10.4 C
Chicago
czwartek, 1 maja, 2025

Dr K. Szułdrzyński: Szpitale nie mają pieniędzy na niezbędne inwestycje, często nie mają też pieniędzy na bieżące działanie

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Szpitale nie mają pieniędzy na niezbędne inwestycje, często nie mają też pieniędzy na bieżące działanie. Organizowanie ochrony to odległy priorytet – powiedział PAP dr n. med. Konstanty Szułdrzyński, anestezjolog, internista, z-ca dyrektora ds. medycznych Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA.

PAP: To, co się wydarzyło w krakowskim szpitalu – atak na lekarza zakończony jego śmiercią – wstrząsnęło Polską. Czy pana zdaniem jest to tragiczny efekt rosnącej frustracji społeczeństwa, która jest – między innymi – spowodowana także niewydolnością systemu ochrony zdrowia?
Konstanty Szułdrzyński: Myślę, że doszukiwanie się jakiegokolwiek wytłumaczenia dla kogoś, kto morduje innego człowieka, że był może sfrustrowany, bo się nie dostał do lekarza, nie ma sensu. Uważam, że to zdarzenie jest skutkiem jakiegoś szaleństwa, obłędu albo działania substancji psychoaktywnych.
PAP: Inna sprawa, że nasze szpitale nie są w zasadzie chronione, co najwyżej zatrudniają w charakterze ochroniarzy starszych panów z brzuszkami legitymujących się grupą inwalidzką.
K.Sz.: Z tego, co wiem, w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie jest ochrona, natomiast nie jesteśmy w stanie – przy tak ogromnej liczbie pacjentów, którzy wchodzą do szpitala – w żaden sposób ich kontrolować ani zapewnić bezpieczeństwa wszystkim pracownikom. Byłoby to możliwe w większym niż obecnie stopniu, gdyby nas było na to stać, natomiast jaka jest sytuacja finansowa szpitali w Polsce, wszyscy świetnie wiemy.
Jest zapotrzebowanie na większą liczbę usług medycznych, niż NFZ jest w stanie sfinansować. W związku z tym szpitale nie mają pieniędzy na niezbędne inwestycje, często nie mają też pieniędzy na bieżące działanie. Tak więc organizowanie ochrony stanowi dość odległy priorytet.
PAP: Szpital Uniwersytecki w Krakowie jest największą tego typu placówką w kraju. Co to oznacza?
K.Sz.: To jest szpital, który ma 1400 łóżek, zatrudnia zapewne powyżej 4 tys. osób personelu. Proszę też wziąć pod uwagę, że są tam poradnie, które przyjmują każdego dnia kilkukrotnie większą liczbę pacjentów, niż ci, którzy leżą na oddziałach. Do tego dochodzą dostawcy, personel pomocniczy, rodziny chorych. Można więc oszacować, że codziennie przewijają się tam dziesiątki tysięcy osób.
PAP: Nie uważa pan, że tym bardziej, przy takim nawale ludzi, należałoby bardziej zadbać o jakość ochrony?
K.Sz.: Trudno mi sobie wyobrazić, żeby w placówkach medycznych, nawet, gdyby nas było na to stać, zatrudniać oddziały antyterrorystyczne, bo – jak sądzę – tylko „specjalsi” byliby wystarczającą ochroną przed atakiem oszalałego nożownika. Albo przynajmniej należałoby zamontować bramki z detektorami metalu, prześwietlać bagaż osób wchodzących etc., zapewnić taki standard bezpieczeństwa, jak na lotniskach. Ja sobie tego rodzaju zabezpieczeń w szpitalu po prostu nie wyobrażam.
Problem leży także w tym, że szpitale – z punktu widzenia zarządzania bezpieczeństwem – są bardzo szczególnymi miejscami, choćby z tego powodu, że mają bardzo dużo wejść, których nie sposób strzec jednocześnie. Tak samo, jak nie sposób jednocześnie strzec wszystkich, ciągnących się kilometrami, korytarzy, licznych przestrzeni wspólnych, o gabinetach nie wspominając.
PAP: Uważa pan, że ten atak w Krakowie był jednostkowym incydentem, więc nie ma powodów, żeby z jego powodu bić w dzwony na trwogę?
K.Sz.: Niestety, obawiam się, i to już abstrahując od realiów finansowo-organizacyjnych polskiej ochrony zdrowia, że tego rodzaju incydentom nie zapobiegniemy w przyszłości.
Co jakiś czas zdarza się ktoś chory albo opętany jakąś myślą, kto decyduje się na dokonanie brutalnego, krwawego ataku, że wspomnę tylko zabójstwo Pawła Adamowicza albo atak na biuro poselskie PiS w Łodzi, w wyniku którego zginął Marek Rosiak.
PAP: O coraz częstszych i brutalniejszych atakach na ratowników medycznych nie wspominając…
K.Sz.: Z ratownikami medycznymi jest nieco inna sprawa: oni jeżdżą z pomocą także w różne niebezpieczne miejsca, gdzie ludzie żyją w sposób ryzykowny, korzystają z używek. Prawdę mówiąc, w środowisku medycznym – co jest straszne – już w jakiś sposób wszyscy przyzwyczaili się do tego, że co jakiś czas są oni atakowani, choć oczywiście nie sposób tego zaakceptować. Natomiast to, że coś takiego mogło się zdarzyć w centrum dużego miasta, w szpitalu, gdzie wszyscy powinni czuć się bezpiecznie, jest szokujące.
Tak samo, jak fakt, że może znaleźć się ktoś, kto postanawia zabić lekarza, bo mu się nie podoba jego leczenie.
