Ogólna frustracja. Tak w skrócie można scharakteryzować postawę uczestników niedzielnego spotkania w sprawie migracji w Teatrze Paula Robertsona w South Shore. Zebranie zaplanowane jako poświęcone sprawom mieszkaniowym, zdrowotnym i finansowym przerodziło się w festiwal skarg pod adresem zarządzających kryzysem migracyjnym.
Uczestnicy spotkania skarżyli się między innymi na przywileje, jakie mają osoby przyjeżdżające do Chicago. Wymieniali tu między innymi stypendia, karty komunikacyjne, bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie, a w niektórych przypadkach również bezpłatne ubezpieczenie społeczne.
Pojawiły się również głosy mówiące o segregacji rasowej migrantów. Jeden z uczestników spotkania, że do Wietrznego Miasta przybywają nie tylko Wenezuelczycy, ale również przedstawiciele czarnych społeczności Karaibów i Francji (określani jako francuscy Afrykanie – red.), ale nie mają takich możliwości jak przybysze z centralnej Ameryki. Doszukiwano się tu rasizmu.
W zeszłym tygodniu burmistrz Brandon Johnson udał się do Waszyngtonu, lobbując na rzecz 5 miliardów dolarów na wsparcie imigrantów w Wietrznym Mieście. Ze względu na niskie temperatury i 3,000 migrantów, którzy nadal mieszkają na posterunkach policji, trwają poszukiwania miejsc na zimowe schroniska.