8.6 C
Chicago
niedziela, 18 maja, 2025
Strona główna Blog Strona 1996

Warszawa: Dziadek na koksie. W mieszkaniu policja znalazła znaczne ilości heroiny, amfetaminy i ecstasy [FOTO]

Policjanci z warszawskiej Pragi Północ zatrzymali 62-letniego mężczyznę podejrzanego o posiadanie znacznej ilości środków odurzających oraz psychotropowych – przekazała PAP mł. asp. Irmina Sulich z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VI. W jego mieszkaniu znaleziono m.in. heroinę, amfetaminę i ecstasy.

62-letniego mieszkańca Pragi Północ namierzyli policjanci z Wydziału Operacyjno-Rozpoznawczego KRP Warszawa VI – przekazała mł. asp. Irmina Sulich.

Zabezpieczone pieniądze / fot. pragapn.policja.waw.pl/

Do policyjnej akcji doszło kilka dni temu. „Podczas przeszukania lokalu, kryminalni znaleźli torebkę foliową z zawartością substancji koloru żółtego, ponadto przy mężczyźnie ujawniono klucz do mieszkania naprzeciwko” – powiedziała policjantka.

 

„Tam policjanci znaleźli kolejne torebki foliowe i plastikowe pudełka, w których było kilkadziesiąt zawiniątek z różnymi substancjami również tabletkami. Ponadto podczas czynności zabezpieczono ponad 24 tys. złotych na poczet przyszłych kar” – podała.

Zabezpieczone narkotyki / fot. pragapn.policja.waw.pl/

Zabezpieczone substancje zostały poddane badaniom laboratoryjnym. „Okazało się, że to 188 gramów marihuany, 88 gramów heroiny, 37 tabletek ecstasy, 105 gramów amfetaminy i 96 gramów metamfetaminy” – tłumaczyła.

 

Mężczyzna został zatrzymany, przedstawiono mu zarzut posiadania znacznej ilości środków odurzających.

Zabezpieczone narkotyki / fot. pragapn.policja.waw.pl/

„Prokurator zastosował wobec mieszkańca Pragi Północ poręczenie majątkowe w kwocie 30 tys. złotych” – dodała policjantka.

 

Za zarzucany czyn może grozić do 10 lat więzienia. (PAP)

 

Autor: Bartłomiej Figaj

 

bf/ jann/

Rząd znów „przyłoży kijem”? Dziś możliwe kolejne decyzje w sprawie obostrzeń

0

W piątek o godz. 10 zbierze się Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego, który będzie omawiał aktualną sytuację dotyczącą pandemii koronawirusa. Rzecznik rządu Piotr Müller nie wykluczył, że zapadną na nim decyzje dotyczące obostrzeń.

Podczas czwartkowej konferencji prasowej rzecznik rządu Piotr Müller poinformował, że Rządowy Zespół Zarzadzania Kryzysowego, zbierze się w piątek o godz. 10. Zaznaczył, że w najbliższy weekend nie będzie wprowadzanych żadnych zmian w obostrzeniach.

 

„Będziemy omawiać aktualną sytuację, i być może już w piątek będą podjęte decyzje w tym zakresie. Sytuacja jest dynamiczna. Nie mogę powiedzieć w tej chwili, w jakim kierunku będą szły decyzje, jeśli chodzi o obostrzenia” – podkreślił. „Rozważamy, aby ze względu na to, że sytuacja jest zróżnicowana w poszczególnych województwach, by przejść docelowo na tygodniowy system raportowania, a nie tak jak do tej pory – dwutygodniowy” – dodał.

 

Jednocześnie – jak zapewnił – regionalizacja obostrzeń byłaby wprowadzana „z pewnym wyprzedzeniem”, aby podmioty gospodarcze mogłyby się do nich przygotować.

 

Dotychczasowe zasady bezpieczeństwa dotyczące kultury, sportu i hoteli będą obowiązywały do 14 marca, z wyjątkiem województwa warmińsko-mazurskiego. Na Warmii i Mazurach hotele, galerie handlowe, kina, teatry i baseny zostały od poniedziałku zamknięte, dzieci z klas I-III powróciły do zdalnej nauki.

 

W pozostałych 15 województwach, kina, teatry i filharmonie pozostaną otwarte w reżimie sanitarnym – zajęte może być w nich 50 proc. miejsc siedzących, konieczne są maseczki, obowiązuje zakaz konsumpcji. Dopuszczony jest amatorski sport na świeżym powietrzu, otwarte stoki i baseny. Aquaparki i siłownie pozostają zamknięte. Hotele będą dostępne dla wszystkich przy zachowaniu reżimu sanitarnego – obłożone może być 50 proc. pokoi, a posiłki serwowane tylko do pokoi.

 

Ponadto od soboty w całym kraju obowiązuje nakaz zakrywania nosa i ust wyłącznie maseczką. (PAP)

 

autor: Mateusz Roszak

 

mro/ mrr/

Ropa coraz bliżej 65 dolarów za baryłkę. Wszystko przez ograniczenia dostaw

0

Ropa naftowa na giełdzie paliw w USA kieruje się ku 65 USD za baryłkę w reakcji na ostatnie decyzje OPEC+, który nie zamierza rozluźnić ograniczeń w dostawach surowca z krajów sojuszu – informują maklerzy.

Baryłka ropy West Texas Intermediate w dostawach na kwiecień na giełdzie paliw NYMEX w Nowym Jorku jest wyceniana po 64,58 USD, wyżej o 1,17 proc.

 

Ropa Brent w dostawach na kwiecień na giełdzie paliw ICE Futures Europe w Londynie kosztuje 67,58 USD za baryłkę, wyżej o 1,29 proc.

 

W czwartek odbyło się wirtualne posiedzenie krajów sojuszu OPEC+ – na temat wielkości dostaw ropy z tej grupy producentów. Uczestnicy spotkania debatowali czy przywrócić na rynki nawet 1,5 mln baryłek ropy dziennie.

 

Kraje sojuszu zgodziły się utrzymać produkcję ropy na stabilnym poziomie w kwietniu, a Arabia Saudyjska, jeden z głównych graczy w OPEC+, zapowiedziała, że utrzyma dobrowolną redukcję dostaw swojego surowca o 1 mln baryłek dziennie.

 

Niespodziewana decyzja o braku luzowania przez kartel i jego sojuszników ograniczeń w dostawach ropy spowodowała, że analitycy Goldman Sachs, JPMorgan i innych instytucji już podwyższyli swoje prognozy cen surowca.

 

Goldman Sachs podwyższył prognozy cen ropy Brent o 5 USD za baryłkę i obecnie szacuje notowania tego benchmarku w III kw. na 80 USD za baryłkę.

 

Z kolei JPMorgan Chase & Co. podniósł swoje projekcje dla Brent o 2 do 3 USD za baryłkę, a analitycy Australia & New Zealand Banking Group Ltd. podnieśli swój trzymiesięczny cel do 70 USD.

 

Citigroup Inc. ocenia zaś, że ceny ropy mogą jeszcze przed końcem tego miesiąca osiągnąć 70 USD za baryłkę.

 

Na zakończenie poprzedniej sesji ropa w USA zyskała ponad 4 proc. i na zamknięciu handlu była wyceniana najwyżej od IV 2019 r. Brent na ICE zdrożała w czwartek o 4,2 proc.

 

Ceny ropy poszybowały mocno w górę w tym roku dzięki ograniczeniom dostaw surowca z OPEC+ i wspomaganej przez wprowadzenie szczepionek na Covid-19 odbudowie zużycia ropy, która spowodowała spadki zapasów. (PAP Biznes)

 

aj/ osz/

Amerykanie wstrzymują badania nad osoczem ozdrowieńców; powodem brak efektów

0

Narodowy Instytutu Zdrowia (NIH) w USA poinformował, że wstrzymuje badania nad osoczem ozdrowień w leczeniu COVID-19 z powodu braku pozytywnych efektów.

Osocze ozdrowieńców testowano w ramach badań klinicznych z podwójną ślepą próbą w leczeniu pacjentów z łagodną i umiarkowaną postacią choroby COVID-19. Jak informuje na swojej stronie internetowej Narodowy Instytutu Zdrowia (NIH), terapia ta jest bezpieczna, ale nie daje wyraźnych efektów w obu przypadkach tego schorzenia.

 

Badanie z podwójną ślepa próbą oznacza, że jedna grupa chorych otrzymała osocze ozdrowieńców, a druga – placebo. Nie stwierdzono jednak żadnych istotnych różnic w stanie tych chorych, bez względu na to, czy otrzymywali oni osocze, czy też nie. Nie zauważono, by dzięki niemu mniejsza była progresja choroby z łagodnej do ciężkiej.

 

Nie są to jedyne badania, które niekorzystnie wypadły dla terapii z użyciem osocza pozyskiwanego od ozdrowieńców. Przed prawie dwoma miesiącami zaniechano badań międzynarodowych w tym zakresie. Również z braku oczekiwanych efektów. Inne badania, które prowadzono w Indiach i Argentynie, także nie wykazały wyraźnej korzyści z użycia osocza w leczeniu choroby COVID-19.

 

Osocze ozdrowieńców zawiera przeciwciała przeciwko koronawirusom SARS-CoV-2. Wydawało się, że powinny one wspomagać leczenie chorych z COVID-19. Przeprowadzone badania jednak tej hipotezy nie potwierdzają. Być może ważny jest czas podania osocza. Im wcześniej zostanie użyty u chorego, tym większe są szanse na to, że okaże się pomocny w zmaganiach z tą chorobą.

 

W każdym razie badania amerykańskie nie wykazały, że osocze ozdrowieńców jest przydatne jako terapia ratunkowa, nie skraca hospitalizacji i nie zmniejsza ryzyka zgonu w okresie 15 dni obserwacji. (PAP)

 

Autor: Zbigniew Wojtasiński

 

zbw/ agt/

Francja: Opór personelu medycznego ws. szczepień. Macron chce ich do tego zmusić

0

Część personelu medycznego nie chce się szczepić przeciwko koronawirusowi. W domach spokojnej starości i na oddziałach opieki długoterminowej mniej niż 200 tys. specjalistów otrzymało co najmniej jedną dawkę szczepionki, tj. około 42 proc. personelu.

Prezydent Emmanuel Macron rozważa wprowadzenie obowiązkowego szczepienia przeciwko koronawirusowi dla personelu medycznego w szpitalach i domach opieki – informuje dziennik ekonomiczny i „Les Echos”, powołując się na źródła w Radzie Obrony, która debetowała w środę nad sytuacją sanitarną w kraju.