PAP: Pamięta pan, co się działo, kiedy pojawił się pomysł, aby dać ratownikom medycznym, tak jak policjantom, kamery osobiste? Albo żeby montować kamery monitoringu w gabinetach lekarskich? Zaraz pojawiły się głosy, że to atak na prawa pacjenta i tajemnicę lekarską.
K.Sz.: Warto byłoby się zastanowić, czy nie dałoby się znaleźć kompromisu pomiędzy prywatnością pacjentów a bezpieczeństwem medyków. Na ulicach są tysiące kamer i mimo tego po nich chodzimy, choć ich obecność również narusza prawa do prywatności i ochrony naszego wizerunku, prawda? Jednak sam nie ośmielę się powiedzieć, gdzie ta granica leży.
PAP: Nieco się pan oburzył, kiedy wspomniałam na początku naszej rozmowy o wzrastającej wśród ludzi frustracji. To proszę powiedzieć, czym można wytłumaczyć rosnącą brutalizację w relacjach społecznych w ogóle?
K.Sz.: Rzeczywiście, ta brutalizacja postępuje, zdarza się coraz więcej ataków nie tylko na ratowników, ale też na personel w szpitalnych oddziałach ratunkowych – ze strony samych pacjentów, ale także ich rodzin. Np. dlatego, że uważają oni, iż efekt leczenia czy czas oczekiwania na pomoc jest niezgodny z ich oczekiwaniami. Uważają, że nie tylko mają prawo żądać czegoś więcej, niż jesteśmy w stanie im zapewnić, ale także, że mogą to prawo samodzielnie egzekwować, również z użyciem siły. To się staje standardem, co jest dla mnie przerażające.
Uważam, że w takich sytuacjach kamery w przestrzeniach szpitalnych byłyby pomocne, by móc szybko reagować na takie zdarzenia, poza tym sam widok takich urządzeń działałby uspokajająco na co bardziej krewkich pacjentów i ich bliskich.
Jednak tu znów pojawia się wątpliwość, czy w sytuacji powszechnego niedoboru środków w systemie ochrony zdrowia szpitale będą skłonne wydawać pieniądze na środki bezpieczeństwa? Odpowiedź wydaje się oczywista, gdyż to są setki tysięcy złotych w skali szpitala miesięcznie.
PAP: Patrząc na to z innej strony można powiedzieć, że zasób w postaci lekarzy czy w ogóle pracowników ochrony zdrowia, jest czymś bardzo cennym, gdyż bez nich cały system przestaje istnieć.
K.Sz.: Podpisuję się pod tym, co pani powiedziała, niemniej jednak chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tego skomplikowanego problemu, a mianowicie jakość debaty publicznej.
Jeśli politycy na sejmowej komisji, podczas debaty na temat tzw. terapii daremnej, czyli opieki nad pacjentami terminalnie chorymi, mówią, że w ich przypadku lekarze dokonują eutanazji czy wręcz mordują pacjentów, to jest to czymś oburzającym i skandalicznym – ale to tylko jeden z licznych przykładów. To jest po prostu dawanie przyzwolenia na branie prawa w swoje ręce i dokonywania samosądów. Niektórzy pacjenci są wręcz przekonani, że personel szpitala tylko czyha, jak by tu ich pozbawić życia, dlatego od samego początku stosują „obronę przez atak”.
Do tego dochodzi dezinformacja, która powoduje, że nie brakuje osób wierzących w to, że sepsę należy leczyć witaminą C albo że szczepionki powodują autyzm.
Ludzie są karmieni różnego rodzaju bzdurami przez tych, którzy chcą wzbudzać podziały społeczne. Potem uważają, że mają prawo domagać się takiego sposobu leczenia, w który oni wierzą, choć nie ma on nic wspólnego z medycyną.
I oni tego rodzaju oczekiwania i roszczenia potrafią czasem artykułować w sposób niezwykle gwałtowny. Pracuję na intensywnej terapii od 25 lat i mogę z doświadczenia powiedzieć, że często – ja i moim współpracownicy – spotykamy się z różnego rodzaju groźbami. Słowa typu „znajdę cię, dopadnę” są niemal na porządku dziennym. Zdarza się, że trzeba wzywać policję – dla bezpieczeństwa, ale także dla podkreślenia, dla uzmysłowienia co niektórym, że szpital i publiczna ochrona zdrowia są elementami struktury państwa.
PAP: Pozwolę podsunąć jeszcze jeden aspekt tego problemu: lekarzom często grozi się także sądem i prokuratorem, co powoduje, że na wszelki wypadek np. kierują pacjenta na niezliczone acz niekoniecznie potrzebne badania „na wszelki wypadek, żeby samemu potem nie mieć kłopotów”.
K.Sz.: Bardzo trudno się leczy pacjenta, jeśli w decyzjach dotyczących jego kuracji nie można się kierować wiedzą medyczną, tylko troską o swoje własne bezpieczeństwo. Podczas pandemii zdarzył się przypadek, że kilku ludzi goniło mnie po ulicach Warszawy. Uciekłem, potem przez jakiś czas miałem mieć nawet przyznaną ochronę. Myślę, że nie spodobało im się to, co mówiłem publicznie na temat konieczności zachowania środków bezpieczeństwa i przyjmowania szczepień.

Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

👇 P O L E C A M Y 👇

Koniecznie zobacz nowy Polonijny Portal Społecznościowy "Polish Network v2,0"