Kalifornijscy kierowcy będą płacić więcej. Wzrost popularności samochodów elektrycznych to dla Złotego Stanu – który dąży do jak najszybszego osiągnięcia neutralności klimatycznej – nie tylko korzyści, ale także problemy. Cierpi przede wszystkim budżet na infrastrukturę drogowa, która jest utrzymywana w głównej mierze z podatków paliwowych. Właściciele „elektryków” takowych nie płacą, ale wkrótce zaczną.
Kalifornia rozpocznie niedługo pilotażowy program nowego podatku, który zastąpi opłaty paliwowe pobierane wraz z wlewanymi do baku galonami benzyny. Zamiast na podstawie ilości zużytego paliwa, opodatkowanie zostanie oparte na liczbie przejechanych mil.
Kierownik programu Lauren Prehoda powiedziała dziennikarzom, że podatek przybierze formę zryczałtowanej stawki za przejechaną milę lub indywidualną, stałą daninę, wyliczaną na podstawie efektywności pojazdu.
Obecnie Kalifornijczycy płacą średnio 300 dolarów w podatku paliwowym rocznie. Według Kalifornijskiego Departamentu Transportu – ok. 80% napraw dróg i autostrad jest finansowanych z dochodów z tej opłaty. To za mało, bo silniki spalinowe – głównie na skutek działań władz Kalifornii – tracą na popularności.
Nowa opłata ma wynosić średnio ok. 400 dolarów rocznie, ale zapłacą ją także właściciele pojazdów elektrycznych.
Program pilotażowy obejmie 800 ochotników, którzy mogą zgłaszać się do rekrutacji online.
„To twoja szansa, aby wspólnie z nami rozwiązać problem, z którym boryka się stan Kalifornia” – powiedziała Prehoda. „Wszyscy potrzebujemy dobrych dróg do poruszania się”.
Red. JŁ