39-letni ojciec z Teksasu zginął, próbując uratować dwóch swoich synów przed porwaniem przez wielką wodę, która nawiedziła w piątek południowy Teksas. Nie żyje także jego 38-letnia żona, której ciało odnaleziono po powodzi. Synowie pary – w wieku 5 lat i 1 roku – w dalszym ciągu uznawani są za zaginionych. Z całej rodziny udało się przeżyć tylko córce, która przebywała w tym czasie na obozie letnim, niedotkniętym przez powódź.
39-letni John Burgess, mieszkaniec powiatu Kerr w Teksasie, jest jedną z ponad stu ofiar powodzi, która nawiedziła w ubiegły piątek południowy Teksas. Bilans ofiar zasiliła także jego żona – 38-letnia Julia Anderson Burgess. Według relacji świadka zdarzenia, właścicielki Blue Oak RV Park Loreny Guillen, 39-latek zginął, kiedy próbował ratować dwóch swoich synów przed porwaniem przez wodę.
„Mój mąż był w wodzie i próbował do nich krzyczeć: ‘Proszę, rzućcie mi swoje dziecko!’. Mężczyzna trzymał mocno swoje dzieci i po prostu został porwany” – wspomina Guillen. Dodała, że para z przyjechała z dwoma synami na pole kempingowe Blue Oak RV Park, aby świętować weekend Dnia Niepodległości.
Guillen relacjonuje, że powódź nastąpiła błyskawicznie. Ona i jej mąż mieli zostać wybudzeni ze snu przez ekipy ratunkowe, które pojawiły się na ich polu kempingowym. Według Guillen tej nocy poziom wody podniósł się gwałtownie w pobliskiej rzece o 10 stóp.
Po ustąpieniu powodzi odnaleziono ciała Johna i Julii Burgessów. Ich synowie wciąż są zaginieni. Z rodziny udało się przeżyć tylko córce pary, która przebywała w tym czasie w innym miejscu – na obozie, który nie został bezpośrednio dotknięty przez wielką wodę.
W całym powiecie Kerr liczba ofiar powodzi przekroczyła już 100 osób. Służb nadal prowadzą w tym rejonie, zakrojoną na szeroką skalę, akcję poszukiwawczą.
Red. JŁ