Koszykarze Golden State Warriors pokonali Dallas Mavericks 120:110 w piątym meczu finału Konferencji Zachodniej ligi NBA, wygrali serię play off 4-1 i awansowali do wielkiego finału. O tytuł zagrają z Boston Celtics lub Miami Heat, na razie „Celtowie” prowadzą 3-2.
Bohaterem ostatniego spotkania z Mavericks był Klay Thompson, który uzyskał 32 punkty, m.in. ośmiokrotnie trafiając „za trzy”.

Dostawca: PAP/EPA.
„Szósty finał w ciągu ośmiu lat… coś niewiarygodnego. Nie mogę w to uwierzyć, zwłaszcza pamiętając drogę, jaką w tym czasie przeszedłem osobiście i jaką przeszliśmy jako drużyna. Mieliśmy wielkie kłopoty, spadliśmy nisko, ale nigdy nie straciliśmy wiary w ten projekt. Marzenia się spełniają” – podkreślił Thompson, który z powodu poważnych urazów stracił praktycznie dwa poprzednie sezony, a wrócił do gry w styczniu tego roku po 941 dniach przerwy.
Przed Warriors, którzy po poprzednim finale przenieśli się do San Francisco, sześciokrotnie mistrzami konferencji w ciągu ośmiu lat (1991-93 i 96-98) były chicagowskie „Byki” w erze Michaela Jordana.
„Inspirujący powrót +Wojowników+” – napisała tuż po końcowym gwizdku gazeta „San Francisco Chronicle”, dodając: „Nie było pewności, że jeszcze kiedykolwiek to zobaczymy: Klay Thompson trafiający rzuty trzypunktowe jeden za drugim, Draymond Green napinający mięśnie po kolejnych udanych zagraniach czy Stephen Curry tańczący przy linii bocznej i machający ręcznikiem z radości po kolejnym awansie do finału NBA”.
Thompson 19 punktów uzyskał już w pierwszej połowie, kiedy Warriors wyszli na 17-punktowe prowadzenie. Kanadyjski środkowy Andrew Wiggins dodał 18 punktów i 10 zbiórek, Draymond Green zaliczył 17 pkt, a pozostający tego wieczoru nieco w cieniu kolegów i grający dla zespołu Stephen Curry – 15 punktów i dziewięć asyst.
„To chyba nasze przeznaczenie. Finały NBA – to nasze miejsce” – podkreślił Curry.
Po słabszym początku – 2/10 w pierwszej kwarcie – w drugiej połowie „rozrzucał” się Luka Doncic. Słoweński lider zespołu z Dallas zdobył 28 pkt, a Sencer Dinwiddie dodał 26. Ale to było za mało na Warriors.
„Zagraliśmy świetną serię. Kolejne zwycięstwa nas nakręcały. Z jednej strony jesteśmy wyczerpani fizycznie i emocjonalnie, a z drugiej podekscytowani, że znowu zagramy o tytuł. To niesamowite, że ta grupa ponownie to zrobiła. Bez odpowiedniej mieszanki umiejętności i determinacji, ale przede wszystkim bez ciężkiej pracy nie byłoby nas w tym miejscu. Nie mogę być bardziej dumny ze swoich chłopaków” – podsumował Kerr.
We własnej hali jego koszykarze wygrali już dziewięć meczów tegorocznym play off. To wyrównanie własnego rekordu ligi z 2017 roku w liczbie kolejnych zwycięstw w roli gospodarzy w tej części jednego sezonu.
O siódmy tytuł w sięgającej 1946 roku historii klubu Warriors powalczą z Boston Celtics bądź Miami Heat; w finale Wschodu na razie 3-2 prowadzą „Celtowie”. Pierwszy odcinek decydującego starcia – 2 czerwca w San Francisco.(PAP)
pp/