniedziałek podczas konferencji prasowych w całej Polsce apelowali do rządu o zniesienie ograniczeń, które dotknęły przedsiębiorców. Ich zdaniem pomoc państwa w ramach tzw. tarcz jest niewystarczająca.

W poniedziałek parlamentarzyści i działacze Koalicji Obywatelskiej w całej Polsce zorganizowali konferencje prasowe dotyczące sytuacji przedsiębiorców i pracowników podczas lockdownu.

 

Poseł KO, były przewodniczący Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Schetyna na konferencji prasowej we Wrocławiu wskazywał, że „państwo nie pomaga tym, którzy najbardziej potrzebują pomocy”. „Słyszeliśmy zapowiedzi premiera (Mateusza) Morawieckiego, że gdy liczba zakażeń będzie spadać, to zmniejszane będą restrykcje, a jest dokładanie odwrotnie” – mówił Schetyna.

 

Dodał, że poniedziałek, 18 stycznia, to „dzień symboliczny”. „Dzieci wracają do szkół (uczniowie klas I-III- PAP), a przedsiębiorcy, łamiąc zakazy, otwierają swoje firmy, restauracje i punkty gastronomiczne, aby przeżyć. Mamy dziś trudną, wręcz katastrofalną sytuację dla wielu firm, a to dopiero początek wielkich kłopotów, w które wpada polska gospodarka. Żądam aktywności państwa i rządu, czego nie ma” – mówił.

 

Przewodniczący Regionu Lubelskiego PO, prezydent Lublina Krzysztof Żuk powiedział na konferencji prasowej, że jest ona apelem do rządu o zniesienie ograniczeń, które dotknęły przedsiębiorców. Podkreślił, że wiele firm przy zachowaniu reżimu sanitarnego mogłoby funkcjonować, świadczyć usługi mieszkańcom, generować przychody. „Ta sytuacja staje się trudna do zniesienia dla przedsiębiorców. Wielu z nich nie jest objęta pomocą z tarczy, wiele firm rodzinnych stoi przed zagrożeniem zaprzestania działalności, faktycznie bankructwa” – powiedział Żuk.

 

Podczas konferencji prasowej w Szczecinie zachodniopomorscy politycy KO apelowali o równe traktowanie przedsiębiorców prowadzących różne formy działalności gospodarczej i z różnych regionów Polski. „Przecież hotele, restauracje, cała baza turystyczna nie została zamknięta tylko w górach, nie tylko według PKD, ale cała (…). Dlatego dzisiaj uczciwie trzeba pomagać wszystkim, których dotknęły restrykcje” – mówił poseł KO Sławomir Nitras.

 

Poseł Arkadiusz Marchewka ocenił, że „karygodne” jest ogłaszanie obostrzeń i ich przedłużanie „z dnia na dzień”. „Ci ludzie (przedsiębiorcy) są tak zdesperowani i w tak trudnej sytuacji, że tutaj potrzeba działań, które będą konstruktywnie wpływać na to, co się dzieje” – mówił. Dodał, że politycy KO oczekują od rządu „jasnych wytycznych, jasnych regulacji, jasnych zasad, a nie chaotycznego działania”.

 

Na konferencji w Poznaniu senator PO Adam Szejnfeld podkreślił, że jedynym kryterium przyznawania pomocy dla przedsiębiorców powinien być spadek ich dochodów. Wskazał też na potrzebę wprowadzenia prawnej zasady wypłacania odszkodowań za zamykanie firm. „Rekompensatę powinien płacić ten, który zakazuje działalności gospodarczej” – zaznaczył Szejnfeld.

 

Polityk wskazał, że rząd powinien przedstawić średnio i długookresową strategię działania w poszczególnych dziedzinach życia społecznego, bo jak mówił, ten rok nie będzie rokiem zakończenia problemów z epidemią.

 

Szejnfeld zaapelował o współpracę rządu z opozycją ws. związanych z pandemią. „Jesteśmy opozycją, która chce działać konstytucyjnie razem z władzą, którą krytykujemy, ale ważniejszymi dla nas wartościami są interes obywateli, w tym interes przedsiębiorców” – powiedział

 

Podczas briefingu w Krakowie szef małopolskich struktur PO Aleksander Miszalski zwrócił uwagę na pomoc, jaką rządy innych państw proponują swoim przedsiębiorcom. „Jeśli rząd planuje odpowiedzieć nam, że wszędzie w Europie wprowadzony jest lockdown, bo oczywiście wszędzie są pewne ograniczenia, to ja tylko powiem, jak wygląda przykładowa pomoc w Austrii dla przedsiębiorców” – wskazywał. Miszalski podkreślił, że w tym kraju otrzymuje się „80 procent rekompensaty przychodów z ubiegłego roku, 70 procent dopłat do pensji pracowniczych i jeszcze tysiąc euro na wspólnika płynnościowego”. „W Polsce, w listopadzie łaskawie zwolnili z ZUS-u” – podsumował.

 

Zdaniem łódzkich parlamentarzystów opozycji, gdyby tarcze finansowe i branżowe były skuteczne, to „dziś nie mielibyśmy do czynienia z protestami przedsiębiorców”. Według nich, nie może być tak, że państwo wydaje miliardy złotych na kolejne tarcze, w których – jak przekonują – jest brak logiki, bo szkoda tych pieniędzy.

 

Poseł Cezary Grabarczyk (KO) zwrócił uwagę, że gastronomia, turystyka, hotelarstwo to najczęściej mały i średni biznes, z którego żyją całe wielopokoleniowe rodziny. „Dziś, na naszych oczach, te branże umierają. Pomoc państwa jest niewystarczająca. Potrzebne są realne pieniądze, które pozwolą podtrzymać te biznesy” – uważa.

 

Jego klubowa koleżanka Katarzyna Lubnauer przekonywała, że gospodarka jest zdemolowana i upada, a ludzie z dnia na dzień tracą dorobek swojego życia. Jej zdaniem zdemolowana gospodarka jest dowodem na bezradność i brak skuteczności w działaniu polskiego rządu w sprawie pomocy dla przedsiębiorców.

 

Podczas konferencji prasowej w Rzeszowie europosłanka Elżbieta Łukacijewska (PO) podkreśliła, że „blisko 60 proc. Polaków nie chce aby rząd dalej przedłużał lockdown”. Jak zaznaczyła, na Podkarpaciu „w zeszłym roku blisko 580 osób ogłosiło upadłość konsumencką, a 58 firm zlikwidowało działalność”.

 

W ocenie Łukacijewskiej, w regionie „wskutek lockdownu największe straty poniosły branże: lotnicza, motoryzacyjne, turystyczna i gastronomiczna”. Europosłanka nie rozumie „dlaczego branża turystyczna nie może przyjmować gości”, skoro „otwarte są kościoły, sklepy wielkopowierzchniowe”. „Apelujemy, aby te obostrzenia zweryfikować” – mówiła.