 

Jak podały władze medyczne na oddziałach covidowych 80 proc. personelu jest zaszczepione, ale gdzie indziej o wiele mniej. Covid-19 stał się pierwszą tzw. chorobą szpitalną.

 

Niektórzy lekarze uważają za konieczne wprowadzenie obowiązku szczepień personelu pielęgniarskiego.

 

„Nie możemy dłużej akceptować odmowy szczepień przez personel” – stwierdził prof. François Chast w radiu w France Inter. Uważa on, że personel odmawiający szczepień powinien zostać wykluczony z zawodu.

 

W ciągu ostatniej doby zakażenie koronawirusem potwierdzono we Francji u 25 279 osób, w szpitalach zmarło 293 chorych. Całkowita liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa od początku pandemii wzrosła do 87 861, a zarażonych do 3 835 595 – podała w czwartek Agencja Zdrowia Publicznego (SPF).

 

Do szpitali przyjęto 1 538 chorych, 293 na oddziały intensywnej terapii. Liczba pacjentów hospitalizowanych zmniejszyła się o 220 i wynosi 24 891. Na oddziałach intensywnej terapii leczonych jest natomiast 3 633 chorych.

 

 

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)

 

 

ksta/ jm/

„Le Monde”: Huawei lobbuje we Francji, bo chce mieć własne anteny 5G

0

Od wielu lat chiński gigant technologiczny Huawei, lider technologii 5G, prowadzi we Francji lobbing, by zdobyć zaufanie decydentów politycznych i pozwolenie na stawianie własnych anten do obsługi sieci komórkowych – pisze w czwartek dziennik „Le Monde”.

Huawei France zatrudnia we Francji setki lobbystów. W 2019 roku firma przyznała, że na promocję swoich produktów wydała od 400 tys. do 500 tys. euro, czyli tyle, ile narodowy przewoźnik SNCF i więcej niż producent samochodów Peugeot – pisze „Le Monde”.

 

Chiński gigant obecny we Francji od 2003 roku posiada sześć ośrodków badawczych i współpracuje z 300 dostawcami. Zatrudnia tamtejszych doradców, byłych parlamentarzystów i dyplomatów, biznesmenów, dziennikarzy, lobbystów najważniejszych francuskich branż przemysłowych. Zajmuje się sponsoringiem oraz zdobywa wpływy we francuskich ministerstwach i urzędach, współpracuje również niemal ze wszystkimi francuskimi firmami public relations – informuje „Le Monde”.

 

Do 2023 roku Huawei zamierza zakończyć budowę fabryki w Alzacji. Jego spółka zależna – Huawei Technologies France – obiecuje zainwestować tam 200 mln euro i stworzyć 500 miejsc pracy.

 

Po otwarciu laboratorium badawczego w centrum Paryża w październiku 2020 roku, Huawei intensywnie lobbuje wśród polityków i urzędników państwowych, ponieważ wprawdzie może produkować telefony, sprzedawać części producentom i funkcjonować we Francji, ale jest pod ścisłym nadzorem służb.

 

Huawei forsuje inwestycje w technologię 5G na terenie Francji, ale nie ma zezwolenia władz na stawiania swoich anten 5G do obsługi sieci komórkowych, a dostęp do routerów sieci rdzeniowej, czyli węzłów, przez które przechodzą wszystkie dane komunikacyjne, będą miały tylko firmy europejskie i amerykańskie.

 

Francuscy operatorzy Bouygues i SFR uważają chińską spółkę za mniej kosztowną i bardziej wydajną od jej europejskich konkurentów, ale 5 lutego Rada Konstytucyjna zatwierdziła, w imię obrony narodowych interesów, ustawę powszechnie znaną jako „anty-Huawei”.

 

Uchwalona 1 sierpnia 2019 roku ustawa zapewnia „ochronę ruchomych sieci radiowych przed zagrożeniami szpiegostwa, piractwa i sabotażu”.

 

Lobbyści chińskiego lidera telekomunikacyjnego stanowczo odrzucają podejrzenia o szpiegostwo. „To jest kompletna bzdura. Nie ma nikogo w DGSI [Dyrekcji Generalnej Służb Wewnętrznych], kto by w to wierzył” – zapewnia dziennik członek zarządu Huawei France, Jean-Marie Le Guen.

 

Koncern posiada okazały budynek w podparyskim Boulogne-Billancourt, będący sztabem, z którego zarządza całą polityką lobbystyczną we Francji.

 

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)

 

ksta/ fit/ tebe/

Chiny korzystają na pandemii. „Pandemiczny rok” na plusie, ten rok z optymistycznymi prognozami

Premier Chin Li Keqiang ogłosił w piątek cel wzrostu gospodarczego na 2021 rok na poziomie „ponad 6 proc.”, i zwiększenie budżetu obronnego o 6,8 proc. Zapowiedział wzrost wydatków na badania naukowe oraz poprawę odpowiedzi na zagrożenia zdrowia publicznego.

Zapowiedzi znalazły się w sprawozdaniu z pracy rządu, wygłoszonym przez premiera na otwarcie dorocznej sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (OZPL) w Pekinie z udziałem około 3 tys. delegatów z całego kraju.

 

Ogłoszony cel wzrostu jest znacznie niższy od prognoz analityków, którzy spodziewają się powiększenia chińskiego PKB nawet o ponad 8 proc., biorąc pod uwagę wychodzenie gospodarki tego kraju z kryzysu koronawirusowego.

 

W 2020 r. PKB Chin zwiększył się o 3,2 proc. i była to jedyna duża gospodarka, która osiągnęła dodatni wzrost w roku pandemicznym.

 

Li ogłosił również w piątek kolejny z rzędu jednocyfrowy wzrost wydatków na obronność. Budżet wojskowy zwiększy się w porównaniu z ubiegłym rokiem o 6,8 proc. do 1,35 bln juanów (ok. 208 mld dolarów).

 

Wydatki Chin na badania i rozwój mają natomiast wzrosnąć o ponad 7 proc. w ciągu następnych pięciu lat – przekazał Li. Podkreślił, że przywódcy uznają samowystarczalność naukowo-techniczną za strategiczną część rozwoju narodowego.

 

Chiny usprawnią również system odpowiedzi na kryzysy dotyczące zdrowia publicznego i zaopatrzenia kryzysowego, a także pogłębią reformy systemu kontroli i przeciwdziałania chorobom. Rozwój szczepionek na Covid-19 i program bezpłatnych szczepień powinien być kontynuowany – zaznaczył premier.

 

W sprawozdaniu wyznaczono również cele dotyczące ochrony środowiska naturalnego i zmniejszania emisji gazów cieplarnianych. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami władz Chiny, które obecnie uwalniają najwięcej takich gazów na świecie, osiągną szczyt emisji do 2030 r. i neutralność pod względem emisji CO2 do 2060 r.

 

Li ogłosił, że w 2021 roku powstanie „plan działania” na rzecz realizacji tych celów, a Chiny będą stopniowo zmniejszały zależność od paliw kopalnych. Zapowiedział także obniżenie intensywności energetycznej i węglowej, wskaźników oznaczających ilość energii i emisji w przeliczeniu na wzrost gospodarczy.

 

 

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)

 

 

anb/ jm/

UE: AstraZeneca po raz kolejny opóźnia i zmniejsza dostawy szczepionki

0

W czwartek do Polski nie dotarła kolejna partia szczepionek przeciwko Covid-19 AstraZeneca. W ramach umowy z UE koncern dostarczy w I kwartale br. 40 mln dawek substancji – o połowę mniej niż zakontraktowano. Problemy z wywiązywaniem się z dostawą mają także firmy Pfizer i Moderna.

Prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michał Kuczmierowski poinformował w czwartek PAP, że AstraZeneca odwołała zaplanowaną na ten dzień dostawę do Polski 62 tys. dawek preparatu i przesunęła ją na późniejszy termin.

 

Zmniejszenie i opóźnienia dostaw tej szczepionki do Europy to jedna z przyczyn formułowanej przez wielu polityków i komentatorów krytyki wspólnego programu zakupu szczepionek przez Unię Europejską.

 

W ramach koordynowanego przez Komisję Europejską programu do krajów UE w I kwartale 2021 r. miało dotrzeć 80 mln z 400 mln zakontraktowanych dawek szczepionki AstraZeneca. Pod koniec stycznia brytyjsko-szwedzki koncern zapowiedział zmniejszenie tej liczby do 31 mln, później deklarował, że do końca marca uda się dostarczyć 40 mln dawek szczepionki. Firma tłumaczyła opóźnienie w wywiązaniu się z umowy problemami z wydajnością europejskich zakładów i kłopotami logistycznymi.

 

Pod koniec lutego powołująca się na źródła w KE agencja Reutera informowała, że dostawy AstraZeneca w II kwartale będą również ponad dwukrotnie mniejsze niż zakładano i wyniosą ok. 90 mln dawek. KE i AstraZeneca nie odniosły się do tych doniesień. Prezes firmy Pascal Soriot zapewnił, że jego firma pracuje nad tym, by w drugim kwartale wolumen dostaw był zgodny z tym, co zapisano w kontraktach. Ma to być osiągnięte m.in. poprzez sprowadzanie szczepionek z fabryk koncernów spoza UE, np. z USA. Według ujawnionych wcześniej informacji, AstraZeneca powinna dostarczyć w II kwartale 180 mln dawek substancji. Jednak Soriot bezpośrednio nie odniósł się do tej liczby.

 

O mniejszych niż planowano dostawach preparatu AstraZeneca informowały też w zeszłym tygodniu Czechy. Zbyt wolne tempo realizacji unijnych kontraktów było też podawane jako jedna z przyczyn zakupu przez Węgry rosyjskiej szczepionki Sputnik V i produktu chińskiej firmy Sinopharm. Obie szczepionki nie zostały dopuszczone do obrotu na terenie całej UE przez Europejską Agencję Leków (EMA). Sputnik V jest już też używany na Słowacji.

 

Powolne tempo unijnego programu zakupów krytykował także kanclerz Austrii Sebastian Kurz, który wraz z premier Danii Mette Frederiksen podpisał w czwartek z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu porozumienie dotyczące rozwoju i produkcji nowych generacji szczepionek. Francuska dyplomacja skrytykowała ten krok, argumentując, że państwa UE powinny opierać swoją politykę szczepionkową na współpracy wewnątrz Wspólnoty.

