60-letnia nauczycielka sztuki z Kalifornii zmarła na wściekliznę – najprawdopodobniej po ugryzieniu przez nietoperza, którego znalazła w swojej sali zajęciowej. Kobieta trafiła do szpitala z objawami gorączki i drżenia rąk. Większość zarażonych wścieklizną na tym etapie choroby jest już nie do odratowania. Tak było i tym razem. Pomimo wprowadzenia 60-latki w śpiączkę farmakologiczną, kobieta zmarła.
60-letnia nauczycielka sztuki z Dos Palos w Kalifornii, Leah Seneng, trafiła do szpitala z objawami wścieklizny a cztery dni później już nie żyła. Seneng prawdopodobnie zaraziła się wścieklizną od nietoperza, który wleciał do jej klasy w szkole, w której pracowała kobieta. Do przeniesienia się wirusa na 60-latkę doszło najprawdopodobniej, kiedy Seneng próbowała wynieść go z pomieszczenia i wypuścić.
Wirus wścieklizny atakuje układ nerwowy. Wywołuje chorobę niemal w stu procentach śmiertelną, jeżeli ta nie jest w porę leczona. Objawy są niewidoczne przez długi czas, a kiedy się pojawiają, z reguły jest już za późno.
U Seneng objawy wystąpiły po ok. miesiącu od znalezienia nietoperza w sali lekcyjnej. Kobieta trafiła do szpitala 18 listopada z gorączką i drżeniem rąk. Lekarze wprowadzili ją w stan śpiączki farmakologicznej, ale leczenie nie pomogło. 22 listopada kobieta zmarła.
Wścieklizna jest w teorii rzadko spotykaną współcześnie chorobą. W praktyce jednak ponad 60 tys. osób rocznie w samym tylko USA decyduje się na prewencyjne leczenie choroby po ekspozycji na wirusa, m.in. poprzez podanie szczepionki, która hamuje jej zakamuflowany rozwój.
Red. JŁ