 

Powołując się na rozmowy z podlaskimi przedsiębiorcami z branży hotelarskiej, lider PO w regionie Robert Tyszkiewicz mówił w Białymstoku, że nie dostali oni jeszcze pieniędzy za tzw. postojowe należne pracownikom za listopad 2020 roku.

 

„Te przedsiębiorstwa, które mają środki na kontach, płacą same (…) Natomiast to jest nie fair ze strony rządu” – dodał. W jego ocenie brak wprowadzenia stanu nadzwyczajnego w Polsce nie upoważnia rządu do „zamykania” działalności gospodarczej na podstawie rozporządzeń. Podkreślał, że konstytucyjną podstawą wprowadzania takich ograniczeń jest stan klęski żywiołowej, co również dawałoby przedsiębiorcom prawo do dochodzenia odszkodowań od państwa.

 

Także Marzena Okła-Drewnowicz, świętokrzyska parlamentarzystka Koalicji Obywatelskiej mówiła na konferencji w Kielcach, że rozporządzenia rządu „wprowadzają chaos w obszarze gospodarki”.

 

„Rząd nie wprowadził stanu klęski żywiołowej, aby przedsiębiorcy mogli ubiegać się o odszkodowania. W zamian za to wydał liczne rozporządzenia, ale w efekcie sądy uznają, że jest to niezgodne z prawem. Wielkim nieporozumieniem jest to, że pomoc chociażby w ramach tarczy 6.0 uzależniona jest od kodów PKD (Polska Klasyfikacja Działalności – PAP). W efekcie wielu przedsiębiorców straciło możliwość ubiegania się o pomoc. My jako Koalicja Obywatelska jeszcze w grudniu złożyliśmy projekt, który daje możliwość ubiegania się o pomoc w zależności od spadków przychodów” – powiedziała Okła-Drewnowicz.

 

Posłanka oceniła, że rząd zamykając poszczególne branże gospodarki powinien zagwarantować dla nich rekompensatę przynajmniej w wysokość ponoszonych przez nie kosztów stałych. „Tak, aby utrzymać miejsca pracy” – dodawała.

 

W uzdrowiskowym mieście Kołobrzeg podczas konferencji prasowej marszałek woj. zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz (PO) mówił o oburzeniu samorządowców z Pomorza Zachodniego pomocą rządu skierowaną jedynie do samorządów górskich.

 

„Szanowny rządzie, w tym miejscu, w Kołobrzegu, o tej porze roku zwykle można było spotkać naprawdę tłumy spacerujących turystów i kuracjuszy. To miejsce dzisiaj jest puste. (…) Nie możemy w związku z tym dzielić samorządów na lepsze i gorsze, tylko musimy pomagać wszystkim tym, które zostały autentycznie pokrzywdzone. Dostrzeżcie nasze problemy” – apelował Geblewicz.

 

Poseł PO Janusz Cichoń przedstawił w Olsztynie na konferencji autorski pomysł ratowania branży turystycznej. Dodał, że został on pozytywnie oceniony przez Polską Organizację Turystyczną.

 

„Powinnismy uruchomić +zielone szkoły+, dwutygodniowe wyjazdy uczniów do ośrodków hotelowych. Podczas nich w pełnym reżimie sanitarnym uczniowie odbrobili by zaległości w nauce, nabyli nowe umiejetnosci i wiedzę i zintegrowali się. Projekt mógłby zostać sfinansowany z rządowego bonu turystycznego przysługującego każdemu dziecku oraz funduszy covidowych”- wyjaśnił. Dodał, że byłoby to zasypanie dziury w budżetach firm turystycznych, przewozowych, które lada chwila mogą zacząć upadać.

 

W Sosnowcu na konferencji prasowej wystąpili posłowie KO Mateusz Bochenek i Wojciech Król. Przekonywali, że przedsiębiorcy – mimo niekonstytucyjnych zakazów pozbawiających ich możliwości działalności – otwierają biznesy w aktach desperacji, po wydaniu oszczędności, z rosnącymi długami, w upartyjnionym państwie, które sprzyja klientelizmowi. „Przedsiębiorca ma wisieć na klamce władzy i skamlać, a władza, jeśli zechce, wykaże się szczodrobliwością” – ocenił Król.(PAP)

 

autorzy: Jacek Walczak, Robert Fiłończuk, Alfred Kyc, Nadia Senkowska, Piotr Doczekalski, Inga Domurat, Wiktor Dziarmaga, Elżbieta Bielecka, Mateusz Babak, Zbigniew Kopeć, Agnieszka Libudzka, Szymon Kiepel

 

 

PAP

 

kop/ emb/ kyc/ jaw/ rof/ nak/ pdo/ ing/ wdz/ mtb/ ali/ szk/ itm/

Podhale: Otwierają się kolejne biznesy i ruszają kontrole;. Będą kary?

0

Zgodnie z zapowiedziami na Podhalu w poniedziałek zostały otwarte kolejne biznesy, między innymi lokale gastronomiczne. Ruszyły także kontrole policji i sanepidu, jednak żadne kary nie zostały nałożone – poinformowała PAP rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie Dominika Łatak-Glonek.

Uruchomienie biznesów mimo dalszych rządowych obostrzeń związanych z pandemią zapowiadał m.in. inicjator „Góralskie Veto” Sebastian Pitoń. Jako pierwsza w sobotę została otwarta znana restauracja w Bukowinie Tatrzańskiej, a w poniedziałek zostały otwarte między innymi kawiarnie w Zakopanem i Nowym Targu. W lokalach od razu pojawiła się policja i inspektorzy sanepidu.

 

„Wygraliśmy bitwę na +plażach Normandii+ w tym sensie, że pierwsze lokale ruszyły i nie zostały spacyfikowane. Wszyscy się tak naprawdę przyglądali rozwojowi sytuacji, ponieważ wcześniej nie było takich precedensów. Oczywiście wszystkie kontrole się odbyły, ale okazało się, że przyszły i poszły, w związku z tym będzie się otwierało coraz więcej biznesów, które najpierw muszą się zaopatrzyć” – powiedział PAP Pitoń.

 

Według jego wiedzy w najbliższych dniach ruszą także niektóre stoki narciarskie.

 

„Precedens został przełamany i nie zostaliśmy zepchnięci do wody” – zakończył inicjator akcji „Góralskie Veto”.

 

Jak poinformowała PAP rzeczniczka małopolskiego sanepidu, tylko od piątku do niedzieli zakopiański sanepid przeprowadził 120 kontroli w obiektach gastronomicznych i hotelowych – w tym w popularnych kwaterach prywatnych oraz na stokach narciarskich. Na te obiekty nie nałożono żadnych kar, jedynie zastosowano pouczenia. W sprawie otwartej w sobotę restauracji w Bukowinie Tatrzańskiej zostało wszczęte postępowanie administracyjne.

