Wbrew utrwalanemu przez media obrazowi rekinów jako zimnych zabójców, do niektórych przypadków pogryzienia może dochodzić z potrzeby samoobrony tych drapieżników – twierdzą naukowcy po analizie historii niefortunnych spotkań z rekinami w wodach Polinezji Francuskiej.
Rekiny postrzegane są często jako krwiożercze bestie, a do rozpowszechniania takiego ich wizerunku przyczyniają się media. Statystycznie jednak pogryzienie przez rekina to dość duża rzadkość – w skali roku na świecie zdarza się to ok. stu razy, z czego ok. 10 proc. kończy się śmiercią.
Rekiny mogą atakować z wielu przyczyn, związanych np. z instynktem współzawodnictwa, terytorialnym czy drapieżniczym. Członkowie międzynarodowego zespołu badaczy stwierdzili jednak ostatnio, że w grę wchodzi dodatkowy, niezbyt często brany pod uwagę czynnik, który sprawia, że rekiny gryzą: potrzeba samoobrony.
„Pokazujemy, że przypadki pogryzienia przez rekiny w samoobronie – reakcja na wcześniejszą agresję ze strony człowieka – to rzeczywistość; i że nie powinno się obarczać zwierzęcia odpowiedzialnością albo winić, kiedy do czegoś takiego dochodzi” – mówi pierwszy autor publikacji w piśmie „Frontiers in Conservation Science”, dr Eric Clua, specjalista od rekinów i badacz z Université PSL (Francja).
„Te pogryzienia to prosty przejaw instynktu przetrwania, a odpowiedzialność za takie incydenty należy odwrócić” – uznał.
W Polinezji Francuskiej ataki rekinów dokumentowane są oficjalnie od wczesnych lat 40. XX wieku. Jednak zapisy obejmujące wiarygodne informacje o prawdopodobnych przyczynach ataku dołączyły do tej dokumentacji sporo później. W latach 2009-2023 udokumentowano łącznie 74 przypadki pogryzień, z których cztery mogły być spowodowane potrzebą samoobrony, co mogło odpowiadać za 3-5 proc. wszystkich pogryzień przez rekina.
Do pogryzień w samoobronie dochodzi w reakcji na działania człowieka – agresywne lub postrzegane jako agresywne. Takie aktywności obejmują polowanie na ryby za pomocą harpuna albo próby schwytania rekina. W takich okolicznościach ryba nie daje zwykle sygnałów ostrzegawczych. Ugryzienia bywają wówczas wielokrotne i zwykle zostawiają rany powierzchowne, które jednak nie bywają śmiertelne.
Autorzy analizy zauważają, że podobna, niewielka śmiertelność jest powszechna w przypadkach ugryzień czy zranień wywołanych potrzebą obrony, do których dochodzi z udziałem drapieżników lądowych, np. niedźwiedzi, i dużych ptaków, jak kazuary.
„Niektóre gatunki rekinów przybrzeżnych, jak szary rekin rafowy, są zarówno niebywale terytorialne, jak i pozbawione lęku – na tyle, że mogą wchodzić w kontakt z ludźmi” – mówi Clua. Atak może być sprowokowany już samym wkroczeniem ludzi w ich przestrzeń.
Naukowcy zauważają, że atakujące w samoobronie rekiny mogą użyć nieproporcjonalnie dużo siły i spowodować szkody większe, niż wynikałoby z zagrożenia.
„Musimy rozważyć mało intuicyjny pomysł, że rekiny są bardzo ostrożne, jeśli chodzi o ludzi i że generalnie się ich boją – mówi Clua. – Nieproporcjonalna reakcja rekinów wynika prawdopodobnie z natychmiastowej mobilizacji ich instynktu przetrwania”.
Brak proporcji pomiędzy początkową agresją a działaniem samoobronnym jest również dość powszechny u ludzi – zauważają badacze.
Choć zbieranie takich danych na skalę globalną jest trudne – naukowcy podjęli wyzwanie, porównując informacje dotyczące rekinów z bazy danych, w której ugryzienia zaliczono do „sprowokowanych” lub „niesprowokowanych” (taka klasyfikacja może być kluczowa do określenia motywacji ataku). W analizach wykorzystali dane z bazy Global Shark Attack Files, zawierającej dokumentację niemal 7 tys. przypadków pogryzień przez rekiny od roku 1863.
Naukowcy skupili się na pogryzieniach związanych z aktywnościami, które mogły sprawić, że ludzie znaleźli się blisko rekinów i które zaliczono do kategorii „sprowokowane”. Aż 322 analizowane przypadki pogryzień mogły wynikać z potrzeby samoobrony zwierzęcia. Odsetek „ataków” przez rekiny w samoobronie (ok. 5 proc.) jest bliski danym zebranym w Polinezji Francuskiej.
Najlepszą strategią, która pozwala uniknąć ataku rekina jest unikanie aktywności, która może być odebrana przez zwierzę jako agresja czy zagrożenie, co obejmuje nawet próby pomocy rekinom na mieliźnie.
Wobec przytoczonej przez autorów publikacji liczby śmiertelnych ataków rekina na ludzi (10 rocznie w skali świata) warto przypomnieć, że wiele zwierząt wyprzedza go w tych statystykach. Według WHO najwięcej ludzi (780 tys. w skali roku) zabijanych jest przez komary, choć zgon to efekt zakażania chorobami, dla których komar jest wektorem (np. malarią). Z kolei muchy tsetse (należące do ok. 34 gatunków i podgatunków) przenoszą śpiączkę, zabijając ok. 50 tys. osób w Afryce subsaharyjskiej.(PAP)
zan/ bar/