13.5 C
Chicago
niedziela, 20 kwietnia, 2025

Ojciec i syn z Gdańska rozwożą uchodźców po całej Polsce

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Nie da się siedzieć bezczynnie w takich sytuacjach. Jak myślałem o ojcach i mężach na Ukrainie, którzy zostali broniąc swojego kraju a jednocześnie wysłali żony z dziećmi w podróż na zachód, to aż się serce ściskało – powiedział PAP gdańszczanin Bolesław Drapella, który wraz z ojcem Dariuszem przewiózł spod granicy ukraińskiej łącznie 15 dzieci i matek.

„Zobaczyłem post w mediach społecznościowych mojej przyjaciółki +zebraliśmy już 350 miejsc do mieszkania dla Ukraińców, potrzebujemy transportu+. Minutę później byliśmy już zapisani razem z ojcem. Później krótka konsultacja, czy jechać naszym busem na dwóch kierowców, czy jednak na dwa auta, aby mieć możliwość zabrania 12 osób. Zapadła decyzja, żeby jechać na dwa samochody” – opowiadał PAP gdański przedsiębiorca Bolesław Drapella.

 

Mężczyzna wraz z ojcem wyruszyli w sobotę o godz. 16 z Gdańska w kierunku granicy z Ukrainą.

 

„Ruszyliśmy z darami. Już w trakcie drogi, w Rzeszowie otrzymałem komunikat na e-radio od koordynatora: +Za 2h w Lublinie wysadzą z autobusu samotną 12- latkę, której zrozpaczona mama jest w Warszawie i nie ma jak po nią pojechać na czas” – tłumaczył Drapella.

 

Nie zastanawiali się długo, Bolesław Drapella ruszył do Przemyśla, w kierunku wschodniej granicy, a jego ojciec Dariusz Drapella zjechał z trasy i wybrał drogę do Lublina.

 

„Okazało się, że dziewczynę wcześniej wysadzono w Chełmie. Na szczęście ją odnalazł i oddał matce, w międzyczasie pomagając jeszcze innej rodzinie” – opowiadał Bolesław.

 

Kiedy Bolesław po ośmiu godzinach jazdy dotarł do Przemyśla zobaczył na miejscu setki aut i wolontariuszy. „W środku tego był koordynator – Staszek. Działał razem z organizatorami punktu, rozmawiał z uchodźcami i +pakował samochody+. Sam już nie spał trzecią dobę. Później zmieniło go dwóch moich znajomych instruktorów harcerskich” – tłumaczył.

 

Do auta Drapelli weszło sześć osób z psem. Chcieli dojechać do Warszawy. „Dwie rodziny, wymęczone i zmarznięte, od trzech dni jechali i szli z Kijowa. Wszyscy zasnęli kilka minut po wejściu do ciepłego auta. Byli bardzo wdzięczni. Później skorzystali z wifi, bo dawało im to kontakt z krajem i dostęp do informacji” – opowiadał Bolesław.

 

Do Warszawy dojechał po kilku godzinach. Rodziny, które wiózł w samochodzie wpadły w objęcia swoich bliskich, którzy czekali na nich w stolicy. „To był bardzo wzruszający moment” – podsumował.

 

Po rozstaniu się z ukraińskimi uchodźcami w Warszawie, Drapella wsiadł do auta i wrócił do Lublina. „Wszedłem na dworzec PKS z tabliczką, na której napisałem +transport za darmo – Gdańsk+. Od razu usłyszałem, jak para Polaków mówi, że to niemożliwe, żeby ktoś jechał do Gdańska” – opowiadał Drapella.

 

Po kilku minutach i po załatwieniu formalności ze strażą miejską, Bolesław Drapella był w aucie z ukraińską rodziną, którą miał zawieźć na Kaszuby. „W aucie jechała ze mną rodzina z Wołynia: dwóch chłopców 3-letni Arsan i 8-letni Mask, ich mama Irena oraz prababcia dzieci. W Dzierżążnie k. Gdańska czekała na nich babcia chłopców Żanna” – powiedział.

 

Jak zaznaczył gdańszczanin, Żanna ma w Polsce pracę i mieszkanie, więc mają gdzie mieszkać. „Irena na pewno chce pracować, a mając obok prababcie, będą mieli opiekę do dzieci”.

 

Na koniec opowieści dodał, że „moment ich spotkania wynagrodził mu wszystkie trudy”. (PAP)

 

autor: Piotr Mirowicz

 

pm/ ok/

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

👇 P O L E C A M Y 👇

Koniecznie zobacz nowy Polonijny Portal Społecznościowy "Polish Network v2,0"