 

Inspektorzy skontrolowali także stoki narciarskie, jednak okazało się, że działały zgodnie z rządowym rozporządzeniem. Z wyciągów mogą bowiem korzystać zawodnicy narciarskich i snowboardowych klubów sportowych.

 

(PAP)

 

autor: Szymon Bafia

 

szb/ lena/

Gnieźnieńscy restauratorzy chcą otworzyć lokale 1 lutego

0

Około 40 restauratorów i hotelarzy z Gniezna (woj. wielkopolskie) i powiatu gnieźnieńskiego chce otworzyć swoje lokale pierwszego lutego, niezależnie od obostrzeń pandemicznych. W poniedziałek przedsiębiorcy wystosowali w tej sprawie apel do premiera.

Arkadiusz Gwizdała, współwłaściciel gnieźnieńskiej restauracji Hubertus, podkreślił w poniedziałek w rozmowie z PAP, że przedsiębiorcy z branży gastronomicznej „są już praktycznie na granicy wyczerpania”.

 

„Chcemy otworzyć od pierwszego lutego nasze restauracje, jeżeli nic nie ulegnie zmianie, rząd nie będzie z nami rozmawiać, nie będzie jakiejś faktycznej, wystarczającej pomocy. Bo są restauracje, które nigdy nie działały na wynos, więc te wynosy im nie pomagają – nie mają klientów, nie przystosowały się do tego” – powiedział.

 

Zaznaczył, że około 40 restauratorów i hotelarzy z Gniezna i powiatu gnieźnieńskiego chce otworzyć swoje lokale niezależnie od tego, jakie restrykcje będą obowiązywać 1 lutego. „Dość już mamy czekania” – podkreślił.

 

Dodał, że restauratorzy konsultują swoje plany z prawnikami. „Żaden z naszych prawników nie widzi przeciwwskazań do tego, żeby się otworzyć, ponieważ nad nami jest konstytucja, a nie rozporządzenie, które nie powinno wpływać na prowadzenie przez nas działalności gospodarczej” – powiedział.

 

Gwizdała jako chaotyczne i nieprzemyślane określił działania rządu związane z wprowadzaniem ograniczeń w związku z pandemią. „Wydaje nam się, że jako przedsiębiorcy mamy bardziej poukładane firmy niż rząd poukładane prawo i zarządzanie całym krajem” – powiedział.

 

„Kończą się nam środki uzyskane z tarczy antykryzysowej. Druga tarcza niektórych obejmuje, innych nie. Są problemy z wnioskami z racji tego, że są dosyć skomplikowane. Musimy określać, czy jesteśmy mikrofirmą według rozporządzenia polskiego. Według rozporządzenia UE ta definicja też jest inna, więc są tu zawiłości prawne, a bierzemy odpowiedzialność za to, co oświadczamy we wnioskach” – wytłumaczył.

 

Gnieźnieńscy restauratorzy podpisali się w poniedziałek pod listem do premiera Mateusza Morawieckiego, w którym zaapelowali o ograniczenie obostrzeń dla gastronomii.

 

„My chcemy tylko godnie żyć i wrócić do swoich prac. Nie możemy dalej czekać bez należytego wsparcia i zapewnień co do realnego planu powrotu do normalności. Apelujemy o wskazanie i niezwłoczne wdrożenie konkretnego planu zniesienia restrykcji dla branż gastronomicznych i hotelarskich. Jeśli nie otrzymamy oczekiwanego wsparcia i zapewnień, będziemy zmuszeni otworzyć z powrotem nasze działalności gospodarcze” – napisali w apelu.

 

 

(PAP)

 

Autor: Szymon Kiepel

 

szk/ robs/

Tomaszewski o dymisji Brzęczka: to najbardziej rozsądne wyjście

0

„To najbardziej rozsądne wyjście” – powiedział PAP Jan Tomaszewski o zakończeniu przez Jerzego Brzęczka pracy na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski. Jego zdaniem kadra potrzebuje zagranicznego trenera, który będzie autorytetem dla piłkarzy.

W poniedziałek PZPN poinformował o rozstaniu z selekcjonerem drużyny narodowej. Decyzja zapadła na dwa miesiące przed rozpoczęciem eliminacji mistrzostw świata 2022 i niespełna pół roku przed turniejem finałowym mistrzostw Europy. Nie podano powodów zakończenia współpracy.

 

Zdaniem Tomaszewskiego było to „najbardziej rozsądne wyjście w obecnej sytuacji”.

 

„Podejrzewam, że to efekt szczerej rozmowy pomiędzy szkoleniowcem i prezesem PZPN Zbigniewem Bonkiem. To jedyny sposób, by w marcowych meczach eliminacji uniknąć porażek i kompromitacji, które swoje konsekwencje miałyby na Euro i znacznie utrudniłaby awans do turnieju w Katarze. Współczuję Jurkowi, ale takie bywają losy trenera, których nieraz zwalnia się nawet w trakcie przerwy w meczu” – powiedział PAP 63-krotny reprezentant kraju.

 

Przyznał, że początkowo był za zatrudnieniem byłego kapitana kadry, ale w jego ocenie, mimo wywalczenia awansu do ME, Brzęczek nie sprostał zadaniu. Dlatego – jak mówił Tomaszewski – był przeciwny przedłużeniu jego kontraktu w ubiegłym roku.

 

„Jurek rozpoczął kapitalnie, od remisu z Włochami (1:1), ale później wiele jego decyzji taktycznych było niezrozumiałych. Bardzo dużo eksperymentował i niewiele z tego wynikało. Po dwóch latach jego pracy, mając zawodników światowej klasy, wciąż nie mamy zespołu. Najlepiej świadczy o tym fakt aż pięciu zmian w wyjściowej jedenastce w meczach z Włochami i Holendrami. To oznacza, że nie mamy drużyny na dwa ważne marcowe spotkania eliminacji MŚ z Węgrami i Anglią” – tłumaczył były bramkarz.

 

Jego zdaniem dla piłkarzy reprezentacji występujących w czołowych europejskich klubach autorytetem może być jedynie zagraniczny szkoleniowiec.

 

„Tylko ktoś taki może zrobić coś pod względem mentalnym. Na tym musi skupić się na początek, bo do eliminacyjnego spotkania z Węgrami poza jednym czy dwoma treningami nowy selekcjoner nie będzie miał za dużego pola do działania. Wszyscy podstawowi gracze kadry pracują w klubach z najwybitniejszymi trenerami, gdzie spełniają ich założenia taktyczne. Tego samego brakowało jednak w reprezentacji. Do takiej mentalnej pracy potrzebujemy światowej czy europejskiej klasy autorytetu” – podkreślił Tomaszewski.

 

Dodał, że asystentem zagranicznego szkoleniowca powinien być Polak. Wśród kandydatów wskazał Piotra Stokowca lub Michała Probierza.

