Huragan to kataklizm, ale – jak się okazuje – w pewnych kwestiach może być zbawienny. Dla wielu mieszkańców Kalifornii perspektywa ulewnych deszczy była w ostatnich latach niemal mitem. Zmieniło się to na wiosnę tego roku, ale też w ostatni weekend, kiedy przez stan przetoczył się huragan Hillary. Efekt – znaczna część Złotego Stanu jest wolna od suszy.
Po trzech najbardziej suchych latach w historii Kalifornii nadeszła chwila otuchy. Zgodnie z amerykańskim monitorem suszy, znaczna część stanu jest już od niej wolna. Burze napędzane przez tzw. „rzeki atmosferyczne” spowodowały powodzie i zniszczenia w całym Złotym Stanie, ale z drugiej strony złagodziły suszę w większości stanu – m.in. w powiatach Los Angeles i San Diego, przez które przeszedł huragan Hillary.
Ulewne deszcze w ubiegłą zimę, rekordowe ilości śniegu w górach Sierra Nevada oraz niedawny huragan spowodowały zapełnianie się stanowych zbiorników wody – znacznie powyżej historycznych średnich, według California Water Watch.
Duża ilość opadów wpłynęła także na pożary. Choć nadal są one zagrożenie w niektórych regionach kraju i oczywiście występują, to ten sezon był w porównaniu z ubiegłymi o wiele mniej destrukcyjny – pod względem zarówno liczby pożarów, jak i spalonych akrów ziemi.
„W tym sezonie jesteśmy spokojniejsi ze względu na dużą ilość deszczu i śniegu, które otrzymaliśmy zimą – w niektórych przypadkach historyczne ilości” – powiedział kapitan Robert Foxworthy, oficer informacyjny Kalifornijskiego Departamentu Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej.
Red. JŁ
(Źródło: New York Times)