W ciągu pięciu lat liczba skoczków z licencją Norweskiego Związku Narciarskiego spadła o jedną trzecią. Wieloletnie imperium tej dyscypliny zaczyna być cieniem siebie, zwłaszcza po niedawnej aferze z kombinezonami. Historycy sportu mówią o jej najgorszym sezonie.
Pierwsze licencje pozwalające na udział w oficjalnych zawodach skoków narciarskich norweska federacja zaczęła wydawać w 1983 roku. Cztery lata później liczba licencjonowanych sportowców osiągnęła najwyższy poziom. W całej Norwegii było ich 3122, co w tamtym okresie było jedną z największych liczb na świecie. Nic dziwnego. To w Norwegii skakanie na nartach przeistoczyło się w dyscyplinę sportową, a zawody organizowano już w drugiej połowie XIX wieku. Pierwsze skocznie, które przypominały dzisiejsze obiekty, powstały w zachodnim Oslo w okolicach dzisiejszej Mekki sportów zimowych – kompleksu Holmenkollen.
Popularności skoków narciarskich pomagały również zaskakujące przepisy wprowadzone przez Norweski Związek Narciarski. Do połowy lat 50. XX wieku dzieci i młodzież do 18 roku życia nie mogły brać udziału w zawodach biegów narciarskich ani w biathlonie. Uznawano, że długotrwały wysiłek na świeżym powietrzu przy mroźnej pogodzie może być szkodliwy dla płuc i serca młodych zawodników. Dla pragnących uprawiać i rywalizować w zimowych sportach jedyną możliwością pozostawały skoki narciarskie.
“Szacuje się, że na początku lat 60. na nartach skakało w Norwegii nawet 100 000 osób” – powiedział w rozmowie z PAP Thor Gotaas, historyk norweskich sportów zimowych, autor kilkudziesięciu monografii poświęconych narciarstwu.
Skocznie powstawały w każdej gminie. Wystarczyła góra o odpowiednim zboczu i drobne prace ziemne, by dzieci każdą wolną chwilę mogły spędzać na zabawie w skoki. Był to sport masowy, a nie niszowy, jak dziś.
Pierwszą zmianę w popularności skoków narciarskich przyniosła w Norwegii technologia. W latach 70. Austriacy jako pierwsi zaczęli stosować dedykowane do uzyskiwania jak najlepszych wyników kombinezony. Aby zacząć się liczyć w zawodach, islender, czyli tradycyjny wełniany sweter z dwukolorowym wzorem, grube spodnie i byle narty, nie wystarczyły. Do tego doszła zmiana techniki oddawania skoków, przez co powszechne w Norwegii skocznie w ciągu kilku sezonów stały się przestarzałe, a na wybudowanie odpowiadających nowym wymogom samorządy nie miały pieniędzy. Wprowadzenie licencji zawodniczych tym bardziej ograniczyło powszechność tego sportu. Łatwiej, wygodniej i taniej było biegać na nartach i ten sport promować wśród młodzieży. Niektóre kompleksy skoczni zamieniono na stoki narciarskie, jak ten w Raelingen 15 km od Oslo, gdzie pierwsze skoki oddawał Marius Lindvik, złoty olimpijczyk z Pekinu.
Liczba licencji zawodniczych od końca lat 80. zaczęła spadać. W 1994 roku, gdy Lillehammer gościło drugie w historii Norwegii zimowe igrzyska olimpijskie, uznanych przez norweski związek skoczków było już po ponad połowę mniej – 1497. W 2010 roku prawo udziału w konkursach miało tylko 383 sportowców. W 2025 rok Norweski Związek Narciarski wszedł z najmniejszą liczbą licencjonowanych skoczków – zostało ich 212.
“Skoki narciarskie w ciągu kilku lat stały się w Norwegii sportem niszowym. Popularność ich uprawiania bardzo szybko osiągnęła normalny dla reszty świata poziom. Sprzęt jest drogi, lokalne skocznie są niewystarczające, a młodzież, by się rozwijać, musi trenować w dużych ośrodkach, jak Oslo czy Trondheim” – wyjaśnił PAP Gotaas.
To, co dla reszty świata jest normalnością, w Norwegii do niedawna oceniano jako bardzo poważny kryzys. Od zdemaskowania oszustw popełnianych przez sztab i norweskich reprezentantów w trakcie tegorocznych mistrzostw świata w Trondheim sytuację skoków określa się w lokalnej prasie jako “katastrofę”. Po dyskwalifikacji piątki najlepszych norweskich zawodników od dyscypliny zaczęli odwracać się sponsorzy, a na sztandarowe w zimowym kalendarzu wydarzenia w 2025 przyszło rekordowo mało kibiców. Na widowni kultowej skoczni Holmenkollen, która normalnie może pomieścić 18 000 osób, w zawody Raw Air 2025 oglądało 4 tysiące fanów, w większości spoza Norwegii.
“Chcielibyśmy, by dołączyło do nas znacznie więcej osób. Mam nadzieję, że obecna sytuacja nie będzie miała wpływu na popularność i rekrutację młodych skoczków” – wyznał w rozmowie z dziennikiem VG Staale Villumstad, szef sekcji skoków narciarskich w Norweskim Związku Narciarskim.
Nadzieje działaczy studzi Thor Gotaas.
“Zajmuję się badaniem historii norweskich sportów zimowych od 25 lat. Śledzę ją od powstania współcześnie rozumianej rywalizacji sportowej, czyli jakieś dwa i pół wieku temu. Kryzysu w skokach narciarskich, który został jeszcze pogłębiony skandalem i oszustwami naszej reprezentacji, nie potrafię porównać z żadnym wydarzeniem z przeszłości. Choć wyniki na to nie wskazują, kończący się w niedzielę sezon był najgorszym w naszych dziejach” – powiedział w rozmowie z PAP historyk.
Z Oslo Mieszko Czarnecki (PAP)