Francuski dziennik „Le Monde” ocenia w piątek, że premier Izraela Benjamin Netanjahu sprawia wrażenie, jakby starał się o rozszerzenie konfliktu w regionie; w ten sposób dziennik komentuje serię eksplozji urządzeń telekomunikacyjnych libańskiego Hezbollahu.
W artykule redakcyjnym „Le Monde” ocenia, że wydarzenia w Libanie „przyspieszają radykalne zakwestionowanie ram, jakie wcześniej miały zastosowanie do prowadzenia wojny i do których przestrzegania zobowiązane były państwa, tym bardziej te zaliczane do demokracji”.
„Chodzi o rozróżnienie między cywilem i wojskowym. Ci, którzy odpowiadali za operację (przeciwko Hezbollahowi-PAP) nie mieli żadnej gwarancji, że wybuchy, które mieli wywołać, dosięgną zakładanych posiadaczy urządzenia-pułapki, a nie dotkną również osób w pobliżu, w żaden sposób z tamtymi nie powiązanych. Czy takie postępowanie nie jest zapożyczeniem z terroryzmu, z którym zamierza się walczyć?” – pyta „Le Monde”.
Drugie pytanie – dodaje – dotyczy „wyborów taktycznych izraelskiego premiera (Bejnamina Netanjahu-PAP)”. Dziennik zauważa, że w ostatnich dniach szef rządu „wydawał się przygotowywać pozbycie się ministra obrony” Joawa Galanta, który jest jawnym zwolennikiem rozejmu w Gazie”.
„Odmawiając odprężenia w Gazie, o które na próżno zabiegają Stany Zjednoczone i które skutkowałoby również spadkiem napięć (w relacjach) z Hezbollahem, Netanjahu sprawia wrażenie, że zabiega wszelkimi sposobami o regionalizację konfliktu. Wie, że jego armia ma przewagę i może liczyć na wsparcie wojskowe bez zastrzeżeń wciąż okazywane mu przez Waszyngton” – ocenia „Le Monde”. Dziennik dodaje, że należy podjąć wszelkie działania, by „uniknąć niekontrolowanej eskalacji”, i wybija w tytule: „Bliski Wschód nie potrzebuje kolejnej wojny”.
Z Paryża Anna Wróbel (PAP)