Były prezes PZPN Michał Listkiewicz powiedział PAP, że druga kadencja kierującego polskim futbolem Cezarego Kuleszy będzie trudniejsza niż pierwsza. „Zacznie zupełnie nowy rozdział” – dodał. Wybory zaplanowano na poniedziałek, obecny szef federacji jest jedynym kandydatem.
Listkiewicz, w przeszłości ceniony sędzia międzynarodowy, pełnił funkcję sternika polskiego futbolu w latach 1999-2008. W 2004 roku, gdy – podobnie jak teraz Kulesza ubiegał się o reelekcję – również nie miał kontrkandydata.
„Myślę, że moja pozycja była dość silna, miałem jakiś dorobek. Stawiałem na dobrych selekcjonerów, Jerzego Engela czy Pawła Janasa. A dwa lata po wyborach – na Leo Beenhakkera. Były awanse do MŚ w 2002 i 2006 roku, potem na Euro 2008. Poza tym starałem się wychodzić do ludzi, jeździłem, spotykałem się, byłem do dyspozycji. Dużo czasu poświęcałem piłce amatorskiej, wtedy zaczęła się rozwijać piłka kobieca. Niestety, rok po wyborach afera z +Fryzjerem+ położyła wszystko. Gdybym przewidział, co się zdarzy, to może bym nie startował po raz drugi. Bo to było tsunami, które się przetoczyło. Natomiast w 2004 roku nie było do mnie większych zastrzeżeń ani uwag, nawet medialnie” – powiedział PAP Listkiewicz.
Uważa on, że najbliższe cztery lata będą dla obecnego szefa PZPN trudniejsze niż pierwsza kadencja.
„Tu bym przestrzegał Cezarego Kuleszę, który – wiadomo – będzie w poniedziałek wybrany, bo jest jedynym kandydatem. Druga kadencja jest zawsze trudniejsza niż pierwsza. To zresztą dotyczy też polityki, samorządów czy innych związków sportowych. Często bowiem, skoro wszystko idzie dobrze, to się kontynuuje dotychczasowe działania, a tymczasem trzeba otworzyć okno i zobaczyć, że coś się jednak zmienia. I odciąć się w ogóle od pierwszej kadencji, zacząć zupełnie nowy rozdział” – tłumaczył Listkiewicz.
Jak podkreślił, z wyjątkiem wyników sportowych, szczególnie w ostatnim czasie, kadencja Kuleszy stała pod znakiem sukcesów federacji.
„Teraz, niestety, jest zapaść sportowa i tu prezes powinien wyakcentować na zjeździe, że na tym polu potrzeba poprawy. Bo wszystkie inne sprawy idą dobrze. Wreszcie PZPN będzie miał siedzibę na własność, wykupuje budynek, gdzie urzęduje. Organizuje mnóstwo akcji szkoleniowych. Od strony finansowej, biznesowej, organizacyjnej, nawet pozycji międzynarodowej, to naprawdę wygląda dobrze. Wprawdzie Kulesza nie wszedł do Komitetu Wykonawczego UEFA, ale mnie się też to nie udało. To nie jest tragedia. Natomiast dostajemy ważne imprezy. Teraz było Euro kobiet do lat 19, niedawno finał Ligi Konferencji UEFA, a za rok mistrzostwa świata kobiet do lat 20. A w kolejnych latach możemy oczekiwać następnych imprez” – wyliczył były szef PZPN.
Zaznaczył jednak, że prezesa zawsze rozlicza się za wyniki sportowe, chociaż – jak dodał – to nie on wygrywa czy przegrywa mecze, tylko piłkarze i trener.
„Nasza reprezentacja ma warunki porównywalne z najlepszymi w Europie, w sensie logistycznym, jakości obiektów, nawet premii. Natomiast nie ma wyników. I to się teraz skumulowało, niestety. Katastrofalnie to wyglądało. Pierwsza reprezentacja nie dość, że przegrała w Finlandii, to jeszcze było wokół niej zamieszanie, w konsekwencji trwa szukanie nowego trenera. Z kolei +młodzieżówka+ w sposób dramatyczny odpadła po pierwszej fazie ME, chyba nigdy wcześniej nie było tak wysokich porażek w grupie. Nawet piłkarki do lat 19 – też nie wyszły z grupy, a turniej był w Polsce. A związek sportowy, jak sam nazwa wskazuje, jest od osiągania wyników sportowych” – przypomniał Listkiewicz.
Dodał, że nie można się również pochwalić wzrostem liczby uprawiających piłkę nożną, co było jednym z ważnych celów pierwszej kadencji. Ale, jak dodał, to szerszy problem, dotyczy też innych dyscyplin, bo „generalnie trudniej teraz zachęcić młodzież do sportu”.
