Rafał Juć, skaut Denver Nuggets, nie ukrywa, że uznanie Serba Nikoli Jokica po raz drugi z rzędu najlepszym koszykarzem ligi NBA, to nobilitacja dla klubu, ale także jego osobista satysfakcja. Polak odkrył zawodnika pochodzącego z niewielkiego miasta Sombor dla koszykówki za oceanem.
Polska Agencja Prasowa: Zawodnik, którego pan +wyszperał+ w Lidze Adriatyckiej w nieznanym zespole Mega Vizura, czyli Nikola Jokic z Denver Nuggets po raz drugi z rzędu został najlepszym koszykarzem NBA sezonu zasadniczego. Miał Pan nosa… Czuje pan satysfakcję?
Rafał Juć.: Na pewno. To nobilitacja dla klubu, ale przede wszystkim sukces samego Nikoli. To on wykonał wielką pracę. Możemy być tylko szczęśliwi i ściskać kciuki, by jak najdłużej grał w naszym klubie. Ja byłem tylko pierwszym trybikiem w maszynie, która +sprowadziła+ go do Denver. Nikt z nas w klubie nie spodziewał się, że będzie tak szybko graczem pierwszej piątki, a co dopiero mówić o dwukrotnej nagrodzie MVP…
PAP: Co takiego nadzwyczajnego zobaczył pan w kilkunastoletnim Jokicu?
R.J.: W środowisku skautów mówi się, że najlepsze decyzje-wybory to te, których nie podjąłeś. Chodzi o minimalizację ryzyka, o to, by nie podejmować złych wyborów, przez które możesz zaszkodzić klubowi, ale i sam stracić pracę. Rozwój kariery Jokica na pewno dał mi większy kredyt zaufania u szefów Nuggets. Teraz pracuje mi się dużo łatwiej. Na początku w ogóle nie zwracałem na niego uwagi. Nawet nie wpisałem jego nazwiska do swojego notesu, ale… za każdym razem, gdy widziałem go po jakiejś przerwie, bo jeździłem do Serbii regularnie, odkrywałem nowego gracza. Widziałem, jak 17-latek stawia kolejne kroki, jak się rozwija, jaką ma etykę i chęć pracy. Uwagę przykuwały przede wszystkim jego przegląd parkietu i umiejętność podania w tempo oraz… plastyczność rąk.
PAP: Mam pan relacje osobiste z Jokicem czy tylko czysto zawodowe?
R.J.: W Denver atmosfera jest niesamowicie rodzinna, a moja relacja z Jokicem w pewnym sensie wyjątkowa. Gdy przez rok grał jeszcze w Europie, po tym jak został wybrany przez Denver, byłem łącznikiem między klubem a nim. Odwiedziłem go kilkanaście razy, przekazywałem informacje o Denver, o NBA, dostarczałem sprzęt. Nikola jest specyficzną osobą, mocno szanuje swą prywatność, szczególnie po sezonie, nie ma mediów społecznościowych. Staram się nie narzucać, ale po tym jak otrzymał nagrodę MVP rozmawialiśmy. Jestem teraz w Belgradzie, gdzie odbędzie się Final Four Euroligi koszykarzy. Zostałem zaproszony na kolację przez Nikolę, znam jego agenta, pierwszego trenera, żonę, chrzestnego. W takim gronie będziemy celebrować nagrodę.
PAP: Szefom Nuggets udało się ostatnio Nikolę Jokica zaskoczyć…
R.J.: Tak, w dniu oficjalnego ogłoszenia wyników głosowania na MVP właściciel klubu i generalny menedżer oraz trenerzy wsiedli w prywatny samolot i polecieli ze statuetką do Jokica do Serbii. Był totalnie zaskoczony, właśnie wracał z przejazdu bryczką do swojej farmy w miejscowości Sombor i przeżył szok, bo na podwórzu zobaczył delegację z Denver. Były łzy, wzruszenie, radość… To pokazuje, że kluczem do sukcesu są relacje międzyludzkie. Mam szczęście, że znalazłem się w rodzinie Denver.
PAP: Play off zarówno w lidze NBA, jak i Energa Basket Lidze przyniósł wiele niespodzianek, większość faworytów nie dotarła do finałów, z drugiej strony nawet w poszczególnych seriach mecze diametralnie różniły się od siebie i przewagi drużyny zwycięskiej były bardzo wysokie, po czym karta się zupełnie odwracała.