 

Rząd Włoch nie zgodził się na eksport z tego kraju 250 tys. dawek szczepionki AstraZeneca do Australii, wykorzystując unijny mechanizm kontroli wywozu preparatów poza Wspólnotę – poinformował w czwartek Reuters. Powodem zablokowania transportu z Włoch do Australii było niewywiązywanie się ze zobowiązań wynikających z umowy z UE.

 

W styczniu amerykański koncern Pfizer, który ma w sumie dostarczyć do UE 600 mln dawek produkowanej wraz z niemiecką firmą BioNTech szczepionki częściowo zmniejszył swoje zaplanowane dostawy do krajów Wspólnoty. Spowodowało to tymczasowe wstrzymanie kampanii szczepień w kilku krajach unijnych. Czasowe ograniczenie dostaw tłumaczono koniecznością zwiększającej moce produkcyjne rozbudowy zakładu firmy w Belgii.

 

W połowie lutego Reuters informował, powołując się na wysokich urzędników KE, że Pfizer do tego czasu dostarczył ok. jednej trzeciej szczepionek mniej niż planowano. Wciąż brakowało ok. 10 mln dawek, które firma obiecała przekazać krajom Unii jeszcze w grudniu 2020 r. W lutym cotygodniowe dostawy preparatu stopniowo się zwiększały, koncern zobowiązał się, że do końca marca nadrobi poprzednie opóźnienia – mówili agencji przedstawiciele KE. Ani Pfizer, ani KE oficjalnie nie skomentowały harmonogramu dostaw.

 

Również w połowie lutego o opóźnieniach w dostarczaniu szczepionki przeciwko Covid-19 do krajów Wspólnoty poinformowała amerykańska firma Moderna, producent trzeciego zatwierdzonego do użytku na terenie całej UE przez EMA preparatu. Już wcześniej o problemach z dostawą tej szczepionki informowały władze m.in. Polski, Francji i Włoch. Jak zakomunikowała KE, przedstawiciele firmy przekazali, że opóźnienia w lutym zostaną zrekompensowane większymi dostawami w marcu. KE i producent szczepionek nie ujawnili jednak konkretnych liczb dotyczących tych ustaleń.

 

Podczas unijnego szczytu 25 lutego przewodnicząca KE Ursula von der Leyen informowała, że Pfizer i Moderna wywiązują się ze swoich zobowiązań kontraktowych wobec Unii. Przekazała, że do tamtej pory zaszczepione zostało ok. 8 proc. dorosłej populacji Wspólnoty.

 

Jako przyczynę opóźnień w dostawach szczepionek do UE wielu komentatorów podawało późne podpisanie kontraktów na zakup preparatów. Umowa z Wielką Brytanią została podpisana trzy miesiące wcześniej niż z UE, „to dało nam więcej czasu na przygotowanie produkcji i rozwiązanie problemów związanych z tym skomplikowanym procesem” – tłumaczył prezes AstraZeneca w styczniu. Według danych portalu Our World in Data, do początku marca w Wielkiej Brytanii pierwszą dawkę szczepionki przyjął sześciokrotnie większy odsetek mieszkańców niż w UE.

 

Jak informuje KE, w ramach wspólnego unijnego programu zakupów zabezpieczono dostawę w sumie 2,6 mld dawek szczepionek u sześciu producentów. Oprócz dopuszczonych już do obrotu przez EMA substancji Pfizera/BioNTechu, Moderny i AstraZeneca są to preparaty firm Johnson & Johnson, CureVac i Sanofi.

 

EMA prowadzi już proces dopuszczenia do użytku szczepionki Johnson & Johnson, opinia na temat podawanego w jednej dawce preparatu ma być wydana do połowy marca. Agencja na bieżąco ocenia również wyniki badań skuteczności i bezpieczeństwa szczepionek CureVac i Novavax, a także Sputnik V.

 

Do czwartku w krajach UE wykonano ponad 34 mln zastrzyków przeciwko Covid-19, producenci dostarczyli zaś ponad 47 mln dawek substancji – wynika z zestawienia Europejskiego Centrum ds. Prewencji i Kontroli Chorób (ECDC). Szczepienia najszybciej przebiegają na Malcie, gdzie pierwszą dawkę przyjęło 12,6 proc. populacji, następnie w Danii – 9,6 proc. i na Węgrzech – 8,8 proc. W Polsce współczynnik ten wynosi 7,3 proc., w Hiszpanii – 6,8 proc., w Niemczech – 5,9 proc., we Włoszech – 5,8 proc., we Francji 5,6 proc., w Czechach 4,8 proc.(PAP)

 

adj/ tebe/

 

arch.

YouTube usunął kanały birmańskiej telewizji ze swojej platformy

0

Należący do serwisu YouTube Alphabet Inc. usunął ze swojej platformy pięć birmańskich kanałów telewizyjnych znajdujących się obecnie pod kontrolą armii. Poinformowano, że była to reakcja na wojskowy zamach stanu w Birmie i brutalne represje policji i wojska wobec pokojowych demonstrantów.

„Zakończyliśmy przekazywanie kilku kanałów i usunęliśmy szereg nagrań wideo zgodnie z zasadami naszej społeczności i odpowiednimi przepisami prawnymi” – oświadczyła rzeczniczka YouTube’a.

 

Dodała, że wycofane kanały to m. in. państwowa telewizja Birmy MRTV (Myanma Radio and Television) oraz posiadane przez wojsko Myawaddy Media, MWD Variety i MWD Myanmar. (PAP)

 

jm/

Prokurator chce przeszukania mieszkania „Nergala” oraz zabezpieczenia jego komputerów i telefonów

W trwającym przed gdańskim sądem procesie, w którym współoskarżonym o znieważenie polskiego godła jest lider deathmetalowej grupy Behemoth Adam Darski ps. Nergal, prokurator zawnioskował o przeszukanie mieszkania muzyka i zabezpieczenie jego komputerów i telefonów.

W czwartek przed Sądem Okręgowym w Gdańsku odbyła się kolejna rozprawa w procesie.

 

Sąd ujawnił, że prokurator Michał Kroplewski z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku złożył nowy wniosek dowodowy.

 

„Wniosek dotyczy przeprowadzenia przeszukań pomieszczeń mieszkalnych zajmowanych przez oskarżonych Adama Darskiego i Rafała Wechterowicza (zgodzili się na podanie danych osobowych – PAP) w celu zabezpieczenia całości sprzętu informatycznego, tym telefonów, komputerów i innych elektronicznych nośników danych. Po zabezpieczeniu tych urządzeń prokurator wnioskuje o powołanie biegłego z zakresu informatyki w celu zabezpieczenia informacji mailowych przesyłanych między oskarżonymi między 18 stycznia i 8 lutego 2016 r. na okoliczność ustalenia, że zamiarem oskarżonych było znieważenie godła RP poprzez jego przedstawienie jako demona” – poinformowała sędzia Monika Jobska.

 

Sąd nie podjął jeszcze decyzji ws. wniosku prokuratora.

 

„Wniosek prokuratora odbieram jako kolejną próbę nękania Adama Darskiego. Mamy też tu do czynienia z wyabstrahowaniem od rzeczywistości – wiadomo przecież, że ludzie zmieniają często sprzęt komputerowy i telefony, a mowa jest o dokumentach sprzed kilku lat” – powiedział PAP obrońca „Nergala” i dwóch pozostałych oskarżonych Jacek Potulski.

 

Adwokat swoją odpowiedź na wniosek prokuratora ma sporządzić na piśmie w ciągu 14 dni.

 

W rozmowie z PAP prokurator Kroplewski wyjaśnił, że jego wniosek to odpowiedź na uwagi sądu drugiej instancji, który uchylił pierwszy wyrok w tej sprawie, iż dowód w postaci maili między oskarżonymi nie został prawidłowo zabezpieczony. „Choć ja uważam, że ta czynność na etapie śledztwa została prawidłowo wykonana” – zastrzegł.

 

Sąd oddalił natomiast w czwartek inny wniosek prokuratora o przesłuchanie w charakterze świadka Jacka Potulskiego. Na początkowym etapie dochodzenia adwokat przekazał policji dostarczone mu dobrowolnie przez Darskiego maile opisujące proces tworzenia plakatu.

 

„Rola mecenasa w tej sprawie miała charakter techniczny, on tylko przekazał policji te maile, nie był ich autorem. Ponadto wniosek prokuratora zmierza do tego, żeby mecenas przestał być obrońcą w tym postępowaniu sądowym. W myśl bowiem orzecznictwa dyscyplinarnego dotyczącego adwokatury, jeśli adwokat zacząłby pełnić rolę świadka, musiałby zrezygnować z obrony oskarżonych” – wyjaśniła sędzia Jobska.

 

Sąd nałożył też podczas czwartkowej rozprawy 500 złotych grzywny dla b. posła Prawa i Sprawiedliwości Stanisława Pięty, który miał zeznawać jako świadek, ale nie stawił się w sądzie i nie usprawiedliwił swojej nieobecności.

 

Proces przed gdańskim sądem dotyczy materiałów promujących trasę koncertową zespołu pt. „Rzeczpospolita Niewierna”, która odbywała się między 30 września a 10 października 2016 r.

 

Zawarta w materiałach, m.in. na plakatach, grafika przedstawiała białego orła bez korony: zamiast niej z głowy ptaka wyrastały diabelskie rogi. W postać orła były wpisane dwa węże oraz czaszki i odwrócony krzyż. Orzeł został umieszczony na czerwonym tle, a całość była utrzymana w stylistyce nawiązującej do polskiego godła. Nad orłem umieszczono też napis „Rzeczpospolita Niewierna”.

 

W toku śledztwa prokuratorzy uzyskali opinie dwóch biegłych z zakresu heraldyki oraz historii i ikonografii, z których wynika, że w grafice celowo zniekształcono wzór godła RP celem nadania mu treści ideowo całkowicie różnej od historyczno-państwowej – wprowadzono do niego elementy i symbole kojarzone jako satanistyczne i antychrześcijańskie.

 

W kwietniu 2018 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku uniewinnił Adama Darskiego, a także dwóch pozostałych oskarżonych: grafika Rafała Wechterowicza oraz prowadzącego stronę internetową i sklep zespołu – Macieja Gruszkę. Wszyscy oskarżeni wyrazili zgodę na publikację danych osobowych. Apelację od tego wyroku wniosła prokuratura.