„Trwa zmasowany atak na Kuleszę, wytyka mu się np. zły gust muzyczny, co jest już śmieszne, bo co to ma do rzeczy, czy prezes słucha Beethovena, czy Martyniuka. To nie powinno mieć żadnego znaczenia dla jego oceny. Natomiast nie ulega wątpliwości, że ta łódź PZPN-owska jest bardzo rozhuśtana. Oczywiście, gdybyśmy wygrali w Finlandii, gdyby tam zagrał Lewandowski, to Probierz pozostałby selekcjonerem. Stało się inaczej i jest problem. I na pewno prezes na zjeździe będzie musiał się z tym zmierzyć” – zaznaczył.
Listkiewicz nie ukrywa, że jest ciekawy, jakie zmiany nastąpią w składzie władz PZPN po poniedziałkowych obradach.
„Wiadomo, prezes jest kapitanem tej drużyny, ale grają też inni zawodnicy, wiceprezesi, członkowie zarządu. Z tego co słyszałem, ma wejść do ścisłych władz Marcin Animucki, szef Ekstraklasy SA, czyli człowiek jakby trochę innego myślenia niż to takie tradycyjne, +działaczowskie+. Słyszałem też o Dariuszu Mioduskim (z Legii Warszawa – PAP). To byłaby duża sprawa, bo to człowiek wielkiego kalibru, szczególnie jeśli chodzi o sprawy międzynarodowe, biznesowe. To byłoby duże wzmocnienie, gdyby tacy ludzie weszli. I to z ważnym głosem, bo to też istotne, jaką pełniliby rolę” – podkreślił.
Brak kontrkandydata dla Kuleszy nie świadczy dobrze o opozycji w PZPN. Dlaczego nikt nie stanął w szranki z obecnym szefem federacji?
„Moim zdaniem jednym z powodów jest to, że nikt nie chce przegrać w sromotny sposób. Wiadomo, że za cztery lata Kulesza nie będzie już startował, bo jest ustawa o sporcie. Zapewne kilku działaczy średniego pokolenia, którzy teraz nawet by chcieli wystartować, pomyślało, że lepiej poczekać. Ale w pewnym sensie jest to też dowód, że – poza tymi najbardziej medialnymi sprawami – Kulesza radzi sobie całkiem dobrze. Dużo się dzieje pożytecznych rzeczy, które nie przyciągają uwagi opinii publicznej, niezbyt spektakularnych. Np. przyjazd 10 tysięcy dzieci na PGE Narodowy na finał rozgrywek czy bezdyskusyjny rozwój piłki kobiecej. Dlatego, gdybym miał oceniać prezesa PZPN w skali szkolnej do sześciu, to wystawiłbym czwórkę z plusem” – ocenił.
Najbardziej palącą decyzją szefa związku jest wybór nowego selekcjonera drużyny narodowej. Listkiewicz nie sądzi, że ta decyzja może zostać ogłoszona ze zjazdowej trybuny.
„Myślę, że nie, bo to nie jest to forum. Będą inne sprawy. Ale moim zdaniem nie ma wielkiego pośpiechu. Następny mecz gramy na początku września, więc powołania zostaną ogłoszone pod koniec sierpnia. Wielu piłkarzy z zagranicznych klubów przebywa obecnie na urlopach, a nasza ekstraklasa pauzuje jeszcze prawie miesiąc. Przecież nowy selekcjoner nawet nie pojedzie spotkać się z piłkarzami, bo ich nie zastanie. Dlatego tutaj akurat pośpiech nie jest uzasadniony. Lepiej wybrać później, a dobrze. Co nagle to po diable…” – zauważył.
Doświadczony działacz i były sędzia międzynarodowy nie ukrywa, że jego faworytem jest Jan Urban, którego nazwisko wysoko plasuje się na medialnej giełdzie.
„Przyjaźnię się z Michałem Probierzem i będę go zawsze darzył wielkim szacunkiem, ale już przed jego wyborem (we wrześniu 2023 – PAP) powiedziałem, że moim faworytem jest Jan Urban. I tego zdania się trzymam. To świetny trener. Wiem, jaką renomą cieszy się w Hiszpanii, bo rozmawiałem na jego temat. No i jego dokonania – prowadził ostatnio zespoły o niezbyt dużym potencjale, jak Górnik Zabrze, a jednak coś z nich wycisnął. Reprezentacja Polski też jest dzisiaj zespołem o średnim potencjale. I trzeba się z tym pogodzić, że jesteśmy średniakiem, a nie wmawiać, że mamy genialnych piłkarzy, tylko trenerzy słabi. Bo to nieprawda. Urban wie, jak ugotować +zupę nic+, która będzie zjadliwa i smaczna. To na dzisiejsze czasy bardzo dobry kandydat” – podsumował Listkiewicz.
Maciej Białek (PAP)