R.J.: W play off liczy się twardość i koncentracja. Kto lepiej realizuje założenia na parkiecie, ten wygrywa. Koszykówka w ostatnich latach stała się grą serii, tak w odniesieniu do jednego spotkania, pojedynczych meczów granych w sezonie zasadniczym z dnia na dzień, jak i do rywalizacji play off, gdy nie ma znaczenia czy przegrasz jednym czy pięćdziesięcioma punktami.
PAP: A dlaczego te różnice są tak wysokie? Mam na myśli nie tylko losy rywalizacji Śląska z Czarnymi, który wygrywał ponad 20 punktami w Słupsku, by u siebie ulec nawet 60, ale np. wyniki Dallas Mavericks w półfinale Konferencji Zachodniej z najlepszym zespołem sezonu zasadniczego Phoenix Suns, w tym decydujące spotkanie 123:9 dla ekipy z Teksasu. Albo mecz tej samej rangi na Wschodzie, w którym Boston Celtics wygrali z obrońcą tytułu Milwaukee Bucks aż 109:81.
R.J.: Decyduje o tym taktyka trenerska oraz szybkie, dynamiczne tempo gry. Szkoleniowcy mniej lub bardziej prezentują podejście konserwatywne – czekają na przełamanie swojej drużyny, nie dokonują zmian. Niektórzy w ogóle nie rozpracowują taktycznie rywali, tylko skupiają się na maksymalizacji gry swojej drużyny, więc jak +idzie+ to +idzie+, a jak rywal ma swój dzień, to porażka jest bardzo wysoka. To dotyczy zarówno ligi NBA, jak i basketu europejskiego.
PAP: Czym zaskoczyły pana dotychczasowe serie play off w NBA?
R.J.: Wyrównaną walką i zmiennością pod względem rozwoju sytuacji prawie w każdej parze. Największe zaskoczenie to na pewno odpadnięcie zeszłorocznych finalistów Milwaukee i Phoenix już w półfinałach swoich konferencji. To pokazuje, jak wąskie jest +okno+ na wygranie mistrzostwa w NBA. Decydują finanse, czyli konstytucje salary cup. Stara prawda mówi, że sukces kosztuje i ciężko jest utrzymać topowych graczy na dłużej. Trudno mi wskazać obecnie faworyta walki o mistrzostwo.
PAP: Czy w NBA decyduje koncepcja trenerska, czy jednak gwiazdy takie jak Słoweniec Luka Doncic z Dallas, Jason Tatum z Boston czy Stephen Curry z Golden State Warriors?
R.J.: Koncepcja trenera, sztabu, jest kluczowa, bo tworzy +trendy+. Biorąc jednak pod uwagę wyrównaną walkę w play off, to jedyną osobą, która może zmienić sytuację w serii jest właśnie gwiazda: Tatum czy Doncic potrafią pokonywać rywala w pojedynkę. Najlepiej było to widać w serii Dallas – Phoenix, bo pomysłem trenerów było uproszczenie gry i danie gwiazdom jeszcze więcej swobody. NBA to bez wątpienia liga gwiazd. W Europie basket jest zdecydowanie bardziej taktyczny, złożony z wielu smaczków.
PAP: Skoro będzie pan obserwatorem rywalizacji o mistrzostwo Euroligi w Belgradzie to proszę powiedzieć, kto jest pana faworytem?
R.J.: Final Four to specyficzny turniej, gdzie o wyniku decyduje dyspozycja kilku dni, a na to składa się czas poprzedzający go, to jak wygląda zdrowotnie zespół, jak trenerom udało się +zbudować chemię+ w zespole na te kilkadziesiąt godzin. Po finale akademickiej NCAA to najtrudniejszy turniej koszykarski do przewidzenia. Dla mnie faworytem jest Anadolu Efes, czyli obrońca trofeum, bo ma najmocniejszy obwód. Ostatnie lata pokazują, zarówno w Europie, w tym Polsce, jak i w NBA, że to właśnie obwodowi gracze decydują i rozwiązują kluczowe akcje.
Rozmawiała Olga Miriam Przybyłowicz (PAP)
olga/ cegl/