 

We wrześniu 2018 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił wyrok sądu niższej instancji i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

 

Proces Darskiego i dwóch pozostałych oskarżonych ruszył po raz drugi przed Sądem Okręgowym w Gdańsku w lipcu 2020 r. W trakcie pierwszej rozprawy latem ub. roku „Nergal” nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

 

Podczas pierwszego procesu przed gdańskim sądem Darski tłumaczył m.in., że używana symbolika ma ścisły związek z tym, że muzyka grupy Behemoth jest „radykalna i agresywna”, a „węże, drapieżne ptaki, odwrócone krzyże i inne okultystyczne symbole” to część konwencji stosowanej przez deathmetalowy gatunek.

 

Za publiczne znieważenie polskiego godła grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub roku więzienia.(PAP)

 

autor: Robert Pietrzak

 

rop/ jann/

Gdzie PiS ma konserwatyzm? Tam gdzie reszta Europy, która ma obsesję na punkcie inżynierii społecznej

W Europie konserwatyści całkowicie skapitulowali. Cały główny nurt polityczny ma obsesję na punkcie inżynierii społecznej, tj. projektu restrukturyzacji społeczeństwa w kierunku jednorodnej tożsamości, osłabiającej narody i ich partykularyzmy – mówi europoseł PiS prof. Ryszard Legutko w wywiadzie dla francuskiego dziennika „Le Figaro”.

W książce „Le Diable dans la democratie – tentations totalitaires au coeur des societes libres” (Diabeł w demokracji – totalitarne pokusy w sercu wolnych społeczeństw), która ukazała się we Francji pod koniec lutego, prof. Legutko wyraża głębokie rozczarowanie zachodnią liberalną demokracją. Stwierdza, że liberalna demokracja i komunizm mają „niepokojące podobieństwa”.

 

„Pierwszym sygnałem, który mnie zaalarmował, był sposób, w jaki byłych szefów komunistycznego reżimu witano z otwartymi ramionami w nowej Polsce i Unii Europejskiej, a ja, antykomunistyczny konserwatysta, znajdowałem się na marginesie systemu” – mówi w piątkowym wydaniu dziennika „Le Figaro’ prof. Legutko.

 

„W Parlamencie Europejskim komuniści są teraz w głównym nurcie politycznym! Były aparatczyk partyjny, były premier Leszek Miller, który w okresie upadku komunizmu przywiózł z Moskwy torbę pełną dolarów przekazanych przez sowieckie Biuro Polityczne, jest przedstawiany jako wzorowy Europejczyk, a ja jako niebezpieczny outsider” – mówi europoseł.

 

Partie są coraz bardziej podobne i coraz bardziej lewicowe, zapewne ze względu na kulturowe zwycięstwo lewicy po rewolucji 1968 r. Jeśli spojrzeć na politykę europejską, jest bardzo niewiele różnic między EPL, Zielonymi i Socjalistami, komunistami i liberałami. Powód jest taki, że konserwatyści po prostu skapitulowali! – podkreśla prof. Legutko.

 

Polityk podaje przykład legalizacji małżeństw homoseksualnych; we Francji wprowadzonej przez socjalistów, w Wielkiej Brytanii przez konserwatystów a w Niemczech – przez koalicję chadeków i socjalistów.

 

„Tradycyjne zasady konserwatyzmu – siła rodziny i znaczenie tradycji religijnych zniknęły z krajobrazu! Cały główny nurt polityczny ma obsesję na punkcie tego, co nazywam +inżynierią społeczną+, projektem restrukturyzacji społeczeństwa, który ma na celu stworzenie nowego narodu europejskiego, nowej, mniej lub bardziej jednorodnej tożsamości, w rzeczywistości nowego typu ludzkiego, osłabiającego narody i ich partykularyzmy” – mówi prof. Legutko.

 

W Brukseli rozwija się pycha transformacji, a przecież to właśnie chcieli zrobić komuniści: stworzyć nowego człowieka., nowomowę, która niszczy język i stworzyć metarealność o charakterze głównie ideologicznym, skrywającą prawdziwy świat. Jak w ZSRR – tłumaczy prof. Legutko, mówiąc o inkluzywnym i stereotypowym języku, który zmusza np. do desygnowania ludzi kilkoma zaimkami, aby nie definiować ich płci.

 

„Orwell nazwał to +myślozbrodnią+ w +Roku 1984+” – zauważył europoseł. „Liberałowie zdecydowali, że jest 50 płci, a nie 2! Chęć wprowadzenia tych 50 gatunków wiąże się z pracą polegającą na masowym niszczeniu istniejących struktur. W rzeczywistości pod pretekstem różnorodności pojawia się jednolitość” – mówi prof. Legutko.

 

Prof. Legutko krytykuje postawę krajów Zachodniej Europy wobec Polski. „Zachodni ambasadorowie w Warszawie zachowują się jak namiestnicy, otwarcie krytykując rząd w takich kwestiach, jak aborcja, które należą do naszej suwerenności. Mamy powody do szoku. Europejczycy krytykują kolonializm, ale zachowują się tu jak potęgi kolonialne, aby narzucić swój program ideologiczny!” – podsumowuje prof. Legutko.

 

Jego zdaniem „cywilizacja zachodnia znajduje się w głębokim kryzysie moralnym i duchowym, a ludzie „czują się puści i odizolowani”, ponieważ Europa odcięła się od swojej kultury, co jest dla niej niezwykle niebezpieczne.

 

 

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)

 

 

ksta/ jm/

„Byłem niszowym facetem, który robił filmy do szuflady…” [Wywiad z twórcą „Zabij to i wyjedź z tego miasta”]

0

Byłem niszowym facetem, który robił filmy do szuflady. Jestem samoukiem, Jankiem Muzykantem – powiedział PAP Mariusz Wilczyński. Z okazji premiery kinowej „Zabij to i wyjedź z tego miasta” przypominamy rozmowę przeprowadzoną w grudniu ubiegłego roku podczas 45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.

„Zabij to i wyjedź z tego miasta” jest przejmującą, animowaną opowieścią o przemijaniu, której realizacja trwała 14 lat. Mariusz Wilczyński powraca do lat dzieciństwa i młodości. Wspomina swoich rodziców i przyjaciela Tadeusza Nalepę. Film to także plastyczne, autorskie, sentymentalne spojrzenie twórcy na jego rodzinne miasto – Łódź. Głosu postaciom użyczyli m.in. Andrzej Wajda, Irena Kwiatkowska, Gustaw Holoubek, Barbara Krafftówna i Krystyna Janda. W „Zabij…” można usłyszeć również utwory Tadeusza Nalepy. Światowa premiera obrazu odbyła się w lutym ubiegłego roku na Berlinale. Polska publiczność mogła obejrzeć go online w listopadzie podczas festiwalu Nowe Horyzonty. W grudniu podczas 45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni obraz uhonorowano Złotymi Lwami. Tym samym został pierwszym animowanym filmem, który wygrał gdyński festiwal.

PAP: Dzisiaj, idąc ulicami Łodzi, dalej czuje się pan częścią tego miasta?

 

Mariusz Wilczyński: Dotyka pani bardzo czułej struny. Wyprowadziłem się z Łodzi w 1995 r. i przez 10 kolejnych lat za każdym razem, gdy tam wracałem, krwawiło mi serce. Tęskniłem do tego miasta, każde miejsce mi coś przypominało, wszystko co pierwsze i najważniejsze, wszystkie emocje, zaklęcia i przysięgi. Film „Zabij to i wyjedź z tego miasta” pomógł mi to obłaskawić i ułożyć. Dziś patrzę na Łódź trochę jak na smutną scenografię opustoszałą z moich duchów, osób które pamiętam. Przyjeżdżam czasem na święta i gdy miasto jeszcze śpi jeżdżę po tych wszystkich bliskich mi miejscach z dzieciństwa. Odwiedzam przyjaciół od serca, jeszcze ze szczenięcych lat. Nie ukrywam jednak, że tym filmem odciąłem w sobie linię sentymentu. Wciąż wiele łączy mnie z Łodzią, ale już inaczej. Od kilkunastu lat prowadzę zajęcia ze studentami animacji w Szkole Filmowej. Ostatnio przejeżdżałem przez centrum i zobaczyłem pięknie odnawiane kamienice i kwiaty na ulicach. I pomyślałem że może wrócę tu na starość?

 

PAP: Na ile w „Zabij…” opowiada pan o swoich przeżyciach, a w jakim stopniu jest to wytwór wyobraźni?

 

M.W.: To warkocz spleciony z moich imaginacji, marzeń, tęsknot, ale też z wielu wydarzeń z mojego życia. Nie miałem ambicji zrobienia filmu bardzo egocentrycznego, nihilistycznej autobiografii. Odniesienia do mojego życia wynikają raczej z tego, że nie jestem zawodowym scenarzystą i najłatwiej mi opowiadać o tym, czego sam doświadczyłem. Wiem, co to jest ból po śmierci mamy, taty czy najbliższego przyjaciela. Wiem też, co to znaczy ból po śmierci najbliższego psa. Tuż przed premierą „Zabij…”, zorganizowaną w lutym podczas Berlinale, umarł mój piesek Lusia, który niemal przez cały okres rysowania filmu siedział mi na ramieniu. Stąd na trzy dni przed wyjazdem do Berlina otworzyłem puszkę z taśmą filmową i w ostatniej scenie, gdzie zapada się miasto, napisałem na murze po prawej stronie imię Lusia. W tym filmie jest mnóstwo sytuacji, które przeżyłem, choćby rozmowa z mamą w szpitalu tuż przed jej śmiercią. Wiele momentów, które chciałbym powtórzyć, przeżyć jeszcze raz, naprawić. Chciałem spotkać rodziców, mojego najlepszego przyjaciela Tadeusza Nalepę. W jakiś sposób mi się to udało. Ale to, co ja myślę, nie jest tak ważne jak fakt, że ten film żyje teraz swoim życiem. Często słyszę od ludzi, że po obejrzeniu „Zabij…” cieplej myślą o swoich rodzicach, że pojechali do nich albo zadzwonili.

 

PAP: Często odganiamy od siebie myśli o przemijaniu, śmierci. Pamięta pan moment, kiedy uznał, że chce się z tym zmierzyć?

 

M.W.: Nie miałem wątpliwości, że tego potrzebuję. Moi rodzice byli rozwiedzeni. Tata wyprowadził się z domu, gdy miałem trzy lata. Po prostu wyszedł. I nawet teraz, pół wieku później, pamiętam, że miał na sobie białą koszulę, wziął jedną walizkę i swój ulubiony obraz – Cygankę. Choć rodzice żyli w dwóch różnych miejscach, umarli w bardzo krótkim okresie po sobie. To było dla mnie bardzo mocne doświadczenie. Ich śmierć wepchnęła mnie w głęboką dziurę. Zawsze ilekroć nie zadzwoniłem do mamy, myślałem: „dobra, zrobię to jutro”. I nagle przychodzi moment, kiedy tego jutra po prostu nie ma i nie będzie. Wiedziałem, że pewnych rozmów już nie dokończymy, że nie powiedziałem mamie przed śmiercią, że ją kocham, nie przytuliłem jej. Z ojcem w ogóle nigdy nie powiedzieliśmy sobie, że się kochamy. Bardzo długo to we mnie siedziało i co jakiś czas uwierało niczym ziarenko piasku w bucie.