 

49-letni Brzęczek prowadził drużynę narodową od lipca 2018 roku, kiedy po nieudanym występie w mistrzostwach świata w Rosji zastąpił Adama Nawałkę. W 24 meczach pod jego wodzą biało-czerwoni odnieśli 12 zwycięstw, pięć razy zremisowali i doznali siedmiu porażek.

 

 

(PAP)

 

autor: Bartłomiej Pawlak

 

bap/ pp/

Prusik o zwolnieniu Brzęczka: Ogromne zaskoczenie

0

„Ogromne zaskoczenie. Istotne są teraz dwa aspekty – co było powodem zwolnienia i kto zostanie nowym selekcjonerem” – powiedział PAP Waldemar Prusik komentując informację o zwolnieniu przez PZPN trenera piłkarskiej reprezentacji Polski Jerzego Brzęczka.

„Właśnie przed chwilą się dowiedziałem i przyznam szczerze, że dla mnie to ogromne zaskoczenie. Zwłaszcza, że nie było żadnych znaków, aby mogło się tak stać. Dziennikarze zawsze mają swoje dojścia i zanim coś się wydarzy poważnego, to pojawiają się pewne przecieki. Teraz nic takiego nie było. Szok!” – przyznał na początku rozmowy z PAP Prusik.

 

Były kapitan reprezentacji dodał, że zaskoczenie jest duże, bo wydawało się, iż do ewentualnej zmiany selekcjonera mogło dojść jesienią zeszłego roku, ale skoro tak się nie stało, to pozycja Brzęczka wydawała się niezagrożona.

 

„Nie wiem, czy to najlepszy moment na zmianę trenera, bo już za chwilę, w marcu, będą mecze eliminacji mistrzostw świata. Wydaje mi się, że jeżeli już miało dojść do zmiany, powinno się to stać np. we wrześniu 2020 albo później, ale w ubiegłym roku. Gra kadry była wtedy raz lepsza, raz gorsza, ale nic nie wskazywało, że Brzęczek zostanie zwolniony. Dla mnie teraz istotne są dwa aspekty – co było powodem zwolnienia i kto zostanie nowym selekcjonerem” – dodał.

 

Prusik dywagował, że wpływ na taką decyzję mogły mieć wyniki grudniowego losowania eliminacji mistrzostw świata i terminarz gier, kiedy okazało się, że w marcu Polska zagra dwa bardzo ważne mecze wyjazdowe – z Węgrami i Anglią.

 

„Ostatnie spotkania z silniejszymi rywalami były w naszym wykonaniu słabe. Być może bliska perspektywa spotkań z Anglią i Węgrami przyspieszyły pewne decyzje. To są jednak tylko domysły. Musimy poczekać, aż prezes Boniek oficjalnie poda powód zwolnienia Brzęczka i wyjaśni, dlaczego nastąpiło to teraz. Jestem przekonany, że ma jakiś plan i niebawem poznamy nowego selekcjonera. Gdyby tak nie było, to by się nie zdecydował na taki ruch” – zaznaczył.

 

Pytany, kto może zastąpić Brzęczka i czy powinien być to trener krajowy, czy zagraniczny, były reprezentant Polski stwierdził, że każda opcja na tę chwilę jest możliwa.

 

„Trudno teraz na rynku krajowym wskazać jakiegoś kandydata. Ale prezes Boniek już dwa razy mianował na selekcjonera trenera polskiego, a więc teraz nie będę zaskoczony, jeżeli ponownie pójdzie tą drogą. Na pewno taki trener będzie znał lepiej polską reprezentację. Z drugiej strony prezes doskonale zna rynek włoski i szkoleniowiec Italii też nie będzie dla mnie zaskoczeniem. Ale tak jak mówiłem, na pewno jakiś plan jest i szybko pewnie się wyjaśni, kto za Brzęczka” – podsumował Prusik.

 

 

(PAP)

 

Autor: Mariusz Wiśniewski

 

marw/ pp/

Nowy projekt Jana Komasy „Słońca blask” w oficjalnej selekcji 18. Berlinale Co-Production Market

0

„Słońca blask” Jana Komasy to jeden z 35 nowych projektów filmowych, które zostaną zaprezentowane podczas 18. Berlinale Co-Production Market. Spotkania producentów z koproducentami, agentami sprzedaży, nadawcami i dystrybutorami z całego świata odbywać się będą online od 1 do 5 marca.

Jak poinformowali organizatorzy na stronie internetowej festiwalu, w programie 18. Berlinale Co-Production Market znalazło się łącznie 35 projektów filmowych z 25 państw. „Selekcja obejmuje długo wyczekiwane, nowe projekty filmowe m.in. takich twórców, jak: María Alché i Benjamín Naishtat, Anthony Chen, Fernando Guzzoni, Jan Komasa, Marcelo Martinessi, Filipe Matzembacher i Marcio Reolon, Anna Muylaert, Isabel Sandoval, Fien Troch, Syllas Tzoumerkas i Yeşim Ustaoglu. Siedmiu reżyserów prezentowało już projekty podczas Berlinale Co-Production Market w poprzednich latach” – napisano.

 

Dodano, że w oficjalnej selekcji pokazanych zostanie 19 projektów fabularnych, których budżety wynoszą od 750 tys. do 4,5 mln euro. „Prócz tego w sekcji +Berlinale Directors+ znajdziemy pięć projektów na wczesnym etapie finansowania, których twórcy – Annemarie Jacir, Alanté Kavaité, Mans Mansson, Bruce McDonald i Elite Zexer – również prezentowali na festiwalu bardzo udane filmy. Inny projekt, +Kabul Jan+ Shahrbanoo Sadat, poszukuje partnerów zarówno na berlińskim targu koprodukcyjnym, jak i na targach CineMart Rotterdam”. W sumie za 25 projektów odpowiada 14 reżyserek i 13 reżyserów” – czytamy.

 

W komunikacie poinformowano także, że program Berlinale Co-Production Market dopełni organizowany we współpracy z Berlinale Talents „Talent Project Market”, w ramach którego „dziesięciu nowych producentów zaprezentuje projekty wyłonione spośród 165 zgłoszeń”.

 

Pełna lista zakwalifikowanych produkcji jest dostępna pod adresem: https://www.berlinale.de/.

 

Berlinale Co-Production Market rozpocznie się w poniedziałek 1 marca i potrwa do piątku 5 marca. Wydarzenie odbędzie się online. Poprzedzi je oficjalna prezentacja laureatów tytułu European Shooting Stars 2021, którą zaplanowano na 23-25 lutego. Pokazy filmów festiwalowych dla publiczności zostaną zorganizowane latem.

