Dziesiątki tysięcy Amerykanów mogły zostać narażone na kontakt z testami na COVID-19 i ciążowymi, które były wytwarzane w nielegalnym, chińskim laboratorium w Kalifornii. W tej samej pracowni służby odkryły m.in. setki myszy, zakażonych wirusem SARS-CoV-2 oraz próbki z podejrzanym materiałem genetycznym. Produkowane tam testy ciążowe i COVID-owe mogły być narażone na kontakt z m.in. wirusem malarii oraz HIV.
Ośrodek badawczy w małym kalifornijskich miasteczku Reedley został zamknięty na początku tego roku. Kilka dni temu w mediach pojawiły się pierwsze informacje o wynikach śledztwa ws. nielegalnego laboratorium.
Okazało się, że w pracowni wytwarzano testy na COVID-19 i testy ciążowe, które trafiały potem na amerykański rynek. W laboratorium znaleziono także setki zarażonych chorobami myszy oraz „setki próbek patogenów, krwi i podejrzanych chemikaliów ułożonych w pudełkach i lodówkach”.
Laboratorium było prowadzone przez firmę Universal Meditech Inc., powiązaną z Chinami.
Dr William Schaffner, profesor chorób zakaźnych na Vanderbilt University, powiedział mediom, że istnieje ryzyko, że ktoś został zakażony chorobą po skorzystaniu z testu ciążowego lub COVID-owego, wyprodukowanego w chińskim laboratorium. Zwrócił uwagę, że testy zostały wykonane w wyjątkowo niesterylnym miejscu.
Na początku tego roku FDA wycofała 56 300 testów na COVID-19 od Universal Meditech, które były sprzedawane na terenie dwóch stanów. Urzędnicy twierdzą, że firma nigdy nie uzyskała zgodny na dystrybucję tych produktów.
Red. JŁ
(Źródło: Daily Mail)