 

W 2006 r. wczesną wiosną nastąpił błysk. Byłem wtedy w Nowym Jorku i właśnie wyszedłem z Museum of Modern Art, gdzie ustalałem szczegóły retrospektywy moich filmów. Kosmiczne przeżycie, bo w tamtym okresie w ogóle nie czułem się filmowcem. Byłem niszowym facetem, który robił filmy do szuflady. Nie wysyłałem ich na żadne festiwale. Nie miałem takich ambicji. Jestem samoukiem, Jankiem Muzykantem. Zaproszenie z MoMA było dla mnie szokiem. Wtedy pomyślałem, że oni mnie mianowali na artystę i że mam w sobie siłę, żeby się z tym tematem zmierzyć. Pamiętam, że przez dzielnicę włoską dostałem się do Chinatown i po prostu zacząłem robić pierwsze szkice. To była scena końcowa, w której Tadeusz Nalepa gra na jednym statku, na drugim są moi rodzice, a ja jestem pośrodku. Pamiętam, że Tadeusz już wtedy słabo się czuł, ale był mega dzielnym facetem. Mnie się wydawało, że będzie żył sto lat. Po powrocie do kraju od razu do niego pojechałem. Opowiedziałem mu o wyjeździe do Nowego Jorku i o tym pomyśle, a on się bardzo ucieszył i pozwolił mi wziąć utwory, które chcę.

 

PAP: Między panami była duża różnica wieku. Jak właściwie zaczęła się ta przyjaźń?

 

M.W.: Kiedy chodziłem do liceum, obracałem się w kręgu przyjaciół, którzy słuchali Milesa Davisa, Johna Coltrane’a i Franka Zappę, a z polskich artystów wyłącznie Breakout. Ten zespół niesamowicie pobudzał moją wyobraźnię. Tylko to były inne czasy. Dzisiaj artyści żyją też trochę z tego, że mają stały kontakt z fanami. Wtedy spowijała ich aura tajemniczości. Bronili się tylko sztuką albo wizerunkiem scenicznym. Nie wiedziałem o Nalepie nic ponad to, że jest z Rzeszowa. Nie było wiadomo, gdzie dokładnie mieszka, co je. Pewnego dnia po prostu poczułem impuls szczeniackiej bezczelności. Wziąłem do ręki telefon, wykręciłem rozmowę międzymiastową i poprosiłem panią telefonistkę, żeby połączyła mnie z Tadeuszem Nalepą. Nie znałem numeru, więc zaproponowała, że połączy mnie z centralą w Rzeszowie. Odłożyłem słuchawkę. Po trzech godzinach zadzwonił telefon i usłyszałem: „rozmowa międzymiastowa nr …, łączę z Rzeszowem”. Ponownie poprosiłem o połączenie z Tadeuszem Nalepą. Pani w słuchawce odpowiedziała, że już tu nie mieszka i może mnie połączyć z jego ojcem. Traf sprawił, że odebrał telefon. W sekundę wymyśliłem fortel. Przedstawiłem się jako abiturient Szkoły Filmowej. Powiedziałem, że chcę nakręcić pełnometrażowy dokument o Tadeuszu i zapytałem, czy mógłby mi przekazać numer albo adres syna. Ojciec Nalepy powiedział, że Tadeusz nie ma telefonu, ale jedzie do niego i żebym zadzwonił za trzy tygodnie, to da mi odpowiedź. Trzy tygodnie później podał mi jego adres.

 

PAP: Dalej było już z górki?

 

M.W.: Ależ skąd, to była cała wyprawa. Nalepa mieszkał na obrzeżach Józefowa, w środku lasu. Żeby tam dojechać, musiałem przesiadać się pięć razy. Podróż trwała sześć godzin. Pamiętam, jak stanąłem taki zakopcony przed jego domem, a wokół szumiały dęby. Nacisnąłem dzwonek, ale było pusto. Położyłem się więc pod krzakiem i zasnąłem. Śniło mi się, że słyszę nieznaną piosenkę Breakoutów. Kiedy się ocknąłem, okazało się, że to nie piosenka, tylko Tadeusz Nalepa i jego żona Mira Kubasińska rozmawiają ze sobą jakieś 40 metrów ode mnie. Zerwałem się podekscytowany widokiem moich idoli. Oni chyba się przestraszyli, bo już wtedy miałem dwa metru wzrostu, długie włosy i jeszcze igły mi się do nich poprzyczepiały. Wyglądałem jak King Kong albo yeti. Od razu było widać, że nie jestem żadnym absolwentem Szkoły Filmowej, ale miałem szczęście, bo Nalepa zaprosił mnie do siebie na herbatę.

 

To było ogromne przeżycie. Poznałem człowieka z bajki, z marzenia. Na początku Tadeusz był moim mistrzem, a później stał się przyjacielem, kimś w rodzaju ojca, bo było między nami 20 lat różnicy. Bardzo wiele mu zawdzięczam. Nauczyłem się od niego, że można nie bać się być artystą, można żyć z tego, że jest się artystą i żyć na swoich zasadach, nie chodzić na kompromisy. To ostatnie jest chyba moim największym sukcesem. Na szczęście zdążyłem mu to wszystko powiedzieć. Powiedziałem mu, że dla mnie był, jest i będzie najważniejszym facetem i artystą w życiu. Trochę się żachnął, bo mężczyźni zazwyczaj nie mówią sobie takich rzeczy, ale przyjął to.

 

PAP: W „Zabij…” wystąpili wyjątkowi aktorzy. Łatwo było przekonać ich do udziału?

 

M.W.: Chciałem utrwalić w filmie tych wszystkich artystów, którzy kształtowali moją wrażliwość, wyobraźnię i system wartości, gdy byłem dzieckiem. Panią Irenę Kwiatkowską namówiła na moją prośbę jej agentka pani Grażyna Miśkiewicz. Nie miałem pewności, czy to się uda, bo pani Irena mieszkała już wtedy w Skolimowie i nie czuła się najlepiej. Pamiętam, że tego dnia, gdy przyjechałem ją nagrać, była w świetnej formie. Odczekałem chwilę aż skończy jeść obiad i wręczyłem jej sto róż. Była dla mnie jak babcia. Kiedy jako mały chłopiec plątałem się mamie pod nogami, dawała mi kredki do rysowania – i zazwyczaj rysowałem naszych jak biją Krzyżaków pod Grunwaldem – albo włączała bajki na płytach, które czytała pani Irena Kwiatkowska. Udało mi się nagrać panią Irenę i zacząłem się zastanawiać, kto może być jej partnerem w pociągu. Myślałem o panu Zbigniewie Zapasiewiczu, o panu Franciszku Pieczce i o panu Janie Kobuszewskim, ale jednak coś mi nie do końca pasowało. Później chciałem, żeby był to pan Władysław Bartoszewski. Sprawdziłem, gdzie w Warszawie mieści się jego biuro i już się przymierzałem, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. I nagle wymyśliłem Andrzeja Wajdę. Bingo.

 

PAP: Jak namówić jednego z największych polskich reżyserów, żeby zagrał postać z animacji?

 

M.W.: Poprosiłem Pawła Edelmana, który był operatorem u Wajdy, żeby mi pomógł. Napisałem list i umotywowałem swoją prośbę tak, że chcę rozprawić się z mitem, którego nienawidzę: że starzy ludzie powinni się chować do dziury, bo dzisiejsza cywilizacja jest dla młodych. Nie podoba mi się wymóg, że kobiety muszą się botoksować, a 70-letni mężczyźni powinni mieć 20-letnie narzeczone i ubierać się jak nastolatkowie. Lubię twarze bez botoksu i lubię, gdy faceci się starzeją. To przekonało Wajdę, choć uprzedził mnie, że jest słabym aktorem i lepszy byłby Marek Kondrat, który świetnie go parodiuje. Uparłem się jednak, żeby mieć w Wajdzie Wajdę. Udało się. Przyjechał i faktycznie zagrał w sposób drewniany, ale Marek Kondrat nagrał – genialnie zresztą – te same ścieżki dialogowe i na montażu to pomieszaliśmy. Jak miałem już nagranych Wajdę, Kondrata i panią Irenę, to żaden aktor mi nie odmawiał. Trochę żartuję, bo oczywiście wszystkim musiałem przedstawić scenariusz. Byłem nieznany w środowisku i tylko to mogłem zrobić. Panią Krystynę Jandę też tak przekonałem. Zdobyłem jej numer od mojego przyjaciela, który był kiedyś chłopakiem jej asystentki. Pozwoliła, żebym przesłał jej scenariusz, a następnego dnia otrzymałem wiadomość: „Szanowny Panie, przeczytałam. Zadziwił mnie pan. Jestem do pana dyspozycji. Janda”.

 

PAP: Chciałabym zatrzymać się na chwilę przy tytule filmu. Dlaczego właśnie „Zabij to i wyjedź z tego miasta”?

 

M.W.: Początkowo „Zabij…” miał trwać 20 minut i być filmem niemym, bo takie do tej pory robiłem. Dopiero później zdecydowałem, że chcę zrobić dłuższy film. Wtedy już wiedziałem, że będzie mówiony. Nagrałem panią Irenę, wielką gwiazdę, i ona zaczęła mnie inspirować, jak ma zachowywać się postać. Tak samo było z innymi artystami, których nagrałem. Traktowałem ten film jak żywe żyjątko. I nadszedł czas, gdy stał się mądrzejszy ode mnie, bo ci wszyscy ludzie wkładali w to swoje emploi, wielkość, życiowe doświadczenie. I mimo że byłem autorem filmu, musiałem się od niego uczyć, by znów być jego przewodnikiem. Kiedy film się zmieniał, zmieniało się też jego znaczenie i znaczenie tytułu. Na początku „Zabij…” był młodzieżową przeróbką tytułu książki Bogdana Loebla – który notabene jest tekściarzem Tadeusza Nalepy – „Zabij ją i wyjedź z tego miasta”. Chodziłem z moim przyjacielem Krzysiem Kedziakiem po ulicach Łodzi i przerabialiśmy wszystko, co śpiewaliśmy, na nutę Nalepowską. Pasował nam zwrot „Zabij to i wyjedź z tego miasta”. To nie znaczyło wtedy właściwie nic, bo było nam dobrze w tym mieście. Po prostu bawiliśmy się i byliśmy pod wpływem Breakoutu.