 

(PAP)

 

autorka: Daria Porycka

 

dap/ pat/

Niemcy: Chaos przy rejestracji do szczepień, odwołane wizyty, zdezorientowani pacjenci

0

Przeciążone systemy, odwołane wizyty, zdezorientowani pacjenci. Oprócz trudno dostępnej szczepionki, katastrofa związana z rejestracją cyfrową jest drugim poważnym problemem, z którym zmagają się teraz Niemcy. Wiele osób w ogóle nie może umówić się na spotkanie – alarmuje dziennik „Welt”.

Obywatele Hesji od tygodnia mogą zarejestrować się online na szczepienie przeciwko koronawirusowi – przynajmniej w teorii. W praktyce bowiem system rejestracji szczepień i połączone z nim numery interwencyjne załamały się w bardzo krótkim czasie. Chętnych do szczepień było zbyt dużo.

 

Dotyczy to nie tylko Hesji. W Turyngii inny system rejestracji szczepień zawiódł już tydzień wcześniej, a odpowiedzialni za jego działanie wyjaśnili to atakiem hakerów. W Brandenburgii w ogóle nie ma systemu online, tylko przeciążona linia telefoniczna. „Przykłady można mnożyć”, pisze w poniedziałek „Welt”.

 

Prawie każdy kraj związkowy uruchomił własny system rejestracji szczepień i prawie wszystkie mają problemy.

 

Federalny minister zdrowia Jens Spahn już jesienią zastanawiał się, w jaki sposób rejestracja szczepień mogłaby zostać przeprowadzona jednolicie w całym kraju.

 

Eksperci z Ministerstwa Zdrowia wybrali Krajowe Stowarzyszenie Lekarzy Ustawowego Ubezpieczenia Zdrowotnego (KBV) do koordynowania rejestracji szczepień, ponieważ jego zadaniem jest realizacja wspólnych projektów dla krajowych stowarzyszeń lekarzy KVB. Takim projektem jest na przykład ogólnokrajowa infolinia 116117 – dzięki niej KBV ma już doświadczenie w organizowaniu wizyt wielu pacjentów w gabinetach w całym kraju.

 

W konsekwencji, zgodnie z planem Spahna, KBV może również przejąć organizację oprogramowania rejestracji szczepień i udostępniać je. Taka była uchwała Konferencji Ministrów Zdrowia, która została przyjęta na początku listopada. KBV daje „standardowy moduł”, z którego stowarzyszenia lekarzy ustawowych ubezpieczeń zdrowotnych na szczeblu krajów związkowych powinny następnie korzystać przy wyznaczaniu terminów szczepień. Ale na przeszkodzie stanęło dążenie krajów związkowych do własnych rozwiązań.

 

„Cóż, taka była nasza oferta” – wyjaśnia rzecznik KBV Roland Stahl i dodaje: „oczywiście nie możemy zmusić krajów związkowych do korzystania z niej”. Obecnie moduł KBV jest używany w Saksonii-Anhalt, Badenii-Wirtembergii, Hamburgu i w Nadrenii Północnej-Westfalii.

 

Nie jest jasne, dlaczego inne kraje wolą stosować własne call center, portale internetowe i rozwiązania programowe.

 

W Dolnej Saksonii mówią, że w przeszłości mieli nie zawsze pozytywne doświadczenia z dostępnością infolinii 116117. Chcą uniknąć jej przeciążenia. Dlatego właśnie zlecili firmie z Dolnej Saksonii przygotowanie systemu, który będzie „bezpieczny”. „Jeśli w ogóle się uruchomi. Ponieważ Dolna Saksonia będzie umawiać spotkania online dopiero od końca stycznia” – zauważa „Welt”.

 

Kraj związkowy Turyngia zrezygnował z oferty federalnej już w listopadzie i zamiast tego wolał zbudować własny system. Ponoć nie chciano obciążać dyżurów medycznych pod numerem 116117 „dodatkową rezerwacją telefoniczną”. Własny portal internetowy Turyngii został uruchomiony 30 grudnia, ale na krótko. W dniu uruchomienia serwer „padł” – 160 000 żądań przeładowało go. Kilkaset osób, które w dniu rozpoczęcia umówiły się na szczepienie za pośrednictwem portalu, nie otrzymało e-maila z linkiem potwierdzającym. Zarezerwowane terminy wygasły.

 

„W Berlinie udało się zbudować prawdopodobnie najbardziej złożone rozwiązanie ze wszystkich” – pisze gazeta. Jak się okazuje „senator zdrowia Dilek Kalayci wybrała w przetargu francuski start-up Doctolib. Berlińczycy mogą umówić się na szczepienia za pośrednictwem platformy lub aplikacji – ale do tego najpierw potrzebują zaproszenia, które przychodzi pocztą”.

 

Każdy, kto otrzyma list, może umówić się na spotkanie. Jednak nie na szczepienia, a tylko na wstępną rozmowę. Ale i to dla wielu berlińczyków jest tylko teorią: ponieważ nie ma wystarczającej ilości dostępnej szczepionki, niewiele osób otrzymuje zaproszenia.

 

Obecnie wiele osób w ogóle nie może umówić się na spotkanie. Nawet stosunkowo niewielka grupa 80-latków prowadzi do przeciążenia rozwiązań w zakresie rejestracji szczepień w krajach związkowych. Co będzie, kiedy rozpoczną się szczepienia liczniejszych grup wiekowych? – zastanawia się „Welt”.

 

Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)

 

bml/ kgod/

Francja: Minister gospodarki zablokował przejęcie sieci Carrefour przez kanadyjski koncern

0

Nie dojdzie do przejęcia francuskiej sieci detalicznej Carrefour przez kanadyjską grupę Couche-Tard. Minister gospodarki Bruno Le Maire skutecznie zablokował negocjowane przejęcie – informują w poniedziałek dzienniki „Le Monde” i „Liberation”, powołując się na źródła w ministerstwie gospodarki.

W sobotę rano Bloomberg i Reuters podały, że Couche-Tard zrezygnował z zakupu Carrefoura. Nie ma jednak oficjalnego komunikatu ze strony sieci Carrefour na ten temat. Przewodnicząca Krajowej Federacji Związków Rolników (FNSEA) Christine Lambert skomentowała zablokowanie transakcji: „To całkiem normalne, że Carrefour, z 20 procentowym udziałem w dystrybucję żywności we Francji, jest uważany za strategiczny. Nie będziemy hubem dla importu żywności do Kanady”.

 

„Rząd Francji jasno i ostatecznie sprzeciwia się przejęciu sieci Carrefour przez kanadyjską grupę Couche-Tard” – powiedział w piątek rano w telewizji BFM TV minister gospodarki i finansów Bruno Le Maire. Takie stanowisko uzasadniał troską o bezpieczeństwo żywnościowe kraju.

 

„Moja odpowiedź jest niezwykle jasna: nie popieramy tej umowy. +Nie+ jest uprzejme, ale jasne i ostateczne” – mówił minister. „Ten kryzys zdrowotny nauczył nas jednego: bezpieczeństwo żywnościowe jest bezcenne” – podkreślił Le Maire. Dodał, że jest to sprawa strategiczna dla państwa.

