Florecistka AZS AWF Poznań Martyna Jelińska w weekend stanie przed swoim największym sportowym wyzwaniem. W Madrycie powalczy w kontynentalnym turnieju kwalifikacyjnym o prawo startu w igrzyskach. „Wyjazd do Tokio byłby spełnieniem marzeń” – zaznaczyła.
Polskie florecistki ponad rok temu, jeszcze przed wybuchem pandemii, straciły szansę na występ w Tokio w turnieju drużynowym. Zakwalifikowanie się drużyny oznaczałoby możliwość startu trzech zawodniczek w rywalizacji indywidualnej. W tej sytuacji przepustkę olimpijską może wywalczyć tylko jedna Polka.
Jeszcze miesiąc temu główną kandydatką do startu w turnieju kwalifikacyjnym, nawet z szansami awansu bezpośredniego na podstawie miejsca w rankingu, była Julia Walczyk z KU AZS-UAM Poznań. Liderka reprezentacji słabo wypadła w pierwszych po pandemicznej przerwie zawodach Pucharu Świata w Dausze, gdzie została wyeliminowana w fazie grupowej. Jelińska z kolei odpadła w 1/32 finału, ale punkty zdobyte w Katarze pozwoliły jej na wyprzedzenie Walczyk na krajowej liście klasyfikacyjnej do turnieju w Madrycie.
„Julia miała szansę nawet uzyskać kwalifikację na podstawie rankingu światowego, bez konieczności późniejszego startu w turnieju kwalifikacyjnym. Natomiast ja swoje szanse oceniałam pół na pół. Tak naprawdę startowałyśmy w międzynarodowych zawodach po raz pierwszy po ponadrocznej przerwie. Po Julii widać było, że ta przerwa źle na nią wpłynęła. Ja z kolei skupiałam się na sobie, ale cały czas jednak wierzyłam, że uda mi się zdobyć tyle punktów, by móc wystartować w turnieju kwalifikacyjnym” – powiedziała PAP Jelińska.
Start całej reprezentacji w Dausze był jednak mocno przeciętny. Pewnym usprawiedliwieniem takiej postawy był fakt, że do Kataru poleciały bez chorego trenera kadry Pawła Kantorskiego. Z różnych względów nie mógł go też nikt zastąpić.
„To prawda, wszystkie walczyłyśmy średnio. To też wynikało z tego, że nam ogólnie brakowało samych kontaktów i treningów z zawodniczkami zagranicznymi. A niektóre reprezentacje miały taką możliwość. My tylko raz byłyśmy we Włoszech, gdzie trenowały dziewczyny z wielu innych krajów. A tak naprawdę to jest zupełnie inna szermierka niż ciągłe pojedynki między sobą. Sama nieobecność trenera też pewnie miała znaczenie, szczególnie dla dziewczyn, z którymi pracuje w klubie, jak właśnie jest w przypadku Julii. Ale dla nas wszystkich nie była to komfortowa sytuacja, do tego przez te wszystkie restrykcje nie mogłyśmy za bardzo potrenować przed zawodami” – tłumaczyła.
Jelińska wraz z całą reprezentacją w ubiegłym tygodniu przebywała na zgrupowaniu w Cetniewie, gdzie trenowała po okiem asystentów Kantorskiego – Mateusza Witkowskiego i Krzysztofa Żurawskiego. Przed samym wyjazdem do Hiszpanii będzie przygotowywać się w Poznaniu, z klubowym trenerem Włodzimierzem Węcławkiem, który jest jednocześnie trenerem męskiej kadry. Wobec absencji Kantorskiego, Węcławek będzie ją także wspierał w Hiszpanii.
W Madrycie odbędzie się także rywalizacja w szpadzie i szabli. Łącznie wystąpi pięcioro biało-czerwonych, a prawo startu w igrzyskach zapewnią sobie tylko zwycięzcy zmagań.
Poznańska florecistka przyznała, że w ostatnich dniach skupia się już tylko na pracy nad… głową i radzeniu sobie ze stresem.
„Zaraz po zawodach Pucharu Świata w Katarze obiecałam sobie, że nie będę się stresować. Podejdę z czystą głową, bo i tak nie mam nic do stracenia. Jak będzie mi dane wygrać, to wygram, ale staram się +nie spinać+. Stres mnie czasami paraliżuje i pewnie on też w końcu się pojawi. Start w Tokio byłby spełnieniem marzeń, które tak naprawdę pojawiły się już po igrzyskach w Rio de Janeiro. To byłaby taka wisienka na torcie mojej ciężkiej, wieloletniej pracy. Chciałabym móc powalczyć z najlepszymi zawodniczkami na świecie i poczuć przede wszystkim prestiż tej imprezy” – przyznała.
Jelińska w Madrycie będzie jedną z najwyżej rozstawionych uczestniczek. Przed nią w rankingu są tylko dwie zawodniczki.
„Tylko Izraelka Nicole Pustilnik i Hiszpanka Maria Marino są ode mnie sklasyfikowane wyżej i to one będą głównymi faworytkami. Ale akurat tak się złożyło, że z Pustilnik walczyłam ostatnio w Dausze o awans do 1/32 finału i wygrałam. Mam zatem taką małą przewagę” – wspomniała.
W 2016 roku w Rio de Janeiro Polskę w kobiecym florecie reprezentowała Hanna Łyczbińska. Z kolei po raz ostatni w turnieju drużynowym biało-czerwone wystąpiły na igrzyskach olimpijskich w Londynie w 2012 roku i zajęły piątą lokatę.(PAP)
autor: Marcin Pawlicki