 

Na początku rysowania „Zabij…” chciałem zabić wybudowane w mojej głowie miasto wspomnień. Bardzo często wracałem myślami do moich bliskich, którzy odeszli. Do tego stopnia mnie to angażowało, że częściej przebywałem z nimi niż w świecie realnym. Więc chciałem rozliczyć ten okres mojego życia, zrobić piękny pogrzeb, owinąć rodziców i Tadeusza w białe całuny, położyć ich na rafie koralowej, a potem wrócić do świata realnego i zacząć żyć. Paradoks jest taki, że kiedy już oddałem „Zabij…” publiczności, zacząłem marzyć o tym, żeby uciec w następny film.

 

PAP: Do tej pory w swojej twórczości wykorzystywał pan motywy autobiograficzne. Dalej zamierza pan iść w tę stronę czy wraz z „Zabij…” nastąpił koniec tego rozdziału?

 

M.W.: Mój następny film też będzie taki. Wymyśliłem dwa tytuły. Pierwszy to „Starczy.” ze wszystkimi znaczeniami tego słowa, a drugi – „Na mój pogrzeb w czerwonej sukni przyjdź”. Marzę o tym, żeby w tym filmie wystąpił Tom Waits. Obecnie prowadzimy rozmowy. Część filmu będzie się rozgrywać w Ameryce. Będzie to opowieść o tym, jak stary artysta poszukuje kogoś, komu mógłby przekazać wszystko, co zrobił i zgromadził w ciągu życia. Żeby tę osobę uszczęśliwić, ale też nadać sens swojemu życiu, dając komuś dobro.

 

PAP: Wiem, że miał pan też w planach animację „Mistrz i Małgorzata” wg powieści Michaiła Bułhakowa. Czy to jeszcze aktualne?

 

M.W.: Planowałem, że to będzie mój następny film, ale w Berlinie zdarzyło się coś niesłychanego. Miałem kilka momentów zwrotnych w życiu artystycznym. Jednym z nich było spotkanie i przyjaźń z Nalepą, drugi, gdy trochę przez przypadek zostałem ilustratorem w programie „Goniec – tygodnik kulturalny”, wymyśliłem Księgoklip i uznałem, że jako artysta nie chcę robić już nic innego tylko ruchome obrazki. Trzecim takim punktem była MoMA, a czwartym Berlinale, gdzie po premierze „Zabij…” w „Guardianie” ukazała się recenzja Petera Bradshaw, takiego – powiedzmy – europejskiego Tadeusza Sobolewskiego. Bradshaw napisał coś, co bardzo mnie ujęło. A mianowicie, że świat animacji dzieli się na dwie strefy wpływów – na pixarowską i na japońską mangę – a nagle powstał film, który nie przypomina niczego innego. I że to jest film niezwykły, szorstki, brudny, ale taki, który jak zobaczysz – to nigdy nie zapomnisz. I jeszcze że przywraca znaczenie polskiej szkoły animacji. I dał nam cztery gwiazdki! Jak to przeczytałem, a później pojawiły się kolejne dobre recenzje w „The Hollywood Reporter” i „Variety”, poczułem, że to nie ten moment, by robić adaptacje czyjejś literatury. Lepiej zrealizować następny autorski film. Zrobię „Mistrza i Małgorzatę”, bo to niebywałe wyzwanie. Rozmawiałem już z jednym z moich najbardziej ulubionych kompozytorów muzyki współczesnej Pawłem Mykietynem, który też bardzo chce to zrobić i zrobimy to, ale jeszcze nie teraz.

 

PAP: Jesteśmy na progu kampanii oscarowej. Choć „Zabij…” nie jest oficjalnym polskim kandydatem, otrzymał wsparcie od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Ma pan związane z tym nadzieje?

 

M.W.: Realnie patrząc, będzie nam trudno się przebić. Zebraliśmy dotychczas ponad 50 recenzji zagranicznych i część amerykańskich różni się od europejskich, australijskich, południowoamerykańskich, japońskich i kanadyjskich chociażby tym, że ich autorzy nie odczytują niektórych kodów kulturowych, choć są dla nas oczywiste. Nie wiedzą np., kim jest Bułhakow, co to jest „Mistrz i Małgorzata”. Ale być może przebiją się tam kody uczuciowe. Zwłaszcza teraz, w okresie pandemii, „Zabij…” nabiera nowych znaczeń i wartości. Miesiąc temu wygrał festiwal w Limie oraz otrzymał nagrodę dziennikarzy. Podczas festiwalowego Q&A nieopatrznie rzuciłem, że to powinien być film od 35. roku życia, bo żeby zrozumieć pewne rzeczy, trzeba je przeżyć. Kilku młodych dziennikarzy uświadomiło mi, że jestem w błędzie. Powiedzieli, że w ich kraju od trzech miesięcy trwa lockdown i właściwie w rodzinie każdego z nich ktoś umarł.

 

Wracając jeszcze do pytania, kampania oscarowa ma ogromne znaczenie i uważam, że to niesamowite, że wszyscy kolejni dyrektorzy PISF wspierali ten projekt, choć przekraczaliśmy wszelkie terminy – Agnieszka Odorowicz, Magda Sroka i teraz pan Radosław Śmigulski. Wszystko, co pozytywnego wydarzy się wokół „Zabij…”, pomoże mi zrealizować następny film, zebrać pieniądze, zdobyć możliwości. Nawet nie budżet, bo jakbym dostał 50 mln dolarów, to nie miałbym co z tym zrobić. Pewnie trzy czwarte z tego oddałbym na biedne dzieci i na biedne psy. Ok, w Pixarze film kosztuje 100 mln dolarów, ale to co innego. Ja nie mogę mieć zespołu stu animatorów, bo bym nad tym nie zapanował. Dla mnie najważniejsza jest autorskość.

 

Rozmawiała Daria Porycka (PAP)

 

Mariusz Wilczyński jest twórcą animacji, scenarzystą, malarzem, scenografem, performerem i pedagogiem. Ukończył Wydział Malarstwa i Grafiki łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie uczył się w pracowni malarstwa prof. Stanisława Fijałkowskiego i pracowni drzeworytu prof. Andrzeja Mariana Bartczaka. Jego filmy były pokazywane na retrospektywach m.in. w Museum of Modern Art w Nowym Jorku, National Museum w Brazylii, Anthology Film Archives w Nowym Jorku i Centrum Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski. Na swoim koncie ma wiele nagród i wyróżnień, w tym nagrodę „Złoty Hugo” za film „Niestety.”, zdobytą podczas festiwalu w Chicago i Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. W 2007 r. „The New York Times” określił go mianem „jednego z najważniejszych współczesnych twórców animacji artystycznej”. (PAP)

 

autorka: Daria Porycka

 

dap/ wj/

Formuła 1: Tylko zaszczepieni i to dwukrotnie oraz ozdrowieńcy obejrzą wyścig w Bahrajnie

0

Tylko kibice zaszczepieni dwukrotnie przeciw koronawirusowi bądź ozdrowieńcy będą mogli obejrzeć inauguracyjne zawody mistrzostw świata Formuły 1 w Bahrajnie – poinformowali organizatorzy. Wyścig na torze w Sakhir ma się odbyć 28 marca. Przy wejściu na trybuny zostanie przeprowadzona kontrola zdrowia.

Na razie nie sprecyzowano, na czym będą polegać badania, ale wiadomo, że wszyscy dopuszczeni kibice będą musieli nosić maseczki. Zrezygnowano ponadto z organizacji „Paddock Club” dla wybranych fanów oraz firmowych +salonów+.

 

W Bahrajnie zorganizowano w minionej edycji dwa wyścigi – w listopadzie i grudniu. wówczas na trybunach pojawili się jako goście tylko pracownicy służby zdrowia.

 

Kilka dni temu władze Bahrajnu zaproponowały szefom F1, iż w trakcie testów przedsezonowych (12-14 marca) będzie możliwość zaszczepienia wszystkich osób związanych z tegorocznym cyklem wyścigów. Zarządzający Formułą 1 odrzucili jednak tę propozycję, informując w oświadczeniu, że „nie zamierzają – jako grupa – szczepić się poza kolejnością wyznaczoną przez program szczepień systemu opieki zdrowotnej w Wielkiej Brytanii”. (PAP)

 

olga/ co/

Czy faktycznie Piotrek Żyła jest w dobrej formie? Jak się spisze w Oberstdorfie?

0

W piątek odbędzie się walka o medale na dużej skoczni podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Oberstdorfie. Na normalnym obiekcie niespodziewanie triumfował Piotr Żyła, którego kolejny sukces nie byłby już takim zaskoczeniem.

34-latek w Niemczech jest po prostu w dobrej formie. Na normalnym obiekcie nie dał szans rywalom, a przenosiny na dużą skocznię nie sprawiają mu problemów. W czwartkowych kwalifikacjach zajął bowiem czwarte miejsce.

 

„Jak to się stało? Nie wiem, może dlatego, że wytrzeźwiałem?” – w swoim stylu skomentował przed kamerą TVP postawę w kwalifikacjach.

 

W nich najlepszy był Stefan Kraft. Austriak ma ostatnią okazję na osłodzenie kompletnie nieudanego sezonu. W poprzednim cyklu Pucharu Świata zdobył Kryształową Kulę, ale szanse na jej obronę stracił szybko. W listopadzie i grudniu prześladowały go problemy zdrowotne – zakażenie koronawirusem i kontuzja pleców.

 

Teraz Covid-19 wyeliminował za to Halvora Egnera Graneruda. Norweg, który jest już pewny triumfu w PŚ 2020/21 o zakażeniu dowiedział się w środę.

 

Tytułu wywalczonego przed dwoma laty na skoczni w Innsbrucku będzie bronił Markus Eisenbichler. Niemiec w kwalifikacjach zajął trzecie miejsce.

 

Skreślać nie można także Dawida Kubackiego i Kamila Stocha, choć na razie w Oberstdorfie brakowało im błysku.

 

Żyła ma szansę zostać szóstym skoczkiem w historii, który zdobył dwa złote medale na jednych mistrzostwach. Do tej pory dokonali tego: Norweg Bjoern Wirkola (Oslo 1966), Rosjanin Garij Napałkow (Wysokie Tatry 1970), reprezentujący NRD Hans-Georg Aschenbach (Falun 1974), Adam Małysz (Val di Fiemme 2003) i Kraft (Lahti 2017).