 

Informacja o propozycji przejęcia sieci francuskich supermarketów przez mało znany we Francji kanadyjski koncern z silną pozycją na rynku kanadyjskim pojawiła się w środę i natychmiast spowodowała 12 proc. spadek akcji Alimentation Couche-Tard.

 

Założyciel kanadyjskiej sieci Alain Bouchard przyleciał w piątek do Paryża i spotkał się po południu z ministrem Le Maire’em, by przekonać go do transakcji. Jak podają francuskie dzienniki, nie tylko nie udało mu się przekonać Le Maire’a do transakcji, ale wręcz utwierdził francuskiego ministra w jego sprzeciwie po tym, jak Kanadyjczyk nalegał na redukcję kosztów Carrefoura oraz na utworzenie centralnego działu zakupów.

 

Le Maire miał kontaktować się w sprawie transakcji również z ministrem gospodarki Quebecu Pierre’em Fitzgibbonem. „Le Monde” podaje też, że w sprawie fuzji i przejęć zaplanowano rozmowę premiera Kanady Justina Trudeau z prezydentem Emmanuelem Macronen.

 

„Dla mnie sprzeciw ministra wobec projektu, którego warunki nie są nawet znane, jest całkowicie nielegalny” – stwierdził kanadyjski prawnik Pierre-Olivier Savoie z firmy Savoie Laporte, który brał udział w negocjacjach w sprawie umowy gospodarczo-handlowej między Unią Europejską a Kanadą podpisaną w 2016 r. Według niego Francja musi działać w „dobrej wierze”, czego nie czyni, blokując transakcję.

 

„Ci, którzy krytykują interwencjonizm państwowy, są bardzo szczęśliwi, gdy państwa gwarantują pożyczki dla firm i finansują postojowe” – dziwi się anonimowy pracownik francuskiego ministerstwa gospodarki, komentując blokadę zakupu Carrefoura.

 

Dziennik „Liberation” pisze, że podczas spotkania Le Maire miał zaproponować kanadyjskiemu szefowi grupy powrót do negocjacji po wyborach prezydenckich we Francji w 2022 r. Minister gospodarki miał – według tego dziennika – konsultować ewentualne przejęcie Carrefoura z sekretarzem generalnym Pałacu Elizejskiego Alexisem Kohlerem.

 

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)

 

ksta/ tebe/

Szef WHO: Świat stoi na progu „moralnej katastrofy” w związku z dystrybucją szczepionek

0

Szef Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tedros Adhanom Ghebreyesus skrytykował w poniedziałek egoizm najbogatszych państw, wzywając je do bardziej sprawiedliwej dystrybucji w świecie szczepionek przeciw Covid-19. Dodał że, samolubne podejście może doprowadzić do „moralnej katastrofy”.

Dyrektor generalny WHO zwrócił uwagę na problem nierówności w dostępie do szczepionek podczas swojego przemówienia otwierającego posiedzenie Rady Wykonawczej WHO. Jak stwierdził, przez fakt, że najbogatsze państwa zawierają z producentami osobne umowy, niemal wszystkie z prawie 40 mln zaszczepionych dotąd osób to mieszkańcy 49 najbogatszych państw.

 

Poza tym gronem rozdysponowano jedynie 25 dawek szczepionek w jednym kraju. „Nie 25 milionów, nie 25 tysięcy, tylko 25” – podkreślił Tedros.

 

Jak dodał, zawierane przez bogate kraje osobne umowy z producentami szczepionek mogą zagrozić współprowadzonemu przez WHO programowi COVAX, mającemu zapewnić dostęp do szczepionek dla mniej zamożnych państw.

 

COVAX zawarł dotąd umowy na zakup 1,3 mld dawek szczepionek dla 92 krajów świata. Pierwsze dostawy w ramach programu spodziewane są w lutym, ale przedstawiciele WHO obawiają się, że dostawy mogą się opóźnić. Celem COVAX jest zaszczepienie w tym roku 20 proc. światowej ludności.

 

Tedros skrytykował też podejście firm farmaceutycznych, które zwlekały z przesłaniem do WHO danych na temat badań nad szczepionkami, zamiast tego skupiając się na zapewnieniu akceptacji urzędów w „bogatych krajach, gdzie zyski są największe”.

 

„Stoimy w obliczu niebezpieczeństwa, że nawet w sytuacji kiedy szczepionki dają nadzieję niektórym, staną się kolejną cegłą w murze nierówności między światami bogatych i biednych” – podkreślił Etiopczyk.

 

W jego ocenie, powstały w wyniku takiego nieskoordynowanego podejścia chaos ostatecznie przedłuży tylko pandemię Covid-19.

 

(PAP)

 

osk/ ap/

Rosną koszty inauguracji Bidena, choć wiele wydarzeń będzie miało charakter wirtualny

0

Rosną koszty uroczystości inauguracji prezydentów Stanów Zjednoczonych. Szacuje się, że w przypadku Donalda Trumpa oprawa zaprzysiężenia kosztowała od 175 do 200 mln dolarów, a Baracka Obamy 170 milionów dolarów. Tegoroczne wydatki mogą być porównywalne, choć wiele wydarzeń będzie miało wirtualny charakter.

 

Zwykle to zapewnienie bezpieczeństwa jest najkosztowniejszą częścią amerykańskich inauguracji prezydenckich. Nawet w spokojniejszych latach rząd federalny łożył na to ponad 100 milionów dolarów z pieniędzy podatników. Po niedawnych zamieszkach na Kapitolu wydatki na ochronę wydarzenia zostaną dodatkowo zaostrzone.

 

„W tej chwili przywódcy stołecznego Dystryktu Kolumbii (DC) i Kongresu spierają się, kto zapłaci rachunek. Jeszcze w grudniu władze stolicy zażądały od Kongresu 45 milionów dolarów na wydarzenia inauguracyjne, w tym kontyngent bezpieczeństwa podczas ceremonii zaprzysiężenia. Tradycyjnie rząd federalny pokrywa te wydatki, podczas gdy stolica asygnuje fundusze na organy ścigania, ratowników, transport i komunikację” – wyjaśnia portal finanance.yahoo.news.

 

Po zamieszkach na Kapitolu lokalni i federalni funkcjonariusze bezpieczeństwa przewidują, że niezależnie od różnych służb policji, w ochronę Waszyngtonu będzie zaangażowanych ponad 20 000 żołnierzy Gwardii Narodowej z 13 stanów. Bezprecedensowe zgromadzenie sił bezpieczeństwa, a także barykady, ogrodzenia itp. podniosą koszty zaprzysiężenia.

 

Congressional Research Service zastrzega, że trudno dokładnie określić koszty tegorocznej inauguracji. Fundusze często bowiem pochodzą z kont, które nie są specjalnie przeznaczone na ten cel.