 

Sześciokrotnie natomiast zdarzyło się, że mistrz pierwszego konkursu w drugim zdobywał srebrny lub brązowy medal. Na tej liście są: Austriak Armin Kogler (Oslo 1982), Norweg Per Bergerund (Seefeld 1985), Niemiec Martin Schmitt (Lahti 2001), Szwajcar Simon Ammann (Sapporo 2007), Austriak Thomas Morgenstern (Oslo 2011) i Norweg Rune Velta (Falun 2015).

 

Początek konkursu o godzinie 17.00.(PAP)

 

wkp/ co/

Matka osłoniła swoje dzieci własnym ciałem przed uderzeniem samochodu – sama nie przeżyła

0

Kierowca, w pędzącym SUV-ie, bez prawa jazdy śmiertelnie potrącił kobietę – matkę dwójki bliźniąt, które zginęłyby, ale osłoniła je własnym ciałem. Dzieci przebywają w szpitalu z lekkimi obrażeniami ciała.

Do zdarzenia doszło w Lincoln Park w Michigan. Hillarie Galazka wracała ze swoimi dziećmi – bliźniakami – do domu. Doszło do tragedii. 25-letni kierowca Saturna Ion uderzył w rampę wejściową i potrącił kobietę. Bliźnięta przeżyły, bo matka zasłoniła je własnym ciałem, hamując uderzenie –kobieta zmarła na miejscu.

Według śledztwa, samochód poruszał się 90-mil na godzinę. Kierowca miał zawieszone prawo jazdy – nie powinien w ogóle znaleźć się za kierownicą. Co więcej, uciekł on potem z miejsca zdarzeni. Policja ujawniła, że miał na koncie 5 aktualnych wyroków w sprawach karnych, 2 lokalne nakazy sądowe oraz odbył już jeden wyrok skazujący. Matka kobiety, nie może uwierzyć, że człowiek z tak bogatą kartoteką mógł być na wolności. Tak przedstawia wypadek, według relacji bliźniąt – synów zmarłem Hillarie Galazka:

„Jej ciało ich uratowało. Chłopcy mówią, że widzieli, jak otworzyła oczy i spojrzała na nie, a potem zamknęła oczy i nigdy ich więcej nie otworzyła. Oni to pamiętają” – Joddie Kelley, matka śmiertelnie potrąconej kobiety.

Hillarie miała jeszcze 8-letnią córkę, które nie przebywała wtedy w innym miejscu. Rodzina Hillarie przygotowuje się teraz do pogrzebu. Zorganizowała zbiórkę na GoFundMe, aby zapewnić jej godny pochówek.

Red. JŁ

Narodowy Miesiąc Odżywiania: Gdzie w USA jest najwięcej osób z nadwagą?

0

Z okazji Narodowego Miesiąca Odżywiania WalletHub opublikował ranking przodujących miast w USA, pod względem otyłości i nadwagi.

WalletHub – strona internetowa o tematyce finansów osobistych – zwraca uwagę na to, że otyłość może potroić ryzyko hospitalizacji z powodu zakażenia koronawirusem. Dlatego też opublikowała zestawienie, w którym przedstawia społeczności miejskie, najbardziej narażone na takie ryzyko. Porównaniu poddano 100 najbardziej zaludnionych obszarów zurbanizowanych w USA. Wśród kluczowych statystyk jest odsetek otyłych osób dorosłych, nieaktywnych fizycznie oraz chorych na cukrzycę i nadciśnienie.

Najwyższy odsetek osób otyłych przypadł miastu McAllen w Teksasie – 44,90% dorosłych. Najniższy odsetek ma Asheville w Karolinie Płn – 18,50%. Chorych na cukrzycę jest najwięcej w El Paso w Teksasie – 14,60% – w przeciwieństwie do Denver gdzie wystąpił najniższy odsetek w tej kategorii – 6,40%. Najwięcej osób z nadciśnieniem jest w Jackson w stanie Mississippi – 40,60% – a najmniej w San Jose w Kalifornii – 22,80%.

Red. JŁ

Prawie 12 mln dorosłych Amerykanów nie otrzyma kolejnych czeków stymulacyjnych o wartości $1400

0

USA rozdysponuje pomiędzy swoich obywateli kolejne czeki stymulacyjne, które mają im pomóc finansowo w trudnym okresie pandemii. Pojedynczy czek będzie warty 1400 USD, podobnie jak wcześniej, zmieni się za to próg dochodu. Ustawa jest w fazie finalizacji.

Poprzednia transza czeków stymulacyjnych była uzależniona od dochodu oraz stanu cywilnego. Górną granicę rocznego dochodu ostatnim razem ustalono na 75 000 USD. Głowy gospodarstw domowych nie mogły przekroczyć dochodu równego 112 500 USD rocznie, a małżeństwa -150 000 USD rocznie, łącznie.

Nowy projekt zakładał zwiększenie progów. Podstawowego – do 100 000 USD; dla głów gospodarstw domowych – do 150 000 USD; a dla małżeństw – 200 000 USD rocznie. Taki projekt uchwaliła w sobotę Izba Reprezentantów. Istnieje jednak ryzyko, iż nie wejdzie ona w życie na skutek zmian, które wprowadził senat, a na które zgodził się Joe Biden.

Progi dochodu zwiększyłyby się i w tym przypadku, ale nieznacznie, względem projektu Izby Reprezentantów oraz poprzedniej transzy, Miałoby to być odpowiednio – 80 000 USD, 120 000 USD oraz 160 000 USD.

Według statystyk, około 160 mln obywateli uzyskałoby czeki, co oznacza wzrost o 5%, względem poprzedniej partii czeków stymulacyjnych. Z drugiej strony szacuje się, że około 11,8 miliona dorosłych i 4,6 miliona dzieci nie otrzyma czeków w przypadku przyjęcia scenariusza Senatu, a nie Izby Reprezentantów.

Red. JŁ

Kopernik, Konopnicka i Lincoln jak żywi! Też możesz „ożywić” swoich przodków

DeepFake i jego możliwości wciąż budzą raczej obawy niż zachwyt, ale Deep Nostalgia od kilku dni podbija internet. Nic dziwnego – dzięki temu rozwiązaniu można ożywić stare zdjęcia zmarłych. Deep Nostalgia pozwala w nowy sposób spojrzeć na osoby, które mogliśmy znać tylko z fotografii. Zobacz, jak to wygląda!

Kopernik, Skłodowska-Curie i Einstein jak żywi! Deep Nostalgia ożywia stare zdjęcia

 

Masz jedno, jedyne zdjęcie swojej praprababci i nie potrafisz sobie wyobrazić tego, jak wyglądała w ruchu? Teraz możesz się o tym przekonać z pomocą Deep Nostalgia. W kilka chwil ożywisz fotografię – znajdująca się na niej osoba będzie mrugać, ruszać głową i uśmiechać się. Internauci ruszyli do sprawdzania, jak wyglądali w ruchu ich przodkowie, ale także znane osoby.

By skorzystać z funkcji Deep Nostalgia i ożywić stare zdjęcia, trzeba założyć konto na serwisie MyHeritage. Korzystanie z serwisu w podstawowej wersji jest bezpłatne, a pozwala odkrywać swoje rodzinne korzenie i tworzyć drzewa genealogiczne. Również za korzystanie z funkcji Deep Nostalgia nie musisz płacić.

Użytkownicy posiadający Abonament Kompletny MyHeritage mogą ożywić nieograniczoną liczbę zdjęć. Inni użytkownicy mogą ożywić bezpłatnie jedynie kilka, w zależności od liczby twarzy na zdjęciu – czytamy na stronie MyHeritage.

Korzystając bezpłatnie z funkcji Deep Nostalgia trzeba też liczyć się z tym, że na zdjęciach zostanie dodane logo serwisu.

MyHeritage zapewnia, że korzystając z funkcji Deep Nostalgia:

  • zdjęcia i ich ulepszenia nie zostaną udostępnione osobom trzecim,
  • właścicielem praw autorskich do ożywionych zdjęć pozostaje właściciel zdjęć,
  • ożywiać można zdjęcia czarno-białe i kolorowe.

By pokazać możliwości funkcji Deep Nostalgia, serwis MyHeritage stworzył reklamę, w której wystąpił… Abraham Lincoln, zmarły w 1865 roku prezydent USA.

Zobacz naszą galerię!

Red. ASZ PolskaPress AIP

Pingwiny na wycieczce po muzeum „Friends” w Chicago

Cztery pingwiny z Shedd Aquarium w Chicago wybrały się na wycieczkę do muzem The Friends Experience, poświęconego słynnemu sitcomowi z lat 90.

 

To nie pierwsza taka pingwinia wycieczka. Wcześniej cztery pingwiny – Fitz, Mercedes, Howard i Georgia – odwiedziły Muzeum Historii Naturalnej i Soldier Field. Podobnie jak wcześniej, teraz też dokładnie zwiedziły każdy zakątek, a żadna atrakcja nie umknęła ich uwadze.

Opiekunowie pingwinów zapewniają, że takie wycieczki – paradoksalnie – nie są atrakcją tylko dla ludzi, którzy oglądają relacje z pingwiniego zwiedzania. Jest to również dobre urozmaicenie dla samych pingwinów, mogą eksplorować nowe przestrzenie. One naprawdę zwiedzają.

Red. JŁ

Biskupi w USA: Jeśli macie wybór, nie korzystajcie ze szczepionki Johnson & Johnson

Biskupi katoliccy w USA twierdzą, że szczepionki Johnson & Johnson przeciwko Covid-19, wyprodukowane przy użyciu linii komórkowych, pochodzących z abortowanego ludzkiego płodu, rodzą pytania o ich dopuszczalność; chyba, że nie ma innego wyboru.

 

W przeciwieństwie do firm Pfizer/BioNTech i Moderna, koncern Johnson & Johnson wyprodukował swój preparat przeciwko Covid-19 częściowo z wykorzystaniem linii komórkowych pochodzących z abortowanego ludzkiego płodu. W wydanym w tym tygodniu oświadczeniu przywódcy Konferencji Biskupów Katolickich USA podkreślili, że rodzi to pytania o jego dopuszczalność.

 

„Jeśli ktoś ma możliwość wyboru szczepionki, należy wybrać szczepionkę firmy Pfizer lub Moderna zamiast szczepionki Johnson & Johnson” – przytacza amerykańskie radio publiczne stanowisko biskupów katolickich. Powstrzymali się oni jednak od nakazu całkowitego unikania tej szczepionki.