 

Ceremonii zaprzysiężenia nowego przywódcy kraju na waszyngtońskim Kapitolu towarzyszą zwykle gale, bankiety, koncerty i parady. Według Jamesa E. Clyburna, przewodniczącego Prezydenckiego Komitetu Inauguracyjnego Joe Bidena 75 proc. do 80 proc. wydarzeń inauguracyjnych z 20 stycznia będzie miało wirtualny charakter.

 

Pieniądze na bale, przyjęcia itp. pochodzą od prywatnych darczyńców. Biorą w nich udział urzędnicy nowych administracji, parlamentarzyści, lobbyści i główni dostarczyciele funduszy. Mimo ograniczeń związanych z pandemią i atakami na Kapitol, zbieranie funduszy nie ustało.

 

Według portalu The Hill, zespół prezydenta-elekta Joe Bidena przyjmuje darowizny do 1 miliona dolarów od korporacji i do 500 tys. dolarów od zamożnych osób. Odmawia funduszy od firm związanych z wydobyciem i przetwórstwem paliw kopalnych, ich kierownictwa i zarejestrowanych lobbystów. Darowizny od innych są mile widziane.

 

Jak podkreśla waszyngtoński portal, inauguracyjne zbiórki nie podlegają przepisom dotyczącym finansowania kampanii wyborczych, a tylko minimalnej kontroli publicznej.

 

„Można przyjmować darowizny z niemal każdego źródła, z wyjątkiem cudzoziemców. Osoby i firmy wpłacające 200 dolarów lub więcej są ostatecznie ujawniane opinii publicznej 90 dni po inauguracji. Jednak sposób wydawania zebranych funduszy pozostaje w dużej mierze poza kontrolą opinii publicznej” – wyjaśnia The Hill, dodając, że wielcy darczyńcy w zamian za pieniądze prawie zawsze chcą czegoś od nowej administracji.

 

Portal zwraca uwagę, że w roku 2017 na inaugurację Trumpa wpłynęło 107 mln dolarów od bogatych Amerykanów i korporacji. Co najmniej połowa z nich dostała wielomilionowe kontrakty. Na przykład główny darczyńca AT&T zyskał pozwolenie rządu na kontynuowanie fuzji z Time Warner.

 

„Gra w handel wpływami nie ogranicza się do Trumpa. Barack Obama zakazał darowizn korporacyjnych na swoją inaugurację w 2009 roku. Ale prawie 80 procent funduszy inauguracyjnych Obamy (53 miliony dolarów) pochodziło od zaledwie 211 bogatych donatorów, z których większość przekazała czeki na 50 tys. dolarów”. – przypomniał The Hill.

 

Jak podał portal, inaugurację byłego prezydenta George’a W. Busha w 2005 roku prawie wyłącznie (w 96 proc.) finansowali zarejestrowani lobbyści, korporacje oraz ich dyrektorzy generalni mający interesy z rządem, przy średniej darowiźnie przekraczającej 128 tys. dolarów.

 

Wracając do przeszłości, inne źródła informują, że zwolennicy Busha juniora przekazali ponad 42 milionów dolarów na jego inaugurację w 2001 roku i 42 miliony dolarów w 2005 roku na jego drugą kadencję. Komitet inauguracyjny Billa Clintona zgromadził 33 miliony dolarów w 1993 roku i 30 milionów dolarów w 1997 roku.

 

W 1989 roku George H.W. Bush dostał od darczyńców 30 milionów dolarów. Inauguracja Ronalda Reagana kosztowała 19 milionów dolarów w 1981 roku i 20 milionów dolarów w 1985 roku. W roku 1973 Richard Nixon przyjął darowizny szacowane na 4 miliony dolarów.

 

„Tęsknię za czasami szlachetnych uroczystości inauguracyjnych, kiedy na przykład Thomas Jefferson przeszedł z Białego Domu do Kapitolu, wygłosił przemówienie inauguracyjne i wrócił do domu. Żadnych dużych pieniędzy. Żaden z głównych darczyńców nie starał się zdobyć jego przychylności” – podsumował portal The Hill.

 

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

ad/ tebe/

PZPN: Brzęczek nie jest już selekcjonerem reprezentacji Polski

0

W 24 meczach Jerzy Brzęczek prowadził piłkarską reprezentację biało-czerwonych. W poniedziałek Polski Związek Piłki Nożnej poinformował, że przestał on pełnić obowiązki selekcjonera.

Pod wodzą Brzęczka drużyna narodowa odniosła 12 zwycięstw, pięć spotkań zremisowała i doznała siedmiu porażek. Bilans bramek: 36-20 na korzyść Polaków.

 

49-letni Brzęczek prowadził reprezentację od lipca 2018 roku, kiedy po nieudanym występie w mistrzostwach świata w Rosji zastąpił Adama Nawałkę.

 

W debiucie szkoleniowca 7 września 2018 Polacy zremisowali w Bolonii z Włochami 1:1 na inaugurację pierwszej edycji Ligi Narodów. Cztery dni później identycznym rezultatem zakończyła się towarzyska konfrontacja z Irlandią we Wrocławiu. Następnie były dwie porażki w LN – z Portugalią 2:3 i w rewanżu z Włochami 0:1, towarzyska z Czechami 0:1 oraz – na zakończenie udziału w Lidze Narodów – remis w Guimaraes z Portugalią 1:1.

 

Złą serię biało-czerwoni przerwali w marcu 2019, kiedy na inaugurację eliminacji mistrzostw Europy pokonali w Wiedniu Austriaków 1:0. Kwalifikacje były udane, zespół Brzęczka zanotował osiem wygranych w 10 spotkaniach i pewnie awansował do turnieju finałowego, zostawiając za sobą nie tylko Austrię, ale i Słowenię, z którą doznał jedynej porażki, Izrael, Macedonię Płn. i Łotwę.

 

Od listopada ubiegłego roku drużyna narodowa miała 10-miesięczną przerwę w występach ze względu na pandemię COVID-19. Odwołano zaplanowane na wiosnę tego roku mecze towarzyskie, a mistrzostwa Europy przeniesiono na 2021.

 

Kadra wróciła na boisko 4 września 2020, po 289 dniach przerwy, gdy w Amsterdamie – na inaugurację drugiej edycji Ligi Narodów – uległa Holandii 0:1. Trzy dni później w Zenicy pokonała Bośniaków 2:1.

 

Październikowy tryptyk zaczęła od towarzyskiej wygranej z Finlandią 5:1, później było 0:0 z Włochami i 3:0 z Bośnią i Hercegowiną w Lidze Narodów.

 

W listopadzie w Chorzowie biało-czerwoni pokonali Ukrainę 2:0 w spotkaniu towarzyskim, a następnie w Reggio Emilia w takim samym stosunku ulegli Italii w LN. Zeszłoroczne występy zakończyli rewanżem z „Pomarańczowymi”, przegranym 1:2 na Stadionie Śląskim.