 

W praktyce Amerykanie na ogół nie mają wpływu na wybór preparatu. Dlatego, jeśli nie ma innej alternatywy, biskupi przystają na użycie tego wyprodukowanego przez firmę Johnson & Johnson. Powołują się na orzeczenie Kongregacji Nauki Wiary Watykanu.

 

„Jeśli etycznie nienaganne szczepionki Covid-19 nie są dostępne (…) jest moralnie dopuszczalne przyjmowanie szczepionek Covid-19, które wykorzystywały linie komórkowe płodów po aborcji w badaniach i procesie produkcyjnym” – głosi watykański dokument.

 

Kiedy w grudniu biskupi podjęli kontrowersyjny w środowiskach religijnych temat, zwrócili uwagę, że szczepionki Pfizer i Moderna też wykorzystują ludzkie komórki płodowe. Dzieje się to jednak tylko podczas testowania skuteczności preparatu, co czyni je akceptowanymi.

 

„Chociaż żadna ze szczepionek nie jest całkowicie wolna od jakiegokolwiek związku z moralnie niedopuszczalnymi liniami komórkowymi (…), w tym przypadku związek jest bardzo daleki od zła aborcji” – argumentowali duchowni.

 

W opinii biskupów szczepienie należy rozumieć „jako akt dobroczynności wobec innych członków naszej społeczności. W tym kontekście bezpieczne szczepienie przeciwko Covid-19 należy uważać za akt miłości bliźniego i część naszej moralnej odpowiedzialności za dobro wspólne” – ocenili biskupi.

 

Niektórzy duchowni, jak biskup Joseph Strickland z Tyler w Teksasie, zajmują jednak bardziej nieprzejednane stanowisko. Jest on przeciwny stosowaniu każdej szczepionki przeciwko Covid-19 w jakimkolwiek stopniu wykorzystującej abortowane ludzkie płody.

 

Radio NPR przypomina, że papież Franciszek a także emerytowany papież Benedykt XVI otrzymali szczepionki, kiedy tylko stały się dostępne.

 

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)

 

ad/ mal/

W Tennessee odnaleziono 150 zaginionych dzieci

0

W stanie Tennessee służby dotarły do 150 zaginionych dzieci. To rezultat akcji prowadzonych w ostatnich dwóch miesiącach.

Stanowe Biuro Śledcze przekazało, że operacja rozpoczęła się na początku stycznia po tym, jak zidentyfikowano 240 zaginione dzieci, które przebywały w stanie. W ciągu ostatnich dwóch tygodni trwały działania, które doprowadziły do uwolnienia 150 z nich. Służby zapewniają, że działania będą kontynuowane, by odnaleźć pozostałe 90 dzieci.

Ze 150 dzieci w wieku od 3 do 17 lat, do których dotarto w ostatnich dniach, co najmniej pięcioro było potencjalnymi ofiarami handlu dziećmi, a co najmniej jedno zostało porwane. Są wśród nich także takie, które opuściły domy, czy żyły z innymi członkami rodziny.

Szacuje się, że każdego miesiąca w stanie Tennessee giną setki dzieci. Powody są różne – ucieczki, rodzinne spory o opiekę nad dziećmi, ale występują też pobudki czysto kryminalne i dotyczą porwań, czy handlu nieletnimi.

W całym 2020 roku we współpracy z agencją federalną United States Marshals Service odnaleziono 387 dzieci.

W kilku innych stanach – takich jak Ohio, Wirginia, Indiana i Georgia – również rozpoczęto specjalne operacje, podczas których śledczy skupiają się na odnajdywaniu zaginionych dzieci.

IAR

W Plant City na Florydzie rozpoczął się „Festiwal Truskawek”.

0

W Plant City na Florydzie rozpoczął się „Festiwal Truskawek”.

Eurostat: Polska w styczniu miała najniższe bezrobocie w Unii Europejskiej

0

Polska w styczniu miała najniższe bezrobocie w UE. Wyniosło 3,1 proc. – wynika z najnowszych danych Eurostatu. Na drugim miejscu były Czechy z bezrobociem na poziomie 3,2 proc, a trzecia – Holandia z 3,6 proc.

Najwyższe bezrobocie w styczniu było w Hiszpanii – 16 proc.

 

W styczniu 2021 r. stopa bezrobocia w strefie euro wyniosła 8,1 proc. i była stabilna w porównaniu z grudniem 2020 r. Rok temu w styczniu było to 7,4 proc.

 

Stopa bezrobocia w UE wyniosła 7,3 proc. i była również stabilna w porównaniu z grudniem 2020 r. W styczniu 2020 r. było to 6,6 proc.

 

Eurostat szacuje, że 15,663 mln mężczyzn i kobiet w UE, z czego 13,282 mln w strefie euro, było bezrobotnych w styczniu 2021 r.

 

W porównaniu z grudniem 2020 r. liczba bezrobotnych wzrosła o 29 tys. w UE i o 8 tys. w strefie euro. W porównaniu ze styczniem 2020 r. Bezrobocie wzrosło o 1,465 mln w UE i o 1,010 mln w strefie euro.

 

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

 

luo/ mal/

Papież: Jadę do Iraku błagać o przebaczenie i pojednanie

0

Papież Franciszek w przeddzień historycznej podróży do Iraku powiedział w przesłaniu do mieszkańców tego kraju, że przybędzie tam jako pielgrzym pokoju, nadziei i braterstwa, by błagać Boga o przebaczenie i pojednanie po latach wojny i terroryzmu.

W orędziu ogłoszonym w czwartek w Watykanie papież zapewnił Irakijczyków: „Bardzo pragnę spotkać się z wami, zobaczyć wasze twarze i odwiedzić waszą ziemię, starożytną i nadzwyczajną kolebkę cywilizacji”.

 

„Przybywam jako pielgrzym, jako pielgrzym pokutujący, by błagać Pana o przebaczenie i pojednanie po latach wojny i terroryzmu, prosić Boga o pocieszenie dla serc i o uleczenie ran” – oświadczył Franciszek. Dodał, że przyjedzie jako pielgrzym pokoju, by powtórzyć słowa „wszyscy braćmi jesteście” z Ewangelii według świętego Mateusza.

 

„Przybywam jako pielgrzym pokoju dążąc do braterstwa, ożywiony pragnieniem wspólnej modlitwy i wspólnego podążania, także z braćmi i siostrami innych tradycji religijnych, w duchu Ojca Abrahama, który łączy w jedną rodzinę muzułmanów, żydów i chrześcijan” – stwierdził papież.

 

Podkreślił, że iraccy chrześcijanie dali świadectwo wiary podczas najtrudniejszych prób.

 

„Nie mogę doczekać się, kiedy was zobaczę. Jestem zaszczycony, że spotkam Kościół męczenników” – powiedział. Podkreślił: „Niech wielu, nazbyt wielu męczenników, których znacie, pomoże nam wytrwać w pokornej mocy miłości”.

 

W swym orędziu Franciszek mówił o zniszczonych w Iraku domach i sprofanowanych kościołach oraz o ranach w sercach ludzi. „Pragnę przynieść wam wyrazy serdecznej miłości całego Kościoła, który jest blisko was i udręczonego Bliskiego Wschodu, a także zachęca do tego, abyście szli naprzód” – zapewnił.

 

Papież zaapelował: „Nie pozwólmy na to, aby przeważyły straszliwe cierpienia, których doświadczyliście i które tak bardzo mnie smucą”. „Nie poddawajmy się w obliczu szerzącego się zła” – wezwał.

 

Franciszek zaznaczył, że często myślał o wszystkich Irakijczykach w ostatnich latach i o tym, jak wiele wycierpieli; „o chrześcijanach, muzułmanach i jazydach” -zaznaczył. Papież powtórzył następnie, że jazydzi wycierpieli bardzo wiele.

 

„Ale nie daliście się pognębić” – powiedział Irakijczykom. „Teraz przybywam na waszą błogosławioną i zranioną ziemię jako pielgrzym nadziei” – dodał. To ona zachęca do odbudowy i zaczynania od nowa – wskazał.

 

„W tych trudnych czasach pandemii pomagajmy sobie nawzajem, by umacniać braterstwo i wspólnie budować pokojową przyszłość; wszyscy razem, bracia i siostry każdej tradycji religijnej” – apelował papież.

 

Na zakończenie poprosił o towarzyszenie mu modlitwą podczas jego wizyty.

 

Papież wyrusza do stolicy Iraku Bagdadu w piątek rano. Podczas wizyty trwającej do 8 marca odwiedzi też miasto Nadżaf – cel pielgrzymek szyitów, gdzie złoży wizytę przywódcy irackich szyitów, ajatollahowi Alemu al-Sistaniemu. Weźmie udział w spotkaniu międzyreligijnym na Równinie Ur – ziemi Abrahama.

 

Franciszek będzie także w Irbilu, czyli w stolicy Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego, gdzie odprawi mszę na stadionie. Pojedzie do Mosulu i miasta Karakosz na Równinie Niniwy, gdzie spotka się z chrześcijanami z tych terenów zniszczonych przez dżihadystyczne Państwo Islamskie.

 

Z Watykanu Sylwia Wysocka (PAP)

 

sw/ ap/

Włochy: Najwyższy od 15 lat wzrost skrajnego ubóstwa w roku pandemii

0

W roku pandemii Covid-19 we Włoszech zanotowano najwyższy od 15 lat odsetek rodzin żyjących w skrajnym ubóstwie – poinformował w czwartek krajowy Instytut Statystyczny Istat. W 2020 roku liczba takich rodzin wzrosła o 335 tysięcy do ponad 2 milionów.

Ponad 2 mln rodzin w skrajnym ubóstwie to 7,7 procent wszystkich w kraju. W 2019 roku wskaźnik ten wynosił 6,4 procent – podał Istat.

 

W rodzinach, które w minionym roku popadły w absolutne ubóstwo żyje ponad 1 milion osób. Zjawisko to rośnie bardziej na północy niż na południu Włoch – zauważa się w analizie.

 

Łączna liczba mieszkańców Włoch, którzy są w takiej sytuacji wynosi obecnie 5,6 miliona. Ich odsetek zwiększył się w minionym roku z 7,7 do 9,4 proc.

 

Rekord dotyczy zarówno odsetka rodzin, jak i osób w skrajnej biedzie.

 

Około 9 milionów osób dotyczy zjawisko względnego ubóstwa, a 18 milionów jest nim zagrożonych. (PAP)

 

sw/ ap/