 

 

 

Bilans występów reprezentacji Polski pod wodzą Jerzego Brzęczka:

 

rok 2018

07.09, Bolonia: Włochy – Polska 1:1 (0:1) LN

11.09, Wrocław: Polska – Irlandia 1:1 (0:0)

11.10, Chorzów: Polska – Portugalia 2:3 (1:2) LN

14.10, Chorzów: Polska – Włochy 0:1 (0:0) LN

15.11, Gdańsk: Polska – Czechy 0:1 (0:0)

20.11, Guimaraes: Portugalia – Polska 1:1 (1:0) LN

 

rok 2019

21.03, Wiedeń: Austria – Polska 0:1 (0:0) el. ME

24.03, Warszawa: Polska – Łotwa 2:0 (0:0) el. ME

07.06, Skopje: Macedonia Północna – Polska 0:1 (0:0) el. ME

10.06, Warszawa: Polska – Izrael 4:0 (1:0) el. ME

06.09, Lublana: Słowenia – Polska 2:0 (1:0) el. ME

09.09, Warszawa: Polska – Austria 0:0 el. ME

10.10, Ryga: Łotwa – Polska 0:3 (0:2) el. ME

13.10, Warszawa: Polska – Macedonia Północna 2:0 (0:0) el. ME

16.11, Jerozolima: Izrael – Polska 1:2 (0:1) el. ME

19.11, Warszawa: Polska – Słowenia 3:2 (1:1) el. ME

 

rok 2020

04.09, Amsterdam: Holandia – Polska 1:0 (0:0) LN

07.09, Zenica: Bośnia i Hercegowina – Polska 1:2 (1:1) LN

07.10, Gdańsk: Polska – Finlandia 5:1 (3:0)

11.10, Gdańsk: Polska – Włochy 0:0 LN

14.10, Wrocław: Polska – Bośnia i Hercegowina 3:0 (1:0) LN

11.11, Chorzów: Polska – Ukraina 2:0 (1:0)

15.11, Reggio Emilia: Włochy – Polska 2:0 (1:0) LN

18.11, Chorzów: Polska – Włochy 1:2 (1:0) LN

—————————————————————————-

bilans: 24 mecze; 12 zwycięstw Polski – 5 remisów – 7 porażek; bramki: 36-20

 

Strzelcy goli:

 

8 – Robert Lewandowski

7 – Krzysztof Piątek

5 – Kamil Grosicki

3 – Arkadiusz Milik

2 – Kamil Glik

1 – Jakub Błaszczykowski, Przemysław Frankowski, Jacek Góralski, Kamil Jóźwiak, Damian Kądzior, Mateusz Klich, Grzegorz Krychowiak, Karol Linetty, Jakub Moder, Sebastian Szymański, Piotr Zieliński

 

 

PAP

giel/ pp/ cegl/

W USA wspominamy dziś Martina Luthera Kinga Jr.

0

W Stanach Zjednoczonych obchodzimy dziś Dzień Martina Luthera Kinga Jr. Jest to święto federalne dlatego wiele urzędów państwowych, stanowych i lokalnych jest zamkniętych podobnie jak banki.

 

Martin Luther King był pastorem i działaczem społecznym. W latach 50-tych i 60-tych stał na czele ruchu na rzecz zniesienia segregacji rasowej w Stanach Zjednoczonych. W 1963 roku poprowadził słynny Marsz Równości w Waszyngtonie, w którym wzięło udział 250 tysięcy osób. Rok później otrzymał pokojową nagrodę Nobla. W kwietniu 1968 roku został zastrzelony na balkonie motelu w Memphis. Miał wtedy 39 lat.

Jego słynne przemówienie “I have a dream” (Mam sen, albo: marzenie) wygłoszone w sierpniu 1963 r. na wiecu waszyngtońskim, weszło do kanonu historycznych przemówień amerykańskich. Uroczysty Dzień Martina Luthera Kinga obchodzony jest w Stanach Zjednoczonych od stycznia 1986 roku. Tego dnia przypominane są zasługi oraz wkład Kinga w obronę poszanowania ludzkiej godności i wolności.

 

BK

Rośnie pula wygranej w Mega Millions i Powerball

0

Znowu nikomu nie udało się wytypować „szóstek” w Mega Millions i Powerball. Kumulacja w tych dwóch największych grach liczbowych amerykańskiej loterii wynosi blisko 1.5 miliarda dolarów.

 

W najbliższy wtorek w Mega Millions można wygrać 850 milionów dolarów. Gdyby tylko jedna osoba poprawnie wytypowała sześć liczb, decydując się na jednorazową wypłatę może otrzymać 628.2 mln dolarów. Podczas piątkowego losowania blisko głównej wygranej było ośmiu graczy. Na ich kuponach znalazło się 5 z 6 wylosowanych liczb.

Z kolei pula w Powerball wzrosła do 730 milionów dolarów. W sobotę na kuponach aż 13 graczy było 5 z 6 wylosowanych liczb. Jeden z kuponów został nabyty w Illinois. Jeżeli podczas kolejnego losowania w środę padnie tylko jedna „szóstka” to szczęśliwy posiadacz kuponu może otrzymać jednorazowo 546 milionów dolarów.

 

BK

Illinois wysłało do Waszyngtonu dodatko 100 żołnierzy Gwardii Narodowej

0

Gubernator J.B. Pritzker wysłał do Waszyngtonu kolejnych 100 żołnierzy Gwardii Narodowej Illinois. Z wnioskiem o oddelegowanie dodatkowych sił zwrócił się do gubernatora naszego stanu federalny departament obrony.

 

W ubiegłym tygodniu Pritzker zaktywował 200 gwardzistów, którzy wraz z żołnierzami Gwardii Narodowej z innych stanów mają zapewnić bezpieczeństwo podczas inauguracji Joe Bidena na prezydenta USA. Do amerykańskiej stolicy wysłano ponad 20 tysięcy gwardzistów. Dodatkowe środki ostrożności podjęto w związku z informacjami FBI o planowanych protestach podczas zaprzysiężenia nowego prezydenta. Ceremonia odbędzie się w najbliższą środe.

Gubernator Pritzker wzmocnił też ochronę Kapitolu w stolicy Illinois, Springfield. Do jego zabezpieczenia wysłał 250 żołnierzy Gwardii Narodowej Illinois. Z ustaleń służb federalnych wynika, że w ciągu najbliższych dni może dojść do protestów w stolicach wszystkich 50 stanów nie tylko w Waszyngtonie.

W sobotę niewielka grupa protestujących zebrała się przed Kapitolem w Springfield. Władze Chicago uruchomiły specjalne centrum zarządzania kryzysowego na wypadek protestów.

 

BK